Rozdział 1
Powieść Marcina Szczygielskiego rozpoczyna się w 1942 roku w warszawskim getcie. Bohaterem jest prawie dziewięcioletni letni Rafał Grzywiński, który razem z dziadkiem mieszka w starej kamienicy przy ulicy Siennej. Dziadek zarabia na życie grając na ulicach i w lokalach na skrzypcach. Chłopiec natomiast spędza większość czasu w zamkniętym mieszkaniu, wychodzi jedynie do biblioteki, dokąd ma dość daleko – wystarczy przejść przez podwórko, potem przez ulicę i następne podwórko po drugiej stronie. Tu mieści się salon kosmetyczny i laboratorium pana Adama Duchowniczego, w którym robi kremy i kosmetyki. Obok mieści się krawiec, a po minięciu jego pracowni trzeba iść do ulicy Twardej, później Ciepłej, dojść do skrzyżowania, przejść na drugą stronę i iść prosto nie rozglądając się, bo kręci się tu sporo bezrobotnych i niemiłych ludzi. Zawsze kiedy Rafał idzie tędy do biblioteki stara się ten odcinek przebiec i zwalnia dopiero przed mostem, który dopiero co został zbudowany. W końcu dochodzi do ulicy Leszno 67, gdzie w podwórku mieści się biblioteka, ulubione miejsce Rafała w całej dzielnicy. Chłopiec najbardziej lubi, kiedy książki wypożycza pani Basia, bo zawsze mu coś doradzi, niestety ostatnio spotyka ją coraz rzadziej. Tymczasem inne panie proponują mu cienkie książki dla dzieci, kiedy on właśnie przeczytał „Dzieci kapitana Granta” Juliusza Verne`a.
Co miesiąc dziadek daje mu pięć złotych, bo tyle kosztuje abonament biblioteczny, a Rafał jest zachwycony, bo za te pięć złoty można przeczytać tyle książek, ile się chce. Teraz za biurkiem znów nie ma pani Basi, ale jest bardzo miła dziewczyna, Janka, która poleca Rafałowi książkę „Wehikuł czasu” H.G.Wellsa z szarym potworkiem namalowanym na okładce. Rafał nie jest przekonany, bo książka jest dla niego zbyt cienka, ale bibliotekarka zachęca go mówiąc, żeby spróbował i że to książka o podróży w czasie. Dodaje też, żeby przyszedł do biblioteki w piątek – wówczas Janka znów ma dyżur i obiecuje dać mu wtedy „Profesora Przedpotopowicza”.
Chłopiec z książką wraca do domu. Drzwi otwiera mu pani Brylant, która nigdy nie wychodzi.
Rozdział 2
Kiedyś wszystkie trzy pokoje i kuchnia w mieszkaniu należały do Dziadzia. Teraz w mieszkaniu mieszka pani Brylant z mężem i dwoma synami oraz szwagierką, Pani Brylant ma chore nogi i czasami dorabia sobie wróżeniem z kart albo z obierek ziemniaków. W drugim pokoju mieszka pan Boc i jego dwie siostry, dzieci tych sióstr i jeszcze kuzyn. Dzieci są w różnym wieku, ale Rafał się z nimi nie bawi, bo mówią w języku, którego Rafał nie rozumie. Dzieci się z niego śmieją, bo wszyscy w Dzielnicy znają ten język, tylko nie on. W kuchni natomiast mieszka pani Aniela, nauczycielka, która czasami uczy Rafała ciekawych rzeczy, jak fizyka czy geografia, ale tylko wtedy, gdy nie jest smutna. Dziadziuś mówi, że kobieta ma melancholijną naturę. Kiedyś Rafał zapytał ją o powód smutku, a ona przyznała, że tęskni za swoją rodziną , która wyjechała za ocean. Chłopiec dziwi się, bo jego rodzice dawno wyjechali do Afryki i prawie ich nie pamięta, ale uważa, że żyje im się lepiej niż gdyby zostali. Rafał z Dziadziem mieszkają w najmniejszym pokoju, za to z balkonem na którym stoją skrzynki z warzywami, o które chłopiec dba. Nawet zimą siada na balkonie, by poczytać. Okna ich pokoju wychodzą na Sienną, która jest jedną z najspokojniejszych ulic Dzielnicy. Z balkonu widać zaś skrzyżowanie Siennej z Sosnową, a w narożnym domu mieści się Cafè Hirschfeld, najbardziej luksusowa kawiarnia w całej Dzielnicy. Dziadzio kilka miesięcy pracował tam i parę razy nawet przyniósł Rafałowi stamtąd ciastka. Obok kawiarni jest kiosk prowadzony przez pana Brylanta. Z balkonu widać też sklep spożywczy, w którym robią zakupy oraz pracownię krawiecką pana Mordki z niezwykłym manekinem w zielonym kolorze na wystawie.
Rafał zwykle siedzi w domu, bo Dziadek nie pozwala mu wychodzić. Kiedy jesienią otwierano w Dzielnicy pierwsze szkoły dla dzieci, Rafał myślał, że do nich pójdzie, mimo iż przyjmowały dzieci pomiędzy 8 a 10 rokiem życia. Jednak Dziadek powiedział, że chłopiec jest za mały, by chodzić do szkoły, zresztą na pewno złapałby tam jakąś chorobę. Rafał był zły, nawet się popłakał, ale potem było mu wstyd, bo przecież dziadek chce dla niego jak najlepiej. Teraz Dziadek sam uczy go polskiego i historii, nauczył go przede wszystkim czytać. Chłopiec chętnie uczy się wszystkiego, za wyjątkiem grania na skrzypcach. Chociaż nauka Rafałowi się bardzo podobała, dziadek stwierdził, że chłopiec należy do tej grupy osób, którym muzykowanie dostarcza rozkoszy, niestety tylko im samym. Na szczęście po długich prośbach Dziadek zgodził się choć na wizyty w bibliotece.
Dziadek chłopca jest skrzypkiem i kiedyś występował w filharmonii. Teraz w Dzielnicy tylko czasami odbywają się koncerty muzyki klasycznej i są zbyt rzadko, by dało się z nich wyżyć, więc Dziadek wędruje po Dzielnicy i gra na podwórkach, gdzie ludzie rzucają mu pieniążki, albo chleb z okien. Popołudniami chodzi do kawiarni albo do restauracji i tam gra. Rzadko występuje też w teatrze, od czasu do czasu uczy grać rożne dzieci albo dorosłych. Dostaje 5 zł za 1 godzinę nauki – tyle, ile wynosi opłata biblioteczna za cały miesiąc!
Kiedyś Rafał chodził z dziadkiem po podwórkach – on grał, a chłopiec biegał i zbierał pieniądze i jedzenie. Ale pewnego razu Dziadzio został złapany i pobity na ulicy przez esesmana. Chłopiec wystraszył się, a dziadzio stwierdził, że Rafał nie będzie już z nim chodził. Rafał jednak nie nudzi się w domu. Ma nie tylko książki, ale i obowiązki – na przykład sprząta pokój, a w dni, kiedy mają coś do ugotowania, to z pomocą pani Anieli przyrządza posiłek. Poza tym chłopiec dużo myśli o wynalazkach, albo co będzie KIEDYŚ – chce być wynalazcą i odkrywać różne rzeczy, np. jadalną trawę albo lekarstwo na starość. Dziadzio mówi, że naukowcy i wynalazcy potrafią zamienić prawdopodobieństwo w rzeczywistość. Drugie KIEDYŚ dotyczy tego, co było –kiedyś nie było wojny ani Dzielnicy, można było wyjechać z miasta na wieś, do lasu albo nad rzekę, zaś Rafał z rodzicami mieszkali na Saskiej Kępie. Rodzice wyjechali do Afryki kiedy chłopiec miał 3 lata. Miało to trwać rok lub dwa, aż zbudują dom i przyślą pieniądze, żeby chłopiec z dziadkiem mogli do nich dojechać, ale nie zdążyli, bo zaczęła się wojna. Teraz już nawet nie docierają do nich listy od rodziców, bo Dzielnica została zamknięta. KIEDYŚ też nie miało znaczenie pochodzenie, tylko to, jakim kto jest człowiekiem.
Chłopiec wspomina bombardowania i to, jak dziadek zabierał go do piwnicy, ale mówił, że to taka zabawa, więc Rafał się nie bał. Kiedy niedaleko spadała bomba, dziadek mówił , że to olbrzymy grają w piłkę. Potem pojawili się niemieccy żołnierze i coraz więcej ludzi wypędzonych z okolicznych miasteczek. Rafał się nawet nie zorientował, kiedy pojawiła się Dzielnica i zostali w niej zamknięci.
Pani Aniela ma dziś dobry dzień i pomaga chłopcu zrobić placki ziemniaczane. Wypytuje też o to, co chłopiec robił i o bibliotekę. Rafał wspomina, że wypożyczył książkę „Wehikuł czasu”, choć dziadek martwi się, że jest zbyt dorosła dla chłopca.
Rozdział 3
Po obiedzie Dziadzio wychodzi wcześniej niż zwykle. W kawiarni ma grać dopiero od 6, ale przedtem chce jeszcze obejrzeć jakiś pokój przy Mariańskiej, który podobno jest do wynajęcia. Niebawem muszą się bowiem wyprowadzić z Siennej, bo ta ulica nie będzie już należała do dzielnicy. Całe szczęście nie mają dużo rzeczy, a pan Duchowniczy z laboratorium chemicznego, obiecał że pożyczy im wózek, by mogli przewieźć walizki, poduszki i trochę mebli.
Rafał sprząta po obiedzie i siada przy stole. Zwykle musi czytać przy świeczkach, dziś na szczęście jest prąd i lampa. Dokładnie zaciągnął zasłony przy oknie. Pierwsze strony książki go nie wciągają, ale kiedy dziadek wraca po siódmej wieczorem, jest już na 47 stronie, na początku rozdziału „Zmierzch ludzkości”. Nie może się oderwać i ma wypieki na policzkach.
W Dzielnicy obowiązuje godzina policyjna, ale niektóre kawiarnie i restauracje, jak ta dziadka, załatwiają specjalne przepustki dla swoich pracowników, by mogli zostać trochę dłużej. Kiedy Dziadzio wszedł do domu, zapytał się wnuczka, czy nie ma gorączki, chłopiec miał bowiem takie wypieki, ale ten pochłonięty lekturą, nawet nie odpowiedział. Kiedy w końcu odłożył książkę i w pokoju zapadła ciemność wiedział, że prędko nie uśnie. Podróżnik, czyli bohater książki skonstruował bowiem wehikuł do przemierzania czasu i przeniósł się do 802701 roku. Chłopcu bardzo przypada do gustu magiczna wizja przyszłości i kraju Elojów i Morloków. Morlokowie tak naprawdę panują nad światem, choć są brzydcy i żyją pod ziemią, w jaskiniach i tunelach, a Eloje mieszkają pod jasnym słońcem w pięknych ogrodach. Rafał uświadomił sobie, że ten świat jest mu znany. Oni wszyscy – w Dzielnicy, w okupowanej Polsce, a może i w Europie, żyją jak Eloje, a żołnierze i esesmani to Morlokowie. Świat opisany w książce to świat za setki tysięcy lat, ale zanim się taki stał, musiał wyglądać inaczej. Więc – jak myślał Rafał – może on, Dziadzio i reszta ludzi żyją na początku świata Elojów i Morloków? Chłopiec zastanawiał się też, czy już nic nie można zrobić, by świat wyglądał inaczej. Snuł też plany, co mógłby zrobić mając wehikuł czasu – mógłby na przykład cofnąć się o kilka, kilkanaście lat i wszystkich uprzedzić o tym, co będzie się działo. Wówczas nie staliby się Elojami, nie pozwoliliby, żeby tamci stali się Morlokami. Wystarczyłoby tylko ostrzeżenie.
*
Następnego dnia chłopiec kończy książkę. Dziadzio powiedział, że mieszkanie na Mariańskiej nie było odpowiednie, ale w restauracji ktoś wspomniał mu o domu na ulicy Chłodnej. Chłopiec ucieszył się, bo stamtąd było blisko do biblioteki. Dziadzio poszedł oglądać ten nowy pokój, a chłopiec skończył książkę. Jednak zakończenie go rozczarowało. Po pierwsze zginęła Uina – przyjaciółka Podróżnika, po drugie pobyt Podróżnika w przyszłości nic nie zmienił – Morlokowie polowali bowiem na Elojów jak wcześniej. Mimo tego Rafał stwierdził, że to najlepsza książka z tych, które przeczytał. Postanowił też, że jak przeczyta „Profesora Przedpotopowicza”, to sięgnie po nią ponownie.
Chłopiec idzie zatem do biblioteki, ale na rogu Waliców i Grzybowskiej widzi zamieszanie. Nagle pada strzał, ktoś krzyczy. Chłopiec widzi mundury Morloków, zawraca zatem i biegnie z powrotem na Ciepłą. Nie wie, co ma robić, nie wie bowiem, jak inaczej dojść do biblioteki. Nagle ktoś zwraca się do chłopca – okazuje się, że to właśnie Janka z biblioteki, uśmiecha się do niego, jednak oczy ma poważne. Mówi chłopcu, żeby przyszedł do biblioteki jutro, ale nagle ktoś obok nich zaczyna krzyczeć. Janka wciąga Rafała szybko do bramy, zaprasza go też na zupę. Wchodzą do niskiej, ciemnej sali, w której ustawiono długi ciąg stołów. Prawie wszystkie krzesła są zajęte, nikt się nie odzywa w trakcie jedzenia. Większość ludzi ubrana jest w szmaty, jest też kilka osób w jesionkach i płaszczach. Najwięcej jest jednak dzieci, wszędzie też śmierdzi. Rafał nie chce tu ani być ani jeść. Janka każe jednak stojącej przy wielkim garze dziewczynie dać mu porcję. Wyjmuje też z kieszeni monetę i wrzuca ją do dużej puszki. Zupa ma mętny brązowy kolor, jest niesłona i gorąca, pływają w niej ziemniaki, kasza, kilka plasterków marchewki. Chłopiec szybko zjada, jest tak głodny, że nie umie się opanować, by nie siorbać. Następnie Janka odprowadza Rafała na Sienną. Kiedy dochodzą do ulicy Pańskiej, chłopiec widzi Dziadzia, który biegnie w ich stronę. Ma rozpięty płaszcz i gołą głowę. Widząc Jankę z wnukiem, zatrzymuje się raptownie. Janka wyjaśnia, że odprowadza chłopca do domu. Dziadek szybko chwyta Rafała za ramię i przyciąga do siebie. Janka zostawia dziadkowi swój adres, mówiąc, że pracuje w bibliotece na Lesznie gdyby Rafał potrzebował pomocy, to ona służy. Dziadek jednak nie mógł zrozumieć i dopytywał dlaczego oferuje im wsparcie, ale Janka stwierdziła, że trzeba sobie pomagać, a ona pomaga dzieciom. Dziadek jednak stwierdza, że nie potrzebują pomocy, mimo wszystko bierze kartkę z adresem. Janka przypomina Rafałowi, żeby przyszedł do niej jutro wymienić książkę.
*
Dziadek dopytuje się, czy chłopcu nic się nie stało. Oświadcza też, że znajdzie czas, by chodzić razem z wnukiem do biblioteki. Chłopiec protestuje mówiąc, że ma prawie osiem lat i może chodzić sam. Pyta też chłopca czy jest głodny, a ten opowiada dziadkowi, że Janka dała mu obiad w restauracji. Okazuje się, że była to kuchnia Centosu, jadłodajnia dla biednych. Chłopiec tłumaczy, że nie była to jadalnia dla biednych, bo Janka tam płaciła, on zaś był głodny. Dziadek jednak wyjaśnił chłopcu, że to zupa dla dzieci, które nic nie mają, tylko tę zupę. A przez to, że zjadł ją Rafał, być może jakieś dziecko, które nawet nie ma gdzie spać, nic nie zje. Rafałowi zaczyna robić się wstyd i obiecuje dziadkowi, że nigdy więcej tam nie pójdzie. Stwierdza też, że za karę nie będzie nic jadł. Dziadek mówi, że pójdzie do Janki oddać jej pieniądze. Klęka też i bierze Rafała w ramiona, kołysząc go lekko.
Rozdział 4
W poniedziałek Rafał przeprowadza się z dziadkiem do nowego pokoju przy Chłodnej. Ciągną z Dziadziem wózek, na którym zmieściło się wszystko, nie musieli bowiem ze starego mieszkania brać mebli. Okazało się, że w nowym pokoju jest wszystko, nawet dwa łóżka, więc chłopiec będzie mógł spać sam. Z Siennej wyprowadza się dużo ludzi, więc nie są jedynymi wiozącymi swój dobytek. Pani Brylant postawiła chłopcu na odchodne karty. We wróżbie wyszła chłopcu woda, przeżyje zatem niezwykłą przygodę, niebezpieczeństwo i podróż. Ostatecznie jednak oboje się zaczęli śmiać i tak skończyło się wróżenie z kart. Pani Brylant wraz z rodziną przeprowadzili się na ul.Bagno.
Dom, w którym Rafał będzie mieszkał z dziadkiem jest bardzo ładnych, choć z jednej strony uszkodzony przez bombę. Kamieniczka liczy 2 piętra i ma wysoki szpiczasty dach. Kiedyś dom musiał należeć do bogatych ludzi. Ich pokój jest na 2 piętrze, jest trochę większy od poprzedniego i ma 3 wysokie okna. Dziadek martwi się, że zasłony będą za krótkie. To ogromny kłopot, bo wieczorami trzeba mieć szczelnie zasłonięte okna z rozkazu Morloków. Łóżko Rafała stoi przy piecu, który przypomina strzelistą wieżę pałacu z porcelany. W piecu nie ma drzwiczek, bowiem węgiel wkłada się przez specjalny otwór w ścianie korytarza. W pokoju, pod środkowym oknem, stoi też wielkie biurko i Rafał już wyobraża sobie, jak będzie przy nim czytał. Po przeprowadzce dziadek zabiera skrzypce i wychodzi do kawiarni, a Rafał zostaje sam na nowym miejscu i czuje się w nim trochę nieswojo. Zaczyna więc czytać „Profesora Przedpotopowicza”, choć ta pozycja podoba mu się mniej niż „Wehikuł czasu”.
*
Po kilku dniach chłopiec oswoił się już z okolicą. Ruch jest tu większy niż na Siennej, obok jest piekarnia i sklep meblowy. Rafał poznał też kilka osób mieszkających w sąsiednich pokojach. Podobno są tu też dzieci- dziewczynka i chłopak mniej więcej w wieku Rafała, ale one wcale nie wychodzą. W innych pokojach mieszkają też starsze dzieci z rodzinami, ale pracują. Chodzą na szmugiel – wykradają się z Dzielnicy i kupują za murami jedzenie, część dla swoich rodzin, a resztę na sprzedaż. Chłopiec wpadł na pomysł, by też tak zarabiać, ale dziadek kategorycznie się sprzeciwił.
Mija luty, W marcu na podwórku jest gwarno, bowiem skoro nie ma bruku ludzie wykorzystują każdy kawałek ziemi, by posadzić rośliny. Ich dom ma najładniejszy ogródek, którym opiekuje się pani Lampertowa. Rosną tu też ziemniaki i pomidory, a także agrest. Jako mieszkańcy domu Rafał i dziadek mają obiecane trochę z tych warzyw. Rafał chodzi czasami pomagać przy ogródku, a pan Ochniak, dozorca, chwali go, że dobrze kopie. Mężczyzna pomógł też Rafałowi zrobić skrzynki na parapet – będzie rosła w nich cebula.
Któregoś dnia na ulicę przyjeżdża teatr kukiełkowy i mnóstwo dzieci, ale też dorosłych przychodzi oglądać przedstawienia. Teatr znajduje się w drewnianej budzie na kołach, ciągniętej przez brązowego, chudego konia. Wśród widzów są też dzieci z domu Rafała, te których wcześniej nie widział. Są ładnie ubrane i wyglądają na zdrowe, ale wydają się być przestraszone. Przyprowadziła je kobieta z haczykowatym nosem, która zwraca się do nich po angielsku. Kiedy przedstawienie się kończy, Rafał zeskakuje z murku i biegnie do bramy.
*
Nagle ktoś pyta, czy chłopiec chce się zaprzyjaźnić. To dziewczynka, którą Rafał widział na przedstawieniu. Chłopiec nie wie jak wygląda przyjaźń, bowiem rzadko bawi się z innymi dziećmi. Kiedyś opiekowała się nim panienka o imieniu Marianna, która zabierała go czasami do Ogrodu Saskiego, gdzie wraz z dziećmi biegał po trawnikach czy bawił się w chowanego, jednak wojna przekreśliła wszystko.
Dziewczynka przedstawiła się – ma na imię Lidia, Lidka. Wiedziała też od swojej niani, że on ma na imię Rafał. Jej brat ma na imię Piotrek. Dziewczynka mówi do Rafała, że mogą się bawić w co chłopiec chce, ale ten wyznaje jej, że nie bawi się w ogóle i zwykle czyta książki. Ostatecznie zaczynają zabawę w szkołę, ale kiedy Lidka każde mu stać w kącie, Rafał nie chce się już bawić. Lidka proponuje więc zabawę w przyjęcie, ale Rafał zachęca, by pobawili się w wehikuł czasu. Wehikułem staje się skrzynia, na którą Rafał się wspina siadając po turecku. Lidka chowa się pod krzakami, które mają udawać płonący las. Zaczyna też głośno krzyczeć, że płonie i woła pomocy. Nagle na podwórku wybucha rwetes, to mieszkańcy zjawiają się z pierzynami i łopatami, chcąc ugasić pożar. Lidka tłumaczy, że nigdzie się nie pali, tylko się tak bawią, ale dorośli są na nich bardzo źli. Pojawia się też niania Lidki i zabiera ją do domu. I tak zakończyła się ta podwórkowa przyjaźń, bo dwa dni później dzieci z rodzicami i nianią wyprowadzają się. A jednak jeszcze się spotkają.
Rozdział 5
W kwietniu na Chłodnej zaczyna się duży ruch. Ludzie z organizacji Toporol, czyli Towarzystwo Popierania Rolnictwa, mają robić ogród, tym razem specjalnie dla dzieci. Parcela po zburzonym domu, gdzie wcześniej stał teatrzyk dla dzieci, zostaje uprzątnięta. Przekopano ziemię, zasiano trawę i posadzono krzewy, a stolarze montują ławki i huśtawkę. Ściana z pustymi otworami po oknach, stojąca w głębi posesji, ma zostać pomalowana przez studentów studiów graficznych w różne postacie z bajek.
Koniec kwietnia jest bardzo gorący, ale noce zimne, przez co niszczy się część pomidorów. W maju zaczynają się zaś upały. Pani Lampertowa opowiada, że na dachu najwyższej kamienicy przy chłodnej 20 urządzono taras do opalania z leżakami, a wejście kosztuje półtora złotego, obowiązują kostiumy kąpielowe. Pani Lampertowa jest oburzona, ale Dziadzio odpowiada, że ludzie po prostu chcą żyć normalnie.
Po kąpieli dziadek przekazuje wnukowi zaskakującą wiadomość, że Rafał pojedzie na wakacje do jednej pani na Gocławiu, w gospodarstwie. Wyjazd pomogła załatwić Janka. Dziadek tłumaczy, że to jest poza Dzielnicą i mówi wnukowi, że tam będzie mu lepiej. A jeśli ktoś go zapyta ma mówić, że nazywa się Rafał Mortyś. Pani, do której jedzie, ma też wszystkie jego nowe dokumenty i będzie musiał wszystkiego się nauczyć. Dziadek tłumaczy, że w Dzielnicy robi się coraz gorzej, a on jest coraz starszy i nie ma tyle sił, co kiedyś. Chłopiec desperacko przekonuje dziadka, że będzie bardziej mu pomagał, ale mężczyzna kończy dyskusję. Chłopiec ma się spakować, bo jak się okazuje, ma wyjechać tego samego dnia. Chłopiec zakłada na siebie wszystkie zestawy ciuchów, lepiej bowiem, żeby nie miał ze sobą walizki. Z biurka wyjmuje też fotografię – Dziadzia i rodziców, ale dziadek nie pozwala mu ich zabrać, bo nie może być dowodu, że jest z Dzielnicy.
Dziadek z wnuczkiem idą do pani Soni, która mieszka na ulicy Miłej.
*
Pani, która otwiera im drzwi jest zła. Mówi, że po Rafale od razu widać, że jest Żydem. W końcu decyduje się rozjaśnić chłopcu włosy stwierdzając, że najważniejsze to wyprowadzić go z getta. Za pierwszym razem kolor włosów przypomina czerwony pomidor, więc kobieta decyduje się rozjaśnić je ponownie. Rafał płacze, bo skóra głowy zaczyna go palić, ale pani każe mu opowiadać o ulubionych książkach i chłopiec zapomina o bólu. Obiecuje też, że podaruje mu jedną książkę o wynalazkach. Całe szczęście zjawia się jednak inna kobieta, Stella, która zabiera Rafała do łazienki i zmywa rozjaśniacz. Tym razem włosy są pomarańczowe i bardzo sztywne.
Stella decyduje, że z mieszkania wyjdą rano, ale Sonia protestuje mówiąc, że Lucek ich przepuści, ale kończy o 6 rano, muszą zatem ruszyć nocą. Stella jednak obstaje przy swoim mówiąc, że jeśli ktoś Rafała zauważy w nocy, to od razu się zorientuje, kim jest chłopak. Postanawia przejść przez dom Biura Pracy, gdzie jest brama strzeżona tylko przez stróża z którym można się dogadać. Dziadek prosi ją, by zrobiła wszystko, żeby Rafał dotarł na miejsce. Stella mówi, że przysięga, choć jej przysięga niewiele ty znaczy. Tłumaczy też chłopcu, że muszą wymyślić bajkę dla Morloków. Rafał będzie się nazywał zatem Mortyś, mieszka w Grójcu, jego mama wyjechała do Łodzi, a tata zginął na froncie. On zaś jedzie do cioci Hani na Gocław.
W międzyczasie Sonia z Dziadkiem przynoszą mnóstwo jedzenia, a pracująca w teatrze Stella opowiada różne śmieszne historie. Ten wieczór staje się jednym z najlepszych z tych, które Rafał pamięta. Dopiero kilka dni później uświadamia sobie, że dziadek za jego ucieczkę musiał oddać skrzypce.
Rozdział 6
Stella poinstruowała Rafała, żeby patrzył ludziom w oczy i uśmiechał się bo rzekomo idą na spacer. Na głowie miał czapkę, spod której wystawały sterczące na wszystkie strony pomarańczowe włosy. Przed wyjściem blady jak ściana Dziadzio ucałował go, ale nic nie powiedział. Gdy wychodzili, Sonia przypomniała sobie, że obiecała mu książkę i rzeczywiście po chwili wróciła z … „Wehikułem czasu”. Rafał był jednak tak zdenerwowany, że nie zdziwił go ten zbieg okoliczności. Biuro Pracy było jeszcze zamknięte, ale w końcu drzwi w bramie uchyliły się i pojawiła się jakaś gruba pani w siateczce na głowie. Stella poprosiła jej męża, a po chwili pojawił się potężny jegomość z wąsami i wpuścił ich do bramy. Stella kazała chłopcu poczekać i odeszła na bok z dozorcą. Rafał widział, jak wcisnęła mu coś do ręki. W końcu udało im się wyjść z Dzielnicy, ale Stella stwierdziła, że to był najłatwiejszy etap. Dodała też, że mają szczęście, bo nie ma szmalcowników, którzy często czekają pod murem, łapią uciekinierów z Dzielnicy i zabierają im wszystko. Rafał nie mógł tego zrozumieć, ale Stella kazała mu zapamiętać, że nie wszyscy Morlokowie mówią po niemiecku.
Chłopiec obserwuje wszystko stwierdzając, że tu jest inaczej niż w Dzielnicy, dużo spokojniej, a ludzie są ubrani bardziej kolorowo. Po tej stronie muru dzieci też częściej się śmieją. W końcu dochodzą do Przedmieścia. Tu Morloków jest więcej, jeżdżą też tramwaje. Rafał udaje, że są to tajemnicze pojazdy ludzi z przyszłości. Chłopcu chce się pić, więc zatrzymują się przy straganie z wodą. Sprzedawczyni patrzy się na Rafała i pyta, co mu jest, na co Stella opowiada historię o cyrku, który przyjechał na Wolę, a w którym chłopiec rzekomo pracuje pokazując swoje pomarańczowe włosy.
Na ulicy roi się od niemieckich patroli i Stella zastanawia się, czemu Morloków jest aż tyle na ulicach. Muszą schować się w bramie, a tam Stella spotyka piękną kobietę, Inę, która jest bardzo elegancko ubrana, zaś w ręku niesie bukiet błękitnych kwiatów. Kiedy Stella ją woła po imieniu, Ina udaje, że ta ją z kimś pomyliła. Stella jednak nie daje za wygraną i prosi kobietę o pomoc. Ta jednak spanikowana wciąż udaje, że nie jest Iną, jednak na odchodnym rzuca w Stellę bukietem kwiatów mówiąc, żeby to wzięła. Stella pogardliwie patrzy na kwiaty, ale nagle zaczyna rozumieć. Kiedy idą dalej, już nikt nie zwraca uwagi na pomarańczowe włosy chłopca, tylko wszyscy patrzą na piękny bukiet hortensji. Przed nimi pojawia się nagle patrol pięciu Morloków. Jeden z nich komplementuje kwiaty i uśmiecha się do Stelli, a ona odwzajemnia uśmiech. Udaje im się przejść. Stella tłumaczy, że Ina była kiedyś wielką aktorką, występowała w filmach, ale dodała, że teraz już w Polsce nie kręci się filmów. Dochodzą do Wisły i odpoczywają chwilę posilając się twarogiem i bulkami. Słońce już zachodzi kiedy w końcu zbliżają się do gospodarstwa, gdzie mieszkać ma Rafał. Dochodzą jednak stamtąd krzyki, szczekają psy, w końcu rozlegają się strzały. Stella każde Rafałowi zaczekać, chce bowiem sprawdzić, co się dzieje. Nastaje noc, a Stella nie wraca i chłopiec zaczyna się coraz bardziej denerwować. Kiedy w końcu się pojawia okazuje się, że nie mogą tu zostać, a Stella mówi, że muszą znaleźć inne miejsce na noc. Ponownie docierają do parku, w którym się posilali. Chłopiec jest już tak zmęczony, że potyka się i upada. Stella prosi go, by przeszedł jeszcze kawałek i wskazuje drewnianą scenę, a przed nią ławki. Alejka biegnie w dół, schodzą po betonowych schodach. Nagle Stella odchyla deski stojące z boku i okazuje się, że pod schodami jest ciemna wnęka. Postanawiają tam zanocować. Stella obejmuje chłopca ramieniem, a ten natychmiast zasypia.
Rozdział 7
Rano Rafał ma gorączkę. Stella mówi mu, że w schowku pod schodami mieszkają czasami uciekinierzy z Dzielnicy. Zastanawia się też, co ma zrobić z chłopakiem. W końcu decyduje, że pójdą do ZOO, zaś Rafał jest bardzo podekscytowany, bo nigdy tam nie był. Po drodze Stella kupuje trochę jedzenia, bo mają przed sobą wiele kilometrów, na dodatek na Mokotowie muszą znów ukrywać się po bramach. Kwiaty zwiędły i Stellla wyrzuciła bukiet, więc teraz nic nie odciąga od chłopca uwagi. Kiedy w końcu docierają na miejsce, przechodzą przez uszkodzone deski ogrodzenia. Okazuje się, że na terenie ogrodu zoologicznego są działki, muszą zatem uważać na działkowiczów. Na dodatek okazuje się, że dyrektorka zoo jest chora, ma zapalenie stawów, a kucharka nie chciała Stelli do niej wpuścić, dziewczyna nie może zatem nic z nią ustalić jeśli chodzi o przechowanie chłopca. Stella mówi zatem Rafałowi, że będzie musiał zostać na terenie zoo. Kiedy chłopiec dopytuje się o zwierzęta Stella tłumaczy mu, że zostały wywiezione na początku okupacji do Niemiec. Teraz, poza działkami, jest tu jakaś hodowla i czasami ludzie przychodzą na spacery. Zostały jednak wybiegi i klatki, w których łatwo można się schować. Kiedy dochodzą do miejsca, gdzie mieszkały zebry, Stella tłumaczy Rafałowi, że z tyłu jest dawna stajnia, a z boku pod nią piwniczka, gdzie chłopiec będzie mógł się schować. Pomieszczenie jest niewielkie, a pod jedną ze ścian stoi skrzynia z desek, na której leży słoma. Stella tłumaczy Rafałowi, że musi go tu zostawić na dzień lub dwa, dopóki nie znajdzie mu lepszej kryjówki. Dodaje też, że jego dziadek dużo zapłacił, by wydostać go z getta i że nie wiadomo, co dalej będzie z Dzielnicą. Uspokaja chłopca, że dziadek da sobie radę, ale on może mu pomóc, jeśli tylko będzie dzielny. Następnie zostawia mu trochę jedzenia i pieniądze na wszelki wypadek i wychodzi. Chłopiec kładzie się na skrzyni i zasypia.
Rozdział 8
Rafał budził się, kiedy jest prawie całkiem ciemno. Ma wysoką gorączkę, jest mokry od potu, a piwniczce jest bardzo zimno. Pije trochę mleka, po czym zapada w niespokojny sen. Śni mu się, że znów jest w Dzielnicy, na Siennej, a wszystko dookoła jest olbrzymich rozmiarów. Woła dziadka, ale jego głos przypomina pisk myszy. Kiedy się budzi, jest widno, a on słyszy pośpieszne kroki. Wie, że nie wolno mu wychodzić, a jednak opuszcza piwniczkę. Na zewnątrz jest pięknie i ciepło, nie chce mu się wracać do piwniczki. Stwierdza, że posiedzi tylko trochę na słońcu, ale nagle za krzewami nieopodal słyszy metaliczny stukot, a późnej dzwonek. Zastanawia się, czy wracać do piwniczki czy raczej sprawdzić, skąd dochodzi dźwięk, ale ciekawość wygrywa. Okazuje się, że za krzewami, jest niski płot wybiegu dla zebr. Przyklęka za nim i obserwuje polankę, która była pusta, kiedy przechodzili koło niej Stella i Rafał, zaś teraz stoi na niej dziwaczna konstrukcja, połyskując w promieniach słońca. Maszyna ma 2 metry wysokości i przypomina klatkę zbudowaną ze złotych obręczy. Wewnątrz niej ktoś zamontował część roweru, jest też pulpit z kilkoma prętami zakończonymi kryształowymi gałkami. Za siodełkiem znajduje się natomiast beczkowata bryła pokryta ciemnym drewnem, z której wystaje złoty pręt, a z jego czubka sterczą na wszystkie strony druty. Na pulpicie znajdują się zegary i wałek z datami. Rafał jest przekonany, że znalazł wehikuł czasu! Zaczyna wołać Podróżnika, ale wówczas rozlega się strzał i krzyki, słychać też tupot butów Morloków. Przejęty Rafał wskakuje na siodełko urządzenia, ale nie potrafi obsługiwać maszyny. Wtem pojawiają się Morlokowie i zaczynają strzelać. Chłopiec na chybił trafił popycha dźwignię, a złote pierścienie zaczynają się obracać. Wehikuł unosi się, a Morlokowie otwierają usta ze zdumienia. Słońce coraz szybciej przesuwa się po niebie, Morlokowie się rozbiegają, zza nieboskłonu wynurza się słońce, Chłopiec stwierdza, że już podróżuje w czasie, ale zbyt powoli. Obserwuje mijające na wskaźniku lata: 1943, 1944…1990, 1991, aż w końcu postanawia zatrzymać maszynę. Jest rok 2013, 14 sierpnia.
Rozdział 9
Przez chwilę nic się nie dzieje - chłopiec wpatruje się w oczy krokodyla, a krokodyl w jego oczy, po czym zwierzę rozdziawia paszczę i rzuca się w stronę Rafała. Ten znów uruchamia maszynę, a jeden z obracających się pierścieni uderza krokodyla, który spada na ziemię. Maszyna już unosi się w powietrzu, a chłopiec nie wie co ma robić i czy dalej podróżować, w końcu jednak postanawia poszukać bezpiecznego miejsca, by wysiąść. Wychodzi z wehikułu z postanowieniem, że przejdzie tylko kawałek i zobaczy, jak tu jest. Idzie alejką, która prowadzi go do przeszklonych drzwi, za którymi jest mroczny korytarz, na wtórego ścianach zamontowane są akwaria. Przechodzi między nimi do kolejnej ścieżki, kiedy zauważa pierwszych ludzi, z dziwnym wózkiem. Przygląda się ze zdumieniem temu widokowi, bowiem ludzie mają na sobie krótkie majtki i podkoszulki z malunkami, a chłopczyk w wózku ubrany jest podobnie. Rafał zastanawia się, czy w przyszłości ludzie są na tyle biedni, że muszą chodzić w majtkach.
Nagle za nim odzywa się głos mówiący, że ma fajne włosy. Rafał odwraca się i widzi stojącą na nim dziewczynkę, która wygląda niemal jak Lidka z Siennej. Ma takie same kruczoczarne loki i ciemne oczy, choć ta dziewczynka również jak spotkani ludzie ma na sobie majtki, tyle że różowe. Z uszu dziewczynki wyrastają na dodatek dwa druty prowadzące do niewielkiej kostki umieszczonej na naszyjniku. Rafał dochodzi do wniosku, że to aparat słuchowy. Dziewczynka zaczyna dopytywać, czy mama pozwoliła Rafałowi na taki fryz, ale chłopiec nie rozumie, co do niego mówi. Na dodatek kiedy odkrzykuje w kierunku dziewczyny, ona wyjmuje druty z uszu i pyta się, dlaczego chłopiec się tak drze. Ten wyjaśnia, że krzyczy, bo ona jest głucha. Kiedy dziewczynka pyta Rafała skąd jest, ten zaczyna cytować formułkę, której nauczyła go Stella. Mówi też o tacie, który zginął na froncie, a nieznajoma jest przekonana, że chodzi o wojnę w Iraku. Zastanawia się też, jak chłopiec może nie wiedzieć, co to jest empetrójka i nagle podaje mu słuchawki. Chłopiec przykłada je do uszu, a nagle w jego głowie wybucha straszny hałas, zaczyna więc krzyczeć i błyskawicznym ruchem odrzuca od siebie druciki. Dziewczynka przez chwilę patrzy na niego, a potem zaczyna się śmiać. Obrażony Rafał chce odejść, ale dziewczynka zatrzymuje go przedstawiając się. Ma na imię Aśka i w zoo miała spotkać się z dziadkami, ale coś im wypadło. Proponuje więc chłopcu wspólne zwiedzanie, stawia też hot-doga i colę. Zachęca chłopca, żeby znalazł ją na Facebooku i tłumaczy, że ma szukać Joanny Polisiuk. Kiedy jednak ten pyta ją o getto dziewczyna stwierdza, że nie ma takiej dzielnicy. W końcu dziewczyna chce odejść mówiąc, że niedługo będzie miała obiad, ale nagle wpada na pomysł i zaprasza Rafała do siebie. Bardzo go ta propozycja kusi, chociaż boi się, jak wróci po wehikuł, ale w końcu się zgadza. Dziewczyna cały czas mówi tłumacząc, że mama prowadzi bloga o gotowaniu, że chce się wybić, ale Rafał nic z tego nie rozumie. W końcu zapatrzony w kolorowe balony omal nie wpada pod samochód, całe szczęście, że Aśka łapie go w ostatniej chwili za kołnierz koszuli. Chłopiec, zafascynowany samochodami, pyta Aśkę kiedy skończyła się II wojna światowa, a ta odpowiada że jakieś sto lat temu. Rafał już jej jednak nie słucha, widzi bowiem chłopców kopiących coś, co przypomina piłkę, a okazuje się chlebem. Zaszokowany chłopiec biegnie w ich kierunku, po czym podnosi chleb i przyciska go do piersi. Chce mu się płakać. Chłopcy natomiast stają się agresywni, chcą go uderzyć i podstawić nogę, udaje mu się jednak wymknąć. Trzymając chleb puszcza się biegiem w stronę zoo, brama jest już niedaleko, ale chłopcy są tuż za nim. Nagle obok niego rozlega się pisk hamulców. Auto podcina go, chłopiec przelatuje nad maską samochodu spadając na szybę. Zapada ciemność.
Część II. Arka
Rozdział 1
W ciemności Rafał słyszy głosy rozmawiające o nim. Ktoś unosi jego głowę, daje mu pić. Pierwszy głos, który brzmi znajomo stwierdza, że już z nim lepiej. Wydaje mu się, że to glos Aśki, jednak kiedy pyta, dziewczyna przedstawia się jako Lidka. Drugi głos odpowiada, by odpoczął bo był chory, chłopiec jednak zaczyna tłumaczyć, że auto go potrąciło. Nieznajomi stwierdzają, że bali się, że to tyfus. Wyjaśniają, że poszli zebrać trochę marchewki z ogródków i usłyszeli, jak ktoś jęczy. Nagle o policzek chłopaka ociera się coś miękkiego i włochatego. Rafał próbuje odsunąć głowę, ale jest bardzo ciężka. Lidka strofuje zwierzę imieniem Miksiu. Rafał znów zapada w sen.
Kiedy ponownie się budzi, czuje się już w lepiej. Nadal jest w piwnicy pod zrujnowanymi stajniami. Ktoś przykrył go kocem, a obok jego posłania stoi kubek z wodą i pajda chleba. Chłopiec jest bardzo słaby, ale udaje mu się sięgnąć po kubek. Nagle w piwniczce robi się jasno, a na stopniach prowadzących do otwartej klapy stoi chłopak, około 14-letni, ubrany w workowate spodnie wpuszczone w wojskowe buty i przydużą czarną marynarkę. Nieznajomy przyniósł trochę warzyw: marchewkę, pietruszkę i dwa ogórki. Przedstawia się jako Emek, czyli Emanuel. Okazuje się, że chłopak też jest z Dzielnicy. Rafał próbuje wypytywać go o dziadka, ale Emek mówi, że uciekł na początku marca i od tego czasu mieszka w zoo, więc nic nie wie. Dodaje, że to bardzo dobre miejsce, bo wcale się nie trzeba zbytnio gimnastykować, żeby zdobyć jedzenie. Niemców praktycznie tu nie ma, a jeśli się pojawią, to nie zapuszczają się daleko. Rafał wypytuje też o Lidkę i jej brata, ale Emek stwierdza, że sama mu powie, kiedy się pojawi. Z tego co chłopiec wie, próbowali ukryć się po aryjskiej stronie, ale im nie wyszło. Matka z bratem Lidki mieszka u jednych, ojciec gdzieś na Woli. Lidka trafiła do zoo dzięki Polce, która im pomagała. Emek zachęca jeszcze Rafała, by zjadł warzywa i obiecuje, że przyjdzie wieczorem, jak działkowicze pójdą do domów i wyprowadzi go, żeby mógł sobie pooddychać świeżym powietrzem. Kiedy klapa opadła zrezygnowany Rafał stwierdził, że cała przygoda z wehikułem tylko mu się przyśniła. Zjada więc wszystko, co przyniósł mu Emek, a w kącie za posłaniem odkrywa starą bańkę na mleko wypełnioną czystą wodą. Próbuje zrobić kilka kroków, ale jest bardzo słaby i szybko opada na skrzynię. Rafał decyduje się szybko odzyskać siły, bo przecież Stella może w każdej chwili po niego wrócić, a on musi być w stanie z nią iść.
Późnym popołudniem przychodzi Emek i wyprowadza go na zewnątrz. Zjawia się też Lidka ubrana w granatową sukienkę z koronką, potargane białe pończochy i czarne lakierki. Zamiata ziemię gałęzią, po czym siada ostrożnie obok Rafała. Ten jest rozbawiony tym, że ukrywają się w zoo, a dziewczynka martwi się o spódniczkę. Lidka pyta, dlaczego Rafał ma pomarańczowe włosy, a ten tłumaczy, że chcieli mu je rozjaśnić, żeby nie był „podobny”, ale nie wyszło. Lidka stwierdza, że teraz przynajmniej nie jest podobny do kogokolwiek, bo nigdy nie widziała człowieka z pomarańczowymi włosami – ani Żyda, ani Polaka, ani nawet Niemca. Nagle stwierdza, że Rafał musi kogoś poznać u zwija usta w dzióbek gwiżdżąc krótko. Przez chwilę nic się nie dzieje, po czym pojawia się Miksio, szop pracz, pochodzący z Ameryki. Rafał nigdy wcześniej nie widział takiego zwierzątka – ma krótki pyszczek, a wokół oczu czarne plamy, które wyglądają jak maska albo okulary. Lidka stwierdza, że zwierzątko trochę boi się Rafała, ale to dzięki niemu znaleźli chłopca, to on bowiem zaprowadził dziewczynkę do piwniczki. Gdyby nie on, nigdy by Rafała nie znaleźli, bo jęki, które słyszeli, Emek wziął za jęki ducha. Rafał uroczyście dziękuje Miksiowi i mówi do Lidki, że był przekonany, że w zoo nie ma już zwierząt, tak bowiem mówiła Stella. Lidka jednak stwierdza, że kilka zostało. Raz widzieli beżowego psa, który prawdopodobnie był szakalem, żyje tu też wąż. Jest tez kilka kotów, ale – jak stwierdza Lidka – koty są wszędzie.
Słońce zachodzi i zapada cisza. Chłopiec przypomina sobie, że w Dzielnicy nikt nie chodził po ulicach nocami, nie jeździły także auta, ludzie musieli siedzieć w domu od siódmej. Ale nie chciało im się spać, więc spotykali się na podwórkach, czasami ktoś śpiewał, czasami grał. Wszyscy starali się zachować ciszę, ale i tak było ich słychać. W zoo zaś jest pusto, a dookoła jest tyle roślin, że aż kręci się w głowie. Tyle, że też nie jest cicho – drzewa szumią, świerszcze cykają, ptak śpiewa. Po prostu nie słychać tu ludzi, jakby ich wcale nie było. Rafał dostał aż gęsiej skórki od takiego podsumowania i stwierdza, że chyba wróci do piwnicy. Lidka wydaje się rozumieć, co się z nim dzieje i stwierdza, że tez tak miała – dziwnie się czuła bez ulic, murów i domów, teraz zaś jej się tu podoba. I choć tęskni za bliskimi czuje, że wkrótce do niej dołączą. Rafał mówi, że Stella miała po niego przyjść za dwa dni, na co Lidka odpowiada, że pewnie coś ją zatrzymało i niespodziewanie obejmuje go ramieniem. Przez moment Rafał siedzi nieruchomo, robi mu się dziwnie miękko w środku, boi się, ze zacznie płakać. Odsuwa się zatem gwałtownie od dziewczynki i ucieka do bezpiecznej piwnicy.
*
Kiedy Emek odwiedza Rafała na drugi dzień stwierdza, że chłopiec jest zupełnie zdrowy. Postanawiają opracować jakiś specjalny sygnał, żeby było wiadomo, że to Emek idzie, bo kiedy niespodziewanie załomotał w klapę, Rafał się przestraszył. Emil wyjmuje zza pazuchy trzy marchewki, zielonkawego pomidora i kawałek chleba, po czym kładzie je na skrzynce. Rafał zjada pomidora łapczywie, a Emek obiecuje mu pokazać, jak się idzie na działki, by chłopiec sam mógł zdobywać jedzenie. Stwierdza, że trudniej będzie z chlebem – on sam chodzi po chleb do sklepu. Rafał pyta się, czy skoro Emek chodzi do miasta po zakupy, to chodzi też do Dzielnicy. Emek jednak zaprzecza mówiąc, że Rafał zadaje za dużo pytań. Opowiada jednak, że jego tata był szyprem i mieli niewielki statek, na którym z rodziną mieszkali, zaś wszyscy w jego rodzinie to flisacy z dziada pradziada. Nazywa też Rafała szczurem lądowym, a kiedy ten się oburza tłumaczy, że szczur lądowy to ktoś, kto nie miał nic wspólnego z wodą. Rafał jednak odpowiada, że Wisłę widział po raz pierwszy ze Stellą, kiedy go tu przyprowadziła. Emek powiedział, że Wisła jest bardzo wygodną drogą, którą można przewozić różne towary. I właśnie tym zajmują się flisacy. Niestety, kiedy zaczęła się wojna, zabrali im ich statek, berlinkę, i kazali iść do getta. Wcześniej Emek wcale nie zastanawiał się nad tym, czy są Żydami, bo byli flisakami, i to się liczyło. Dodaje, że kiedyś wróci na Wisłę.
Nagle urywa komentując, że zawsze za dużo gada i wpada w kłopoty przez to. Zabiera Rafała na dwór, by pokazać mu drogę do działek. Instruuje, że Rafał zawsze musi się upewnić, że nikogo nie ma dookoła. Wyjaśnia, że najwięcej działek jest od strony Wisły, ale to niebezpieczny teren, bo czasami różne łobuzy zapuszczają się za ogrodzenie i można się na nich natknąć. Dodaje, że najwięcej działkowiczów przychodzi rano, potem jest pusto do drugiej, trzeciej, a później trzeba znów uważać. Wyjaśnia też, że nigdy z jednego ogródka nie może wziąć za dużo. Rafał patrząc jak Emek wyrywa pietruszkę mówi, że właściwie to oni kradną, ale ten odpowiada, że pożyczają, ale wcale nie za darmo. Wyjaśnia, że na przykład napełnia wiadra wodą, co jest pomocne, bo woda znajduje się bardzo daleko. Zawsze, jak coś zabiera, podlewa też grządki, wyrywa chwasty, a kiedyś wyzbierał prawie wszystkie ślimaki w ogródków. Po namyślę stwierdza, że są niczym ogrodowe krasnoludki. Zaczynają się śmiać, choć zasłaniają usta, by nikt ich nie usłyszał.
*
Chłopcy dzielą się warzywami, Emek odprowadza Rafała do piwniczki i znika. Nie chce powiedzieć, gdzie ma swoją kryjówkę stwierdzając, że lepiej żeby Rafał nie wiedział. Chłopiec w piwniczce próbuje czytać „Wehikuł czasu” i bardzo żałuje, że nie ma innych książek, bo czas okropnie mu się dłuży. W piwniczce jest jednak właściwie zbyt ciemno na czytanie i chłopca szybko pieką oczy. Wieczorem zaczyna padać i nad Warszawę nadciąga burza, uderzają pioruny. Chłopiec nagle słyszy, że coś stuka lekko w jego skrzynie. Przestraszony zauważa, że piwniczkę zalewa woda i dlatego skrzynka się porusza. Wody jest coraz więcej, sięga już do posłania Rafała i chłopiec stwierdza, że jeśli podniesie się na wysokość kolan, będzie musiał uciec.
Rozdział 2
Deszcz trochę słabnie, ale ciągle pada. Woda nadal się podnosi, chłopiec ma już buty do połowy mokre. Po krótkim namyśle ściąga je i przewiesza przez ramię mówiąc, że co on by zrobił bez butów. Woda jest jednak coraz zimniejsza, chłopiec stoi raz na jednej nodze, raz na drugiej. Strasznie chce mu się też spać. W końcu znajduje drewniane pudło po owocach i wciąga je na legowisko i kuca na skrzynce. Woda przestała się już na szczęście podnosić i zmęczony chłopiec zasypia. Śni mu się Dziadzio, który stoi na podwórku i gra na skrzypcach. Z okien wypadają pieniążki i chleb, a Rafał śmieje się i zbiera datki do czapki. Jest ich jednak zbyt dużo, spadają niczym deszcz. Dziadek gra coraz głośniej i coraz szybciej, a chłopiec zaczyna już zbierać pieniądze do koszuli. Prosi też dziadka, by przestał grać, bo pieniędzy jest coraz więcej, brodzi więc w nich już po kolana. Dziadek jednak nie reaguje. Rafał wspina się na górę pieniędzy i nagle zsuwa się z niej.
Chłopiec budzi się, bo spadł ze skrzynki. Woda opadła, a przez okienko wpada światło poranka. Zamiast klepiska w piwniczce jest jednak błoto, pokryte rozrzuconą słomą, na której wcześniej spał. Rozlega się pukanie: dwa szybkie uderzenia, potem cisza i kolejne dwa. To Emek, pospieszając Rafała i mówiąc, że zaraz zjawią się działkowicze. Rafał poprawia buty na ramieniu i schodzi ze skrzyni brodząc w błocie. Wychodząc zabiera bańkę na wodę, by mogli nosić jej więcej na działki.
*
Kiedy wychodzą, Emek mówi, że muszą znaleźć Rafałowi inne lokum, bo z tego na razie nic nie będzie. Obiecuje, że rozejrzą się później, a na razie Rafał może przespać się u niego, nie może zostać przecież w tym błocie. Gdy przemykają do kryjówki Emka, wszędzie widzą połamane gałęzie drzew i krzaków i stojące kałuże wody. Okazuje się, że Emek mieszka u żyraf. Muszą uważać w drodze, bo nadciągają posiadacze działek, by oszacować straty. W dodatku część z nich przyprowadza rodziny i panuje duży gwar. Rafał się nie przejmuje tym, bo siedzi razem z Emkiem w jego kryjówce zwanym „bocianim gniazdem”. Schowek mieści się w pustej przestrzenia pomiędzy stromym dachem a fragmentem sklepienia pawilonu dla żyraf. Budynek jest niemal całkowicie zniszczony, pozostał tylko narożnik z częścią zadaszenia. Nie jest łatwo wdrapać się na górę i dorosły by nie dał rady, to jednak znakomita kryjówka, dużo lepsza niż piwnica, w dodatku świetnie wyposażona. Emek ma tu zapasy jedzenia i wody, skrzynki, dwa koce, lampę naftową i hamak. Rafał stwierdza, że leżenie w hamaku jest bardzo przyjemne, bo Emek pozwolił mu do niego wejść. Niestety spać Rafał musi na zestawionych ze sobą skrzynkach, ale wcale mu to nie przeszkadza. Nareszcie czuje się bezpieczny, bardziej niż samotnie w piwnicy.
*
Wieczorem spotykają się z Lidką na tyłach dawnych zabudowań dla strusi. Dziewczynka stwierdza, że Emek musi go lubić, skoro zaprosił go do siebie, bo Lidce nigdy nie chciał powiedzieć, gdzie się ukrywa. Mówiąc to, dziewczynka czeszę włosy i Rafał zastanawia się, po co się czesze i po co próbuje ładnie wyglądać, a dziewczynka odpowiada, że ona siebie widzi. I że nie zostanie już tu długo, bo tata po nią przyjdzie więc musi ładnie wyglądać. Dodaje, że tak jest zresztą bezpieczniej, bo jeśli zauważyłby ją jakiś żołnierz, to pomyśli sobie, że jest tak ładnie ubrana że przyszła tu na spacer. Niemożliwe bowiem, żeby uciekła z getta, bo tam dzieci noszą łachmany i są brudne. To zatem jej kamuflaż.
Oburzony Rafał stwierdza, że jest z Dzielnicy, a nie jest ani brudny ani ubrany w łachmany. Na to Lidka pyta się go, czy się ostatnio widział, bo wygląda jak nieboskie stworzenie. Przynosi nieduże skrzydło okienne i każe mu się przejrzeć. Chłopiec nachyla się, ale zaraz cofa o krok, wygląda bowiem jak mały, chudy strach na wróble. Brudna koszula wisi na nim, jak na wieszaku, poplamione błotem spodnie wiszą jak worki, a włosy niczym wronie gniazdo. Stwierdza, że gdyby Dziadzio go zobaczył, pękło by mu serce. Lidka stwierdza, że muszą mu rozczesać włosy i uprać ubranie. Idzie zatem po odzież na zmianę, ale okazuje się, że druga koszula również jest brudna. Razem idą w kierunku budynku gospodarczego, przed którym ostrzegał go wcześniej Emek. Lidka przyznaje, że nie jest tu bezpiecznie, dlatego trzeba uważać. Skręcają do małej osłoniętej krzakami zatoczki. Rafał rozbiera się szybko i powolutku wchodzi do Wisły. Woda jest lodowata, ale Lidka każe mu się zanurzyć i wyszorować piaskiem. Stopniowo Rafałowi robi się coraz cieplej i weselej, zanurza nawet głowę. Kiedy chłopiec wychodzi, dziewczynka zanurza w wodzie jego ubrania – wokół nich rozpływają się ciemne smugi. Dziewczynka pociera materiał, wyżyma ubranie i rzuca chłopcu, żeby poniósł. Rafał wraca w samej koszuli i w butach. Kiedy docierają do nasypu kolejowego, nagle za nimi rozlega się głos: Stać! Na szczęście to tylko Emek, który jednak mówi, że słuchać ich aż na Powiślu. Uprzedza też, że na działkach jest dwóch chłopaków, którzy kradną jedzenie z działek. Ma też pretensje, że Lidka i Rafał nie powiedzieli mu, że idą nad Wisłę, a kiedy Lidka tłumaczy, że uznała, iż Rafał musiał się wykąpać pogardliwie stwierdza, że to dziewczyńskie pomysły, ale jednak sam zerka na swoje ręce i wyciera je o nogawki spodni. Rafał zauważa leżącą na ziemi skrzynkę z narzędziami i pyta o nią Emka, ale ten nie chce mu powiedzieć, co robi. Wspólnie wracają do pawilonu żyraf, a Lidka rozkłada mokre ciuchy Rafała na trawie, a potem zaczyna rozczesywać włosy chłopaka. Przychodzi do nich Miksio i ciekawie przygląda się Rafałowi. Ten szeptem pyta Lidki, po co Emkowi narzędzia, ale dziewczynka stwierdza, że jeśli Emek będzie chciał, to mu powie. Przed snem Rafał pyta Emka o narzędzia, ale ten tylko mruczy: Zobaczysz.
Rozdział 3
Następne dni mijają bardzo spokojnie, a pogoda jest piękna. Emek uświadamia ich, że jest lato, połowa lipca. Codziennie chodzą na działki po warzywa, podlewają grządki obcych ludzi i pielęgnują ogródki. Najstaranniej Rafał zajmuje się ogródkiem starszej utykającej pani, którą widział pierwszego dnia. Porusza się bardzo wolno i mocno utyka, ale budzi sympatię w chłopcu. Pewnego dnia robi podpórki na jej pomidory, bo te które zrobiła sama, przewracają się na wietrze. Na drugi dzień pod jednym z krzaków znajduje koszyk wypełniony jedzeniem – jest tam kawałek chleba, pieczone mięso zawinięte w ściereczkę i słoik z mlekiem, a pod nim karteczka z napisem: „Dziękuję”. Rafałowi robi się miło, ale Emek stwierdza, że jest bardzo nieostrożny i każe mu zostawić koszyk.
Po pracy na działkach Emek najczęściej znika na całe dnie i razem z nim znikają narzędzia, ale nie zawsze – w niektóre dni chłopak wyprawia się do Warszawy. Z tych wypraw przynosi zwykle jedzenie, jak chleb, szynkę lub kiełbasę. Wraca zwykle wtedy zmartwiony i ponury, ale nie chce powiedzieć, dlaczego.
Rafał odkrywa też, gdzie mieszka Lidka, a właściwie zostaje do niej zaproszony. Kryjówka mieści się za basenem dla hipopotamów – na tyłach pawilonu, gdzie mieszkały, jest świetnie zamaskowany właz do kanałów. Pod ziemią, przy tunelu znajduje się pomieszczenie z rurami i pokrętłami, za pomocą których napełniało się basen. Wybetonowany podziemny pokój jest ziemny, ale suchy. Lidka ma tu pryczę zbitą przez Emka i półkę, ma też świece. W pękniętym słoiku stoją kwiaty, a duży kawałek szyby zastępuje jej lustro. To świetna kryjówka – trudno do niej trafić, a poza tym ma podziemne przejście, którym można uciec w razie kłopotów. Rafał opowiada Lidce o książkach, m.in. Profesorze Przedpotopowiczu, bawią się z szopem, kilka razy widują też szakala, a raz udaje im się zwabić go kawałkiem kiełbasy. Czasami też bawią się w różne gry: rzucają kółkami, które robią z długich, splecionych gałązek tak, by trafić na wbity w ziemię kołek. Za każdym razem, kiedy Emek wraca z miasta, Rafał pyta go o dielnicę, ale chłopak zbywa go. Rafał nie rozumie jego milczenia, bo przecież musi coś wiedzieć.
Dwa razy do zoo przychodzą Morlokowie, na szczęście udaje im się ukryć na czas. Piją piwo i śmieją się głośno – widać ich przez szczeliny pod dachem pawilonu żyraf. Strzelają z pistoletów do pustych butelek, potem do gawronów. Rafał nie rozumie, dlaczego to robią i co ptaki im przeszkadzają. Dochodzi do wniosku, że widocznie taka jest natura Morloków, że muszą zabijać. Żołnierze odchodzą, gdy zapada zmierzch.
Rafał powoli przyzwyczaja się do takiego życia, chociaż wie, że nie może trwać tu wiecznie.
Któregoś dnia w połowie lipca Emek wraca z miasta zdenerwowany. Przyniósł 5 bochenków chleba, dwa pęta kiełbasy, marmoladę i spory kawał słoniny. Położył się potem na hamaku, a Rafał próbował wypytać go, o co chodzi. Emek zeskakuje z hamaka i kopie w skrzynki tak, że od jednej odpadają deski. Niespodziewanie pyta Rafała, czy dalej chce wiedzieć, po co mu te wszystkie narzędzia, po czym każe mu iść za sobą. Jest wczesne południe, a Emek sam mówił, że o tej porze nie powinno się wychodzić, bo kręci się tu dużo działkowiczów. Biegną nad Wisłę, gdzie w krzakach wskakują do tunelu z beczek i wychodzą za żelazną barykadą. Za ścianą złomu ukryta jest druga zatoczka, trochę większa od tej, w której kąpał się Rafał. Okazuje się, że jest tam już Lilka, która na dłoniach ma wielkie rękawice i nakłada czarną maź na dziwny obiekt.
Na brzegu zatoczki leży wielkie pudło zbite z desek i kawałków blachy. Na wierzchu przykrywa je plątanina gałęzi i sprytnie umocowanych pasów kory – wygląda jak pień powalonego drzewa. Emek stwierdza, że to jego arka. Pokazuje Rafałowi napęd i ster. Tłumaczy, że po wodowaniu łódka powinna zanurzyć się na niecały metr, więc większa jego część będzie niewidoczna, a konstrukcja będzie wyglądała jak pień płynący po wodzie. Emek chce dopłynąć arką do Torunia, tak bowiem przy ulicy Żeglarskiej jest knajpa, do której zawsze chodzili jego bracia na piwo. Barmanką jest jego ciotka, nikt nie wie, że jest Żydówką, więc Emek liczy, że będzie potrafiła mu powiedzieć, co się dzieje z jego rodziną. Jeśli zaś coś będzie szło nie tak, planuje zacumować pod Płockiem, gdzie ma wielu znajomych, którzy pomogą mu się ukryć. Wspomina, że Niemcy bardzo się z flisakami liczą. Rafał jest bardzo zainteresowany mechanizmem łodzi, więc Emek mu wszystko pokazuje. Rafał pyta, kiedy Emek zaczyna wyruszyć, a ten zdradza, że planował ruszyć na początku sierpnia, ale teraz myśli, że nie ma na co czekać, więc wyruszy za dzień lub dwa. Dodaje, że Lidka płynie wraz z nim i proponuje Rafałowi, by do nich dołączył. Ten jednak martwi się, bo Stella ma po niego wrócić, na dodatek nie wie, co z Dziadkiem. Emek jednak odpowiada, że gdyby Stella miała wrócić, zrobiłaby to już dawno. A co do dziadka, to jedyna nadzieja, że udało mu się uciec z getta i schować u kogoś. A jeśli tak się stało, nie może się skontaktować z wnukiem, bo to zbyt niebezpieczne. Jeśli zaś został w Dzielnicy, to już po nim, bo Niemcy likwidują getto i wywożą wszystkich pociągami na śmierć. Rafał nie może uwierzyć, dlaczego mieliby coś takiego robić, ale przypomina mu się, jak strzelali do gawronów w zoo. Chłopiec czuje, jak po policzku płynie mu łza. Lidka zaś zaczyna go namawiać na wspólną ucieczkę. Mówi, że sama planuje zostawić tacie wiadomość w piwnicy, bo wie, że tam się ukrywała na początku i Rafał też tak może zrobić. W końcu chłopiec zgadza się popłynąć z nimi, ale nie mówi, że ma nieco inny plan.
Rozdział 4
W nocy Rafał prawie nie śpi. W końcu, kiedy niebo robi się już granatowe wstaje ze skrzynek, ubiera się, a potem wyciąga z worka jeden bochenek chleba. Nie mają papieru, więc Rafał bierze kawałek deseczki i pisze na niej osmoloną szczapką: „Idę zobaczyć, co z Dziadziem. Wrócę szybko, Rafał”. Kładzie deseczkę na kocu, a obok zostawia część pieniędzy od Stelli. Potem wychodzi na zewnątrz i przemyka się koło białej willi, w której mieszka chora dyrektorowa. Stara się odtworzyć drogę, którą pokonał ze Stellą. Postanawia podjechać tramwajem, ale wagon nie zatrzymuje się na przystanku. Postanawia podjechać kolejnym i czeka dalej. Nagle mężczyzna z gazetą pyta się Rafała, co tu robi, jest bardzo natarczywy, na koniec stwierdza, że chłopiec pójdzie z nim. Chłopiec wyrzuca sobie, że nie posłuchał rady Stelli i nie wyglądał na wesołego. Mężczyzna chwyta Rafała za kołnierz i nie daje mu odejść. Nagle odzywa się pani z koszykiem, która również czeka na tramwaj. Mówi do pana z gazetą, by dał mu spokój, ten jednak odkrzykuje, że to Żydek i trzeba wołać żandarma. Kobieta jednak spokojnie powtarza, by mężczyzna go zostawił i dodaje, że jak mężczyzna myśli, za kogo się zabiorą, kiedy już skończą z Żydami. Uchwyt mężczyzny słabnie i wtedy nadjeżdża tramwaj, a Rafał mobilizuje siły i wskakuje na zderzak z tylu, podtrzymując się barierki pomostu. Wagon rusza i nabiera prędkości, a Rafał stwierdza, że powinien wrócić do zoo. Teraz jednak jest na to za późno. Tramwaj przejeżdża przez most, jedzie dalej. Rafał zdaje sobie sprawę, że nie przemyślał tego wszystkiego i nie wie, czy trafi do domu. Tramwaj skręca na placu Zamkowym. Na kolejnym przystanku Rafał widzi kobietę z koszykiem, która mu pomogła i wyskakuje z tramwaju, boleśnie uderzając dłonią o kamień. Zaczyna iść za kobietą, ale kiedy do niej podbiega, ta każe mu odejść. On jednak tłumaczy, że chce dojść do Dzielnicy, ale kobieta mówi mu, żeby tam nie szedł i żeby uciekał jak najdalej. Rafał się jednak upiera, więc pani wciąga go do bramy, daje gruszkę i zaczyna tłumaczyć, jak dojść do Siennej. Mówi, że ta ulica jest już po aryjskiej stronie i że będą tam mieszkać Polacy. Chce mu jeszcze dać pieniądze, ale Rafał mówi, że ma. Pani każde mu jeszcze odliczyć do 20, zanim po niej wyjdzie i odchodzi.
Rafał boi się już mniej. Przypomina sonie starą zabawę w Podróżnika, którą wymyślił podczas poprzedniej wędrówki ze Stellą. W końcu dociera do Siennej – na ulicy jest mnóstwo ludzi, Rafał musi się pomiędzy nimi przepychać, przytrzymując chowany chleb. Biegnie przez podwórko i wspina się po rynnie, w końcu udaje mu się dostać na podwórko w Dzielnicy. Widzi ich dom i balkon. Przez środek ulicy biegną zasieki z drutu kolczastego, nikogo nie widać. Z oddali słychać gwar i krzyki, stłumione wystrzały z karabinów. Udaje mu się wypatrzeć miejsce, gdzie kłąb drutu został odgięty i przeciska się tamtędy przedostając na stronę getta. Jeden z kolców rani go w rękę, ale Rafał nie zwraca na to uwagi. Biegnie do ich bramy, wbiega na podwórko. Widzi uschnięte rośliny, pootwierane okna. Wszędzie leżą połamane przedmioty i potłuczone talerze. Odtwarza znajomą trasę, kiedy z boku słyszy uderzenia butów Morloków. Nie oglądając się za siebie biegnie do ich domu. Drzwi są wyrwane z futryny, w pokoju nie ma nic, poza starym, rozbitym teraz globusem Rafała. Siada na łóżku dziadka i ukrywa twarz w dłoniach, ale nie tylko ze smutku, ale też z ulgi. Tłumaczy sobie bowiem, że skoro nie ma żadnych zdjęć, ani książek z nutami dziadka, to znaczy, że Dziadzio uciekł wcześniej, albo się przeprowadził. Chłopiec kładzie się na łóżku dziadka. Musi odpocząć bo wie, że teraz czeka go dużo trudniejsza droga do zoo.
Rozdział 5
Kiedy Rafał się budzi, na niebie jest już księżyc. Chłopiec słyszy jakieś głosy. Przedostaje się do pokoju, w którym mieszkała kiedyś Lidka z rodziną i wygląda przez okno. Widzi Morloków, ale i Polaków przeczesujących teren. Chłopiec potyka się na pierzynie i traci równowagę, a mężczyźni orientują się, że w budynku ktoś jest. Rafał nie ma drogi ucieczki, postanawia zatem dostać się na strych – przypomina sobie, jak pani Lampertowa wchodziła tam z mężem zorientować się, czy nie można urządzić na nim miejsca do opalania się. Drzwi prowadzące na strych są szeroko otwarte, po omacku szuka drabiny i udaje mu się wydostać na dach. Nagle coś chwyta go za szyję i zamyka mu usta otwarte do krzyku. Okazuje się, że na dachu ukrywa się więcej osób – pan Ochniak i pani z parteru, której nazwiska chłopiec zapomniał. Rafał tłumaczy, że wrócił zobaczyć się z dziadkiem, ale mężczyzna mówi mu, że dziadkowi udało się uciec. Pani Borcuch, bo tak nazywa się kobieta mówi, że ukrywają się już 2 dni, nie mają nic do jedzenia. Chłopiec dzieli się z nimi chlebem, kobieta płacze bezgłośnie. Rafał podaje im jeszcze gruszkę mówiąc, że nie można tu siedzieć w nieskończoność, że trzeba uciekać. Rafał mówi im o świetnej kryjówce, ale oni nie chcą iść. Ochniak upiera się, że trzeba przeczekać, a on jest dozorcą, zaś dozorcy są potrzebni. Rafał myśli, że mężczyzna nie ma racji i że on na pewno nie może tu zostać, musi wracać do zoo. Pani Borcuch zaczyna jednak histeryzować, że chłopiec ich wyda, a pan Ochniak rzuca się na niego, ale chłopcu udaje się uciec. Nie oglądając się już za siebie biegnie na strych, biega po schodach i jest na podwórku. Zastanawia się, którędy wrócić, ale w końcu stwierdza, że musi znów dostać się na Sienną i odtworzyć drogę. Nagle za nim rozlegają się wystrzały, ale on biegnie dalej. Dociera na Sienną, znów przeciska się pod drutem kolczastym kalecząc sobie dłonie, ale nie zwraca na to uwagi, Znów wspina się po murze, skacze z okapu. Leży na plecach bez tchu, ale jest świadomy, że musi ruszać dalej, bo zaraz ludzie będą szli do pracy.
Rozdział 6
Rafał dociera do ZOO późnym popołudniem. Zna już drogę, więc idzie mu sprawniej, chociaż nieustannie napotyka Morloków. Ci jednak nie zwracają na niego uwagi, sprawiają wrażenie zdenerwowanych. Przejeżdża znów przez most na zderzaku tramwaju, ale już nie ryzykuje oczekiwania na przystanku – podbiega po prostu, kiedy tramwaj zwalnia. W końcu dociera do zoo, przemyka przez zarośla na tyłach dawnego basenu dla kaczek, dobiega do wybiegu dla żubrów, aż wreszcie dociera do wybiegu dla żyraf, ale nikogo nie widać. Rafał spostrzega, że nie ma też hamaka, lampy naftowej, worka z zapasami i koców. Doszedł do wniosku, że Emek pomyślał, iż został złapany i wyda ich kryjówkę, zatem wyruszyli w rejs bez niego. Ma jednak nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone i biegnie w kierunku zaimprowizowanego warsztatu Emka. Przeskakuje przez plot i … staje oko w oko ze starszą panią, tą z działek, która czasami zostawiała im trochę jedzenia, choć ze strachu nigdy niczego nie zabrali. Kobieta wpatruje się w chłopca ze zdumieniem, przez długą chwilę na siebie patrzą. W końcu Rafał odskakuje w bok i ucieka, starsza pani woła za nim, ale on nie zatrzymuje się. Wyrzuca sobie, że niepotrzebnie wybierał się do getta, wszystko bowiem idzie nie tak. W końcu dociera do miejsca, gdzie stała łódź. Arka dalej stoi na pieńkach, a klapa ukryta pomiędzy gałęziami podnosi się i wychyla się z niej Emek. Rafał siada na piasku i płacze z ulgi. Emek i Lidka wyskakują z arki i dopadają do niego, a dziewczynka obejmuje go mocno. Rafał mówi, że był przekonany, że odpłynęli bez niego, a Emek przyznaje, że on chciał, ale Lidka się uparła, by czekać. Emek zaczął wypytywać Rafała, czy był w Dzielnicy i co tam jest, ale Lidka przyłożyła ręce do uszu i stwierdziła, że nie chce wiedzieć, więc Rafał spojrzał tylko na Emka, zacisnął usta i pokręcił głową. Okazało się. Że Lidka zabrała ubranie Rafała i „Wehikuł czasu”. Dzieci zabrały także Miksia – podróżuje w klatce znalezionej przez Emka, choć nie jest tym zachwycony. Rafał pyta też o Bursztyna, szakala, ale Janka stwierdziła, że kręcił się on przy bunkrze Emka, jakby wiedział, że wyjeżdżają, ale Emek uznał, że nie mają czasu go łapać. Rafał uznał, że może trzeba po prostu go zaprosić, a Lidka mówi, że mogą spróbować, bo i tak miała iść na działki po sałatę. Planuje też zaprać kalafiory, ale Rafał poucza ją, że tylko 1 lub 2, bo ludzie ciężko pracują na działkach i nie wolno im kraść całych plonów. Lidka początkowo nie rozumie, co to za różnica, skoro i tak odpływają, ale później przyznaje Rafałowi rację. Tym razem długo muszą kryć się za nasypem, bo po działkach kręci się mnóstwo ludzi. W końcu robi się pusto, pewnie jest koło szóstej. Zrywają bez problemu kilka główek sałaty, każdą z innej działki, znajdują też kalafiory, ale ostatecznie rezygnują z nich i biorą kilka pomidorów. Idą też w kierunku dawnego wybiegu Bursztyna, ale nigdzie go nie widać. W końcu dostrzegają go siedzącego pod drzewem, przed opuszczonym wybiegiem dla lwów. Rafał podszedł do szakala i zaczął mu tłumaczyć, że odpływają arką, mają też jedzenie. Za kilka miesięcy będzie zima i niedobrze jest zostać na terenie zoo. Stwierdził, że jeśli Bursztyn chce, może popłynąć z nimi, dostanie nawet trochę kiełbasy. Szakal przechylił łeb i nie spuszczał wzroku z chłopca, ale się nie poruszył. W końcu Rafał stwierdził, że jak szakal chce i ruszył z Lidką w kierunku Wisły. Szakal poszedł za nimi, a kiedy doszedł do arki, zaczął ją obwąchiwać. Zdumiony pojawieniem się szakala Emek stwierdził, że muszą wypłynąć wieczorem, zanim zrobi się ciemno. Muszą płynąć nocą, bo wtedy rzeka będzie pusta. Najważniejsze to wydostać się poza Warszawę.
Kiedy słońca chowa się za dachami domów, są gotowi do drogi. Bursztyn przygląda się uważnie, kiedy Lidka schodzi pod pokład, a chłopcy wybijają drewniane kliny spod kołków, na których stoi łódź. Rafał pyta szakala czy idzie czy nie, a ten spogląda w kierunku zoo, zastanawia się. W końcu wskakuje do włazu. Rozlega się krzyk Lidki, bo okazuje się, że szakal wskoczył jej na plecy. Chłopcy spychają łódkę na wodę, ale dalej nie płynie. Emek tłumaczy, że tu jest za płytko, ale oczyścił dno, jest tylko piasek. Rafał mu ją zatem popchać w głąb Wisły, ale sam, bo Emek musi sterować. Rafał wpycha statek coraz głębiej, woda sięga mu do pasa. Nagle Emek nieruchomieje, gdzieś w pobliżu rozlega się trzask łamanych gałęzi i szczekanie. To Morlokowie z Dzielnicy. Rafał pcha z całych sił, woda sięga mu już do polowy brzucha. Nagle rozlega się potężny huk, ze wszystkich stron sypią się kawałki metalu. Rafał ma wrażenie, że ogłuchł. Emek krzyczy coś do niego, ale on słyszy tylko dzwonienie w uszach. Ogląda się za siebie i widzi przez rozbitą barykadę na plażę zatoczki przeskakują Morlokowie w hełmach i z karabinami w rękach.
Rozdział 7
Rafał odwraca się plecami do Morloków i nadludzkim wysiłkiem popycha arkę, gorączkowo zastanawiając się, czy to on ich przyprowadził. Nagle coś ze świstem przelatuje obok niego, a z wody zbija się mała fontanna. Łódka płynie już sama, Rafał płynie obok. Musi tylko znaleźć się z boku arki, przy włazie, żeby Emek mógł wciągnąć go do środka. Emek podaje mu żerdź, ale jest okropnie śliska. Nagle coś uderza Rafała w ramię, wokół woda robi się czerwona. Wzrok mu mętnieje, ale nie czuje bólu. Arka odpływa, a chłopiec zostaje w wodzie. Unosi się miękko, zupełnie jakby latał, potem zapada ciemność.
*
Rafał spogląda w górę, ale otacza go nieprzenikniona czerń. Woła kogoś, ale wciąż panuje cisza. W dali zapala się mała iskierka, która rośnie i mruga. Złote obręcze śmigają – to wehikuł czasu. Ktoś siedzi w środku, na sobie ma długi beżowy surdut i brązową kamizelkę ze złotą dewizką. To Podróżnik! Wehikuł zatrzymuje się przed chłopcem, a Podróżnik przypatruje mu się z uwagą mówiąc, że nie powinno go tu być. Rafał tłumaczy, że miał być w arce, ale dopadli ich Morlokowie i odpłynęła bez niego. Podróżnik kiwa głową i mówi, by chłopiec się nie martwił, bo wszystko skończy się dobrze. Rafał pyta się Podróżnika, dokąd podróżuje, ale ten poprawia go, mówiąc, że nie dokąd, a kiedy i pyta chłopca, jak myśli. Ten odpowiada, że do przyszłości, żeby ocalić Ulinę od pożaru i że on tez by tak postąpił na miejscu Podróżnika. Podróżnik przygląda się chłopcu i mówi, że ma racje, powinien tak zrobić i zastanawia się, dlaczego sam na to nie wpadł, po czym zmienia ustawienia wehikułu. Rafał prosi Podróżnika, by zabrał go w przeszłość, by mógł ostrzec samego siebie, Emka i Lidkę, jednak ten odpowiada, że to niemożliwe, bo gdyby tak zrobił, to nie mogliby się spotkać. Nie można bowiem zmienić przeszłości, tylko przyszłość jest w naszych rękach. Podróżnik wyjaśnia też, że zbudował wehikuł z ciekawości, ale im dłużej nim podróżuje, tym bardziej stwierdza, że nie jest on wcale potrzebny, bo przyszłość wynika z przeszłości. Jeśli pamięta się o tym, co było – zarówno o dobrych, jak i o złych rzeczach – można kształtować lepszą przyszłość. Dodaje, że za wiele lat dzieci i dorośli nie będą chcieli pamiętać, że działy się tak przerażające rzeczy, jak II wojna światowa. Ale tylko pamięć o tym pozwoli im budować szczęśliwszą przyszłość. Mówi też, że wehikuł jest jednoosobowy i nie może zabierać nikogo na pokład, po czym żegna się i znika. Do Rafała dobiega jeszcze jego głos mówiący, że powiedział „Do zobaczenia”, a nie „Żegnaj”!
Nagle ktoś zaczyna do niego mówić, dotyka jego twarzy, ściska rękę. Otwiera oczy, a nad sobą widzi twarz Janki z biblioteki. Od razu zaczyna się dopytywać, co z Emkiem i z arką, ale Janka mówi, że ma przestrzelony bark i że wszystko będzie dobrze. Przenosi chłopca na rękach w krzaki, później przez tory kolejowe, gdzie czeka starsza pani w bryczce – ta sama staruszka, której ogródkiem się opiekował. Z dorożki wyskakuje też jakiś mężczyzna, który odbiera chłopca od Janki. Janka jest zdenerwowana, wyrzuca sobie, że mogła przyjść wcześniej. Mówi też, że Stella musiała uciekać z Warszawy, ktoś ją wsypał. Obiecuje też, że wszystko będzie dobrze.
Epilog
Dorożka ruszyła, zoo zostało daleko na Rafałem. Zamieszkał u starszej pani przy ulicy Grochowskiej i był tam do końca wojny. Odnalazł go w końcu dziadek, potem poznał swoich rodziców. Rafał zastanawia się, jak Morlokowie natrafili na ich stocznię, ale prawdopodobnie był to przypadek. Często myśli i ich arce i o tym, czy Emkowi udało się wypłynąć poza miasto, czy dopłynął do Torunia lub przystani flisackiej. Czasami jednak wydaje mu się, że statku wcale nie było, że nie poznał ani Emka, ani Miksia i Bursztyna, że nie spotkał Lidki, że to tylko sen.
Minęło kilka lat, zanim poznał historię arki i jego przyjaciół. Okazało się, że Emek i Lidka przeżyli wojnę. Jemu niestety nie udało się odnaleźć nikogo ze swojej rodziny, ale jej tak. Zamieszkała z rodzicami i bratem na warszawskim Żoliborzu, zaś Emek, kiedy dorósł, wrócił na Wisłę. Arka dopłynęła do Jabłonny i tam prąd zniósł ją na mieliznę. Dzieciom pomogli flisacy, zaś Bursztyn uciekł i nikt go więcej nie widział. Miksio został z Lidką, opiekowała się nim aż do końca jego życia.
Rafał jest w zoo z Lidką. Ich wnuczka Asia zatrzymała się obok wejścia do pawilonu krokodyli, włożyła do uszu słuchawki iPoda. Nagle otworzyły się przeszklone drzwi i z budynku wyszedł chłopiec z rudą czupryną. Lidka stanęła osłupiała mówiąc, że to przecież niemożliwe. Asia podeszła do chłopca i przyglądając mu się z namysłem komplementuje jego włosy i pyta, czy mama mu na nie pozwoliła. Rafał i Lidka patrzą, jak dwójka dzieci podchodzi do kiosku. Lidka dopytuje, gdzie poszli, ale Rafał uspokaja ją, że jedzą. Lidka wychodzi zza kiosku, gdzie się chowali, Rafał idzie za nią. Mały, chudy chłopiec, którym kiedyś był, patrzy się na nich, ale Rafał uspokaja Lidkę, że tak powinno być. Przewiduje, że teraz pójdą oglądać flamingi, później wyjdą z zoo, oni muszą zatem poczekać za bramą. Lidka dopytuje się dlaczego, ale Rafał tłumaczy, że zaraz wpadnie pod samochód, straci przytomność, a wtedy zabiorą go i odeślą wehikułem do zoo sprzed siedemdziesięciu lat. Rafał uśmiecha się lekko, całuje Lidkę w policzek i ruszają do wyjścia. Denerwuje się, do czeka go zadanie, od którego zależy jego dawna przeszłość.
Streszczenie stanowi jedynie formę przypomnienia, powtórzenia. Zachęcam do lektury książki!
Fajne streszczenie ^^ nie mogę sobie jednak spojlerować :)
OdpowiedzUsuńPolecam książkę, bo jest naprawdę dobra!
Usuń