W roku 2000 nad Doliną Warty przeszła potężna burza, trwająca trzy dni i trzy noce. W wielu domach zgasło wówczas światło, a dachy porwała wichura. Trzeciego dnia jeden z piorunów trafił w olbrzymi stary dąb rosnący na wzgórzu. Nie był to zwyczajny dąb, było to Magiczne Drzewo, które miało w sobie ogromną, cudowną moc, lecz wówczas nikt o tym nie wiedział. Wkrótce drzewo zostało wycięte, a niczego nieświadomi ludzie zrobili z niego setki przedmiotów. W każdym z nich została część mocy, nadająca im magiczne właściwości. Przedmioty te wysłano do sklepów i od tego dnia na całym świecie zaczęły dziać się niesamowite rzeczy.
*
Mam usiadła na czerwonym krześle i jak zwykle poczuła mrowienie w ciele. Kuki czekał cierpliwie na swoją kolej, bo był najmłodszy. Filip, Tośka i Wiki dostali już wszystko, co im potrzebne do szkoły, teraz nadszedł jego czas. Mama nie cierpiała czarów, w przeciwieństwie do Kukiego zresztą, ale z westchnieniem wyczarowała mu szkolny czarny plecak, strój sportowy, adidasy, jeansy, bojówki z ośmioma kieszeniami, bluzę z kapturem w paski i drugą bez pasków, dwie czapki z daszkiem, sweter i osiem koszulek, podręczniki i zeszyty. Wszystkie te rzeczy zaczęły wirować wokół Kukiego i nagle się na niego rzuciły. Chłopak próbował uciec, ale koszulki i spodnie goniły go wściekle, w końcu dopadły chłopca i wszystkie na raz się na niego wcisnęły. W sekundę został ubrany i wyglądał jak cebula. Na końcu wskoczył na niego plecak i wpadły do niego podręczniki.
Mama uwolniła chłopca od tego kłębowiska rzeczy mówiąc, że teraz ma przynajmniej wszystko, czego potrzebuje do szkoły. Kuki jednak zaprzeczył prosząc mamę o jeszcze jeden czar – chciał być dwa razy silniejszy. Mama jednak nie chciała tego zrobić twierdząc, że kocha go takiego, jakim jest. Chciała, żeby rósł normalnie, jak każde dziecko i to bez żadnych czarów. Na razie pozwoliła mu zapisać się na zajęcia sportowe, ale chłopiec stwierdził, że nie chce się nigdzie zapisywać. Nie chciał też, by mama zaprowadziła go do szkoły.
*
W szkole, po powrocie z wakacji, pani Szulc przedstawiła wszystkim nową uczennicę – Gabi. Dziewczynka, dość chuda o brązowych oczach i koralikach wplecionych we włosy, informuje klasę, że interesuje się biologią i geografią, zbiera wiadomości o niesamowitych budynkach bo lubi też architekturę, ale pasjonuje ją również kosmos. Kuki nie zapałał do niej sympatią orzekł bowiem, że jest przemądrzała, a on nie znosił przemądrzałych dzieci. Jak na złość pani Szulc poleciła Kukiemu, by oprowadził Gabi po szkole, a kiedy chłopiec zbuntował się, nauczycielka powiedziała, że zrobi to doskonale.
*
Kuki szybko oprowadza Gabi po szkole niemal biegnąc, pragnie bowiem jak najszybciej wywiązać się z tego zadania i mieć go z głowy. Dziewczynka prosi, by szli wolniej, bo chciałaby wszystko dokładnie obejrzeć, na przykład psa siedzącego na korytarzu. Ów pies, kundelek mający jedno ucho większe niż drugie, to Budyń, którym wszyscy się opiekują. Gabi pogłaskała Budynia, a on skakał zadowolony i polizał ją po ręce. Kuki zezłościł się, bo wszyscy dotąd mówili, że to jego pies lubi najbardziej. Zniechęcony coraz bardziej poganiał więc Gabi, by szybciej za nim szła. Wspólnie zeszli do szatni, a Kuki pokazał jej żółte drzwi za którymi znajdowały się zawory gazu mówiąc, że nie wolno tam wchodzić, bo jeżeli coś poruszy, to cała szkoła wyleci w powietrze. Pokazał też Gabi salę gimnastyczną chwaląc się, że to najlepsza sala w mieście, ale dziewczynka stwierdziła, że ona woli pływanie i jest dobra w nurkowaniu, interesuje się też życiem podwodnym i podróżami. Kuki zapytany czy lubi podróże, skłamał że nie, dziewczyna coraz bardziej go bowiem denerwowała. Nagle Gabi stwierdziła, że nie lubi grać w kosza i chwyciła piłkę, po czym zamiast do kosza, trafiła w widownię. Coś trzasnęło i rozległ się wrzask. Okazało się, że na widowni siedzi czternastoletni Blubek, będący rozmiaru XL, który poza graniem na komputerze najbardziej lubi bić młodszych uczniów. Piłka zniszczyła mu konsolę PSP, a chłopak był przekonany, że rzucił nią Kuki. Zerwał się z trybun i rzucił się w pogoń za Gabi i Kukim grożąc, że ich zabije. Dzieci wybiegły z sali, wpadły do szatni i schowały się za szafkami. Niestety Blubek znalazł i rzucił się na nich, choć Gabi nie wydawała się zbytnio go obawiać, a nawet zaproponowała mu magnez na uspokojenie i zaczęła rozmowę o pająkach. Czternastolatek w końcu złapał Kukiego w pół i biegł z wierzgającym chłopakiem w stronę wiadra pełnego brudnej wody, które stało na środku holu. Blubek złapał je i wcisnął Kukiemu na głowę, a cuchnąca woda wylała się chłopcu na nową bluzę i spodnie. Czternastolatek chyba zrozumiał, że przesadził, bo rzucił tylko, że Kuki dostał, czego chciał, po czym odszedł. Gabi podbiegła do Kukiego, zdjęła bluzę i zaczęła wycierać nią twarz chłopca. Ten jednak nie zwracał na nią uwagi, krzyknął tylko w kierunku Blubka, że zamieni go w śmierdzącego szczura, po czym zerwał się i popędził do wyjścia.
*
Kuki wpadł szybko na klatkę schodową. Zatrzymał się dopiero przed wejściem do mieszkania, opanował się trochę i cicho otworzył drzwi. Słyszał, jak mama podśpiewuje z kuchni, na szczęście tata i rodzeństwo jeszcze nie wrócili.
Kuki przemknął cicho do pokoju rodziców, gdzie na środku pokoju stało czerwone krzesło. Chłopiec poprosił je, by przez 10 minut było małe jak palec, a krzesło się zmniejszyło do 5 centymetrów wielkości. Kuki delikatnie podniósł je z podłogi i schował do kieszeni. Zostało mu 10 minut, by dotrzeć do szkoły, więc szybko pobiegł do wyjścia, po drodze zderzając się z mamą.
*
Chłopiec pędził do szkoły najszybciej jak umiał, trzymając się jednocześnie za kieszeń, by nie wypadło schowane tam krzesełko. Po drodze obmyślał zemstę na Blubku stwierdzając, że zamienienie go w szczura byłoby przesadą i zastanawiając się nad wyczarowaniem mu ogona, albo niezmywanego zapachu skunksa. Był jednak tak skoncentrowany na wymyślaniu zemsty, że nie zauważył węża do podlewania i potknął się o niego. Pozbierał się jednak szybko i popędził do szkoły. Ta jednak była już pusta, bo uczniowie wyszli. Kuki wiedział jednak, że Blubek ma trening i jest prawdopodobnie w sali gimnastycznej. Zerknął na zegar świadomy, że krzesło się zaraz przeistoczy i sięgnął do kieszeni, ale ta … była pusta. Kuki z przerażeniem zauważył, że zgubił czerwone krzesło, najważniejszą rzecz na świecie, źródło magii. Doszedł do wniosku, że krzesło wypadło, kiedy się przewrócił i postanowił je odnaleźć. Natychmiast zapomniał o zemście i wybiegł ze szkoły. Wówczas zauważył, że czerwone krzesło stało na środku boiska, a na krześle siedział Blubek trzymając konsolę i grając. Kuki poprosił go, by zszedł i nic nie mówił, ale Blubek zaczął się dopytywać o co chodzi, wciąż nie schodząc z krzesła. Kuki nie miał wyjścia – musiał zdradzić chłopakowi tajemnicę. Zaczął opowiadać, że krzesło ma magiczną moc, a każde żądanie, które się wypowie, natychmiast zostanie spełnione. Blubek nie uwierzył jednak w żadną magię, a w żartach stwierdził, że chce potwora takiego jak w grze, w którą grał. Ma on mieć siedem wcieleń, jak Dragon Killer i wszystko rozwalać, również szkołę. Zrozpaczony Kuki wyszarpnął krzesło spod Blubka mówiąc, że teraz będzie on musiał pomóc Kukiemu unicestwić tego potwora.
*
Pies Budyń siedział przed drzwiami szkolnej stołówki czekając na miseczkę z jedzeniem, wystawianą o tej porze przez woźną. Dziś jednak miska się nie pojawiła, więc zaszczekał kilka razy, ale woźna się nie zjawiała. Zamiast tego usłyszał odległe wolanie o ratunek. Kundelek popędził korytarzem w kierunku holu, ale wolanie ucichło. Zamiast tego usłyszał bardzo dziwny dźwięk – coś się zbliżało. I wtedy To zobaczył, po czym rzucił się do ucieczki.
*
Blubek nadal nie wierzył w bajki o potworach i ze zdumieniem obserwował zachowanie Kukiego, który na czworakach skradał się do szkoły. Nagle, zasłaniając się krzesłem niczym tarczą wskoczył do szkolnego holu, ale nie było tam nikogo. Na środku natomiast leżał popękany odkurzacz. Kuki stwierdził, że potwór prawdopodobnie pożarł woźną. Nagle zaczęły się trząść puchary umieszczone w szklanej gablocie, a ten największy przewrócił się i roztrzaskał szybę. Cała podłoga drżała jakby od uderzenia wielkiego młota. Blubek nagle zaczął się bać mówiąc, że chce iść do domu. Kuki postawił czerwone krzesło i usiadł na nim czekając, aż zobaczy potwora i wówczas szybko każe mu zniknąć. Na razie jednak nikt się nie pojawiał, tylko szkoła drżała coraz mocniej. Nagle hałas urwał się, a kroki ucichły. Blubek trzęsąc się ze strachu stwierdził, że może potwór już sobie poszedł, ale Kuki stwierdził, że muszą go poszukać. Szli korytarzem, kiedy nagle w klasach zaczęły pękać rury, grzejniki zaczęły odrywać się od ścian i popłynęła gorąca woda. Jednocześnie rozległo się chrupanie. Blubek przypominał sobie, że potwór w grze zjadał żelazo i ten wyczarowany najwyraźniej też to robił. Kuki z ulgą stwierdził, że w takim razie dobrze iż nie są z żelaza, ale Blubek wyprowadził go z błędu mówiąc, że potwór zjadał żelazo tylko na pierwsze danie. Kuki nie zdążył się dowiedzieć, co w takim razie jadał na drugie, bo chrupanie nagle ucichło. Blubek usiłował uciec, ale Kuki stanowczo stwierdził, że ponieważ on wyczarował potwora, to musi mu teraz pomóc go unicestwić. Czternastolatek wpadł na pomysł, by zadzwonić na policję, by przysłali antyterrorystów i zlikwidowali potwora rakietami, ale okazało się, że nie ma przy sobie komórki. Kazał więc dzwonić Kukiemu, ale ten stwierdził, że nie mogą wezwać pomocy, bo nikt nie może wiedzieć o istnieniu czerwonego krzesła. Muszą zatem załatwić sami potwora. Następnie pociągnął Blubka za sobą. Ruszyli w stronę schodów. Jedna ściana holu była wykonana z mlecznego szkła, a za nią była szkolna aula. Nagle Kuki ujrzał na szklanej tafli powiększający się cień. Był wielki i jeszcze się powiększał. Kuki pomyślał, że skoro widzi cień, to może wypowiedzieć rozkaz, by potwór zniknął, ale obawiał się, że tym sposobem zniszczy tylko cień. Postanowił zatem zobaczyć potwora i ruszył w stronę auli. Otworzył ostrożnie drzwi i gwałtownie wskoczył do środka po czym błyskawicznie usiadł na czerwonym krześle. Potwora nie było widać, ale jego cień był widoczny na kurtynie, za którą się schował. Kuki kazał więc Blubkowi podejść do sceny i wcisnąć zielony guzik, by odsłonić kurtynę. Ten jednak stanowczo zaprotestował. Ostatecznie Kuki zdecydował, że to on odsłoni kurtynę, a Blubek wypowie rozkaz siedząc na krześle, kiedy tylko kurtyna odsłoni potwora. Tyle tylko, że kiedy kurtyna się rozsunęła okazało się, że żadnego potwora na scenie nie ma. Blubek zaczął się zastanawiać, czy potwór nie jest niewidzialny, ale byłaby to fatalna wiadomość, bowiem magia czerwonego krzesła działa tylko na to, co widać. Nagle Blubek przypomniał sobie, że potwór z gry umiał odczepiać swój cień i wysyłać go na zwiady. Kuki złapał krzesło i ruszył do drzwi mówiąc zdecydowanie, że muszą go w końcu upolować.
Poszli korytarzem niezbyt się ukrywając. Kuki zaczął sobie nawet wyobrażać, że jest superkomandosem, który niczego się nie boi. Nagle usłyszeli jakiś dźwięk, który przypominał szum odkurzacza. Nagle chłopcy poczuli, że coś ich ciągnie. Blubek stwierdził, że potwór ich wsysa. Siła, z jaką coś ciągnęło chłopców wzrosła. Potwór wsysał ich, a przy okazji wszystko, co było na korytarzu. Blubek zawołał, że muszą się czegoś złapać i rzucił się do poręczy schodów, po czym chwycił ją dwoma rękami i trzymał z całych sił. Kuki musiał jeszcze trzymać krzesło. Kuki już tracił siły, kiedy nagle poręcz się oderwała i Blubek i Kuki pofrunęli i byliby się zderzyli z metalowa kratą, gdyby z jednej z młodszych klas nie wyfrunęły pluszaki, które zamortyzowały uderzenie. Oszołomieni chłopcy upadli na podłogę, a pęd powietrza nagle ustał. Kuki natychmiast wygrzebał się spod zabawek i wyjrzał przez kratę, ale potwora nigdzie nie było widać. Rozkazał zatem, by krata się otworzyła i chciał dalej szukać potwora. Blubek jednak zasugerował, by Kuki wyczarował i rozesłał kamery samosterujące i w ten sposób znalazł potwora, dokładnie tak, jak to było w grze. Wyczarowane kamery, przypominające stalowe chrabąszcze, wyśledziły potwora w sali gimnastycznej. Niestety chłopcy nie mogli dokładnie go obejrzeć, bo potwór połknął kamerę, więc jedyne co zobaczyli, to wnętrzności potwora. Ze zdumieniem w jego żołądku znaleźli woźną szkoły i to żywą. Kamera pokazała, jak wali w ściany stalowego wnętrza potwora mopem. Kuki stwierdził, że muszą ją uratować i ruszył do sali gimnastycznej.
*
Sala gimnastyczna była po drugiej stronie szkoły. Blubek zastanawiał się nad wyczarowaniem broni, a Kuki stwierdził, że ma pomysł. Usiadł na czerwonym krześle i wyczarował machinę na kołach, wyglądającą niczym połączenie armaty ze strażacką gaśnicą. Kuki stwierdził, że to działo paraliżujące, a pocisk unieruchamia przeciwnika na pięć minut. Oddał Blubkowi sterowanie tą bronią.
Nagle w toalecie znajdującej się za nimi coś zapiszczało. Ostrożnie ruszyli w tamtą stronę, ale to nie potwór, tylko Budyń schował się w jeden z kabin. Kuki pogłaskał psiaka za uchem, po czym ruszył do sali gimnastycznej. Budyń szedł przy nodze Kukiego, ale nagle się zatrzymał i nie chciał iść dalej. Kuki stwierdził że Budyń wyczuł potwora, który wciąż jest w sali, więc muszą wkroczyć do akcji. Kuki pchnął drzwi i wskoczył do środka. Była to nowoczesna hala, przestronna i wysoka, ale chłopcy widzieli tylko tyle, że cała wypełniona była zielonym, śmierdzącym dymem. Blubek stwierdził, że to zasłona dymna, którą wypuścił potwór bo wie, że nie mogą go zobaczyć. W kłębach dymu poruszało się coś ogromnego. Nagle rozległ się huk i z dymu wyleciała olbrzymia błyszcząca kula. Chłopcy ledwo zdążyli się uchylić. Blubek stwierdził, że potwór pluje w nich żelazem, które wcześniej zjadł. Rzucił się do działa i wystrzelił w chwili, kiedy z zielonej mgły wyleciała kolejna kula. Trafił ją w locie dumny z siebie, bo w grach był naprawdę dobry, a kula zastygła w powietrzu jak sparaliżowana. Chłopak zresztą bezbłędnie trafiał również w kolejne kule wystrzeliwane przez potwora. Niestety, zaczęła kończyć im się amunicja. Kuki miał w planach wyczarowanie nowych ładunków, ale nie zdążył wypowiedzieć życzenia, Zapomniał, że działanie jego ładunków trwa tylko pięć minut i nagle wszystkie zatrzymane kule zaczęły drżeć, po czym ruszyły do przodu. Ściana pękła, zachwiała się i runęła, a chłopcy postanowili uciec. Droga do drzwi była już zablokowana przez spadające kawałki muru, skierowali się zatem ku drugiemu wyjściu przez szatnię. Kuki trzymał mocno krzesło, a Blubek ciągnął za sobą działo. Budyń pędził przed nimi przeraźliwie szczekając. To dzięki niemu odnaleźli w dymie drogę do drzwi. Wbiegli do szatni, gdzie było zupełnie ciemno, bo wysiadł prąd i ukryli się pomiędzy metalowymi szafkami. Kuki stwierdził, że potwór tu się nie wciśnie, więc są bezpieczni, ale Blubek przypomniał sobie, że w grze potwór miał jedną rękę na sprężynie i ona się naciągała wchodząc w różne miejsca i chwytając wrogów.
Nagle Budyń zapatrzył się w ciemność i zaczął głośno ujadać. Kuki wpadł na pomysł, by zrobić czar, żeby Budyń potrafił mówić. Pies czuje bowiem węchem to, czego oni nie widzą, a dzięki mowie ostrzeże ich przed niebezpieczeństwem. Kundelek, zyskując umiejętność ludzkiej mowy stwierdził, że czuje same niebezpieczeństwa i zachęcał chłopców do ucieczki. Kuki jednak postanowił iść z Budyniem na zwiady, pozostawiając Blubka by pilnował czerwonego krzesła. Nagle z ciemności wyłoniła się stalowa ręka. Zanim Blubek zdążył zareagować, ręka się rozciągnęła i schwytała krzesło pociągając go ku sobie.
Chłopiec zaczął wołać na pomoc Kukiego i wyjawił mu, że krzesło zniknęło. Ten stwierdził, że Blubek jest beznadziejny i pobiegł na poszukiwanie czerwonego krzesła nie myśląc nawet, jak bardzo teraz jest wobec potwora bezbronny. Wbiegł na salę gimnastyczną, minął stertę gruzu i wówczas zobaczył potwora w całej okazałości. Olbrzym stał nieruchomy, a czerwone krzesło stało obok jego stalowych stóp. Kuki na kilka sekund zamknął oczy, a kiedy je otworzył usłyszał za sobą Blubka. Chłopiec stał w drzwiach, ciągnąc działo na gaz paraliżujący z ostatnim nabojem. Blubek odpalił działo, ale w ostatniej chwili olbrzym podniósł stalowe ręce, a jego dłonie ze szlifowanej stali odbiły światło niczym lustro i oślepiły chłopca. Zamiast w potwora, trafił w Kukiego, który zastygł w bezruchu. Olbrzym wyprostował się i ruszył w stronę Blubka. Ten zaczął wrzeszczeć i rzucił się do ucieczki. Tymczasem olbrzym podszedł do nieruchomego Kukiego, zatrzymał się rzucając na chłopca wielki cień. Kuki nie mógł się poruszać, ale wciąż czuł i myślał, że potwór go złapie i połknie, jak woźną. Jednak w tej chwili pojawił się ratunek. Kuki usłyszał warczenie, a potem wołanie, by potwór zostawił Kukiego w spokoju. To kundel Budyń wkroczył do akcji, gotów stanąć do walki z olbrzymem. Pies krążył wokół olbrzyma, ale ten nie mógł go złapać. W tym wszystkim zapomniał o Kukim, tymczasem minęło prawie pięć minut. Kuki już zaczął w myślach odliczać do końca czaru, niestety olbrzym również pilnował czasu i nagle przestał gonić Budynia i ruszył w stronę Kukiego. Wówczas pies rzucił się na potwora i ugryzł go, wbijając zęby w najmniejszy palec od stopy, jedyny, który nie był zrobiony ze stali. Olbrzym ryknął, aż zadrżały ściany. Popędził za Budyniem, a w tej chwili Kuki odzyskał zdolność ruchu. Pognał do czerwonego krzesła i usiadł na nim, ale potwór zniknął mu z oczu. Nagle przyszedł mu do głowy pomysł i Kuki zażyczył sobie, by był silniejszy niż potwór. Nagle poczuł, jakby się powiększał, ale tak naprawdę to nie on rósł, a jego siła. Jego ciało wypełniła niezwykła moc. Wstał i ruszył w stronę potwora gotów na walkę. Olbrzym próbował unieść Kukiego w górę, ale ten chwycił mocno stalową dłoń i szarpnął. Siła Kukiego była tak wielka, że olbrzym przewrócił się. Chciał wstać, ale chłopiec wciąż trzymał jego rękę, natężając wszystkie magiczne siły, a następnie Kuki zakręcił olbrzymem w powietrzu i cisnął go w górę. Olbrzym poleciał niemal pionowo, rozwalając sufit i pofrunął w stronę słońca niczym kometa, znikając pomiędzy chmurami.
Kuki był zupełnie wykończony. Wokół spadały kawałki rozbitego dachu, ale chłopak nie miał siły wstać i się ukryć. Podbiegł do niego uradowany Budyń i liżąc go po twarzy chwalił Kukiego. Po chwili zjawił się też Blubek stwierdzając, że pozbyli się potwora na zawsze. Nagle rozległ się jakiś hałas. Okazało się, że olbrzym, teraz rozgrzany do czerwoności przez tarcie powietrza, spadał niczym meteoryt uderzając w sam środek sali gimnastycznej dokładnie tam, gdzie stało czerwone krzesło. Mebel w ułamku sekundy spłonął, a stalowe cielsko olbrzyma kurczyło się i zwijało, zmieniając się w stalową kulę wielkości ptasiego jaja. Z krateru, który wybił potwór wyszła woźna, cała i zdrowa, ale mocno oszołomiona. Zataczając się machała mopem i szeptała, że musi wszystko posprzątać.
Po chwili nadbiegła mama Kukiego. Zobaczyła zniszczoną szkołę i chłopca, który klęczał nad dymiącym kraterem. Słychać było też syreny policyjnych samochodów.
*
Na posterunku siedział Kuki wraz z rodzicami, obok stało dwoje policjantów. Przez szybę w drzwiach zaglądali Filip, Tosia i Wiki. Oficer dyktował sekretarce przebieg zdarzenia mówiąc, że dziecko pozostawione bez opieki weszło na teren szkoły i uruchomiło instalację gazową, wywołując wybuch, co spowodowało zniszczenie budynku szkolnego. Okazało się, że rodzice zostaną oskarżeni o brak opieki nad dzieckiem i o zniszczenie szkoły, której odbudowa kosztować będzie ponad pięć milionów. Przestępstwa te są zagrożone karą dwóch lat więzienia. Proces sądowy ma się rozpocząć w czwartek. Kuki nie zgadzał się na takie zeznania zaprzeczając, by włączał gaz. Kazał policjantom zapytać Blubka, ale okazało się, że ten powiedział, że nie był w szkole i nic nie widział.
*
Brat był zły na Kukiego i krzyczał, że teraz rodzice pójdą do więzienia, a oni nie mogą ich uratować. Kuki zaczął się tłumaczyć, że to nie on, tylko Blubek. Kłócących się braci rozdzieliła siostra mówiąc, żeby przestali się kłócić, bo muszą raczej wymyślić sposób, jak uratować rodziców. Filip jej jednak przerwał mówiąc, że teraz już nic nie mogą zrobić i że jeszcze wczoraj krzesło czyniło ich niezwykłymi , a teraz nie mają nic. Na dodatek, jak rodziców wsadzą do więzienia, to ich oddadzą do obcych ludzi albo do domu dziecka. Kuki wtrącił, że jeśli rodzice zapłacą, to nie pójdą do więzienia, ale Filip wzburzył się jeszcze bardziej krzycząc, że niby skąd mają wziąć pięć milionów i nazwał brata małym idiotą. Kuki zerwał się i odepchnął Filipa, a ten przeleciał przez pokój i wylądował na łóżku, które pękło z hukiem. Kuki oprzytomniał i podbiegł do brata przepraszając go. W pokoju nagle zjawili się rodzice, a mama pochyliła się nad Filipem zatroskana. Ojciec spojrzał na Kukiego mówiąc, że muszą porozmawiać.
*
Kuki siedział na kanapie obok mamy, a ojciec tłumaczył mu, że teraz, kiedy chłopiec ma silę olbrzyma, musi być ostrożny. Kuki zaczął pytać rodziców, czy naprawdę pójdą do więzienia, ale ojciec stwierdził, żeby chłopiec się tym nie martwił i że coś muszą wymyślić. Kuki zadeklarował, że kiedy rodzice zostaną zamknięci, to on rozwali więzienie, ale mama objęła go mówiąc, że bardziej niż sąd martwi ją siła syna. Poleciła chłopcu, by nauczył się panować nad emocjami. Kuki chciał objąć mamę, ale ta zaczęła krzyczeć. Oddychała z trudem i masowała szyję. Kuki załamał się, że już nigdy nie będzie mógł się do niej przytulić, jednak mama stwierdziła, żeby się nie martwił i zapowiedziała, że pójdą do lekarza.
*
W poradni sportowej lekarz wykonujący testy stwierdził, że czegoś takiego jeszcze nigdy nie widział i Kuki dysponuje nadludzką siłą. Zaczął się zastanawiać, czy to nie jakiś błąd i kazał Kukiemu walić z całych sił w skórzaną gruszkę zawieszoną na sprężynie. Kuki zamachnął się tylko raz, a gruszka pękła i spadła na podłogę z całym urządzeniem. Lekarz zaczął tłumaczyć mamie, że zajmuje się sportowcami, bokserami i zapaśnikami sumo, wytrenowanymi mężczyznami ważącymi po sto kilo, ale żaden z nich nie osiągnął takiego wyniku jak Kuki. Mama zaczęła prosić, by doktor przepisał jakieś tabletki, by osłabić siłę syna, ale lekarz stwierdził, że istnieją tylko preparaty na wzmocnienie. Ostatecznie postanowił zapisać mu magnez na uspokojenie i polecił też uprawiać sport. Dodał też, że Kukiemu minie to po czterdziestce, bo wówczas mięśnie zaczną się kurczyć.
*
Mama i Kuki w milczeniu wracali do domu. Na ulicy, obok domu stał ojciec Blubka, a za jego plecami sam Blubek i niepewnie zerkał na Kukiego. Mężczyzna od razu podszedł do mamy chłopca i stwierdził, żeby nie próbowali wrabiać jego syna w aferę w szkole, bo w tym czasie chłopiec był na basenie. Kuki jednak zaprotestował mówiąc, że to nieprawda i to Blubek wywołał potwora, ale ojciec kolegi spojrzał tylko na niego ze złością mówiąc, by przestał wygadywać takie bzdury. Kuki zwrócił się wówczas bezpośrednio do Blubka prosząc, by przyznał, że był z nim, ten jednak ponownie zaprzeczył. Kuki rzucił się w stronę Blubka, ale jego ojciec zastąpił chłopcu drogę i złapał za kołnierz. Wówczas Kuki złapał tatę Blubka za pasek, podniósł do góry zamachnął się, ale mama zaczęła krzyczeć, by go zostawił. Ten odskoczył i z bezpiecznej odległości zawołał, że Kuki jest łobuzem i bandziorem i powinni go zamknąć w poprawczaku. Kuki chciał odpowiedzieć, ale mama złapała go za rękę i zwracając się do ojca Blubka kazała mu więcej nie przychodzić.
*
Filip, Tosia, Wiki i rodzice jedli w milczeniu obiad. Kuki nic nie jadł bał się bowiem, że złamie łyżkę. Tosia podała bratu wielką chochlę mówiąc, że tego nie złamie, ale Kuki jej nie wziął. Stwierdził, że jak nie będzie nic jadł, to nie będzie taki silny. Filip zaprotestował mówiąc, że brat jest silny nie od jedzenia, ale od czarów. Kuki stwierdził jednak, że nie jest głodny i poprosił mamę o to, by mógł wyjść na dwór. Mama wyraziła zgodę przestrzegając go jednak, by nie kopał piłki ani nikomu nie podawał ręki.
*
Na boisku obok domu chłopaki rozgrywały mecz. Kuki podszedł do płotu i patrzył z zazdrością, miał bowiem ochotę pograć. Nagle zobaczył, że na murku obok boiska siedzi Blubek i gra na konsoli. Poczuł straszną złość, miał ochotę podejść i sprać go, ale przypomniał sobie, co powiedziała mama. Splótł zatem ręce, policzył do dziesięciu. Blubek zauważył Kukiego i nieśmiało podszedł do niego tłumacząc, że to ojciec kazał mu kłamać, bo ja nie, to oberwie i przez rok będzie miał szlaban na komputer. Zdradził też Kukiemu, że potwór tu jeszcze wróci, bowiem kiedy go wyczarował, to prosił, by miał on siedem wcieleń. Nie można go zatem pokonać za jednym razem.
*
Była już prawie północ, a Kuki nie mógł zasnąć. Wcześniej próbował porozmawiać z Filipem proponując, by znaleźli inny magiczny przedmiot, ale ten był sceptyczny i stwierdził, że taką szansę dostaje się tylko raz.
Nagle Kuki zobaczył, że firanka w oknie delikatnie się porusza. W świetle księżyca chłopiec ujrzał za oknem czerwoną smugę dymu, po czym wpłynęła ona przez okno do pokoju. Dym krążył wokół niego jak duch. Chłopiec zdał sobie sprawę, że to pozostałość po czerwonym krześle. Smuga ułożyła się w kształt strzałki pokazując w kierunku drzwi. Kuki nie wiedział, co robić, próbował nawet obudzić starszego brata, ale ten stwierdził, żeby dał mu spokój. Strzałka niecierpliwie pokazywała wyjście lekko drżąc więc Kuki szybko się ubrał i napisał kilka słów na kartce, którą położył na stole, po czym wyszedł.
*
Brama domu przy ulicy Weneckiej otworzyła się i wypłynęła przez nią smuga czerwonego dymu, a za nią wybiegł Kuki. Zza drzewa wysunęła się postać w kapturze i ruszyła za chłopcem, kryjąc się pod ścianami i unikając światła.
Kuki podążając za strzałką doszedł do ulicy Kasztanowej, przy której stała zniszczona szkoła. Nagle Kuki usłyszał wołanie „Wyciągnijcie mnie stąd!”, dochodzące ze zniszczonej szkoły. Szkolny płot ocalał, brama była zamknięta, ale dla Kukiego nie był to problem, po prostu wyciągnął bramę z ziemi wraz z metalowymi słupami. Podążając za głosem wszedł do szkoły, kierując się ku szkolnej stołówce. Okazało się, że Budyń został uwięziony pod wielkim kotłem, w którym kucharka gotowała zupę dla uczniów. Kundelek był cały w zupie jarzynowej i utyskiwał, że kundlem nikt się nie interesuje. Kuki dopiero po chwili przypomniał sobie, że zaczarował Budynia i obdarzył go ludzką mową. Zaproponował psu, że będzie się nim opiekować, a Budyń łaskawie się zgodził, informując, że najbardziej lubi obiad trzydaniowy i nie znosi kagańca. Kuki stwierdził, że muszą iść na niebezpieczną wyprawę i opuścili budynek szkoły, wciąż podążając za czerwonym drogowskazem. Za nimi zaś podążała zakapturzona postać.
Dotarli do centrum handlowego Globo, a czerwona smuga poprowadziła ich do drzwi kina. Kuki zastanawiał się, jak ma się przez nie przedostać, ale okazało się, że są otwarte. Kuki zagwizdał na Budynia, ale ten stwierdził, że to upokarzające i poprosił, by chłopiec tego nie robił, tylko wołał go po imieniu. Ostrożnie weszli razem do kina. Dwaj pracownicy kina sprzątali podłogi. Strzałka z dymu pokazała na drzwi numer 7 i wpłynęła do środka, a chłopiec i pies ostrożnie weszli za nią. Kuki usiadł w pierwszym rzędzie, Budyń wskoczył na sąsiedni fotel. Włączył się projektor i Kuki pomyślał, że zaraz zacznie się film, ale ekran pozostał biały. Wtedy smuga dymu popłynęła przed ekran i zaczęła układać się w litery. Kuki zrozumiał, że chce mu coś przekazać i zaczął czytać wiadomość na temat tego, że jest wiele przedmiotów stworzonych z Magicznego Drzewa, a każde ma inną moc. Dym polecił Kukiemu odszukać dom snu, którego strzeże tygrys i poszukać w nim trzech czwórek. Tam właśnie jest przedmiot, który uratuje jego rodziców. Dym ostrzegł Kukiego przed siedmiokrotnym niebezpieczeństwem w powietrzu, w wodzie, w ogniu, w świetle i w ciemności oraz w jego kieszeni. Nagle w drzwiach stanął ochroniarz i Kuki z psem musieli wyjść z sali. Mężczyzna złapał chłopca za kołnierz i zaczął się dopytywać, w jaki sposób tu weszli, ale wówczas Budyń stwierdził, że ochroniarz powinien zostawić szefa w spokoju. Oszołomiony gadającym psem ochroniarz puścił chłopca.
Kuki zastanawiał się, czy nie wrócić do domu i nie opowiedzieć o wszystkim rodzicom, ale doszedł do wniosku, że mama nie zgodzi się, żeby wyruszył na poszukiwania, nie puści też Filipa, Tośki ani Wiki. Rodzice natomiast nie mogą opuścić miasta, zatem Kukiemu zostało samodzielnie wyruszyć na wyprawę i znaleźć magiczny przedmiot. Nie miał jednak pomysłu, od czego zacząć. Najchętniej poszedłby na początek spać, zatem Budyń pokazał mu miejsce, gdzie można się przespać. Zaprowadził go na opuszczony plac budowy, gdzie miał w przyszłości powstać basen. Kuki z Budyniem weszli do koparki i zasnęli niemal natychmiast.
*
Rano chłopiec obudził się obolały i zmarznięty. Wyszedł z kabiny, pies wyskoczył za nim i ruszyli przez park w stronę głównej ulicy. Nagle Budyń stwierdził, że czuje coś i wczoraj też czuł. Wtem pojawił się ktoś w kurtce z naciągniętym kapturem. Okazało się, że to Blubek, który stwierdził, że chce jechać z Kukim, bo uciekł z domu. Wyznał, że boi się potwora, a ten na pewno wróci i będzie go szukał. Zaoferował ze swojej strony sprzęt, pieniądze i jedzenie. W końcu Kuki zgodził się na towarzystwo Blubka, ale zastrzegł, że jeśli chłopiec jeszcze raz go oszuka, to dostanie takiego kopa, że poleci na księżyc. Po posiłku wyciągniętym z plecaka Blubka Kuki wyjawił, że planuje odnaleźć nowy przedmiot, który ma magiczną moc. Musi to zrobić, żeby uratować rodziców, jeśli bowiem nie zapłacą 5 milionów, to pójdą do więzienia. Wspomniał też Blubkowi o wskazówkach, które otrzymał w kinie. Wspólnie zaczęli się zastanawiać, gdzie możne znajdować się dom snu, którego pilnuje tygrys. Blubek wyciągnął z plecaka ipada i zaczął szukać informacji w sieci. Ostatecznie jednak zaproponował, by poszli zapytać w biurze podróży mieszczącym się na Rynku.
*
Kiedy odeszli, w krzakach coś zaszeleściło. Na alejkę wytoczył się dziwny przedmiot o okrągłym kształcie, który wyglądał jak ptasie jajo, ale był ze stali. Dziwna kula zatrzymała się w plamie słońca i zaczęła drżeć. Po chwili ze stalowego jaja wykluło się dziwne stworzenie – miało głowę z żelaza i czarne skrzydła, które rozpostarło z trzaskiem. Ptak rozkleił powieki i spojrzał w słońce, po czym nagle zaczął rosnąć. Po chwili stał się ptakiem-olbrzymem i wzbił się do góry, lecąc na północ.
Tymczasem chłopcy udali się do biura podróży Tukan, które mieściło się w starej kamienicy na Rynku. Przywitał ich brodacz z długimi, siwymi włosami, który wyglądał jak stary Indianin, ale uśmiechał się przyjaźnie zza okularów. Zapytany mężczyzna stwierdził, że zna taki hotel, przed którym stoi tygrys. Nazywa się on Golden Tiger Hotel, zaś tygrys zrobiony został ze złota, Hotel ten znajduje się w Chinach, w Szanghaju, na ulicy Nanjing 7. Dodał, że jest to jednak bardzo drogi hotel, a oni chyba nie mają tyle pieniędzy, by tam spać. Pokazał również chłopcom na globusie, gdzie znajduje się Szanghaj.
*
Blubek był przerażony, kiedy zorientował się, że Kuki rzeczywiście planuje wyprawę do Chin. Zaczęli się zastanawiać zatem, w jaki sposób tam dotrzeć. Nagle zobaczyli Gabi z wielkim plecakiem, która zaczęła ich wołać i dopytywać, co tu robią, skoro wszyscy ich szukają. Wspomniała, że mama chłopca do niej dzwoniła pytając, czy wie, gdzie jest Kuki. Chłopiec zaczął jej tłumaczyć, że jedzie ratować rodziców i poprosił ją, by nikomu nie mówiła, że go widziała. Gabi zgodziła się. Wyjaśniła też, że jedzie na wycieczkę szkolną nad morze. Kuki poczuł zazdrość, że jego klasa jedzie i będą się świetnie bawić, a on śpi w koparce i naraża się na niebezpieczeństwo. Blubek nagle zaproponował, by pojechali z resztą dzieci, bo jeśli mają dostać się do Chin, to muszą pojechać gdzieś, gdzie jest duże lotnisko. Schowali się zatem w bagażniku autobusu, a wsiadający uczniowie przysłonili ich kolejnymi bagażami. W końcu ostatni plecak został schowany i kierowca zatrzasnął bagażnik, jednak Kuki nagle stwierdził, że nie może zostawić Budynia. Przez szparę w podłodze zobaczył, że pies ukrył się za wielkim kołem, a następnie zaczął się czołgać w stronę niebieskiego koszyka jednej z nauczycielek, po czym do niego wskoczył. Kobieta chwyciła koszyk i ruszyła w stronę autobusu.
W bagażniku strasznie trzęsło i panował straszny hałas i śmierdziało spalinami, a bagaże ich przygniatały. Dzieci strasznie hałasowały, aż w końcu kierowca poprosił nauczycielkę, by je uciszyła, bo on nie może prowadzić. Kobieta wymyśliła, że będą bawić się w zagadki i dostaną nagrody. Kiedy sięgnęła po nie do koszyka, odkryła siedzącego w nim psa. Podejrzewała, że to któreś z dzieci go podrzuciło.
Tymczasem Blubkowi zrobiło się niedobrze od zapachu spalin i poprosił Kukiego, by ten zrobił małą dziurę. Chłopiec chciał lekko odchylić klapy, ale rozległ się huk i drzwi bagażnika odpadły. Autokar zahamował gwałtownie, zaś dzieci zaczęły piszczeć ze strachu. Pojazd zatrzymał się na polu truskawek, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Kierowca próbował wezwać pomoc, ale nie było zasięgu. W końcu nauczycielka stwierdziła, że dzieci pójdą na stację benzynową. Gabi udało się schować w krzakach i zaniepokojona wróciła do chłopaków wyjaśniając, że nauczycielka poszła wezwać pomoc i zaraz przyjedzie policja. Blubek chciał ustalić położenie autokaru, gdy nagle dostrzegł na niebie dziwną chmurę, która zawisła nad autobusem. Na jej czole świeciły dwa żółte punkty, skierowane na nich. Pomiędzy nią a ziemią przeleciała błyskawica i zahuczał grzmot. Nagle chmura zaczęła przeistaczać się w ptaka, a z brzucha chmury wystrzeliły dwie błyskawice, które zamieniły się w łapy. Złapały one autobus wbijając się w blachę dachu, po czym ptak uniósł się w górę. Kuki zaczął krzyczeć, że zostali porwani przez tego ptaka. Blubek zaczął panikować, że ptak poleci wysoko i ich wypuści, by się roztrzaskali. W tym czasie przerażona Gabi siedziała skulona na fotelu z Budyniem w objęciach. Kuki postanowił uratować przynajmniej ją i stwierdził, że potrzebuje liny. Budyń wyciągnął spod fotela czerwony sznur z metalowym hakiem, który był linką holowniczą. Kuki porwał linę i udał się na dach lecącego autokaru. Obwiązał liną wielkie łapy ptaka, a następnie przymocował drugi koniec liny do rur znajdujących się na dachu. Ptak widząc, że jest przywiązany, wydał z siebie ryk wściekłości. Zaczął potrząsać autobusem, ale nie mógł go już upuścić z wysokości, starał się zatem zrzucić Kukiego. Chłopak dotarł do krawędzi dachu i w ostatniej chwili złapał za wentylator. Gabi stwierdziła, że musi pomóc koledze. Pobiegła do kabiny kierowcy i wzięła lusterko wiszące nad przednią szybą. Następnie wychyliła się przez okno na dachu, podniosła lusterko i odbiła promienie słońca oślepiając wielkiego ptaka. W tym czasie Kuki mógł bezpiecznie wrócić do wnętrza autobusu. Był pod wrażeniem czynu koleżanki. Nie zmieniło to jednak ich sytuacji – ptak trzymał ich w szponach i nie wiedzieli, gdzie lecą. Postanowili ustalić warty, by mogli choć trochę się przespać. Przed snem Kuki opowiedział Gabi historię olbrzyma prosząc, by nikomu o tym nie mówiła. Gabi stwierdziła, że Kuki powinien więcej ćwiczyć, jak kontrolować siłę i zdecydowała, że będzie mu w tym pomagała. Blubek stał na warcie, ale kołysanie znużyło także jego. Zapomniał o zmianie warty i zamknął oczy.
*
Dzieci obudziło uderzenie o ziemię. Zerwali się natychmiast, podnieśli rolety w oknach autobusu i aż krzyknęli ze zdumienia, bowiem przed nimi było niebieskie morze. Pojazd stał nieruchomo wbity w morskie dno. Dzieci sprawdziły, że ptak leżał na dachu, ale się nie ruszał wykończony drogą, więc postanowiły wyjść. Po małym rekonesansie stwierdzili, że są na małej wyspie, na której nie było widać ani ludzi ani domów. Było tylko urwisko, palmy i plaża, a dookoła mnóstwo wody. Dzieci postanowiły się posilić kanapkami z koszyka nauczycielki po czym zaczęły się zastanawiać, jak z tej wyspy się wydostać. W końcu Blubek stwierdził, że mogą wezwać pomoc, bo w autobusie jest CB-radio. Niestety nie miało zasięgu. W tej chwili ptak próbował poderwać się do lotu, ale zaklinowany autobus utrudniał ruchy. Chłopcy zaczęli szukać jeszcze zapasów, trafili także na pomarańczowy zabawkowy ponton i stwierdzili, że może się przydać. Zostawili szarpiącego się potwora i wrócili na wyspę.
*
Kuki stwierdził, że muszą zbudować szałas, bo nie wiadomo, jak długo będą mieszkać na wyspie. Po skończonej pracy postanowili popływać i okazało się, że Gabi jest w tym świetna. Potrafiła też nurkować i wyławiała z dna wielkie muszle z zamiarem zabrania ich do domu. Blubek jednak stwierdził, że nie wiadomo, czy w ogóle się stąd wydostaną, więc stracili dobry humor. Kuki wpadł na pomysł, by przygotować stos drewna do rozpalenia ogniska, kiedy będzie koło nich przepływał jakiś statek. Blubkowi nie chciało się nigdzie chodzić więc Gabi i Kuki zajęli się tym sami. Przy okazji zaczęli ćwiczenia z panowania nad siłą, wykorzystując do tego muszelki.
Nagle dobiegł ich krzyk Blubka. Był przerażony, zobaczył bowiem, że potwór przerwał linę i uciekł. Blubek jednak przewidywał, że ptak wróci i ich dorwie, Pobiegli zatem szybko do szałasu, starając się być jak najbliżej Kukiego, który jako jedyny mógł zniszczyć ptaka. Znów w nocy ustalili warty, teraz jednak w jej trakcie zasnęła Gabi. W tym czasie nad szałasem pojawił się ptak-olbrzym i porwał śpiącą strażniczkę. W locie Gabi obudziła się i zaczęła wołać chłopców. Niestety ptak był już daleko i Kuki mógł tylko patrzeć na odlatującą przyjaciółkę. Nagle przypomniał sobie, jak podczas zrywania liści palmowych drzewo odskoczyło – niczym prawdziwa wyrzutnia. Postanowił się zatem katapultować w kierunku ptaka. Udało mu się trafić dokładnie na jego grzbiet. Postanowił działać, bo ptak leciał coraz wyżej tam, gdzie nie ma tlenu. Kuki wyłamał ptasie skrzydło, a potwór stracił równowagę i runął w dół. Kuki zdołał złapać Gabi za rękę, a po chwili wpadli do morza. Potwór roztrzaskał się na kawałki, ale wywołał wielką falę, która teraz szła na dzieci. Zaczęli rozpaczliwie płynąć do brzegu, ale wielka fala szybko ich dogoniła, porwała i uniosła w górę. Fala pędziła również w stronę bezludnej wyspy, na której pozostali Blubek i Budyń. Blubek przypomniał sobie o pontonie i zaczął go nadmuchiwać. Nagle fala zatopiła wyspę, porywając jednocześnie ponton z pasażerami. Udało im się podpłynąć do Gabi i Kukiego i zabrali ich do pontonu. Wszyscy skulili się na dnie i zasnęli.
*
Dzieci obudziły się w południe. Dokoła nie było widać żadnego lądu. Byli bardzo głodni i Budyń bardzo się zdenerwował, że rozmawiają o jedzeniu. Słyszał bowiem, że rozbitkowie zjadają różne rzeczy, na przykład buty, albo psy. Jednak Kuki obiecał psu, że nikt nigdy nie zrobi mu krzywdy.
Mijały godziny, a dzieci robiły się coraz bardziej głodne i nerwowe. Kuki z Blubkiem zaczęli się kłócić, czyją winą jest ich położenie, a Gabi próbowała ich rozdzielić. W końcu Blubek zaczął atakować także ją, a kiedy Kuki ją bronił, zarzucił mu, że się zakochał. Awantura robiła się coraz bardziej poważna, ale nagle Budyń zobaczył statek płynący w ich kierunku.
*
Kiedy statek się zbliżył zobaczyli, że to dwudziestopiętrowy statek pasażerski, a wszędzie świeciły się kolorowe światła. Dzieci wstały i zaczęły machać głośno krzycząc, ale nie pojawił się żaden człowiek. Statek jednak zatrzymał się koło pontonu, a z dolnego pokładu wysunęły się białe schodki. Dzieci weszły po nich na pokład, po czym statek znów ruszył. Rozglądali się zaskoczeni dookoła, ale nikogo nie było widać. Niepewnie przeszli przez pokład do wnętrza statku, ale tu również nie było pasażerów. Blubek zaczął się zastanawiać, czy statek nie jest w rzeczywistości statkopotworem. Budyń przyznał mu rację, po czym pokazał dzieciom, że ściany statku w wielu miejscach pokryte są łuskami. Gabi stwierdziła, że muszą uciekać, ale Kuki stwierdził, że nie mogą już wrócić na ponton. Postanowili zatem zorientować się, o co chodzi. Wędrując po statku trafili do jadalni, w której stoły uginały się od jedzenia. Budyń wyczuł niebezpieczeństwo i ostrzegł ich, by niczego nie jedli, ale głód dał o sobie znać i dzieci nie chciały go słuchać. W końcu Budyń ściągnął ze stołu obrus i wszystkie naczynia, ale było już za późno. Dzieci nie wiedziały, kim są, straciły pamięć, zapomniały także mowy. Kundelek nie wiedział co robić, ale nagle przypomniał sobie, że jak był mały, to się zatruł i wówczas pani dała mu mleko, które podziałało jak odtrutka. Postanowił zatem zdobyć mleko, ale dostępu do niego w kuchni broniły latające noże i wirujące ostrza kuchennych robotów. Blubek zorientował się, że to zęby i pazury potwora, zaś mleko to przynęta, bo potwór chce go zwabić w pułapkę. Wymyślił jednak sposób na przejście mimo niebezpieczeństwa – wsunął się pod mały garnek i zaczął się czołgać wraz z naczyniem. Ostatecznie udało mu się zdobyć butlę z mlekiem i uciekł, pchając ją nosem. Pierwszego napoił Kukiego, wlewając mu mleko do otwartych ust. Kuki odzyskał pamięć i teraz od wlał mleko w usta Gabi i Blubka. Kiedy wszyscy poczuli się już lepiej, chłopiec urządził naradę wspominając, że już wiedzą, iż statek to zmutowany potwór. Postanowił więc znaleźć serce statku czyli maszynownie.
Kiedy się tam dostali, nacisnęli jakiś guzik, a statek zaczął ku ich przerażeniu opadać na dno. Nagle jednak z burt statku wysunęły się stalowe nogi, a statek zaczął maszerować po dnie niczym dinozaur. Dzieci zastanawiały się, dokąd statek idzie, podbiegły więc do monitora, na którym była mapa. Okazało się, że statek zmierza do miejsca oznaczonego jako Kawio Barat. Gabi przypominała sobie, że jest to podwodny wulkan i to największy ze wszystkich. Blubek zorientował się, że potwór chce wejść do wulkanu razem z nimi, żeby się stopić. Dzieci rozważały różne możliwości zatrzymania potwora, ale nagle Gabi wpadła na genialny pomysł. Ponieważ zorientowała się, że potwór ich podsłuchuje, napisała na kartce, że muszą dać mu jedzenie, którego sami skosztowali. Wówczas potwór zapomni, że miał wejść do wulkanu. Gabi postanowiła zanurkować, żeby przedostać się korytarzami do jadalni. Tam złapała garnek pełen trującego jedzenia, ale już brakowało jej sił. Całe szczęście zobaczyła, że pod sufitem pływa wielka butla odwrócona do góry dnem, a co najważniejsze – pusta. Resztkami sil do niej dopłynęła, przytknęła do ust i odetchnęła. Złapała jeszcze kilka haustów powietrza i zanurkowała ponownie. Kuki stwierdził, że minęła już minuta a Gabi nie wróciła i już chciał po nią iść, gdy Budyń zobaczył, że dziewczynka płynie. Blubek złapał garnek ze spaghetti i zaczął zastanawiać się, gdzie potwór ma brzuch. Budyń wskazał wielki kocioł z którego wydobywał się burknięcia. Kuki z Blubkiem wspięli się z garnkiem na szczyt kotła, otworzyli znajdujący się tam zawór i wrzucili do środka trujący makaron. Nagle silnik przestał pracować, a wielkie łapy zastygły w bezruchu. Po chwili znów zaczął się poruszać zataczając jak pijany, ale zmienił kierunek na przeciwny.
Podróż trwała wiele godzin. W końcu kołysanie statku zmęczyło dzieci, położyli się więc na stalowej podłodze i zasnęli.
*
Pierwszy obudził ich Budyń i zaczął krzyczeć, że są na lądzie. Szybko zerwali się i rzucili do oknie. Zobaczyli wszędzie piasek, nigdzie nie było widać morza. Stalowe nogi poruszały się coraz wolniej, grzęznąc w piachu. Wreszcie wyczerpany wędrówką stwór zatrzymał się, po czym runął w piach. Dzieci wykorzystały okazję i postanowiły wydostać się z maszynowni na pokład. Statek leżał na boku, zjechali zatem po burcie prosto w piasek. Nagle rozległ się huk, a statek zaczął się rozpadać. Po chwili została z niego tylko kulka metalu i zapadła się w piasek. Blubek się ucieszył, że już potwora nie ma, ale Kuki przypomniał mu, że potwór nie ginie, tylko zmienia się w coś nowego.
Nagle zobaczyli, że ziarenka piasku się poruszyły i wynurzyła się spomiędzy nich mała stalowa mrówka. Zastanawiali się, czy jej nie rozgnieść, ale Gabi stwierdziła, że jeśli ją zniszczą, to zmutuje się w coś gorszego więc lepiej ją zabrać, żeby mieć pod kontrolą. Postanowili ją zamknąć w muszli małży, a Kuki wziął ją i schował do kieszeni. Dzieci zaczęły przedzierać się przez piaski pustyni w poszukiwaniu jakichś oznak życia. Wspinali się na kolejne wydmy i zapadali po kolana w piachu, ale dookoła nic nie było. Na dodatek mieli tylko jedną butelkę wody na trzy osoby. Gabi zaczęła wspominać swoje dzieciństwo i to, jak tata podrzucał ją, a ona spadała do piaskownicy stwierdzając, że teraz nienawidzi piachu. Budyń wpadł na pomysł, by teraz robić to samo i zaproponował Kukiemu, by nimi rzucał. Z Budyniem i Gabi się udało, ale Blubkiem Kuki rzucił tak mocno, że ten poleciał jak rakieta do przodu. Ruszyli na poszukiwania kolegi, ale nagle usłyszeli psy. Okazało się, że to szakale, które rozmawiają o tym, że widziały smakowitego młodego człowieka, który jest w mieście duchów i postanowiły pójść po niego nocą. Gabi już opadła z sił, więc Kuki postanowił, że poniesie ją i Budynia. Po jakimś czasie zobaczyli w dolinie pomiędzy piaszczystymi wzgórzami miasteczko zasypane piaskiem. Gabi stwierdziła, że to miasto duchów, czyli miasto, z którego uciekli ludzie.
*
Zeszli do miasta. Kuki zarządził, by rozejrzeli się po domach, bo może Blubek jest ranny i potrzebuje pomocy. W końcu doszli do dużego sklepu, przysypanego prawie po dach. Okazało się, że w sklepie został cały asortyment, widocznie właściciele musieli szybko uciekać. Nagle usłyszeli jakiś hałas – muzykę, dziwne dźwięki i jakieś krzyki. Okazało się, że to Blubek zaszył się w sklepie z elektroniką i grał w grę Łowcy Wampirów. Chłopca do miasta przywiózł szakal, który wystraszył się, kiedy coś spadło mu na grzbiet i gnał z chłopcem prawie godzinę. W sklepie na szczęście były też napoje i jedzenie.
Na zewnątrz zapadał już mrok. Rozległo się dalekie szczekanie – to szakale zaczęły gromadzić się dookoła miasta. Dzieci położyły się na wielkich łóżkach w dziale meblowym. Nagle na łóżko wskoczył też Budyń mówiąc, że na górze ktoś chodzi. Rzeczywiście z wyższego piętra dochodziły jakieś szurania. Okazało się, że to szakale biegały pomiędzy regałami. Niektóre podbiegły i przez szybę patrzyły na dzieci. Budyń zrozumiał, że żalą się, że są spragnione, a dzieci zamknęły im przejście do napojów. Blubek kategorycznie sprzeciwiał się udzielenia im pomocy przewidując, że przez to szakale będą miały siłę, by ich pożreć. Gabi jednak stwierdziła, że one się męczą, tak jak oni męczyli się wcześniej bez wody. Postanowili zatem nakarmić szakale, a te kiedy się najadły, wybiegły ze sklepów pozostawiając dzieci w spokoju.
*
Dzieci obudziły się późno, bo do sklepu nie docierało słoneczne światło. Po śniadaniu wyszli na zasypaną piaskiem ulicę. Gabi stwierdziła, że nie chce iść przez ten piach, na to Blubek zaproponował, by pojechali pociągiem. Okazało się, że w centrum zasypanego miasta był dworzec, a obok stał na torach zasypany pociąg. Odkopali drzwi lokomotywy i weszli do środka, a ich oczom ukazały się setki różnych przełączników i zegarów. Blubek stwierdził, że nie muszą się martwić, bo często gra w Trainza, symulator pociągów, więc sobie poradzi. Udało mu się uruchomić pociąg, ale niestety nie mógł on przejechać, bo był zablokowany hałdą piachu. Dopiero Kukiemu udało się popchnąć maszynęz, choć nie było to łatwe nawet dla tak silnej osoby, jak on. Tyle tylko, że pociąg popędził po torach przed siebie, a Kuki został na torach z oderwanym od pociągu zderzakiem.
*
W lokomotywie trwała awantura, bowiem Gabi kazała Blubkowi zatrzymać pociąg i wrócić po Kukiego, a ten nie wiedział jak to zrobić. Pociąg pędził coraz szybciej i w końcu wjechał do tunelu. Gabi rozpaczliwie naciskała wszystkie guziki, aż w końcu pociągnęła za żółtą rączkę i pociąg zaczął hamować.
Kuki szedł torami myśląc, że towarzysze go zostawili. Po godzinie chłopiec doszedł do tunelu. Nagle tory zaczęły drżeć, a daleko w tunelu pojawiły się dwa czerwone punkty, które się powiększały. Kuki zaczął machać, zrozumiał bowiem, że pociąg wraca po niego. Niestety ten nie zwalniał, tylko gnał prosto na Kukiego, a tunel był tak wąski, że nie było gdzie się schować. Kuki obrócił się i zaczął uciekać. W pewnej chwili poczuł, że coś wypadło mu z kieszeni, ale nie mógł się zatrzymać. Doszedł jednak do wniosku, że nie ucieknie i postanowił zatrzymać pociąg siłą własnych mięśni. Strasznie go to zmęczyło, ale się udało. Wszyscy razem weszli do wagonu.
*
Na torach pozostała skorupa rozgniecionej muszli, a spomiędzy niej wyszła mrówka. Po chwili owad się rozdwoił, a każda z mrówek znów się rozdwoiła. Po chwili były już setki, następnie tysiące stalowych mrówek i wciąż pojawiały się nowe.
*
Pociąg pędził przez pustynie, ale powoli zaczynały się przy torach pojawiać domy, czasami instalacje, gdzie wydobywano ropę naftową. Po godzinie na horyzoncie pojawiło się wielkie miasto. Pociąg wjechał na dworzec, a Blubek zahamował. Jednocześnie odczytał nazwę miejscowości, w której się znaleźli „DUBAI”.
*
Udało im się niepostrzeżenie wyjść z pociągu, zanim na peronie pojawili się ludzie, którzy ze zdumieniem patrzyli na pociąg i żywo gestykulowali. Dzieci zdołały wyjść z dworca na rozległy plac. Zobaczyły m.in. najwyższy budynek na świecie, Burdż Chalifa, który ma prawie tysiąc metrów wysokości. Kuki stwierdził, że najpierw musza odprowadzić Gabi na policję, bo nie mogą jej dalej narażać, a jej rodzice zapewne bardzo się martwią. Chłopcy pozostawili Gabi przed komendą, sami bowiem planowali dostać się na lotnisko. Na posterunku oficer zadzwonił do rodziców Gabi, a w słuchawce odezwała się mama zaskoczona, jak córka znalazła się w Dubaju. Niestety połączenie zostało przerwane. Tłumaczka stwierdziła, że musi zawiadomić ambasadę Polski, która zorganizuje jej powrót do domu, tymczasem postanowiła zabrać dziewczynę do restauracji i pokazać jej najwyższy budynek. Wychodząc Gabi zobaczyła Kukiego i Blubka siedzących w ulicznym barze, ale nie mogła dać im żadnego znaku. Weszła z tłumaczką do wieżowca i wjechały windą na 128 piętro. Była tu restauracja i taras widokowy, a obok stolików stały lunety. Kiedy tłumaczka zamawiała posiłek, Gabi patrzyła przez nie i nagle zobaczyła coś dziwnego – wielką czarną plamę, która się poruszała na ulicy. Na kolejnych ulicach również ją zobaczyła. Wszystkie plamy się poruszały i rosły. Gabi powiększyła obraz i zobaczyła, że to mrówki. Od razu się domyśliła, że to potwór zmutował i chce dopaść Kukiego. Popędziła do windy, zjechała na parter i szybko wybiegła do przyjaciół ostrzegając ich przed potworem. Nie minęła chwila, jak mrówki dotarły na plac wywołując panikę. Kuki zaproponował, by schowali się do metra. Na peron wjechała właśnie kolejka do której wskoczyły również dzieci z psem. Za pociągiem biegły mrówki przy okazji pożerając wszystkie metalowe elementy. Podziemny pociąg nie zatrzymywał się na żadnej stacji i w końcu dojechali do ostatniej „Lotnisko Dubaj”. Ludzie wybiegli na peron, ale nagle za nimi z tunelu wyłoniła się armia mrówek. Na lotnisku wybuchła panika, nikt już nie sprawdzał biletów czy paszportów. Strażacy próbowali polewać mrówki wodą, ale te parły do przodu. Bohaterowie biegli przez długie korytarze lotniska, aż nagle Gabi zwróciła uwagę na samolot do Szanghaju, który stał przed wejściem numer 7. Nikt nie pilnował drzwi, więc dzieciom udało się wsiąść do samolotu. Szybko przeszły na jego koniec i usiadły na pustych fotelach w ostatnim rzędzie.
Tymczasem na lotniku zjawili się komandosi, ale mrówki zniknęły.
*
Samolot do Szanghaju właśnie startował, ale nie mógł oderwać się od ziemi, jakby był zbyt ciężki. Czujniki szalały i pokazywały, że samolot waży dwa razy tyle, niż zwykle.
Tymczasem Budyń był niezwykle zadowolony z tego, że im się udało uciec i w powietrzu mrówki ich nie dopadną. A Blubek cieszył się, że na dodatek lecą za darmo do Szanghaju. Stewardesy zaczęły roznosić już jedzenie, gdy nagle rozległ się krzyk pasażera, a za chwilę następnego. Po chwili krzyczeli już wszyscy. Na talerzach nie było bowiem makaronu, tylko mrówki, które wychodziły też z kartoników i termosów z napojami. Jednocześnie w podłodze pojawiły się dziury wygryzione stalowymi szczękami. Pasażerowie rzucili się do ucieczki pędząc na drugie piętro samolotu. Stewardesy uciekły ostatnie zatrzaskując drzwi i próbując uspokoić pasażerów, jednak było to trudne zwłaszcza że słychać było chrzęst gryzionego metalu. Stewardesa zawołała, że właśnie lecą nad Birmą i że pilot podjął decyzję o lądowaniu na lotnisku w mieście Putao.
Tymczasem z dolnego pokładu został już tylko metalowy kadłub, a oddział mrówek próbował przegryźć drzwi do kabiny pilotów. Samolot już zniżał się do lądowania, gdy nagle drzwi puściły i owady wdarły się do kabiny. Drugi pilot zerwał się i osłaniał dowódcę, który nie wypuszczał z rąk sterów. W końcu udało mu się wylądować, a piloci wybiegli w pośpiechu osłaniając się mapami, bo mrówki pożarły wszystko, co mieli na sobie.
*
Stewardesy otworzyły wyjścia awaryjne i pasażerowie zjeżdżali po specjalnych nadmuchiwanych zjeżdżalniach. Blubek i Gabi zjechali jako pierwsi, ale Kuki szukał Budynia. Kiedy już wszyscy wydostali się z samolotu, dzieci popędziły do budynku lotniska. Wszędzie było pełno mrówek wyłażących z samolotu. Dzieci odłączyły się od reszty pasażerów i chowając za wozami strażackimi wybiegły na ulicę. Nie mieli pomysłu, gdzie się skryć, wiedzieli bowiem, że mrówkopotwory potrafią pożreć każdą przeszkodę. Gabi podsunęła pomysł, by uciec z miasteczka samochodem albo autobusem. Pobiegli w stronę sklepu z wymalowanym na szyldzie motocyklem. Przed sklepem stały skutery, motocykle i quady, a jeden z tych ostatnich – czerwona yamacha – miała w stacyjce kluczyk. Blubek stwierdził, że potrafi prowadzić quada, bo dostał takiego na urodziny i jeździł nim czasem do szkoły. Co prawda Gabi miała obiekcje co do kradzieży, ale armia mrówek nadchodząca ulicą skutecznie je rozwiała. W drzwiach sklepu pojawił się sprzedawca i zaczął krzyczeć, ale nagle zobaczył mrówki i zamilkł. Te zatrzymały się na chwile, jakby nie wiedziały co robić, po czym zaczęły włazić na stojące pojazdy, łącząc się ze sobą i tworząc jręce, inne gryzły kable i łączyły je. Rozległ się huk uruchamianych pojazdów, po czym ruszyły za dziećmi oblepione hordami mrówek.
Dzieci jechały najszybciej, jak tylko mogły, ale pojazdy z mrówkami wciąż się przybliżały. Niestety, w chwili kiedy dzieci wjechały na żelazny most przerzucony nad przepaścią na której dnie płynęła rzeka, pojazd stanął. Okazało się, że zabrakło benzyny. Nagle Kuki wpadł na pewien pomysł. Złapał stalowe przęsło mostu i wyrwał je z dna rzeki, odcinając mrówkom drogę na drugą stronę. Te niestety nie rezygnowały i zaczęły tworzyć most ze swoich ciał, wczepiając się w grzbiety swoich poprzedników. Żywy most powoli zbliżał się już do brzegu, na którym stały dzieci. Kuki przezwyciężył strach i popędził na brzeg rzeki, gdzie zauważył ścięte drzewo. Uniósł je i zaczął nim kręcić ponad głową, tworząc prawdziwą wichurę, która zakołysała mostem. Konstrukcja zadrżała, po czym spadła do wody. Mrówkopotwory stapiały się ze sobą tworząc czarny kamień o dziwnym kształcie, który opadł na dno rzeki, jednak dzieci tego nie widziały.
Wtem na brzeg podbiegli budowniczowie mostu, którzy krzyczeli i wymachiwali rękoma. Blubek stwierdził, że denerwują się tym, że popsuli most, więc Kuki postanowił go naprawić. Robotnicy ze zdumieniem patrzyli, jak chłopiec bierze przęsło i unosi stalową konstrukcję, ustawiając most na dawnym miejscu. Mężczyźni w panice uciekli, a na brzegu pozostał tylko jeden gruby mężczyzna w kurtce moro, który podszedł do nich pytając, czy Kuki zawsze jest taki silny i czy jest czarownikiem. Dzieci wyznały mu, że chcą się dostać do Szanghaju, a ten zaproponował, że zawiezie ich do Mandalaj, gdzie jest duże lotnisko. Zaproponował im też, by udali się za nim coś zjeść. Ruszyli w stronę robotniczych baraków, gdzie mieściła się również stołówka. Kucharka właśnie szykowała obiad, a pomagali jej bliźniacy, chłopiec i dziewczynka. Kucharka podała dzieciom jedzenie, które było bardzo smaczne, choć jedzenie pałeczkami okazało się być problematyczne. Para bliźniaków przyglądała się im, szepcząc coś do siebie, aż w końcu podeszli i usiedli obok. Okazało się, że dziewczynka mówi po angielsku i ma na imię Kin, a jej brat Tun. Dziewczynka zaczęła wypytywać o Kukiego nie mogąc uwierzyć, że jest taki silny, po czym postanowiła go przetestować prosząc o przeniesienie wielkiego głazu leżącego na końcu obozu. Okazało się, że kot dzieci wszedł na szczyt głazu i nie może zejść. Kuki podszedł do skały i popchnął ją, a ta natychmiast się przewróciła. Kot skoczył prosto na ręce Kin cały i zdrowy,
Z baraku obserwował ich grubas, a kiedy ich zawołał, Kin ostrzegła dzieci, że jest on zły jak żmija. Mężczyzna zapytał dzieci, czy mają pieniądze, a kiedy zaprzeczyły stwierdził, że jeśli chcą jechać do miasta, to musza zapłacić. Zwrócił się przy tym do Kukiego mówiąc, że buduje drogę przez góry, więc Kuki będzie u niego pracował przesuwając skały i wyrywając drzewa. Chłopiec jednak stwierdził, że musza jechać dalej i że odchodzą. Wówczas mężczyzna zrobił się bardzo miły i stwierdził, że żartował i że następnego dnia zawiezie ich do miasta za darmo. Zaprowadził dzieci do blaszanego baraku koło kuchni, by odpoczęły, ostrzegając ich przez żmijami w dżungli. Wychodząc zostawił naczynie z tlącymi się liśćmi wydzielającymi dziwny zapach tłumacząc, że dym odstrasza komary. Dzieci nagle poczuły się senne. Budyń chciał obudzić Gabi mówiąc, ze nie podoba mu się ten dziwny zapach, ale też zasnął.
Gdy nadeszła północ, do baraku wtargnęli ludzie, zabierając łózka ze śpiącym Blubkiem i Gabi, po czym wybiegli z nimi, znikając w mroku.
*
Rano Kuki obudził się z bólem głowy. Obrócił się, by obudzić Gabi, Blubka i Budynia, ale ich łózek nie było w baraku. Został sam. Zerwał się i popędził do drzwi, ale okazały się zamknięte pchnął je więc i wyleciały z hukiem. Zaczął nawoływać przyjaciół. Nagle rozległ się ryk silnika i podjechał samochód z uśmiechającym się drwiąco grubasem w środku. Kazał wsiadać Kukiemu, bo inaczej nigdy nie spotka przyjaciół. Jechali długo nową drogą wzdłuż rzeki, ale nagle droga się skończyła, a grubas zatrzymał samochód. Przed nimi rozciągała się górska dolina zarośnięta dżunglą, pełna głazów. Mężczyzna powiedział Kukiemu, że jeśli chce zobaczyć jeszcze przyjaciół, musi zbudować tu drogę. Zagroził, że jeśli chłopiec zrobi mu coś złego, to przyjaciół pokąsają żmije.
*
Gabi, Blubka i Budynia obudziło zimno, na dodatek kapała na nich woda. Okazało się, że są w ciemnym miejscu bez okien, prawdopodobnie w jaskini. Nagle Budyń zawołał ich, bo węsząc znalazł wyjście. Ruszyli za nim, ale nagle Gabi zatrzymała się raptownie. Przed wyjściem była bowiem fosa, a wykuty w skale rów przegradzał drogę. Miał dwa metry szerokości i był głęboki na metr i można by go przeskoczyć, gdyby nie wypełniające go żmije.
Nagle Budyń zawołał ich ponownie. Znalazł szczelinę wielkości arbuza, przez którą pies mógł się przecisnąć. Postanowili, że kundelek wyjdzie i zawiadomi Kukiego.
*
Kuki z wściekłością przenosił skały i uschnięte drzewa. Ciężko pracował, ale nie czuł zmęczenia, bo martwił się nieustannie o przyjaciół, a wiedział, że sam nie jest w stanie ich odnaleźć. Na dodatek wcale nie był przekonany, czy kiedy oczyści dolinę, grubas spełni obietnicę i uwolni przyjaciół.
*
Budyń wydostał się z jaskini i ruszył tropem kół samochodu, których ślad został w błocie. Domyślił się, że to samochód, który ich tu przywiózł. Droga prowadziła do dżungli, z której dobiegały groźne wycia i ryki. Nagle coś wyskoczyło przed nim spomiędzy krzaków i zastąpiło mu drogę. Kundelek stanął jak wryty, nigdy bowiem nie widział tak dziwnego stwora. Była to olbrzymia ropucha, która patrzyła na Budynia wyłupiastymi oczami, a następnie nadęła się, wysunęła długi język i dotknęła nim nosa psa. Ten przerażony odskoczył, a ropucha ponownie się nadęła i przeszła na drugą stronę ścieżki.
Przerażony pies trząsł się ze strachu i dopiero po chwili ruszył dalej. Droga była jednak ciężka – nad nim przeskoczyły dwie antylopy, a następnie z gąszczu wyskoczył lampart. Budyń rzucił się do ucieczki, ale lampart przeskoczył nad nim i odwrócił się w kierunku psa. Ten zaczął wołać Kukiego, a lampart zamarł, bowiem nigdy jeszcze nie widział gadającego zwierzaka i nie wiedział, co z nim zrobić, ale na wszelki wypadek wyszczerzył żeby. Wtedy Budyń przypomniał sobie, jak Gabi mówiła, że jeśli nie możemy wroga pokonać, to trzeba go rozśmieszyć. Stanął zatem na tylnych łapach i zaczął śpiewać piosenkę o pieskach, które chciały przejść przez rzeczkę. Lampart wydawał się znudzony, wiec pies zaczął śpiewać „Happy birthday!”, ale nie miał już pomysłów i był wykończony. Usiadł bez ruchu i czekał zrezygnowany, aż lampart go pożre. Ten podszedł do psa, obwąchał go, po czym prychnął pogardliwie i odszedł do lasu. Budyń przez chwilę siedział jak skamieniały, po czym rzucił się w drogę.
*
Kuki pracował niestrudzenie, ale najtrudniejsza praca była jeszcze przed nim – czekały na niego naprawdę wielkie skały. Zaczął metodycznie je odrzucać, nie zwracając uwagi, że biegnie do niego pies. Tym sposobem Budyń został uwięziony w kamiennej pułapce i mimo że wołał Kukiego, ten go nie słyszał.
*
Rzeką płynęła łódź w której siedziała para bliźniąt i ich kot. Chłopiec wiosłował, a dziewczynka łowiła ryby. Kiedy przepływali obok wielkiego głazu, kot zaczął nagle miauczeć, zwracając ich uwagę. Nagle usłyszeli stłumiony głos wołający o pomoc, więc chłopiec złapał wiosła i skierował łódź w kierunku skał. Dzieci zrozumiały, że ktoś był pod skałą. Zobaczyły też w oddali na drugim brzegu Kukiego, więc zaczęły go wołać podpływając do niego. Bliźniaki zabrały go łódką i po chwili zatrzymały się koło skały. Kuki ze zdumieniem stwierdził, że to Budyń. Niestety skała, która go przyciskała była bardzo ciężka. Ostatecznie jednak psiaka udało się wyciągnąć z pomocą dziewczynki, która wygrzebywała żwir pod kundelkem, powiększając szczelinę, a następnie wsadziła w nią rękę i wyciągnęła Budynia.
*
Wszyscy płynęli do miejsca, gdzie zostali uwięzieni Gabi i Blubek, na szczęście bliźniaki doskonale się orientowały, gdzie to jest. Musieli być jednak ostrożni, bo na brzegu stali strażnicy. Co prawda Kuki był od nich silniejszy, ale oni nosili broń. Po godzinie dopłynęli do czerwonej skały i przybili do brzegu, wołając więźniów. Gabi i Blubek pojawili się przy wejściu od jaskini, a od przybyłych oddzielała ich tylko fosa pełna jadowitych żmij. Budyń zaczął opowiadać, jakie przygody przeżył zanim dotarł do Kukiego. Chłopiec natomiast zaczął się zastanawiać, jak ominąć wężowa pułapkę. Wziął bambusowy pień, leżący na brzegu rzeki i przerzucił na drugą stronę fosy. Pierwsza przeszła po nim Gabi i szybko znalazła się daleko od żmij, machając im na pożegnanie. Blubek z wahaniem wszedł na prowizoryczny mostek i doszedł do połowy, kiedy ten pękł z trzaskiem. Blubek usiadł na nim okrakiem, a żmije uniosły głowy, sięgając niemal jego adidasów. Kuki skoczył, złapał pień i przeniósł go wraz z kolegą w bezpieczne miejsce.
*
Bliźnięta oddały dzieciom swoją łódkę pozostając na brzegu, Umówili się, że zostawią ją u dziadka bliźniaków, który miał dom w mieście. Do celu było 50 kilometrów, a bliźniaki zostawiły im również wędkę, by mogły nałapać ryb, kiedy będą głodne. Rzeka płynęła w wąwozie pomiędzy skałami i dzieci musiały skupiać się rzece przed nimi, żeby się nie rozbić. Dlatego nie zauważyły, że za łodzią płynie dziwny czarny kamień. Dzieci płynęły wiele godzin, ratując przy okazji małpki, które zostały uwięzione na dryfującym pniu. W końcu zapadł zmrok i Kuki stwierdził, że nie mogą płynąć po ciemku, bo się rozbiją. Ze strachu przed żmijami mieli spać w łodzi, przywiązali jednak ją do drzewa, które rosło na środku rzeki. Wszyscy byli zmęczeni i głodni, a po ciemku nie mogli łowić ryb. Nagle usłyszeli uderzenie w dach łódki, po chwili kolejne i kolejne. Kuki wychylił się i coś spadło mu na głowę spływając po policzku. W słabym świetle księżyca Kuki dojrzał owoce mango. Doszli do wniosku, że to może małpy, które wcześniej uratowali, rzucają im posiłek w ramach podziękowań.
Zasypiając Gabi zaczęła się zastanawiać, czy potwór jeszcze do nich przyjdzie, ale doszli do wniosku, że tak, bo ma siedem wcieleń, co oznacza, że przyjdzie do nich jeszcze trzy razy. Dziewczynka stwierdziła, że jest pewna, że ich przygoda dobrze się skończy i pokonają go. Nagle otoczyło ich mnóstwo iskierek, a Gabi zaczęła tłumaczyć, że są to świetliki, owady, które są zakochane i wysyłają do siebie świetlne sygnały. Zasypiali śniąc o tych owadach.
Tymczasem po północy księżyc wyjrzał za chmur. Obok łodzi przepłynął czarny kamień mijając kolejne zakręty rzeki, aż wreszcie zatrzymał się na jej rozwidleniu, po czym wpłynął w prawą odnogę. Woda w niej zaczęła wrzeć i stała się czarna.
*
Kiedy dzieci wstały, nad rzeką unosiła się mgła i było bardzo gorąco. Kuki znów chwycił za wiosła i popłynęli. Po godzinie dotarli do rozwidlenia, a Gabi spojrzała na mapę, którą bliźniaczka im namalowała. Niestety rysunek stał się nieczytelny i nie wiedzieli, którędy płynąć. Blubek zaproponował, by płynąć w lewo, bo tam rzeka jest szersza, ale Gabi stwierdziła, że po prawej płynie szybciej, zaś jej tata powtarzał, że główna część rzeki jest zawsze tam, gdzie woda płynie szybko. Kuki patrzył na rzekę, która wydawała mu się jakaś dziwna. Zdecydował jednak, że popłyną w prawo. Z każdym kilometrem woda była coraz bardziej czarna, a kiedy Gabi włożyła do niej dłoń, okazała się być również gorąca. Niespokojny Budyń zaproponował, by zawrócili, ale Kuki stwierdził, że nie da rady płynąć pod prąd i łódka może tego nie wytrzymać. Rzeka stawała się coraz bardziej kręta i wyglądało, jakby płynęli po wielkim wężu. Nagle woda zaczęła wrzeć, a rzeka zaczęła się unosić. Dzieci wyskoczyły z łodzi i zaczęły przedzierać się przez trzciny. Gabi stwierdziła, że rzeka zmienia się w olbrzymiego węża. Zorientowali się, że znów mają do czynienia z potworem.
Gigantyczny wąż ruszył w ich stronę. Kuki zastanawiał się, czy z nim nie walczyć, ale był naprawdę ogromny, a jemu nogi grzęzły w mule. Postanowił zatem uciekać. Pomagając sobie wzajemnie wydostali się z grzęzawiska i popędzili przez pola, a wąż za nimi, łamiąc drzewa. Dzieci i pies w końcu dobiegli do asfaltowej drogi na której pojawiła się stara ciężarówka załadowana workami ryżu. Kuki wyskoczył na szosę, by zatrzymać samochód, a kiedy kierowca stanął, szybko wskoczyli na pakę, wołając do kierowcy, by jechał. Zdumiony mężczyzna wychylił się z kabiny i zastygł bez ruchu, bowiem nagle zobaczył ogromnego węża. Następnie wrzasnął przeraźliwie i ruszył z kopyta. Gigantyczny pyton wciąż ich gonił, a przerażeni kierowcy jadący z przeciwka zawracali uciekając. W końcu wjechali do miasta Mandalaj, na główny plac, na którym odbywały się występy. Tłum gapiów zablokował ciężarówkę, więc dzieci zeskoczyły z przyczepy zastanawiając się, co robić. Nagle głowa czarnego węża ukazała się nad dachami domów, po czym wpełzł on na plac. Tłum rzucił się do ucieczki, ludzie chowali się do domów lub uciekali w boczne uliczki. Kuki kazał towarzyszom uciekać stwierdził bowiem, że będzie walczył z wężem, ale Gabi zdecydowała, że zostaje z nim, podobnie jak Budyń. Tylko Blubek odbiegł, ale zaraz wrócił niosąc łuk, który porzucił któryś z ulicznych aktorów. Nagle zaczęła zapadać ciemność. Okazało się, że to wąż zjada światło. W końcu w mieście zapanowała kompletna ciemność, a dzieci przestały widzieć nie tylko czarnego węża, ale i siebie nawzajem. Zaczęli się nawoływać, ale znów nigdzie nie było Blubka. Ten stał na drugim końcu placu i bał się odezwać, by nie zwrócić na siebie uwagi węża. Wywąchał go Budyń i szedł wraz z Kukim i Gabi do niego, ale nagle poczuli coś dziwnego i mokrego pod stopami. Budyń zdążył tylko stwierdzić, że coś mu się nie podoba, kiedy usłyszeli kłapnięcie za plecami, jakby zamknęła się jakaś brama. Wówczas zrozumieli, że niechcący weszli do paszczy potwora, który nagle uniósł głowę, a oni zsunęli się niczym po zjeżdżalni, wpadając do wielkiej komory. Musieli od razu zamknąć oczy, bowiem oślepiało ich światło – to które połknął wąż, byli bowiem w jego brzuchu. Kuki próbował rozerwać więzienie, ale niestety skóra węża rozciągała się niczym guma.
Tymczasem Blubek dostrzegł, że skóra węża delikatnie świeci, prześwituje bowiem przez nią połknięte światło. Usłyszał również stłumione wołanie i zrozumiał, że we wnętrzu węża byli jego towarzysze. Chłopak mimo zdenerwowania napiął łuk i wystrzelił w kierunku węża strzałę, która przebiła wężową skórę. Rozległ się huk i wąż pękł niczym balon. Z jego wnętrza wyleciała ogromna kula światła z dziećmi oraz psem. Niestety kula światła uderzyła także w Blubka, zgarnęła go i cała czwórka razem uleciała z prędkością światła.
*
Mimo iż Kuki był oślepiony, to powoli zaczął otwierać oczy i zobaczył kosmitę ze srebra o dwóch głowach i świecącym sercu. Po chwili nadeszło kilku innych ubranych w świecące skafandry i migoczących niczym neony. Obok nich szedł zielony kot z żarówką na ogonie. Przyjaciele Kukiego również powoli wracali do przytomności. Nagle na Kukiego padł cień, a on zobaczył najstraszliwszego potwora, jakiego mógł sobie wyobrazić, pokrytego stalowymi kolcami. Największy kolec miał na nosie, a z zielonych warg zwisał świecący jęzor. W ręku zaś trzymał maczugę. Dzieci zaczęły się zastanawiać czy rzeczywiście są na obcej placecie, skoro są tu skrzynki z colą. Nagle obok nich przeszły istoty wyglądający jak ludzie w garniturach. Dzieci chciały oddalić się od kosmitów i nagle znaleźli się na ruchliwej ulicy. Gabi postanowiła zapytać, czy są na innej planecie i podeszła do dziewczyny, która wyglądała bardzo ludzko. Ta jednak odpowiedziała, że są w Tokio. Nagle dziewczyna pokiwała do kogoś i dzieci zobaczyły, że wita się z kosmitą w zielonej zbroi. Wtedy Kuki skojarzył, że nie spotkali kosmitów, tylko mają do czynienia z mangą.
Uspokojone dzieci poczuły, że są bardzo głodne i postanowiły skorzystać z karty kredytowej taty Kukiego. W automacie kupili kanapki i sok i usiedli na ławce przed stacją, by zjeść Nagle Budyń dostrzegł pomnik przedstawiający psa i bardzo chciał wiedzieć o co chodzi. Okazało się, że to pomnik psa Hachiko, który po śmierci swojego pana przychodził codziennie na dworzec, przez 10 lat czekając na jego powrót. Następnie dzieci postanowiły znaleźć jakiś kąt do spania. Szli ulicami, a Kuki nagle bardzo zatęsknił za rodzicami. Blubek i Gabi byli za to w świetnych humorach, zatrzymywali się przed sklepami i oglądali wystawy. Żadne z nich nie zauważyło wirującego błyszczącego papierka nad ich głowami. Nagle Budyń złapał w zęby błyszczącą różową kartkę. Okazało się, że to reklama, oferująca im trzy rzeczy w sklepie za darmo. Gabi nakłoniła chłopaków, by poszli do tego sklepu, który oznaczony był znakiem labiryntu. Co dziwne, nie było tam żadnych kupujących ani sprzedawców, co Kukiemu wydało się bardzo podejrzane i zaczął wołać Blubka i Gabi, by zawrócili. Ci jednak nie zwracali na niego uwagi, tylko biegali po sklepie jak szaleni, na dodatek robili to dziwnie mechanicznie, jak roboty. Następnie porwali jakieś ciuchy i zamknęli się w przymierzalniach. Budyń, który do nich wszedł z przerażeniem stwierdził, że zamienili się w figurki – Blubek był z plastiku a Gabi z porcelany. Kuki stwierdził, że to na pewno potwór zmutował się w upiorny sklep. Chłopak zastanawiał się jednak, jak wynieść przyjaciół. Bał się szczególnie o Gabi, żeby się nie potłukła, kiedy ją dotknie. Przypomniał sobie, jak Gabi uczyła go panowania nad siłą i ostrożnie niosąc figurkę skierował się w kierunku wyjścia. Sklep jednak okazał się być straszliwym labiryntem z regałami, zaś tysiące luster jeszcze utrudniało sytuację pomnażając ten labirynt i myląc drogę. Na dodatek zrobiło się bardzo zimno, okazało się, że sklep maksymalnie podkręcił klimatyzatory. Kuki poprosił Budynia, by to on znalazł wyjście, bał się bowiem, że jeśli zacznie biec przewróci się i potłucze Gabi. Budyń ruszył więc przez labirynt, na każdym zakręcie podnosząc nogę i zostawiając mokry ślad. W końcu znalazł wyjście ze sklepu, ale opanował ochotę, by się natychmiast z niego wydostać, tylko wrócił po Kukiego, który był już tak zmarznięty, że niewiele czuł. W sklepie temperatura spadła już bowiem do minus dwudziestu stopni. Na wołanie Kukiego powoli wstał i podążał za Budyniem, który bezbłędnie odnalazł drogę. Wreszcie dotarli do wyjścia, ale właśnie wtedy, wychodząc na ulicę, Kuki potknął się na schodach i runął na chodnik, wypuszczając Gabi. Całe szczęście, że złapał ją Budyń. Nagle figurka Gabi poruszyła się, podskoczyła i dziewczynka wróciła do normalnej wielkości. Dziękując, pocałowała Kukiego. Po chwili do normalnych rozmiarów wrócił również Blubek. Nagle zadrżała ulica, upiorny sklep zaczął się kołysać i rozpadł się na maleńkie kawałki.
*
Zapadł zmrok i dzieci były już bardzo zmęczone. Poszli nad rzekę, ale okazało się, że jest tam wielki tłum ludzi. Na parkingu przed parkiem stało kilka ciężarówek a ludzie w czerwonych kombinezonach wyjmowali z nich coś, co przypominało wyrzutnię rakiet. Okazało się, że na ciężarówkach jest napis „Szanghai Fireworks Company”. Z jednego z samochodów wyszedł chłopak w niebieskiej czapce, a Gabi zapytała go po angielsku, co się dzieje. Okazało się, że był to pokaz fajerwerków przygotowany przez ojca chłopaka. Na dodatek, że chłopak w czapce mieszka w Szanghaju i wracają tam promem jeszcze dzisiejszej nocy. Pokaz trwał pół godziny, a na koniec wybuchła olbrzymia zielona kula. Dzieci i pies pozostały do końca pokazu w altanie, ale kiedy się skończył, przekradli się do czerwonej ciężarówki, w której otwarte były tylne drzwi i weszły do środka, zastawiając się paczkami, by nie było ich widać. Budyń postanowił wyskoczyć jeszcze z samochodu za potrzebą przed podróżą, ale został osaczony przez bandę nieprzyjaznych wilczurów. Nagle trzy psy rzuciły się na znajdującego się w ich środku Budynia, ale zrobiły to tak gwałtownie, że zderzyły się ze sobą. Kundelek zanurkował pod napastnikami i popędził przez parking do ciężarówki. Nie wiedział, że w międzyczasie pracownicy firmy Fireworks Company włożyli jeszcze rzeczy do samochodu, w którym były dzieci i zamknęli drzwi.
Tymczasem Budyń pędził co tchu, a banda psów gnała za nim. Nagle zobaczył przyczepę kempingową, w której byli ludzie. Zatrzymał się przed drzwiami i zaczął wzywać pomocy. Drzwi otworzyły się i wyszedł z nich chłopak, który wcześniej rozmawiał z Gabi. Nie rozumiał słów Budynia, ale zobaczył pędzące psy i wystraszył się. Musiał je znać, bo złapał największego psa za obrożę i kolejno zamknął je w przyczepie. Przyczajony Budyń upewnił się, że wszystkie psy są zamknięte i ruszył w stronę ciężarówki. Tyle tylko, że … jej nie było.
*
Dzieci były pewne, że Budyń chowa się pomiędzy kartonami. W końcu zaczęły go wołać, ale nikt im nie odpowiedział.
*
Budyń został na opustoszałym parkingu sam, nie wiedząc, co zrobić. Nagle usłyszał warkot silnika – była to terenowa ciężarówka ciągnąca przyczepę kempingową. W samochodzie jechał chłopiec w niebieskiej czapce i jego ojciec. Budyń pomyślał, że jeśli z nimi pojedzie, to odnajdzie swojego pana. Kiedy auto zatrzymało się przed bramą parkingu piesek wskoczył do przyczepy przez uchylone okno. Wylądował na miękkiej kanapie i odetchnął z ulgą. Przynajmniej dopóki nie zobaczył trzech wielkich wilczurów przed nim. Budyń skoczył przerażony potrącając jakąś butelkę, która rozbiła się i na podłogę pociekł ciemny płyn.
*
Tymczasem w ciężarówce dzieci bezskutecznie szukały Budynia. Przerażony Kuki stwierdził, że Budyń musiał wyjść, a oni pojechali bez niego. Chłopiec chciał wyłamać drzwi i wyskoczyć z samochodu, ale drogę blokowały mu paczki postawione przez pracowników. Już chciał je przerzucić, ale Gabi dostrzegła informacje, że to materiały wybuchowe i ostrzegła go, by ich nie dotykał. Doszli do wniosku, że jak dojadą do portu to na pewno będzie kontrola, a wówczas otworzą drzwi i uciekną, wracając po Budynia.
*
Od trzech godzin Budyń i trzy wilczury podróżowały w wielkiej przyjaźni, a Budyń - a właściwie jego ogon – dyrygował chórkiem psów. Powodem był dziwny płyn, który się wylał i który wypiły wilczury i nagle zaczęły się przyjaźnie zachowywać. Ostatecznie wszystkie trzy wilczury zasnęły, chrapiąc głośno.
*
Ciężarówki i samochód z przyczepą wjechały do portu. Z budki wyszedł żołnierz, który skontrolował dokumenty, po czym podniósł szlaban. Samochody wjechały na prom do przewozu samochodów. Kierowca zaparkował czerwoną ciężarówkę na dolnym pokładzie i wysiadł, po czym poszedł otworzyć drzwi sprawdzając, czy ładunek jest dobrze przywiązany. Dzieci przemknęły wówczas za jego plecami. Kuki stwierdził, że muszą uciec ze statku i wówczas pojadą po Budynia. Niestety, kiedy dzieci wybiegły na pokład zobaczyły, że światła portu się oddalają. Patrzyli z rozpaczą na niknące Tokio myśląc, że ich malutki przyjaciel został tam zupełnie sam. Kuki nagle poczuł się bardzo nieszczęśliwy, był bowiem przekonany, że już nigdy nie odnajdą Budynia.
Tymczasem kundelka obudził trzask otwieranych drzwi. Do przyczepy wszedł chłopiec w niebieskiej czapce, zostawiając miskę z jedzeniem dla psów. Zauważył potłuczoną butelkę i pochylił się, by ją sprzątnąć, a wówczas Budyń wyskoczył z przyczepy. Kundelek szybko rozpoznał woń czerwonej ciężarówki i popędził ku niej wołając Kukiego. Niestety nikt mu nie odpowiedział.
Dzieci siedziały na górnym pokładzie. Miały szczęście, bo promem płynęła wycieczka i nikt w tłumie nie zwracał na nie uwagi. Blubek nawet poszedł do kuchni udając członka tej wycieczki i dostał kilka miseczek ryżu z rybą. Kuki zjadł tylko kilka kęsów, nie mógł bowiem wybaczyć sobie tego, że kundelek pomógł im tyle razy, a oni go zostawili.
Budyń siedział przed ciężarówką i wołał swojego pana, ale bezskutecznie. W końcu stwierdził, że Kuki albo śpi, albo go nie ma w środku. Nagle piesek poczuł się strasznie głodny, tymczasem z góry dochodził apetyczny zapach jedzenia, pobiegł więc w stronę kuchni. Tam zaś trafił na … dzieci. I to w chwili, kiedy Kuki mówił o nim, że jest najfajniejszym psem na świecie.
Resztę podróży spędzili ukryci w ciężarówce. Wieczorem następnego dnia wpłynęli do portu, a czerwona ciężarówka zjechała z promu i po krótkiej podróży zatrzymała się. Przez szparę w ścianie dzieci zobaczyły rozświetlone miasto, a Gabi stwierdziła, że ta wieża z kulą to Perła Orientu, a oni są już w Szanghaju. Musieli niestety czekać, aż ktoś otworzy ciężarówkę, ale po godzinie strażnicy ostrożnie wyjęli skrzynie. Niestety pokaz fajerwerków był już przygotowany, a teren ogrodzony taśmą policyjną więc stwierdzili, że zaczekają aż pokaz się skończy. Sam pokaz był wyjątkowy, a dzieci patrzyły na niego z zachwytem. Nagle rozległ się huk większy niż wszystkie poprzednie, a w niebo wystrzeliło jednocześnie tysiąc fajerwerków, zmieniając się w wielkiego smoka. Orkiestra zagrała finalny akord i ognie przestały frunąć, ale ognisty smok nie zniknął. Pracownicy Fireworks Company patrzyli ze zdumieniem na smoka. Chłopak w niebieskiej czapce i jego ojciec nie pojmowali co się dzieje, bo przecież żadne fajerwerki nie były już wystrzeliwane, a smok sypał iskrami. Blubek zdał sobie sprawę, że ognisty smok jest siódmym wcieleniem potwora. Kuki zrozumiał, że czeka go najstraszliwsza walka, ale nie wiedział, jak ma walczyć z ogniem. Tymczasem smok cały czas rósł i pojawiały się jego kolejne głowy. Wkrótce miał ich już siedem, a na dodatek cztery skrzydła z płomieni.
Kuki był przestraszony, bo odkąd jako małe dziecko próbował wyciągnąć z ogniska zabawkę i się poparzył, to bał się ognia. Gabi starała się dodać mu otuchy i pociągnęła Kukiego w stronę wozów straży pożarnej. Nagle ognisty potwór skierował się ku ziemi i leciał prosto na dzieci. Kuki wdrapał się na samochód strażacki, gdzie znajdowało się działko do precyzyjnego kierowania wody, Blubek w tym czasie odkręcił wodę i strumień poleciał na wysokość stu metrów akurat wtedy, kiedy smok się do nich zbliżył. Strumień trafił w smoczą głowę, która zmieniła się w dym i popiół. Kiedy zostały już tylko cztery głowy, smok nagle rozdzielił się na dwie części. Jedna miała jedną głowę, a druga trzy. Smoki zaatakowały z dwóch stron, ale Kukiemu udało się załatwić wszystkie trzy głowy jednej z części. Tymczasem druga część smoka już nadlatywała, a choć miała tylko jedną głowę, to ciało było znacznie większe. Kuki wycelował działko, ale woda przestała lecieć. Okazało się, że jej już brakło. Dzieciom udało się jednak uciec helikopterem straży pożarnej, który pilotował Blubek. Takie umiejętności również posiadł dzięki grom – tym razem w Blade Strikera. W helikopterze również znajdowało się działko wodne. Unieśli się zatem ponad smokiem i trafili go wodą w skrzydło. Jednak rana zarosła się nowymi płomieniami, zaryzykowali zatem kolejny lot, znacznie bliżej. Kuki jednak tak mocno ścisną działko wodne, że je urwał i to razem z kawałkiem ściany helikoptera. Maszyna zaczęła spadać prosto na wielką wieżę telewizyjną zakończoną rozświetloną kulą. Blubek w ostatniej chwili wyrównał lot i udało mu się wylądować na dachu wieży. Radość z ocalenia nie trwała długo, bo spomiędzy chmur znów wyłonił się smok. Kuki chciał pokonać go mieczem w charakterze którego zamierzał użyć anteny telewizyjnej, ale nawet on nie zdołał jej ruszyć. Pod wpływem stresu jednak zaparł się i pociągnął antenę z całych sił. Jednak mimo iż trafiał nią w smoka, jego rany się od razu zrastały. Kuki wiedział, że pokonać go może woda. W końcu zaryzykował i rzucił anteną niczym oszczepem w burzowe chmury zbierające się nad nimi. Rozległ się huk grzmotu, przeleciała błyskawica, a z rozciętej chmury poleciał deszcz. Smok rozpadł się i zgasł. Kuki zdołał chwycić spadającą antenę i zamontować ją ponownie, a oglądający wszystko tłum wiwatował przekonany, że to były najpiękniejsze fajerwerki na świecie.
Kuki usiadł na dachu kompletnie wykończony. Gabi stwierdziła, że był wspaniały.
*
Kiedy Kuki doszedł do siebie, dzieci zeszły z dachu. Deszcz przestał padać, a oni, choć zmęczeni walką, czuli się świetnie. Teraz musieli znaleźć dom snu pilnowany przez tygrysa. Było to łatwe, bo Blubek miał kartę kredytową ojca, mogli więc jechać taksówką. Wkrótce dotarli do hotelu, przed bramą którego stał wielki złoty tygrys. Okazało się, że przy okazji trafili na wystawę psów rasowych. Jednak w pierwszej kolejności postanowili znaleźć magiczny przedmiot. Musieli tylko wejść do pokoju 444. Gabi stwierdziła, że po prostu podejdzie do recepcji, powie numer pokoju i dostanie klucz. Tyle tylko, że zdumiona recepcjonistka stwierdziła, że w tym pokoju już dawno nikt nie mieszkał. Zainteresowała się też paszportami dzieci, więc te postanowiły uciec, a wykorzystując zamieszkanie zrobione przez psy, udało im się dostać do pokoju. Pokój mieścił się na czwartym piętrze, ale Kuki stwierdził, że jest z nim coś podejrzanego, skoro recepcjonistka wystraszyła się, kiedy poprosili o klucz. Na dodatek nie mogli znaleźć właściwych drzwi. Postanowili podpytać sprzątaczkę, a ta stwierdziła, że działy się tam dziwne rzeczy, na przykład znikali goście albo latały papugi, więc drzwi zastawiono szafą. Kiedy dzieci dostały się w końcu do pokoju zaczęły testować wszystkie drewniane przedmioty wypowiadając życzenia, ale nic się nie działo. W końcu zmęczone położyły się spać.
*
Pierwsza obudziła się Gabi i aż krzyknęła, bo na łóżku leżał pies, ale nie kundel Budyń, tylko piękny golden retriever. Tyle tylko, że mówił ludzkim głosem i zachowywał się jak Budyń. W ten sposób odkryli, że magicznym przedmiotem jest łóżko, które spełnia ostatni sen tego, kto na nim śpi. Blubek zauważył, że magia tego łóżka jest niebezpieczna, bo nie można sterować snami, a jeśli przyśni im się następny koszmar, to znów mogą wyczarować potwora. Kuki jednak stwierdził, że on musi zaryzykować i wyczarować 5 milionów. Nie potrafi jednak spać w ciągu dnia, więc stwierdzili, że w pierwszej kolejności zorganizują sobie coś do jedzenia, zaś Budyń, który jako golden nagle zaczął przejmować się wyglądem, chciał kupić szczotkę. Niestety, kiedy wyszli z pokoju, natknęli się w windzie ochroniarza, który dzień wcześniej chciał ich złapać, zaalarmowany przez recepcjonistkę. Natychmiast poznał dzieci i złapał Gabi za rękę, ale ta się wyrwała i wszyscy rzucili się do ucieczki. Rozdzielili się, ale w ten sposób Kuki z Budyniem trafili na pokaz psów Budyń dał z siebie wszystko, ale kiedy sędzia podstawił mu mikrofon, by dał głos, ten zaczął śpiewać Happy birthday. Sędzia osłupiał a widownia zamarła, nikt bowiem wcześniej nie widział gadającego psa. Nagle wybuchła burza oklasków, a Budyń otrzymał w konkursie srebrny medal. Jednak nie mógł stać na podium długo, bo zjawił się ochroniarz i musieli uciekać. W końcu Kuki postanowił się go pozbyć, chwycił ochroniarza za pasek i włożył go do wielkiego akwarium stojącego obok recepcji z nadzieją, że nie ma tam piranii.
Kiedy Kuki i Budyń wybiegli z hotelu, zobaczyli po drugiej stronie ulicy Blubka i Gabi. Poszli coś zjeść, a Budyń nieustannie chełpił się medalem i podkreślał atuty swojego wyglądu. Wcześniej jednak postanowili wypłacić pieniądze, bo ludzie podejrzliwie patrzą na dzieci płacące kartą. Niestety bankomat nie tylko nie wypłacił im pieniędzy, ale i wciągnął kartę. Kuki stuknął w bankomat, ale choć zrobił to naprawdę delikatnie, ten rozpadł się i zaczęły z niego wypadać pieniądze. Okazało się, że jeden banknot przyczepił się Kukiemu do podeszwy, więc za niego kupili jedzenie: pierogi i banany w czekoladzie.
Wracając do hotelu Budyń skarżył się, że teraz jego łapy są bardzo delikatne, zaś Kuki, by go pocieszyć, postanowił wejść do sklepu by kupić mu szczotkę. Pies został na zewnątrz. Nagle obok sklepu zatrzymała się furgonetka. Kierowca palił papierosa i przyglądał się Budyniowi, a obok siedział nastolatek w szarym dresie z kapturem. Wysiedli z furgonetki i zaczęli oglądać psa, a po chwili przynieśli z samochodu czarne zawiniątko i … schwytali psa do worka. Budyń zaczął wzywać pomocy. Kuki na szczęście właśnie wychodził ze sklepu, rzucił się zatem w pogoń za furgonetką, a kiedy samochód zatrzymał się na światłach wskoczył do samochodu, pomagając jeszcze wejść Blubkowi i Gabi. Uwolnili Budynia, ale porywacze zauważyli dzieci, a samochód skręcił w ciemną uliczkę. Młodszy porywacz chwycił Blubka i Gabi za kołnierze, a starszy odepchnął Kukiego. Ten najdelikatniej jak mógł chwycił porywacza i wsadził go do kubła na śmieci. Młodszy z nich wrzasnął ze strachu i uciekł.
*
Był wieczór, kiedy dotarli do hotelu. W drzwiach stał znów ochroniarz, więc dzieci stwierdziły, że wyślą do hotelu Budynia, który zrobi zamieszanie, a oni się prześlizgną. Budyń spełnił swoją misję – wszedł do środka, podszedł go yorka, który jadł coś ze swojej złote miseczki i zabrał mu ją wołając, żeby go gonił. Zrobiło się gwarno, kolejne psy dołączyły do gonitwy, zaś w tym czasie dzieci przemknęły się do windy. W tym czasie Budyń zobaczył śliczną labradorkę do której mocniej zabiło mu serce i z którą się umówił w różanym ogrodzie.
*
Jak na złość Kuki nie mógł zasnąć. Dzieci wpatrywały się w niego niecierpliwie, ale w końcu same poczuły senność. Kiedy wszyscy zasnęli w pokoju zaczęły dziać się różne rzeczy - przyfrunęła pizza, pojawiła się mama Kukiego, potem drugi Kuki o którym śniła Gabi, ogonek budynia, a następnie spod poduszki Kukiego wyskoczył kanciasty przedmiot, który powiększył się i wylądował na podłodze. Jego ostatni sen się spełnił.
*
Okazało się, że Kuki zamiast 5 milionów, wyczarował… pięć milionów świetlików. Był tak zły, że zniszczył magiczne łóżko. Wiedzieli, że teraz już niczego nie wyczarują. Usiedli zniechęceni na podłodze, ale nagle Budyń zawołał do nich z korytarza. Okazało się, że stało tam czerwone krzesło o którym śnił Blubek. Mimo iż teoretycznie było jego własnością podarował je Kukiemu, a ten chcąc sprawdzić działanie, wyczarował dla Blubka Playstation 10, o którym ten marzył.
Budyń przeprosił wszystkich twierdząc, że musi wyjść załatwić osobistą sprawę.
*
Wewnątrz hotelu był ogródek i to do niego udał się Budyń. Niestety labradorka stwierdziła, że nie umawia się z kundlami. Okazało się, że pieskowi przyśnił się jego stary ogonek i znów stał się kundelkiem.
*
Budyń nie mógł poradzić sobie z odrzuceniem. Lubił swój ogonek, ale bolało go, że labradorka nazwała go kundlem. Gabi zaczęła tłumaczyć mu, że nie ogon jest najważniejszy, ale charakter. Kuki stwierdził, że może zmienić Budynia, w co tylko ten chce – wilczura albo doga, ale on lubi psa takiego, jaki jest. W końcu chłopiec wpadł na pewien pomysł. Usiadł na czerwonym krześle i zażyczył sobie, by Budyń wyglądał tak, jak sam naprawdę najbardziej lubi. I … został kundelkiem, jak kiedyś.
*
Dzieci musiały wymyślić, jak dostać się do domu. Blubek, jako wielbiciel gier komputerowych, zaproponował tunel do teleportacji. Kuki wypowiedział życzenie, gdy krzesło podskoczyło i rzuciło się do drzwi. Dzieci pobiegły za nim. Krzesło przebiegło korytarz, zjechało windą i przebiegło przez hol budząc sensację, o czym zatrzymało się obok złotego tygrysa, stojącego przy wejściu do hotelu. Wielki tygrys otworzył paszczę, z której bił ogromny blask, a czerwone krzesło wskoczyło wprost do tej paszczy, znikając w jej wnętrzu. Dzieci postanowiły zrobić do samo. Pierwszy poszedł Blubek, potem Kuki z Budyniem, a na końcu Gabi. Wszyscy przenieśli się na teren zniszczonej szkoły, a ich domy były niedaleko. Wszyscy nagle bardzo się zdenerwowali, zdawali sobie bowiem sprawę, że ich rodzice martwili się bardzo i ich szukali. Blubek przewidywał szlaban na komputer przez miesiąc lub dwa, Gabi stwierdziła, że u niej najpierw się ucieszą, ale później będzie ciężko. Kuki wpadł na pewien pomysł i wyczarował trzy niebieskie róże – kwiaty uspokajające. Każdy, kto je powącha, ten przestaje się złościć. Co do Budynia Kuki postanowił, że pies zostaje z nim, zresztą na niego i tak nie ma się kto złościć. Na pożegnanie Kuki i Gabi stwierdzili wzajemnie, że się lubią.
Kiedy Kuki został tylko z Budyniem skierował się w stronę domu, ale nagle wpadł na pewien pomysł mówiąc, że dziś jeszcze tam nie wrócą. Kuki patrząc na budynek szkoły usiadł na czerwonym krześle i wyszeptał życzenie.
*
Właśnie trwała rozprawa sądowa dotycząca zniszczenia szkoły. Sędzia zapytał, czy jest Jakub Ross, czyli Kuki, ale mama powiedziała, że syn zaginął. Sędzia odnotował w dokumentach, że syn uciekł z domu, po czym zapytał, czy rodzice Kukiego zgadzają się pokryć straty w wysokości pięciu milionów dwustu tysięcy. Ci stwierdzili, że się zgadzają, ale nie mają takiej kwoty. Nagle otworzyły się drzwi i pojawił się w nich Kuki. Powiedział do sędziego, że szkoła wcale nie jest zniszczona.
*
Wszyscy stali przed szkołą i patrzyli oniemiali na nienaruszony budynek szkoły. Gmach wyglądał, jak nowy, na przystrzyżonym trawniku rosły nawet róże. Zdumiony sędzia nie mógł wyksztusić nawet słowa i stwierdził, że sprawa jest zakończona. Kuki wziął zmęczonych rodziców na ręce i popędzili do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz