Autor: Leszek Herman
Autor: Muza
Zrabowana przez Niemców w czasie II wojny światowej Bursztynowa Komnata przez wielu uznawana była za ósmy cud świata. Jej piękno zapierało dech w piersiach. Historia Bursztynowej Komnaty rozpoczęła się jednak prawie 250 lat przed jej zniknięciem. W 1701 roku pruski król Fryderyk I Hohenzollern, wielki miłośnik „bałtyckiego złota”, zamarzył o pokoju wyłożonym tym drogocennym materiałem w podberlińskim pałacu Charlottenburg. Przygotowanie projektu oraz nadzór nad realizacją projektu powierzono znanemu architektowi i rzeźbiarzowi Andreasowi Schlüterowi, zaś wykonaniem cudu z jantaru zajął się Gottfried Wolfram, który później został zastąpiony Gottfriedem Turau i Ernestem Schacht. W 1712 roku, jeszcze niezupełnie ukończony gabinet – przeniesiony sześć lat wcześniej do Pałacu Miejskiego w Berlinie – miał okazję zobaczyć car Piotr I. Sam od lat był zauroczony „bałtyckim złotem”, więc pokój zrobił na nim piorunujące wrażenie. Kilka miesięcy później, po śmierci Fryderyka I, na pruskim tronie zastąpił go syn Fryderyk Wilhelm I, którego - w przeciwieństwie do ojca - nie interesowały takie fanaberie, jak wykładanie pokoi bursztynem, wolał bowiem przeznaczać pieniądze na zbrojenia. Dlatego, gdy w 1716 roku Piotr I po raz kolejny pojawił się na Sprewą, pruski monarcha postanowił sprezentować carowi właśnie Bursztynową Komnatę. Car był zachwycony cennymi podarkami. Komnata została rozmontowana, spakowana do skrzyń i wyekspediowana na wschód. Do Petersburga dotarła w lipcu 1717 roku jednak okazało się, że w całym rosyjskim imperium nie ma nikogo, kto potrafiłby ją poprawnie złożyć i dokończyć jej budowę. W efekcie całość przeleżała ćwierć wieku w skrzyniach. Dopiero córka Piotra, caryca Elżbieta I uznała w 1743 roku, że najwyższa pora wykorzystać do czegoś dar pruskiego króla. Bursztynowe panele zamontowano w dopiero co wzniesionym Pałacu Zimowym, a w 1755 roku przeniesiono ją do reprezentacyjnego pałacu w Carskim Siole. Komnata pozostała w Carskim Siole aż do lata 1941 roku, kiedy to niemieccy saperzy ją rozmontowali i wysłali do Królewca. Po zakończeniu II wojny światowej ślad po niej zaginął. Historia, tak malownicza i opowiadająca o bezcennym projekcie, do dziś rozpala wyobraźnię. I to nie tylko poszukiwaczy skarbów, ale wszystkich, którzy potrafią docenić misterne piękno. Nic zatem dziwnego, że powstaje o niej wiele książek rocznie, mniej lub bardziej zainspirowanych tym ósmym cudem świata.
Jedną z takich pozycji jest książka o wymownym tytule „Bursztynowa”, autorstwa Leszka Hermana. Opublikowana nakładem Warszawskiego Wydawnictwa Literackiego Muza powieść, to prawdziwa gratka dla miłośników historii, poszukiwaczy przygód (i skarbów) oraz wszystkich lubiących skomplikowane opowieści. Książka do łatwych bowiem nie należy, a z uwagi na plany historyczne i oddanie narracji różnym osobom wymaga koncentracji. Nie odbiera jej to jednak wrażenia, jakie robi na czytelniku, bowiem poszukiwania tajemniczych dokumentów (a przy okazji bursztynowej komnaty), angażują nas bez reszty i gorąco kibicujemy bohaterom (oczywiście tym stojącym „po właściwej stronie mocy”).
Dyrektor kreatywny londyńskiej agencji reklamowej Johann Carley, jednocześnie wspólnik w firmie zajmującej się poszukiwaniem zaginionych skarbów, Sedinum Exploration, popadł ostatnio w marazm. Uporządkowane życie paradoksalnie daje mu się we znaki szczególnie, że zamiast poszukiwań cennych dzieł sztuki, jego firma penetruje dno oceanów na zlecenie różnych firm, by tylko utrzymać płynność finansową. Na dodatek matka wymaga od niego większego zaangażowania w pracę w agencji, walczą bowiem o duży kontrakt, zaś ojciec suszy mu głowę, że jest takim utracjuszem. Sam zasiadając w Izbie Lordów nieustannie boi się, że syn znów zmajstruje coś na miarę ostatniej akcji, pogardliwie wyraża się też o poszukiwaniu skarbów. Tymczasem przeszłość daje o sobie znać w momencie, kiedy Johann wsiada do czarnego mercedesa rosyjskiego oligarchy Sokołowa. Tam, od prawnika oligarchy, Aleksandra Pahlena, otrzymuje propozycję nie do odrzucenia. Dwa lata temu bowiem Johann i jego wspólnicy ukradli milionerowi archiwalne dokumenty. To, że stało się to niejako przez przypadek, nie ma znaczenia. Sokołow pragnie bowiem odzyskać dwa z nich, w przeciwnym razie rodzina Johanna straci dobre imię i majątek, będzie skompromitowana. Zapowiedzią konsekwencji jest już artykuł, który ukazał się na temat samego Johanna i poszukiwania przez niego skarbów.
Pech chce, że wspomniane przez Sokołowa dokumenty znajdują się w domu rodziców jego przyjaciela, Igora Fleminga. Johann, motywowany wyższym dobrem (albo mniejszym złem) decyduje się wykraść te papiery, choć wrodzona ciekawość każe mu się też nimi zainteresować. Czy to jednak możliwe, by te dokumenty miały jakiś związek z wielkim kawałkiem bursztynu wyciągniętym ze skrytki Sokołowa? Czy to możliwe, że zawierają wskazówki co do ukrycia bursztynowej komnaty? Idąc ich tropem wraz z bohaterami powieści cofamy się czterysta lat wstecz, do niesamowitych wydarzeń, które miały miejsce na wyspie Uznam, kiedy to jesienny sztorm odsłonił skamieniały czarny las i granitowy głaz z napisem „Bądźcie przeklęci”. Ich bohaterkami są miedzy innymi dwie kobiety, delikatna córka pastora i charyzmatyczna rudowłosa i świadoma swojej siły, oskarżana nawet przez swojego męża o bycie wiedźmą…
Jak zakończy się ta opowieść? Pewne jest, że rozpali naszą wyobraźnię tak, jak historia poszukiwania złotej komnaty rozpala umysły łowców skarbów. Z racji tego, że poszukiwania bursztynowej komnaty nie przyniosły konkretnych rezultatów, może właśnie nam uda się odkryć jej tajemnicę? A jeśli nawet nie, to czeka nas kilka godzin z porywającą powieścią, doskonale skonstruowaną mimo wielowątkowości. Intrygujący bohaterowie, tajemnice, szybko tocząca się akcja wciągają nas w wir przygody i czynią z nas odkrywców nieznanych lądów, artefaktów i … prawdy na temat ludzkich popędów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz