Mickiewicz zapowiada tu najistotniejsze wątki III części Dziadów. W pierwszych wersach pisze o męczeństwie narodu polskiego, powołując się na biblijną historię o rzezi niewiniątek i przyrównując Polskę do prześladowanego Chrystusa. Jako głównych winowajców cierpień Polaków wskazuje cara Aleksandra I i senatora Nowosilcowa, wpływowego dygnitarza rządu carskiego oraz carewicza Konstantego, brata Aleksandra I. W przedmowie pojawia się również wątek autobiograficzny – Mickiewicz pisze „Z tylu wygnańców jednemu tylko dotąd udało się wydobyć z Rosji” – czyniąc tym samym aluzję do własnej osoby.
Prolog
Akcja rozgrywa się 1 listopada 1823 roku w celi więziennej w klasztorze księży Bazylianów w Wilnie przy ulicy Ostrobramskiej. Dawny klasztor został przerobiony na więzienie stanu. Jest noc. Pojawiający się Anioł Stróż, zwraca się do więźnia, nazywając nieczułym dziecięciem. Jednocześnie Anioł wskazuje, że przed niebezpieczeństwami i pokusami chronią więźnia jedynie dobre uczynki jego zmarłej matki i prośby, które zanosi ona właśnie do Boga.
Nadchodzi ranek. Mężczyzna budzi się umęczony, rozmyślając nad naturą nocy. Nie potrafi zaakceptować braku wyjaśnień astrologów, odnośnie tego, dlaczego słońce codziennie musi zachodzić. Więzień rozmyśla nad tym, że nikt również nie zbadał przyczyn, dla których ludzie zasypiają. Mężczyzna jest przekonany, że warto zająć się życiem duszy. Sam nie wie, co o nim myśleć, ponieważ marzenia senne to świat dla niego wyjątkowo tajemniczy. Jednocześnie twierdzi, że jest w stanie odróżnić sen od pamięci. Jest przekonany, że doskonale wie, co to jest wyobraźnia. Jest pewny, że marzenie leży poza jej granicami. Przytacza, że według mędrców sen jest jedynie wspomnieniem lub też grą wyobraźni. On jednak źle znosi sny – straszą go i próbują zaatakować iluzją, a to wszystko budzi jego zmęczenie. W końcu mężczyzna zasypia ponownie.
Na scenie pojawiają się Duchy, dobre i złe, które walczyć będą o duszę śpiącego więźnia, którym jest Gustaw-Konrad. Te z prawej strony chcą położyć mu pod głowę miękki puch i przyjaźnie śpiewać. Duchy z lewej strony jednak mówią, jak bardzo smutna jest noc, którą trzeba spędzać w więzieniu. Przypominają, że w mieście odbywa się w tym czasie wielka uczta, z daleka słychać huczną muzykę. Widać także kometę na niebie. Duchy przypominają, że kto ruszy w drogę za kometą, może zatopić się w sennym marzeniu. Ponownie pojawia się Anioł, który mówi, że wyprosił u Boga, aby ten oddał więźnia w ręce wroga. Tutaj powinien on w samotności zastanowić nad swoją przyszłością i przeznaczeniem. W końcu odzywa się Chór Duchów Nocnych. Duchy opowiadają, że w ciągu dnia dokucza im Bóg, dlatego porą ich działalności jest noc. Noc i związana z nią ciemność potrafi zatruć pobożność człowieka i pozbawić go naturalnie przypisanej mu poczciwości. Także i Chór Duchów Nocnych chce śpiewać nad więźniem. Liczą one, że będą w stanie zawładnąć mężczyzną, jego myślami i duszą, aż stanie się ich sługą. Anioł wyprowadza je z błędu. Przekonuje, że za więźniem modlą się zarówno na ziemi, jak i w niebie. Spływa na niego więc ogromna łaska. Anioł zapowiada również, że mężczyzna wkrótce opuści więzienie.
Więzień się budzi. Anioł zwraca się do niego, pytając, czy interpretuje swoje sny i zapowiada mu, że wkrótce będzie wolny. Mężczyzna, odzyskując w pełni świadomość, nie jest w stanie rozstrzygnąć, czy słowa, które pamięta, były snem czy jednak boskim objawieniem. Zasypia raz jeszcze. Tym razem nad jego myślami czuwają Aniołowie.
Rozpoczyna się walka o duszę mężczyzny. Toczą ją dobre i złe moce. Duch z prawej strony zapowiada, że już kolejnego dnia rozstrzygnie się, kto odniósł zwycięstwo w tej jednej chwili, kiedy to decydują się losy człowieka. Chwili, która często decyduje o całym przyszłym życiu. Duchy z lewej strony nie zamierzają choćby na chwilę odpuścić tej walki. Chcą jeszcze podwoić swój wpływ na więźnia. Mężczyzna budzi się kolejny raz. Jest przekonany, że będzie wolny, ale nie ma pojęcia, skąd czerpie tę wiedzę. Jednocześnie towarzyszy mu świadomość, że opuszczenie więzienia niczego do końca nie rozwiązuje. Prawdopodobne jest bowiem, że grozi mu wygnanie. Być może będzie musiał żyć wśród cudzoziemców, co będzie ogromnym cierpieniem. Jest on poetą, a wizja bycia niezrozumiałym, brak odbioru przesłania jego wierszy, jest przerażająca. Bez znaczenia jest fakt, że będzie żywy, jeśli jego utwory będą jedynie zbiorem obcych dźwięków dla tych, wśród których przyjdzie mu żyć. Tym samym stanie się też martwy dla swojej ojczyzny. Przekonuje natomiast,, że do tej pory ci, którzy odpowiadają za jego aresztowanie, nie byli w stanie odebrać mu tego, co stanowi o jego wartości – mocy twórczej.
Po tej deklaracji na ścianie celi kreśli napis „Tu zmarł Gustaw (…) narodził się Konrad”. Ta symboliczna zmiana imienia może być odczytana jako wewnętrzna metamorfoza bohatera. Gustaw, romantyczny kochanek z IV części Dziadów, który porzucony przez ukochaną kres swoich cierpień widzi w samobójczej śmierci, przemienia się w Konrada, człowieka wypełnionego miłością do całego narodu i który będzie gotowy poświęcić swoje życie walce o wolność ojczyzny i szczęście rodaków.
Więzień ponownie zasypia. Pojawia się nad nim Duch, który przemawia bezpośrednio do niego. Mówi więźniowi, że on nie zdaje sobie sprawy z posiadanej siły i tego, jak wielką władzę mają jego myśli. Więzień jeszcze nie odkrył swojego potencjału. Duch mówi, że mężczyzna posiadł ten dar właśnie tutaj, w chwili kiedy przebywając samotnie w więzieniu. Duch jest przekonany o ogromnej mocy więźnia, która potrafi przywołać anioły, diabły, obalić, ale i podźwigać trony.
AKT I
SCENA I (Tzw.Więzienna)
Akcja rozgrywa się w Wigilię Bożego Narodzenia, czyli 14 grudnia, 1823 roku w celi Konrada. Od chwili wewnętrznej przemiany więźnia minęły już prawie dwa miesiące. W jego celi zbierają się więźniowie, bowiem mieści się ona najdalej od pomieszczenia strażników. Dzięki temu, że więźniów pilnuje Polak, były legionista – Kapral, który jest im życzliwy, więźniowie mogą spędzić razem ten wyjątkowy wigilijny wieczór.
Kiedy już wszyscy są razem, Żegota opowiada o tym, jak znalazł się w więzieniu i dlaczego w ogóle tutaj trafił. Złapano go w domu, a dokładniej w stodole. Wiedział już wcześniej o śledztwach, które od jakiegoś czasu trwały w Wilnie. Mówi o tym, że widział, jak obok jego domu przejeżdżały kibitki. Nie był jednak pewny, kogo się szuka, a przede wszystkim za co. Żegota mówi, że nie należy przecież do żadnego spisu. Jest przekonany, że rząd po prostu próbuje tymi aresztowaniami wyłudzić pieniądze od rodzin więźniów w zamian za ich zwolnienie. Żegota nie wierzy, że w jakimkolwiek stopniu grozi im wywózka na Sybir. Przecież są niewinni. On w końcu niewiele z tego wszystkiego rozumie, dlatego prosi przyjaciół, aby wyjaśnili mu, o co właściwie chodzi.
Z wyjaśnieniem przychodzi Tomasz, który mówi o tym, jak do Wilna z Warszawy przybył Nowosilcow, który od jakiegoś czasu był w niełasce u cara. Za wszelką cenę starał się wytropić w Polsce spisek przeciwko carowi, ale ponieważ w Warszawie mu się to nie udało, postanowił się z poszukiwaniami przenieść na Litwę. Liczy, że tutaj wreszcie uda mu się wskazać rewolucjonistów, a dzięki temu powrócić do łask. Nowosilcow nie chce sobie pozwolić na kolejną porażkę, śledztwo prowadzone jest więc w tajemnicy, nikt na dobrą sprawę nie zna zarzutów, trudno więc jest się bronić z takiej pozycji. Tomasz mówi, że właściwie nikogo tutaj nie interesują wyjaśnienia więźniów, bo szuka się winnych, a nie usprawiedliwień. W tej sytuacji, szukając jakiegoś wyjścia, więźniowie postanawiają, że niektórzy z nich przyznają się do winy, poświęcając się dla większości i broniąc pozostałych przed represjami. Jednym z takich odważnych więźniów jest właśnie Tomasz. Próbuje on namówić także kilka innych osób. Sugeruje, że na ochotników powinni zgłosić się więźniowie starsi i nieposiadający rodzin. Chodzi o to, aby minimalizować cierpienie wszystkich wokół. Tomasz uważa, że ratować trzeba przede wszystkim młodych, którzy mogą jeszcze wiele zdziałać.
Żegota, który jest najnowszym uwięzionym, chce się dowiedzieć, jak długo pozostali są już w więzieniu, jednak większość z nich w więzieniu straciła poczucie czasu. Frejend sugeruje, że największą wiedzę ma Tomasz, ponieważ został on aresztowany jako pierwszy i można spodziewać się, że jako ostatni opuści więzienie. Tomasz pełni rolę przewodnika dla nowo przybyłych. Każdego wita, tłumaczy im, jak wygląda życie w więzieniu, zdaje się wiedzieć wszystko. Frejend stwierdza, że Tomasz doskonale odnalazł się w tym miejscu. Do rozmowy włącza się Jakub, który mówi o tym, że jego uwięzienie trwa już 8 miesięcy. Żali się, że bardzo mocno odczuwa rozłąkę z rodziną. Tomasz natomiast ironicznie stwierdza, że tak bardzo przywykł do przebywania w więziennych murach, że teraz szkodzi mu pobyt na świeżym powietrzu. Frejend czuje natomiast bezradność. Wojna dawała poczucie sprawstwa, natomiast pozorny pokój i zakończenie działań wojennych mu to odebrało. Mężczyzna marzy o tym, aby znów móc realnie walczyć. Jest gotów polec za Tomasza czy Konrada. Temu ostatniemu mówi, że wie, że jest on wielkim poetą. Okazuje się bowiem, że Frejend słyszał, że Konrad jest autorem pieśni, które poruszają duszę i serce
Nagle temat zupełnie się zmienia. Jakub pyta, czy ktoś ma jakieś nowiny, co dzieje się w mieście. Te przynoszą ci, których danego dnia zabierają na przesłuchanie. Na takim był tego dnia Jan Sobolewski, który stał się świadkiem wywożenia na Syberię młodzieży ze szkół litewskich i żmudzkich. Niezwykle wymowna jest historia o jednym z wywiezionych, Janczewskim, który pomimo cierpienia i bólu zachowywał się dumnie i z honorem. Siedząc już w odjeżdżającej kibitce, krzyknął trzykrotnie „Jeszcze Polska nie zginęła”. Ten okrzyk sprawił, że płaczący ludzie umilkli, a żołnierze pobledli. Sobolewski widział również Wasilewskiego, który w trakcie śledztwa został tak skatowany, że nie mógł iść o własnych siłach. Jeden z żołnierzy podszedł do niego, podniósł i zaniósł na kibitkę. Sam ocierał sobie przy tym oczy. Wasilewski przypominał bowiem ciało ukrzyżowanego człowieka. Kolejne kibitki ruszyły w drogę. W jednej z nich znajdował się niewidomy człowiek. Leżał na słomie i wyciągnął dłoń do ludzi. Wszystkie te sceny robiły ogromne wrażenie.
Opowiadaniu Sobolewskiego przysłuchuje się Konrad, który w pewnym momencie zaczyna śpiewać pieśń zemsty z refrenem „Zemsta, zemsta, zemsta na wroga/Z Bogiem i choćby mimo Boga!”. Pieśń ta wydaje się księdzu Lwowiczowi „Pieśnią szatańską”. W odpowiedzi na zarzuty księdza, Konrad wygłasza „Małą improwizację”, wstęp do sceny II. Bohater mówi o swojej zdolności poznania przyszłych dziejów Polski. W swoim widzeniu zdaje się być orłem, który „sokolim okiem” przejrzy boskie wyroki. Jednak nagłe pojawienie się kruka, symbolu pychy, plącze jego myśli, a zmieszany Konrad przerywa improwizację.
Słychać sygnał do zmiany warty. Kapral nakazuje wszystkim, aby rozeszli się do swoich cel. Wszyscy odchodzą. Konrad zostaje sam.
SCENA II IMPROWIZACJA
To jedna z najważniejszych scen w całym utworze. Konrad długo milczy. W celi słychać jedynie przerażającą ciszę. Po długim milczeniu Konrad się odzywa. Uważa, że ludzie nie biorą go na poważnie zarówno jako śpiewaka, jak i poetę. Jest przekonany, że nawet ci, którzy są na niego otwarci, nie są w stanie zrozumieć jego twórczości. A nawet jeśli wydaje im się, że rozumieją, to nie są w stanie dostrzec wszystkich jej promieni. To wszystko sprawia, że Konrad czuje się po prostu nieszczęśliwy. Ma poczucie, że trudzi się, wysila swój głos i język dla ludzi, którzy nie chcą lub nie potrafią go rozumieć. Jest natomiast przekonany, że jego myśli są bystre, że stają się słowami, które mają moc pochłaniania myśli. Konrad drży, zastanawiając się, czy ludzie są w ogóle w stanie zrozumieć głębszą poezję i ukryte w niej znaczenia. Ludzie nie dostrzegają w pieśni innych emocji niż te, które są w stanie odczytać z twarzy poety.
Konrad uznaje pieśń za gwiazdę znajdującą się na granicy świata. Zwykły, ziemski wzrok nie jest w stanie jej dosięgnąć. Przekonuje on jednak, że pieśniom wcale nie są potrzebne ludzkie oczy czy uszy. Pieśń powinna rezonować bowiem w duszy, tylko dzięki temu jest ona w stanie znaleźć odpowiedź na wysokościach.
Osamotniony Konrad w swoi monologu zwraca się w końcu bezpośrednio do Boga, a także natury. Chce, aby te dwie siły go wysłuchały. Uznaje, że tylko te dwie instancje mają prawo słuchania jego pieśni. Konrad uważa się za mistrza, którego dzieł ma prawo słuchać jedynie Bóg i natura.
Konrad demonstruje swoją twórczość. Wyciąga dłonie do niebios. Mówi o tym, jak kładzie je na gwiazdach i porusza nimi dzięki mocy swojego ducha. Konrad wydobywa z nich niezwykłe tony. Sam jednak doskonale panuje nad tym, co robi. Zdaje się wiedzieć o każdym dźwięku. Dzięki temu jest w stanie idealnie dzielić i łączyć kolejne dźwięki, zamykając je w tęczę, akordy, błyskawice. W końcu idzie o krok dalej. Wznosi bowiem ręce na krawędzie świata. Tam zatrzymuje pędzące kręgi gwiazd. Jawi się niczym mistrz, który ma moc panowania nad całym stworzeniem. Konrad cały czas śpiewa i jednocześnie słucha swojej pieśni. Ponownie podkreśla, że tylko Bóg i natura są godni jej słuchać.
Konrad jest przekonany, że buduje pieśń wielką i nieśmiertelną. Uznaje ją za pieśń tworzenia. Mówi wprost, że z jednej strony czuje nieśmiertelność, z drugiej strony – ją tworzy. Jednocześnie zwraca się do Boga, z bardzo mocnym, oscylującym na granicy bluźnierstwa pytaniem, czy On-Bóg byłby w stanie stworzyć coś większego od dzieła jego-Konrada. Nie odpowiada jednak sam na to pytanie. Góruje ono jednak nad całą resztą improwizacji.
Konrad swoje myśli czyni słowami, opowiada o tym, jak wzlatują one do nieba, a następnie się na nim rozsypują. Patrzy na to, jak tworzy i co tworzy. Zachwyca się pięknem własnych słów, ma wrażenie materialnej ich obecności i ruchu. W końcu swoje myśli nazywa dziećmi, które kocha ponad wszystko. Jest przekonany, że jest ojcem stworzenia – rozważań, uczuć, gwiazd, wichrów.
Konrad mówi o swojej wielkości. Wynosi się ponad wszystkich innych. W swojej wyobraźni pokonuje oczywiście innych poetów, a także mędrców i proroków, których wielbi świat. Uznaje się za lepszego od nich. Jego zdaniem żadna z tych postaci nigdy nie będzie w stanie poczuć jednocześnie takiej siły Konrad śpiewa sobie i dla siebie, ale to właśnie decyduje o pełni mocy jego twórczości. To właśnie tej nocy ma przekonać się, czy posiadł moc, którą sobie przypisuje, czy rządzi nim tylko duma. Okazuje się więc, że ta chwila to sprawdzian i przeznaczenie w jednym. Moment, kiedy wszystko ma się rozstrzygnąć. Konrad mówi o tym, jak bardzo pragnie wytężyć ramiona swojej duszy, przekroczyć ograniczenia ciała, a dzięki temu ruszyć w lot, który zaprowadzi go ponad gwiazdy. Chce dotrzeć tam, gdzie spotyka się Stwórca i natura. Swoje ramiona postrzega jako skrzydła. Mówi o tym, że lewe obejmuje przeszłość, prawe opiera się o przyszłość. Opisuje, jak wchodzi po promieniach uczucia do Boga. Jest gotów zajrzeć w jego serce. Chce stawić się przed twórcą, unosi go tutaj przekonanie o własnej potędze i wielkości duszy. Mówi jednak wyraźnie, że jego serce zostało w ojczyźnie. Miłość Konrada do kraju jest tak ogromna, że obejmuje nią cały naród, za który i w imieniu którego cierpi. Swoimi ramionami obejmuje przeszłe i przyszłe pokolenia Polaków, dla których chce być jednocześnie przyjacielem, kochankiem i małżonkiem. Marzy o tym, by uszczęśliwić cały świat.
Konrad prezentuje się jako stający wobec Boga, uzbrojony przede wszystkim ze władzę myśli. To właśnie ona jest w stanie wydrzeć gromy niebiosom. Konrad jest przekonany, że w jego władzy jest jednak znacznie więcej. Towarzyszy mu przekonanie, że moc, którą posiada, nie została mu przekazana przez ludzi.. Źródłem tej siły nie może być rajskie drzewo złego i dobrego, ale te siły, które stanowią podstawę mocy samego Boga. Konrad stawia się na równi ze Stwórcą. Poeta mówi, że nie prosił o tę siłę, nie boi się więc również jej stracić. Podkreśla nadal jednak, że dysponuje równie sprawnym i bystrym spojrzeniem jak Wszechmocny. Jego siła jest tak ogromna, że ulegnie przed nią nawet sam Bóg. Konrad coraz bardziej umniejsza Bogu i przypisuje sobie jego przymioty. Żąda właściwie nie tylko władzy nad światem, bo tę już w swojej opinii ma, lecz także władzy nad ludzkimi duszami.
Konrad żąda od Boga władzy nad duszami ludzi. Marzy o władzy, która będzie oznaczała, że wszyscy będą odgadywać jego pragnienia i spełniać je z radością. Jawi się jednak jednocześnie jako autokrata, zakłada bowiem, że jeśli ktoś odważy mu się sprzeciwić, powinien cierpieć. Widzi ludzkość jako materiał swojej twórczości, który niczym nie różni się od jego słów i myśli. Chce być przywódcą narodu, rządzić uczuciami ludzi, pragnie zbawić cały naród. Jednak Bóg milczy, co jest dla bohatera nie do zniesienia. Podburzany przez złe duchy Konrad znajduje się na skraju bluźnierstwa. Decyduje się na ostateczny krok – nazwanie stwórcy carem, a zatem największym złem. Pragnie sprowokować Boga, by ten w końcu zareagował. Na szczęście słowa o Bogu-carze świata wypowiada szatan, a Konrad traci przytomność, co ratuje go od bluźnierstwa i ostatecznego zatracenia duszy. Bohater pada zemdlony na podłogę celi.
Kiedy Konrad jest już nieprzytomny, ponownie pojawiają się duchy. Te z prawej strony modlą się za jego duszę i jednocześnie próbują odpędzić duchy z lewej strony. Te z kolei chcą jeszcze bardziej pognębić Konrada, zanim ten odzyska świadomość. Duchy są niepocieszone, że diabeł nie pomógł Konradowi, aby ten był w stanie wykrzyknąć ostatnie słowo, co jeszcze tylko wzmocniło dumę Konrada. Duchy jednak znikają na dźwięk kroków nadchodzącego księdza.
SCENA III (Egzorcyzmy)
Konrad jest nieprzytomny. W jego celi pojawia się Kapral razem z Księdzem Piotrem i jednym z więźniów. Ksiądz Piotr zaczyna modlić się za duszę Konrada, a więzień dostrzega, że poeta jest w wyjątkowo złym stanie. Jest przekonany, że to atak epilepsji. Zwraca się do pozostałych mężczyzn, aby pomogli przenieść Konrada na łóżko. Mówi także, że poecie zdarzało się już wpadać w podobne nastroje: najpierw śpiewał, potem dużo mówił, ale następnego dnia najczęściej wydawał się zupełnie zdrowy. Teraz jednak jest inaczej.
Kapral stara się uspokoić więźnia, przekonuje go, że najlepiej, jeśli Ksiądz Piotr w spokoju pomodli się za Konrada. Wyjaśnia się, skąd pojawiają się tutaj wszyscy. Okazuje się, że podczas obchodu dostrzeżono hałas z celi Konrada, strażnik zajrzał przez dziurkę od klucza i tak się zaniepokoił, że pobiegł po księdza. Kapral czuje się jednak zaniepokojony wspomnieniem oczu Konrada. Mówi, że jako żołnierz wielokrotnie widział jak umierali ludzie, lecz takiego wyrazu twarzy nie miał okazji widzieć kiedykolwiek wcześniej. Kapral zwraca się do więźnia, aby ten wrócił do swojej celi i zostawił Księdza Piotra samego z Konradem.
Poeta mówi, że modlitwa na nic się nie przyda, ponieważ dostrzegł on przepaść, z której trudno zawrócić. Nie chce być w tym miejscu. Deklaruje jednak, że jest w stanie wszystko wytrzymać. Ksiądz Piotr próbuje go uspokoić, przekonując, że jest w stanie mu pomóc. Zwraca się w tym samym momencie do Kaprala, prosząc go, aby także i on opuścił celę. Ksiądz Piotr czuwa nad Konradem.
Konrad zrywa się z łóżka. Mówi, że widzi Rollisona – chodzi tu o Jana Mollesona, ucznia, któremu karę śmierci zamieniono na zesłanie na Sybir. Konrad opisuje, że widzi go we krwi, pobitego w trakcie przesłuchania. Mówi, że Rollinson także nie został wysłuchany przez Boga, u którego przecież szukał ratunku. Konrad chce w tym geście zastąpić Stwórcę, dać pocieszenie Rollinsonowi. Okazuje się jednak, że jedyne, co może, to wskazać mu drogę do śmierci. Zwraca się do niego, wskazując przepaść, w którą lepiej skoczyć niż pozostać na ziemskim padole. Jak zwraca uwagę Konrad, w przepaści nie ma przynajmniej już braci, matek, narodów. Ksiądz Piotr zdaje sobie sprawę, że Konrad został opętany.
Rozpoczyna egzorcyzmy. Chce zmusić ducha, aby przemówił ustami więźnia. Duch odpowiada mu w kilku językach – po francusku, angielsku, niemiecku, hiszpańsku. Zmusza księdza, aby rozmawiał z nim po francusku. Ten pyta, kim on jest, zaś demon mówi: „Jestem legion”. Mówi zagadkami, nie ujawniając czytelnie swojej tożsamości.
Ksiądz Piotr się modli. Diabeł przyznaje, że nie wybrał najlepiej, wchodząc w duszę poety. Mówi: „Przyznaję, że wlazłem niezgrabnie w tę duszę, tu mnie kole: ta dusza jest jak skóra jeża. Zwraca się do księdza, nazywając go majstrem i sugerując, że powinien on zostać wybrany na papieża. Prowokuje go i kpi z modlitwy. Próbuje oderwać go od niej, obiecując mu, że zdradzi przyszłość. Przyznaje w końcu, że jest prostym diabłem, który pojawił się na rozkaz szatana, aby przejąć władzę nad duszą Konrada. Diabeł przepowiada też księdzu, że następnego dnia będzie bity.
Bernardyn cały czas prowadzi egzorcyzmy, ale diabeł próbuje go powstrzymać za wszelką cenę. W końcu Ksiądz Piotr pyta, gdzie jest więzień, na którego duszę poluje demon. Diabeł odpowiada mu, że w drugim klasztorze Dominikanów. Od razu jednak uzupełnia, że tutaj już nie można noc zrobić, bo ten człowiek jest grzesznikiem. Kapłan pyta, jak można go uratować. Demon niechętnie, ale w końcu udziela odpowiedzi – „Wina - Chleba”. Po tych słowach Ksiądz Piotr zaczyna rozumieć, że potrzeba chleba i krwi Pana i udaje mu się przepędzić ducha, który uchodzi.
To właśnie dzięki tej scenie Konrad będzie mógł w przyszłości znów stanąć do walki i być może zostać mężem opatrznościowym z Widzenia księdza Piotra – charyzmatycznym przywódcą narodu, ukrytym pod liczbą czterdzieści i cztery.
Konrad budzi się. Jest zdezorientowany. Nie wie, kim jest człowiek, który pomaga mu się podnieść. Konrad jest zdziwiony, że podaje mu rękę, w końcu to on, poeta, gardził ludźmi, a nawet aniołami. Ksiądz sugeruje Konradowi modlitwę. Mówi, że obraził Boga i został opętany przez złego ducha. Zwraca się jednocześnie do Stwórcy z prośbą o litość, jednocześnie wskazując Konradowi, że musi odpokutować za swoje winy. Ksiądz pada krzyżem na ziemię i przemawia do Boga jak uniżony sługa. Prosi o możliwość przyjęcia kary za winy Konrada. W tym momencie z pobliskiego kościoła słychać pieśń na Boże Narodzenie. Nad Księdzem Piotrem pojawia się chór aniołów wychwalających jego pokorę. Ksiądz Piotr wychodzi.
Archanioł Pierwszy śpiewa jednak o tym, jak Konrad zgrzeszył przeciwko Bogu, Drugi – dopowiada, że Konrada opłakują anioły i jednocześnie się za niego modlą. Kolejny Anioł śpiewa pieśń o narodzinach Jezusa, którego jako pierwszego dostrzegli pastuszkowie, a nie mędrcy czy królowie. Komentuje to Chór Aniołów, który przypomina, że Bóg objawia prostym ludziom to, czego odmawia możnym świata. Archanioły jeszcze raz bronią Konrada. Mówią, że jego przemowa nie była podyktowana potrzebą sławy czy osiągnięcia wyjątkowej mądrości. . Archaniołowi zwracają się więc do Boga z prośbą, aby przebaczył Konradowi, a ten mógł na nowo czcić krzyż.
SCENA IV (DOM WIEJSKI PODE LWOWEM – Widzenie Ewy)
Akcja tej sceny zostaje przeniesiona do wiejskiego domu pod Lwowem. Młoda dziewczyna, Ewa układa kwiaty przed obrazem Najświętszej Marii Panny, po czym klęka i się modli. W tym samym momencie do pokoju wchodzi jej siostra – Marcelina. Mówi, że jest już po północy, więc czas iść spać. Ewa protestuje, pomodliła się bowiem już za ojczyznę i swoich rodziców, zależy jej jednak jeszcze na możliwości odmówienia modlitwy za skazańców. Przypomina, że ona i oni wszyscy są dziećmi tej samej matki – Polski. Dziewczyna wydaje się bardzo przejęta tym, co miała okazję usłyszeć od Litwina, któremu udało się uciec przed więzieniem. Opowiedział jak car kazał aresztować wszystkich młodzieńców, a następnie nakazał zamknąć ich w więzieniach. Litwin jest przekonany, że car – jak Herod – chce zniszczyć całe pokolenie. Ewa przypomina, że rewelacje te bardzo zaniepokoiły i zasmuciły jej ojca. Po wysłuchaniu opowieści wyszedł na spacer i do tej pory nie wrócił. Matka natomiast zamówiła mszę za zmarłych. Ewa natomiast właśnie teraz chce odmówić pacierz, zaś szczególnie bliski jej sercu jest aresztowany poeta, którego wiersze miała okazję czytać. Marcelina słysząc te wszystkie usprawiedliwienia siostry, w końcu wychodzi, zostawiając Ewę samą, aby mogła się jednak pomodlić w spokoju. Ewa po modlitwie w końcu zasypia.
Także i nad nią czuwa Chór Aniołów. Chce on pocieszyć smutną dziewczynę. Ewa śni o deszczu. Widzi go, mimo że nie wie, skąd się wziął, ponieważ niebo jest właściwie bezchmurne. W dalszej kolejności jej uwagę zwracają przepięknie pachnące kwiaty. Rozpoznaje w nich dokładnie te, którymi dzień wcześniej przystroiła obraz Matki Bożej. W końcu widzi samą Najświętszą Pannę. Matka Boska jest otoczona wyjątkowym blaskiem. Zwraca się do niej życzliwie, odbiera od niej wianek, podaje go Jezusowi. Ten z kolei rzuca kwiaty w kierunku Ewy. Te w locie splatają się w nowe wianki. Dziewczyna czuje się spokojna i bezpieczna. Marzy o tym, aby wianek otoczył ją na zawsze, a ona umarła, patrząc na róże i narcyzy. W pewnym momencie jednak dostrzega, że jedna z róż żyje, że jest w niej dusza, z której bije przedziwny ogień. Kwiat się śmieje, gestykuluje, rozwijając liście, w końcu pochyla swoje koralowe usta, jakby coś mówiła. Ewa czuje się w obowiązku powiedzieć kwiatu, że nie zerwała go dla zabawy lub własnej przyjemności, ale po to, by przyozdobić nią obraz Matki Boskiej.. Z kwiatowych ust wydobywają się promienie. Dziewczyna orientuje się, że róża pragnie znaleźć się na jej sercu.
Aniołowie obserwują tę scenę, a w końcu odlatują wesoło do nieba. Róża zwraca się do Ewy i uprzedza ją, że będzie ją bawiła do samego rana. Zapowiada, że złoży swoje skronie na jej sercu tak jak apostoł — Pański kochanek położył głowę na piersi Chrystusa.
SCENA V (WIDZENIE KSIĘDZA PIOTRA)
Po zakończeniu egzorcyzmów nad Konradem ksiądz Piotr powraca do swojej celi. Tu kładzie się krzyżem na ziemi i na znak pokory modli się. Bóg zsyła na bernardyna widzenie, w którym Polska jawi się jako Chrystus narodów. Pojawiają się motywy wprowadzone przez Mickiewicza w Przedmowie – męczeństwo młodzieży polskiej oraz zsyłka na Syberię, opisana w widzeniu jako Droga Krzyżowa. Analogią męki Chrystusa na krzyżu są zaś rozbiory Polski. Mickiewicz pisze: „Krzyż, …/z trzech wyschłych ludów jak z trzech twardych drzew ukuty”. Według legendy krzyż Chrystusa został wykonany z czterech rodzajów drewna: cedrowego, cyprysowego, oliwkowego i palmowego. Tu rodzaje drewna zostały zastąpione przez trzech zaborców: Rosję, Austrię i Prusy. Poncjusz Piłat to Francja. Chrystus zmartwychwstał i podobny los czeka Polskę. Widzenie księdza Piotra stanowi zatem zapowiedź zbawienia ludzkości przez męczeństwo narodu polskiego, a także jest wizją wyzwolenia się kraju spod jarzma zaborów na drodze męki i cierpień. W Widzeniu pojawia się także postać przyszłego przywódcy Polaków – ma nim zostać charyzmatyczny mąż, którego tożsamość ukryta jest pod symboliczną liczbą-imieniem: „czterdzieści i cztery”. Prawdopodobnie chodzi tu o Konrada, który będzie miał szansę wrócić z zesłania i stanąć na czele Polaków. Widzenie księdza Piotra byłoby w tym kontekście najbardziej wybiegającą w przyszłość sceną III części Dziadów. Mickiewicz opisał bowiem możliwe losy bohatera
Ksiądz Piotr zasypia, a nad nim pojawiają się Anioły, które chcą wyjąć z ciała jego duszę, ubrać w jutrzenkę i złożyć Bogu na kolanach niczym niemowlę. Śpiewają, że nad ranem dusza wróci do ciała.
SCENA VI (SEN SENATORA)
Wspaniały sypialniany pokój. Senator śpi niespokojnym snem. Nad jego głową stoją dwa diabły. Rozmawiają o senatorze, którego duszę chcą jak najszybciej porwać do piekła. Ich rozmowę przerywa pojawienie się Belzebuba, który gani je za ten pomysł. Przypomina, że jeśli w trakcie snu zawloką duszę mężczyzny do piekła to istnieje szansa, że w ciągu dnia przypomni on sobie sen i co gorsza – pod wpływem wspomnienia poprawi swoje zachowanie. Belzebub sugeruje, że znacznie lepszym rozwiązaniem będzie zmotywowanie człowieka do dalszych grzechów przez oszukanie go z pomocą rozbudzenia pychy. Dopiero po tym mogą próbować go pognębić, ale pod żadnym pozorem nie pokazując piekła.
Senator zamiast piekła widzi więc, jak otrzymuje rozporządzenie od cara. Widzi także sto tysięcy rubli, wielki order i nadanie mu tytułu Wielkiego Marszałka. Wizja ta mocno go buduje. Widzi, jak i idąc do cesarza, czuje nienawiść wobec innych osób. Doskonale zdaje sobie bowiem sprawę, że mimo tego, że się mu kłaniają, to go nie szanują, a jedynie się go boją, przede wszystkim dlatego, że ponownie znalazł się w łaskach cara. Wszyscy mu także zazdroszczą, a on doskonale się bawi. Uczucie samozadowolenia daje mu prawdziwą rozkosz, o jakiej marzył od dawna.
W scenie snu pojawia się cesarz, który uważnie spogląda na całe towarzystwo. Marszczy groźnie brwi, a rozgadanemu Senatorowi głos zamiera w gardle. Mężczyzna poci się i drży, ponieważ nie jest pewien, czego może się spodziewać. Cesarz ponownie się od niego odwraca, co jest dla Senatora najgorszym możliwym wyrokiem. Wszyscy inni również oczywiście się od niego odwracają. Słyszy jak o nim szepczą — jak ironizują i kpią. Ma wrażenie, że umiera we śnie. Robakami są szyderstwa, jakich doświadcza po tym, jak cesarz ponownie skazuje go na niełaskę. Senator spada z łóżka. W tym momencie pojawiają się diabły i rzucają się na duszę Senatora. Wyciągają ją z ciała i nakładają kaganiec. Część jednak zostawiają w ciele, aby mężczyzna czuł cierpienie. Ma to trwać do trzeciego piania koguta, a potem mają znowu przykuć go do zmysłów i zamknąć ponownie w ciele.
Scena ta zawiera obraz stosunków panujących w XIX-wiecznej Rosji. Mickiewicz demaskuje służalstwo i podłość carskich urzędników.
SCENA VII: (SALON WARSZAWSKI)
Mickiewicz dokonuje tu krytycznej oceny polskiego społeczeństwa. W warszawskim salonie rozstawione są stoliki. Siedzą przy nich bardzo różne, ale ważne postaci: są i dostojnicy, literaci, generałowie, a także damy oraz młodzież. Wszyscy piją herbatę i rozmawiają po francusku. Jednak towarzystwo jest wyraźnie podzielone. Przy drzwiach siedzi bowiem grupka złożona przede wszystkim z młodych ludzi, patriotów którym towarzyszy dwójka starszych Polaków. Ci z kolei rozmawiają w ojczystym języku. Zenon Niemojewski zwraca się do Adolfa z pytaniem — czy na Litwie jest tak samo, jak w Polsce. Adolf ze smutkiem przyznaje, że jest jeszcze gorzej, a represje carskie są znacznie poważniejsze. Na Litwie leje się krew więźniów.
Zupełnie inne tematy rozmów dominują przy stolikach, gdzie siedzi arystokracja, przedstawiona jako ludzie, którym los Polski jest całkowicie obojętny. Wszyscy wracają wspomnieniami do balu, na który zaproszono wiele osób, ale wydarzenie było źle zorganizowane, służba nieprzygotowana, a przy tańcu panował ogromny ścisk. Jedna z dam żali się, że odkąd Nowosilcow wyjechał z Warszawy, nikt nie jest w stanie zaproponować również atrakcyjnego balu, jak te, na które zapraszał namiestnik.
W tym samym czasie grupka młodych Polaków, patriotów, wspomina o uwolnieniu Cichowskiego. Przypominają, że udało mu się wytrwać, mimo że skazany był na okropne męczarnie. Niemojewski tę historię podsumowuje, sugerując, że jedyną nadzieją, na przeciwstawienie się cesarzowi, jest współpraca. Pojedyncze działania są skazane na porażkę. Przy pierwszym stole generał prosi poetę, aby przeczytał swoje wiersze. Dama komentuje to, mówiąc, że nic nie rozumie z polskich dzieł. Wtóruje jej generał, który dodaje, że są to utwory po prostu nudne. Towarzystwo nalega, aby literat odczytał swój utwory. Pisarz się broni, wyjaśniając, że wiersze są po prostu długie.
Młoda Dama sugeruje natomiast, aby posłuchać opowieści Adolfa o Cichowskim, bo dotyczy ona jednak ważnej sprawy narodowej. Towarzystwo ma jednak inne zdanie. Przede wszystkim głos zabiera Szambelan, który podkreśla, że niebezpieczne jest słuchanie takich opowieści. Hrabia przypomina, że Cichowski w więzieniu spędził wiele lat. Adolf jednak zauważa, że aresztowanemu nie udowodniono żadnej winy. Mistrz Ceremonii mówi, że może tutaj nie chodziło o winy, ale o to, co więzień mógł widzieć lub usłyszeć w areszcie. Do rozmowy włącza się Stary Polak, który podkreśla, że znał Cichowskich – uczciwą i spokojną rodzinę z Galicji. Mówi o strasznym bólu, jakim było dla nich odebranie im syna. Przypomina, że Polacy są dręczeni już w trzecim pokoleniu.
Historia Cichowskiego, ofiary carskich prześladowań, opowiedziana przez Adolfa, jest kluczowym epizodem tej sceny. Adolf znał Cichowskiego od dziecka. Był to wesoły młodzieniec, którego wszyscy lubili. To była chodząca dusza towarzystwa. Ożenił się i zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Podejrzewano, że może się ukrywa, może jest ścigany przez rząd. Pewnego dnia znaleziono jego płaszcz nad Wisłą. Rodzinie przekazano, że popełnił samobójstwo. W końcu o nim zapomniano. Jednak po dwóch latach, kiedy przewożono więźniów z klasztoru do Belwederu i przechodnie pytali więźniów o nazwiska, padło nazwisko Cichowskiego. Doniesiono o tym jego żonie, która zaczęła pisać listy do władz, codziennie błagając o uwolnienie męża. Nie udało się jej go odnaleźć przez trzy lata. W Warszawie jednak wracała informacja, że Cichowski jest katowany, bo nie chce się przyznać do winy i nie godzi się na składanie żadnych zeznań. Do rodziny i przyjaciół docierają głosy mówiące o tym, jak to nie pozwala mu się spać przez wiele nocy, karmi go słonymi śledziami, a potem nie pozwala pić, odurza z pomocą opium. Opowieści były coraz bardziej przerażające. Jednak nastąpiły kolejne aresztowania i znowu zapomniano o nim. Dopiero po jakimś czasie w nocy, bez żadnej zapowiedzi w domu żony Cichowskiego pojawili się żołnierze razem ze skazanym. Kazali podpisać dokumenty i siedzieć cicho. Po powrocie do domu mężczyzna przez wiele dni był śledzony, chorował. Całą męczarnię było widać jednak przede wszystkim w oczach, które kompletnie straciły dawny blask. Nie rozpoznał nawet dawnego przyjaciela, jednak Adolf jednak nie zamierzał odpuścić. Odwiedził go miesiąc później, licząc, że Cichowski go sobie przypomni. Nic takiego jednak się nie stało, a nawet jeśli Cichowski sobie go przypomniał, to tego nie okazał. Był wyjątkowo nieufny, nie chciał opowiadać o więzieniu.
Młoda Dama chce dowiedzieć się, dlaczego Literat nie chce podejmować tego typu tematów w swojej twórczości. Mężczyzna twierdzi, że o ile ludzie słuchają tych opowieści, to czytać by nie chcieli. Inny dodaje, że Polacy po prostu wolą wiejskie sielanki. To zaś prowokuje do dyskusji o upadku poezji w Polsce, braku dworku. Historia Cichowskiego zupełnie ginie w bieżącej polityce.
N.,czyli Ludwik Nabielak, komentuje całą scenę, stwierdzając, że Polacy nic nie osiągną, dopóki towarzystwo takie jak przy stoliku, stać będzie na czele narodu. Młody Wysocki z kolei stwierdza, że naród polski jest jak lawa, na zewnątrz zimny i suchy, pod skorupą jednak płonie wewnętrznym ogniem, który jest nie do ugaszenia nawet za 100 lat. Podpowiada, że skorupę trzeba zignorować i zejść do głębi.
SCENA VIII: PAN SENATOR (Bal u Senatora)
W akcję tej sceny zostaje wpleciona również Scena śpiewana – bal.
Akcja utworu tym razem rozgrywa się w Wilnie. W apartamentach Nowosilcowa siedzi senator razem z Bajkowem, Pelikanem i Doktorem. Wszystkich łączy bezduszność, cynizm i brak jakichkolwiek uczuć. Na prawo od salonu widać drzwi do pokojów śledczych, gdzie przesłuchiwani są więźniowie. Dostrzec też można drzwi do prywatnego pokoju Nowosilcowa. Zza drzwi dochodzi muzyka. W pokoju oprócz mężczyzn znajduje się jeszcze Sekretarz, który zajmuje się dokumentami.
Nowosilcow mówi Bajkowi, że mimo wcześniejszych zapowiedzi księżna dzisiaj do nich nie dołączy. Senator traktuje kobiety bardzo ostro, uznaje, że są stare albo głupie. Jest poirytowany wcześniejszą rozmową o skazańcach. Chce zamknąć sprawy na Litwie i wrócić z Wilna do Warszawy.
Doktor referuje sprawę związaną z masowymi aresztowaniami. Pragnąc wzbogacić się dzięki sympatii Nowosilcowa, usiłuje za wszelką cenę przypodobać się Senatorowi, demonstrując swoją nienawiść do patriotycznej młodzieży wileńskiej. Mówi, że nadal bardzo wiele litewskiej młodzieży znajduje się w więzieniach, ale mimo wysiłków władzy nie udało się znaleźć przeciwko niej mocnych dowodów. Właściwie jedyne, co mają śledczy to niejasne wierszyki. Tajemnicy spisku nie udało się odkryć. Ten wniosek wprowadza Nowosilcowa we wściekłość. Pokazuje zebranym podpisane zeznania, a także inne świadectwa, które mają świadczyć o tym, że młodzież organizowała jednak tajne sprzysiężenie. Doktor przekonuje, że nikt nie podważa istnienia spisku. Do pokoju wchodzi Lokaj z informacją, że na Senatora czeka pewien człowiek. To wysłannik kupca Konissyna z przypomnieniem o zakupionych na kredyt przedmiotach. W przypadku braku spłaty Senatorowi grozi sprawa sądowa. Nowosilcow każe więc aresztować syna kupca i oskarżyć o udział w spisku, mimo że nie mieszka on od dłuższego czasu w Wilnie. Młodego kadeta wysłannicy Senatora mają zmusić do przyznania się do winy. Doktor uważa, że to niebezpieczne.
Powszechnie znienawidzony Wacław Pelikan, który dzięki względom Nowosilcowa został zastępcą rektora uniwersytetu wileńskiego, jest określany, jako „natura służalcza”. W rozmowie z senatorem chce ustalić, co ma dalej zrobić z Rollisonem, który źle znosi przesłuchania i ciężko choruje. Bezwzględny Leon Bajkow, członek komisji śledczej przesłuchującej filaretów, wileński delegat rządu carskiego przypomina, że przesłuchiwał go bardzo agresywny Botwinko. Senator jest zaskoczony, że chłopak jeszcze żyje, ale obraca to w żart, podkreślając, że Polsce mają jednak grubą skórę. Pelikan wraca jednak do meritum. Mówi, że Rollison się nie przyznał, nie chciał także oskarżać przyjaciół. Doktor uważa, że całą młodzież opętał jakiś szał nauki starożytności. Nie akceptuje nauki o republikach, którą uważa za niebezpieczną.
Jeszcze raz pojawia się lokaj, który mówi, że dwie kobiety proszą o widzenie. Jedną z nich jest niewidoma matka Rollisona. Senator nie zgadza się jednak na spotkanie. Kobieta jest jednak uparta i nie chce wyjść, Nowosilcow każe wpuścić ją do połowy schodów, a następnie z nich zepchnąć. Lokaj przynosi pismo od księżnej, która wstawia się za matką Rollisona.
Kobiety w końcu zostają wpuszczone. Niewidomej kobiecie towarzyszy ksiądz Piotr, a także Kmitowa, która jej pomaga. Rollisonowa prosi o łaskę dla syna, który jest jej jedynym oparciem, bez niego grozi jej śmierć z głodu. Włącza się Ksiądz Piotr, który mówi, że wie, że Rollison został skatowany, ale jednak żyje. Senator udaje zaskoczonego. Wmawia nieszczęśliwej kobiecie, że nic nie wie o losie jej syna i obiecuje pamiętać o chłopcu. Chce dowiedzieć się, skąd ma ona informacje o synu. Kobieta mówi, że słyszała jego głos, kiedy był przewożony na przesłuchanie do ratusza. Senator nie daje jednak temu wiary. Kobieta błaga go o łaskę na kolanach.
Z sali balowej wybiega Panna, która zaprasza Senatora, aby ten dołączył do gości. Ten obiecuje, że zaraz przyjdzie. Rollisonowa zwraca się z prośbą o wsparcie do Panny, a ta prosi Nowosilcowa, żeby wyświadczył łaskę kobiecie. Senator odpowiada, że to Cesarz nie pozwala na spotkanie matki z synem. Kobieta prosi więc, aby choć posłano do niego księdza. Piotr informuje, że wiele razy próbował się dostać do chłopaka, ale mu odmawiano. Na to Nowosilcow się zgadza i sugeruje, że ksiądz może wpłynie pozytywnie na moralność młodzieży. Żegna kobiety, które służbie każe śledzić. Zamierza zamknąć matkę Rollisona. Jest wściekły na lokaja, że w ogóle umożliwił to spotkanie. Pelikan zwraca Nowosilcowowi uwagę, że o sprawie Rollisona jest głośno na mieście i jeśli to dotrze do cesarza, to może to zaszkodzić Senatorowi. Włącza się Doktor, który mówi, że chłopak od wielu dni zachowuje się jak szalony i chce skakać przez zamknięte okna. Włącza się Pelikan, który mówi, że choremu na płuca chłopakowi dobrze zrobiłoby, gdyby pozostały one jak najczęściej otwarte. Senator przystaje na plan Doktora, by w celi chłopca otworzyć okno i sprowokować go tym samym do popełnienia samobójstwa, lub wypchnąć go z okna, jeśli będzie się opierał.
Rozmowa schodzi na zdrowie Senatora. Doktor mówi, że powinien on o siebie bardziej dbać. Nowosilcow z kolei mówi to samo o Bajkowie, który ma się zaraz ożenić. Pokazuje zgromadzonym pannę ubraną w biało-czerwony strój i zastanawia się, jak zmuszono ją do tego ślubu.
Senator rozmawia z Księdzem Piotrem, którego zatrzymał po wyjściu kobiet. Próbuje dowiedzieć się, co on wie o wydarzeniach w więzieniach. Sekretarz ma zapisywać każde słowo bernardyna. Ksiądz jednak nie chce odpowiadać na pytania. Senator pyta w końcu, skąd wiedział o biciu Rollisona – od Boga czy od Diabła. Ksiądz odpowiada, że od samego Senatora, co wyprowadza tego ostatniego z równowagi. Doktor rozkazuje Pelikanowi uderzyć zakonnika. Ten zwraca się do Doktora i mówi mu, że nie wie, co uczynił. Zapowiada, że jeszcze tego dnia stanie przed Bogiem. Bajkow uderza Księdza Piotra, który przepowiada mu, że także i jego dni są policzone.
Doktor informuje zebranych, że udało mu się zdobyć dowody potwierdzające udział księcia Czartoryskiego w spisku. Informacje ta nie zaskakuje Senatora, który to podejrzewał, ale obiecuje Doktorowi, że wynagrodzi go za to, jeśli te dowody rzeczywiście ma. Ten przyznaje, że sam płacił szpiegowi. Doktor orientuje się, że jego zegarek zatrzymał się na dwunastej, a dochodzi już piąta. Ksiądz Piotr jeszcze raz przepowiada śmierć Doktora. Pelikan uznaje go za szpiega. Otwierają się drzwi po lewej, wychodzi przez nie elegancko ubrane towarzystwo. Senator przeprasza gości, że musieli na niego czekać. Senator prowadzi do tańca narzeczoną Bajkowa, a ten tańczy z Księżną.
Scena balu jest kolejnym pretekstem, by pokazać carskich urzędników oraz polską i rosyjską arystokrację, usilnie zabiegającą u Senatora o względy i przywileje. Z boku stoi przybyła na bal lecz nie tańcząca polska młodzież, pełna pogardy dla zdrajców bawiących się z Senatorem.
Nowosilcowa obserwuje Dama. Zwraca ona uwagę, że przy każdym kroku tańca mężczyzna strasznie sapie, ale kiedy zwraca się on do niej – zachwala ona piękno jego ruchów. Towarzystwo z ironią obserwuje Senatora, zajmując się jednak zupełnie błahymi tematami.
Żona Gubernatora motywuje Starostę, aby wprowadził córkę na salony. Ten się jednak nie zgadza. Przypomina, że młodzież siedzi w więzieniu, a oni zostają zmuszeni do zabawy na balu. Rosjanie orientują się, jak duża jest niechęć Polaków. Po stronie młodzieży emocje sięgają zenitu. W pewnej chwili Justyn Pol, jeden z młodych Polaków, mówi o swoim planie zabicia Nowosilcowa, zabójstwo jednak udaremnia Bestużew, późniejszy dekabrysta, przyjaciel Mickiewicza mówiąc, że śmierć Senatora przyniesie jedynie eskalację represji.
Nagle muzyka się zmienia. Za oknem widać nadciągające chmury. Na bal udaje się dostać pani Rollisonowej, która właśnie dowiedziała się o wyrzuceniu jej syna przez okno. Podchodzi do niej Ksiądz Piotr. Mówi matce, że jej syn żyje, ale kobieta mu nie wierzy. Nie widziała co prawda zwłok, ale czuła krew jego na bruku. Mówi, że krew na rękach ma także Senator. Ten ucieka przed nią. Kobieta mdleje. Ksiądz i Starosta podchodzą do niej. Nagle słychać uderzenie pioruna. Nadchodzi też wiadomość o przepowiedzianej przez księdza Piotra śmierci Doktora, zabitego przez piorun w jego własnym mieszkaniu. Zmieszany Nowosilcow zezwala księdzu na widzenie się z rannym Rollisonem. Gdy ksiądz Piotr wychodzi, mija się z prowadzonym na śledztwo Konradem., od którego dostaje pierścionek jako dar dla ubogich i ofiarę na msze za dusze czyśćcowe. Ksiądz przepowiada Konradowi zesłanie. Daje mu również wskazówkę, że podczas wygnania ma on wypatrywać w obcym tłumie człowieka, który jako pierwszy powita go w imię Boga. Konrad chce wiedzieć więcej, ale Ksiądz Piotr nic już nie chce powiedzieć.
SCENA IX (NOC DZIADÓW)
Akcja rozgrywa się w rok po wydarzeniach opisanych w Prologu. Wieśniacy spieszą się na Dziady. Na cmentarzu toczy się rozmowa między Guślarzem a Kobietą w żałobie o duchu, który tej ostatniej pokazał się na Dziadach przed laty. To aluzja do milczącego Widma z II części Dziadów. Guślarz podejrzewa, że nie był to duch zmarłego, ale przywołana na „ucztę kozła” dusza człowieka jeszcze żyjącego. To pierwsza sugestia, że Widmem w II części mógł być Gustaw-Konrad.
Tymczasem na cmentarzu ukazują się dwie przerażające zjawy: najpierw widmo cierpiącego straszliwe męki Doktora, którego palą żarzące się w głowie dukaty i stopione srebro na dłoniach. Guślarz nie jest w stanie mu pomóc, więc duch ucieka. Kolejny zmarły wygląda jak ubrany na wesele. Obok niego pojawia się diabeł pod postacią pięknej dziewczyny. W ten sposób odciąga go od kaplicy – to widmo Bajkowa, którego ścigają psy, rozrywające jego ciało na części. Ciało po chwili zrasta się, znów stając się łupem chmary czartów.
Obrzęd powoli dobiega końca. Pieje trzeci kur. Zaklęcia stopniowo tracą moc. Guślarz zwraca się o kobiety w żałobie, aby wypowiedziała imię wyczekiwanego przez nią mężczyzny. Duch się jednak nie pojawia mimo wezwań i zaklęć. Guślarz sugeruje, że zmienił imię lub wiarę. Jest to aluzja do symbolicznej zmiany imienia, gdy w Prologu Gustaw zmienia się w Konrada. Zamiast ducha pojawiają się jadące od zachodu dziesiątki wozów pędzące z zesłańcami na Syberię. W pierwszym jedzie mężczyzna w czarnym stroju. W nim to kobieta rozpoznaje swojego dawnego kochanka. Guślarz widzi na piersi młodzieńca krwawiące rany, w duszy „tysiąc mieczów”, a na czole jedną małą ranę, sprawiającą największe cierpienie. Ta ostatnia rana to ślad po zmaganiach z Bogiem. Tym zesłańcem jest najprawdopodobniej Konrad. Kobieta zwraca się do Boga z prośbą o uzdrowienie dawnego kochanka.
Dziady Część III. USTĘP
Dramat Adama Mickiewicza wieńczy część liryczna poświęcona podróży przez Rosję. To sześciofragmentowy poemat podróżniczy, na który składają się następujące teksty.
Droga do Rosji
Ten fragment zawiera opis krajobrazu widzianego przez zesłańców wywożonych w kibitkach w głąb Rosji. Ziemia pokryta jest śniegiem, krajobraz przecinają jedynie drogi, po których przejeżdżają wojskowi i więźniowie. Są też nieliczne drzewa oraz ubogie osady. Mieszkający w nich ludzie sprawiają wrażenie jakby uśpionych, czekających na chwilę, gdy uświadomią sobie, że żyją w niewoli. Kibitki zmierzają w stronę stolicy carskiego imperium, w stronę Petersburga.
Przedmieścia stolicy
Kibitki zbliżają się powoli do stolicy kraju. Więźniowie widzą już rzędy wspaniałych pałaców, świątyń, zbudowanych w różnych stylach architektonicznych. W oczy rzuca się monumentalna potęga tych budowli, wzniesionych „Krwią Litwy, łzami Ukrainy i złotem Polski”. Wokół panuje bezruch, przedmieścia są opuszczone, gdyż car wraz z dworem przeniósł się na czas zimy do miasta. Tymczasem przed zesłańcami otwierają się bramy, kibitki wjeżdżają do stolicy. Kibitki stają. Więźniowie zostają z nich wypuszczeni.
Petersburg
Tematem tego epizodu jest historia stolicy Rosji. Petersburg powstał na niezamieszkałych, dzikich i niedostępnych ziemiach. Był to kaprys cara Piotra I, pragnącego zbudować na piaskach i błotach wspaniale miasto, symbol jego mocy i potęgi. We wzniesionych na ciałach „stu tysięcy chłopów” Petersburgu można spotkać kopie najsłynniejszych budowli Paryża, Amsterdamu, Rzymu, Wenecji i Londynu. Na ulicach jest wielojęzyczny tłum złożony z rudzi różnych ras, wśród których wyglądem i ubraniem wyróżnia się grupa zesłańców. Wśród nich jest Pielgrzym – tak w Ustępie nazywany jest Konrad, który w pewnym momencie odłącza się od towarzyszy niedoli i samotnie błądzi ulicami Petersburga. Gdy ulice już pustoszeją, podchodzi do niego człowiek, który wcześniej rozdawał biednym jałmużnę. Tajemniczy mężczyzna rusza w stronę Pielgrzyma i pozdrawia go w imię Boże. To wydarzenie przepowiedział Konradowi Ksiądz Piotr – scena VIII. Wyrwany z zamyślenia Pielgrzym ucieka. Ma jednak zamęt w głowie. Jest przekonany, że w głosie tego człowieka było coś znajomego, nie jest w stanie jednak sobie skojarzyć.
Pomnik Piotra Wielkiego
To właściwie fragment rozmowy stojących pod pomnikiem cara Piotra Wielkiego dwóch młodzieńców: Pielgrzyma oraz „wieszcza ruskiego narodu”. Prawdopodobnie chodzi o Aleksandra Puszkina, z którym Mickiewicz przyjaźnił się w czasie zesłania. Rosjanin opowiada towarzyszowi historię powstania pomnika, porównując go z pierwowzorem- rzymskim pomnikiem Marka Aureliusza. To porównanie dwóch monumentów jest jednocześnie porównaniem dwóch władców, dwóch osobowości: kochanego przez lud cesarza rzymskiego Marka Aureliusza oraz cara Piotra Wielkiego. Swoją wypowiedź poeta kończy słowami będącymi wyrazem wiary w upadek carskiej tyranii.
Przegląd wojska
Jest to opis dokonywanego osobiście przez cara codziennie koło godziny 10 rano przeglądu wojsk rosyjskich. Rytuał przeglądu stanowi jaskrawy przykład okrucieństwa i tyranii, jakie panują w wojsku rosyjskim – po defiladzie na placu zostają trupy stratowanych i zamarzniętych prostych żołnierzy. Celem tych manewrów jest zademonstrowanie siły i sprawności carskiej armii, zastraszenie biorących udział w tym spektaklu widzów, między innymi ambasadorów obcych państw. Kolejnego dnia na placu znalezione zostają zwłoki młodego Litwina, który czekał na rozkazy pana, siedząc na jego futrze. Nie przykrył się jednak nim i zamarzł w nocy.
Dzień przed powodzią petersburską 1824. Oleszkiewicz
Tłem opisywanych wydarzeń jest powódź, jaka rzeczywiście miała miejsce 7 listopada 1824 roku, kiedy to w efekcie niespodziewanej odwilży, przepływająca przez Petersburg rzeka Newa wystąpiła z brzegów.
Wieczorem, dnia poprzedzającego powódź, brzegami rzeki przechadza się grupa polskich zesłańców. W pewnym momencie dostrzegają stojącego nad samą wodą człowieka, który wciąga powróz z przywiązaną do niego latarką. Z pomocą tego narzędzia mierzy on głębokość wody. W mężczyźnie ktoś rozpoznaje polskiego malarza, ale również mistyka – Oleszkiewicza. Mężczyzna podobno zajmuje się wyjątkowo tajemniczymi zjawiskami. Rozmawia nawet z duchami. Dostrzegłszy przybyłych, Oleszkiewicz wypowiada niezrozumiale dla zesłańców słowa proroctwa, a następnie odchodzi. Za malarzem rusza Pielgrzym. Na placu przed carskim pałacem Oleszkiewicz wypowiada kolejne proroctwo, dotyczące nieuchronnej zagłady cara i końca tyranii. Nagle orientuje się, że nie jest sam na placu i znika w mroku. Nie dochodzi zatem do zapowiadanej w scenie VIII rozmowy pomiędzy Konradem-Pielgrzymem, a Oleszkiewiczem, ale część III Dziadów ma charakter otwarty, a dalszych losów Konrada możemy się domyślać na podstawie Widzenia Księdza Piotra.
Dedykacja Ustępu
Tu znajduje się tylko kilka słów: „Ten ustęp przyjaciołom Moskalom poświęca autor”.
Do przyjaciół Moskali
U źródeł powstania tego wiersza leży wydarzenie historyczne, sięgające czasów zesłania Mickiewicza w głąb Rosji. W czasie, gdy poeta jechał z Odessy do Moskwy, by objąć tam posadę w kancelarii gubernatora Golicyna, czyli w grudniu 1825 roku, w Petersburgu wybuchło powstanie przeciwko carowi. Było to tzw.powstanie dekabrystów, od rosyjskiej nazwy miesiąca grudzień. Było ono źle przygotowane, musiało skończyć się tragedią. Wojska carskie stłumiły je błyskawicznie 14 grudnia, przywódcy zostali uwięzieni, a po półrocznym śledztwie i procesie – powieszeni. Stracono wówczas m.in. Kondratija Rylejewa, przyjaciela Mickiewicza. Innego zaprzyjaźnionego z Mickiewiczem dekabrystę, Aleksandra Bestużewa skazano na katorżniczą pracę w kopalniach syberyjskich.
Podmiot liryczny wiersza „Do przyjaciół Moskali” wyraża swój ból po tragedii rosyjskich rewolucjonistów, którym składa jednocześnie hołd. Wspomina śmierć Rylejewa oraz katorgę Bestużewa. W wierszu pojawia się także groźba: najsroższa kara, bo kara niebios, spadnie na tych, którzy swoim służalstwem i chęcią przypodobania się carowi przyczynili się do zagłady dekabrystów. Utwór jest również wyrazem wiary w solidarność między Polakami a nienawidzącymi tyranii caratu Rosjanami.
Niniejsze streszczenie jest formą powtórzenia. Zachęcam do lektury "Dziady cz.III".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz