Mickiewicz rozpoczął dramat od cytatu z Szekspirowskiego Hamleta: „Są dziwy na niebie i na ziemi, o których ani śniło się waszym filozofom” — wyraźnie zaakcentował, o czym będzie traktować utwór.
Akcja dramatu toczy się na Litwie, w kaplicy cmentarnej, w dniu poprzedzającym Zaduszki. W ten listopadowy wieczór w kaplicy zbierają się mieszkańcy wsi, by odprawić obrzęd dziadów. Chór wieśniaków i wieśniaczek to przede wszystkim widownia tego, co za chwilę będzie się działo. Całemu obrzędowi przewodniczy starzec Guślarz. Wydaje on polecenia dotyczące odpowiedniego przygotowania kaplicy. Rozkazuje, aby zamknięte zostały drzwi, zgaszone świece. Prosi nawet o zasłonięcie okien, aby do środka nie wpadał choć cień poświaty rzucanej przez księżyc. Po odpowiednim przygotowaniu rozpoczyna się obrzęd.
Na środku kaplicy ustawiono trumnę, wokół której wszyscy się gromadzą. Zebranych przepełnia strach, wszak czekają ich spotkania z duszami zmarłych. Powtarzają często: „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?”. Guślarz rozpoczyna wzywanie dusz, które przebywają w czyśćcu. Prosi je, aby przybyły na obrzęd Dziadów. Jeśli potrzebują pomocy, to właśnie tej nocy mogą przyjść i wyjawić swoje pragnienia. Guślarz zapala garść kądzieli, czyli pękł lnu lub wełny. Wzywa dusze, które „w niebieskie nie wzleciały bramy”, czyli duchy lekkie, a więc te, które jeszcze nie trafiły do nieba i teraz są unoszone na wietrze, zatrzymane między niebem a ziemią. Guślarz pyta, czego im potrzeba.
Pod sklepieniem kaplicy pojawiają się dwie postacie, przypominające aniołki ze złocistymi piórami. Jedna ze zjaw zwraca się do wieśniaczki. Pyta, czy poznaje swoje dzieci. Okazuje się, że była ich matką. Duch w końcu się przedstawia – to Józio, który pojawił się przed Guślarzem ze swoją siostrzyczką Rózią. Duchy mówią, że są już w raju, jest im lepiej niż u matki, na ziemi, ale do nieba mają drogę zamkniętą, bowiem ich życie ziemskie pozbawione było trosk i goryczy. Matka je rozpieszczała, chwaliła, dbała, aby miały wszystko, czego potrzebują. Józio spędzał czas na zabawie, śpiewie. Czasami zrywał kwiaty dla siostry. Rózia z kolei bawiła się lalkami bez jakichkolwiek obaw i zmartwień. Brak minimalnego choćby cierpienia uniemożliwia dzieciom teraz korzystanie w pełni z niebiańskiego szczęścia. Wedle Bożego prawa „ten kto nie doznał goryczy ni razu, ten nie dozna słodyczy w niebie”. Guślarz pyta więc, czego potrzebują duszyczki, aby się tam dostać. Proponuje im słodkie ciasto, owoc, a także modlitwę zebranych do Boga. Dzieci proszą jednak Guślarza o dwa ziarnka gorczycy. Chór powtarza słowa przytoczonego boskiego prawa, Guślarz przekazuje aniołkom gorczycę i rozkazuje im odejść w pokoju, co duchy czynią bez słowa sprzeciwu.
Guślarz zwraca się do zebranych. Wskazuje, że dochodzi północ, a napięcie rośnie. Trzeba więc zamknąć drzwi na kłódki. Rozkazuje także zapalić łuczywa dające światło. Na środku kaplicy staje zaś wielki gar z wódką. Guślarz przekazuje, że na jego znak wódkę należy zapalić. Po zapaleniu, bucha z kotła olbrzymi płomień. Guślarz rozpoczyna wzywanie najcięższych duchów, a więc tych, które mają na sumieniu poważne zbrodnie i przewinienia, za które teraz muszą płacić. Są one bowiem na skutek swoich zbrodni przykute z ciałem i duszą do ziemi.
Z zewnątrz dochodzi przerażający głos. Można odnieść wrażenie, że ktoś odgania zebrane wokół żarłoczne ptactwo – sowy, kruki, orły, które nie chce wpuścić ducha do kaplicy. Nadchodząca postać prosi ptaki, aby pozwoliły mu wejść. Guślarz zwraca się w tamtą stronę i dostrzega upiora. Postać jest przerażająca. Ma świecące oczy. Wokół głowy postaci trzaskają iskry. To widmo złego pana, właściciela wioski, słynącego z bezduszności i bezwzględności. Jego ciało rozszarpuje ptactwo. Kiedy w końcu dostaje się do kaplicy, pyta zebranych, czy go poznają. Nagle do wszystkich dociera, z kim mają do czynienia. Mężczyzna zmarł trzy lata wcześniej. Teraz żali się zebranym, że jako duch cierpi ogromne męki. Tuła się po świecie. Czuje wieczny głód, a do tego wszystkiego dręczą go ptaki, które nieustannie próbują go rozszarpać. Guślarz pyta więc Widmo Złego Pana, co może mu pomóc uniknąć tych cierpień i dostać się do nieba. Okazuje się jednak, że w przeciwieństwie do dzieci, Widmo wcale nie chce się tam dostać i odpowiada kpiąco, że od nieba woli piekło. Jedyne jego pragnienie to bowiem to, by potępiona na wieczność dusza mogła jak najszybciej wreszcie opuścić ciało. Widmo Złego Pana jest gotowe, aby dostać się do piekła i znosić tam przewidziane dla niego męki, ma jednak już dość tułaczki po ziemi razem z innymi nieczystymi duszami. Cierpienie wywołuje to, że tułając się po ziemi, cały czas widzi ślady swojego dawnego życia, pełnego bogactwa, przepychu, a teraz nieustannie dręczony jest głodem i pragnieniem. To ta konfrontacja aktualnego stanu ze wspomnieniem dawnego życia przynosi widmu największe cierpienie. Zdaje sobie on sprawę, że nie odkupi swoich win i nie uwolni się od udręki, dopóki ktoś z dawnych poddanych nie zdecyduje się go nakarmić i napoić. Nie może jednak na to liczyć. Prosi więc Guślarza o wodę i dwa ziarna pszenicy.
Ów chór ptaków wyrywa Widmu Złego Pana jedzenie, a następnie rozgrywa jego ciało. Nie ma dla niego litości, ponieważ on także nigdy jej podczas swojego ziemskiego życia nikomu nie okazał. Odzywa się Kruk. Opowiada zebranym jak kiedyś, za życia ukradł z pańskiego sadu kilka jabłek. Uczynił to z głodu, bowiem od trzech dni nic nie jadł. Został jednak złapany na gorącym uczynku przez pańskiego ogrodnika. Puszczono za nim psy. W ramach kary mężczyźnie wyznaczona została chłosta, którą obserwowali wsi. Chór ptaków nocnych, który stanowią dusze dawnych mieszkańców wsi przypomina, że morzył ich głodem, a kobietę z małym dzieckiem kazał wygnać na śnieg. Mąż kobiety zmarł, starszą córkę zabrano do pracy we dworze, a ona została w domu z małym dzieckiem i chorą starszą matką. Pan jednak był wtedy pijany, nakazał wyrzucenie kobiety z dworu. Nie chciał, aby przeszkadzała w zabawie jego gościom. Ponieważ była sroga zima, a kobieta nie mogła znaleźć schronienia, zamarzła na drodze razem z dzieckiem, które tuliła w ramionach do samego końca. Duch tej kobiety ukazuje się właśnie pod postacią Sowy.
Te dwie opowieści tłumaczą, dlatego Widmo nie jest w stanie się posilić, a stado ptaków cały czas wyrywa mu jedzenie. Widmo Złego Pana stwierdza, że będzie potępione na wieki. Tutaj przytacza boskie prawo: „kto nie był ni razu człowiekiem, temu człowiek nic nie pomoże”. Po tej deklaracji Guślarz nakazuje widmu odejść, skoro zebrani nie są w stanie mu pomóc. Widmo razem z ptakami znika, nie zaznając ukojenia.
Teraz zebrani przygotowują się na nadejście kolejnego ducha. Tym razem źródłem światła, które ma go przywabić, jest wianek. Guślarz bierze go do ręki i zapala święcone zioła. W końcu rozpoczyna wzywanie duchów pośrednich, które żyły na ziemi, jednocześnie będąc wolnymi od trosk. Żyły wśród ludzi, ale nie dla ludzi. Na to wezwanie pojawia się postać pięknej dziewczyny, która ubrana jest w białą szatę. Biel i wianek to symbol czystości. Jednak od razu można dostrzec, że ma łzy w oczach. Zwraca uwagę także wianek na jej głowie. Postać w wyprzedza baranek, nad głową dziewczyny lata motyl. Dziewczyna od czasu do czasu próbuje go złapać, ale ten zawsze wymyka się jej z rąk. Duch się w końcu przedstawia. To Zosia, najpiękniejsza dziewczyna we wsi, która miała wielu adoratorów: Olesia, Józia, Antosia – ale ze wszystkich robiła sobie żarty, nie traktowała ich miłości poważnie, bujała w obłokach. Wyśmiewała Olesia, który marzył od pocałunku z nią i chciał jej za niego dać parę gołąbków. Podobnie potraktowała Józia, który ofiarował jej wstążkę, jak i Antosia, który chciał jej ofiarować całą swoją miłość. We wsi znali ją wszyscy. Wszyscy także wiedzieli, że nie chciała ona wyjść za mąż, co dla wielu było niezrozumiałe. Dziewczyna zmarła w wieku dziewiętnastu lat, a całe jej życie w związku z tym wolne okazało się zarówno od trosk, ale też od prawdziwego, pełnego szczęścia. Zosia nie potrafiła zakochać się w nikim, mimo że wielu chłopców gotowych było oddać jej swoje serce. Zwracała uwagę właściwie wszystkich, jednak konsekwentnie ignorowała kolejne szanse na stworzenie prawdziwego związku. Śmierć przyniosła pokutę za takie zachowanie. Dziewczyna opowiada zebranym, że czuje, jak w jej środku płonie ogień. Jednocześnie jest bardzo samotna. Nie wie właściwie, do którego świata należy. Ani nie jest do końca umarłą, ani żywą. Ani nie może dostać się do nieba, ani też dotknąć stopami ziemi.
Guślarz zwraca się do Zosi i pyta, czego jej duch potrzebuje, aby dostać się do nieba. Dziewczyna mówi, że ukojenie jej mogą przynieść tylko chłopcy, którzy chwycą ją mocno za ręce i choć na chwilę przyciągną ją do ziemi. Prośba ta wiąże się z kolejnym Bożym prawem, zgodnie z którym: „kto nie dotknął ziemi ni razu, ten nigdy nie może być w niebie”. Obecni w kaplicy mężczyźni spełniają prośbę ducha, ale okazuje się, że nie mogą jej dotknąć, a tym bardziej chwycić, ponieważ jej ręce to tylko cienie, a sama Zosia jest unoszona przez wiatr. Guślarz nie ma dla Zosi dobrej nowiny – jeszcze przez dwa lata jej dusza będzie się błąkać, zanim stanie u bram nieba. Ponieważ obecni nie są w stanie jej teraz pomóc, prosi zjawę, aby odeszła.
Zebrani garściami rozrzucają po kaplicy mak i soczewicę, aby potrzebujące dusze się pożywiły. Guślarz jeszcze raz przyzywa dusze zmarłych, aby przyszły do kaplicy. W końcu nakazuje otworzyć drzwi kaplicy, zapalić świece. Minęła bowiem północ, obrzęd Dziadów się więc zakończył. Jednak zanim wszystko się dopełni, Guślarz dostrzega ku swojemu zaskoczeniu jeszcze jedną zjawę. Zwraca się więc do Pasterki, która siedzi na grobie ubrana w żałobną suknię. Nagle wokół zapada się podłoga, a spod niej wyłania się jeszcze jedno widmo o „bladym licu”. Widmo nie patrzy jednak wokół, koncentruje swoje spojrzenie tylko na jednej postaci – Pasterce. Nic nie mówi, wskazuje jedynie na serce, z którego cieknie cienka strużka krwi. Guślarz reaguje, zwraca się do zjawy, pyta, czego potrzebuje, aby dostać się do nieba. Widmo jednak nadal uparcie milczy. Guślarz nakazuje mu więc odejść, skoro nie jest mu potrzebna ani modlitwa, ani też nie szuka pożywienia. Nie skutkują jednak ani zaklęcia, ani nakazy, w końcu więc Guślarz bierze do ręki kropidło ze święconą wodą. Także to nie zwraca uwagi Widma i nie przepędza go. W końcu Guślarz zwraca się do Pasterki z pytaniem, czy ona może wie, kim jest mara. Guślarz chce się dowiedzieć także, dlaczego dziewczyna nosi żałobę, skoro jej mąż i wszyscy inni w domu są zdrowi. Kobieta nic nie mówi, tylko się uśmiecha. Guślarz zapala gromnicę, prosi, aby wyprowadzono dziewczynę przed kaplicę. Tak się dzieje, a widmo rusza za wychodzącymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz