Poznajemy Kubusia Puchatka w chwili, gdy właśnie schodzi po schodach za Krzysiem, ciągnącymi misia za łapkę. Kubuś Puchatek lubi rozmaite zabawy, ale czasami po prostu siada spokojnie przed kominkiem i słucha ciekawej historii, na przykład o sobie samym. Tak jak tego wieczoru, kiedy Krzyś znów opowiedział historię…
Kubuś Puchatek o nazwisku Woreczko, najlepszy przyjaciel Krzysia, mieszkał w Lesie pod wielkim dębem. Pewnego razu, gdy spacerował po lesie zaszedł na polankę w środku lasu, pośrodku której rósł wielki dąb. Z samego jego wierzchołka dochodziło głośne bzykanie. Pomyślał, że jeżeli słychać bzyczenie, to w pobliżu muszą być pszczoły. A jeśli są pszczoły, to znaczy, że gdzieś w pobliżu jest miód.
Pszczoły miały swój ul wysoko na drzewie, więc miś zaczął się wspinać po gałęziach i śpiewał sobie przy tym sobie wesołą pioseneczkę-mruczaneczkę. Gdy już prawie dobrał się do miodu, gałąź, na której stał, złamała się i Puchatek spadł prosto w krzaki jałowca, które rosły pod drzewem. Wyszedł z zarośli, wyjął z nosa kłujące igły i znów zaczął rozmyślać, jak dobrać się do miodu.
Postanowił udać się po pomoc do swojego najlepszego przyjaciela Krzysia, mieszkającego za zielonymi drzwiami na drugim końcu Lasu. Poprosił, żeby mu pożyczył niebieski balonik. Postanowił złapać balonik za sznurek i razem z nim unieść się wysoko, prosto do ula. Pszczoły miały wziąć balonik za chmurkę. Przyjaciele poszli zatem obydwaj z niebieskim balonikiem, a po drodze Kubuś Puchatek wytarzał się w błocie, aż zrobił się całkiem czarny. Kiedy stanęli pod drzewem, a balonik został porządnie nadmuchany, Kubuś chwycił za sznurek i uleciał w powietrze. Bardzo szybko znalazł się na wysokości drzewa, całkiem blisko nieba. Ponieważ Kubuś podejrzewał, że pszczoły zorientowały się w jego planach, poprosił Krzysia, by ten przyniósł z domu parasol i przechadzał się z nim pod drzewem mówiąc, że zanosi się na deszcz. Wtedy pszczoły na pewno uwierzą, że lecący balonik to chmurka szczególnie, że planował zaśpiewać piosenkę o tym, jak miło chmurką być. Miś obawiał się, że gdy pszczoły domyślą się podstępu, mogą go użądlić.
Kiedy już balonik z Kubusiem wzniósł się wysoko, pszczoły wyleciały z ula i bzyczały podejrzliwie. Miś ostatecznie stwierdził, że to złe pszczoły i robią z pewnością kiepski miód, postanowił zatem wrócić na dół. Nie wiedział jednak, jak to zrobić. Gdyby po prostu wypuścił sznurek z łapek, spadłby na ziemię. Poprosił więc Krzysia, żeby strzelił z fuzji do balonika, i Krzyś spełnił prośbę przyjaciela. Za drugim razem trafił w balonik, a powietrze wychodziło z niego wolno i miś mógł bezpiecznie wylądować na ziemi. Miał jednak tak zesztywniałe łapki od trzymania sznurka, że przez cały tydzień trzymał je wyciągnięte w górę.
Rozdział 2, w którym Puchatek idzie z wizytą i wpada w potrzask
Pewnego pięknego dnia Puchatek przechadzał się po lesie i śpiewał sobie mruczankę, którą ułożył rano w trakcie ćwiczeń fizycznych na schudnięcie. Podśpiewując zaszedł na piaszczysty wzgórek, gdzie znajdowała się wielka nora. Stwierdził, że ta nora oznacza Duże Towarzystwo, a Duże Towarzystwo oznacza Królika, ten zaś oznacza łasowanie i słuchanie mruczanki. Wsadził zatem łepek do nory i zaczął wołać, czy ktoś w niej jest. Puchatek z trudem przecisnął się przez wejście do norki Królika, a Królik od razu zapytał, czy miś miałby ochotę przekąsić co nieco. Puchatek bardzo lubił przekąsić małe Conieco o 11 rano, więc ucieszył się, kiedy Królik zaczął wyjmować ze spiżarni garnuszki z marmoladą i miodem. Po chwili Puchatek w ogóle się nie odzywał, tylko opróżniał je ze smakiem. Potem podziękował i powiedział, że musi już iść. Królik uprzejmie zapytał, czy miś może jeszcze trochę zostać, ale ten dał mu do zrozumienia, że zostanie, jak jeszcze będzie mógł nieco zjeść. Wówczas Królik stwierdził, że i tak miał właśnie wyjść. Puchatek się zatem pożegnał i próbował wyjść z nory tą samą drogą, którą wszedł, okazało się to jednak niemożliwe. Nie mógł także wejść z powrotem. Utknął, głowę i przednie łapy miał na zewnątrz, a brzuszek i tylne łapy wewnątrz norki. Tymczasem Królik postanowił pójść na mały spacer, a ponieważ frontowe drzwi jego mieszkania okazały się zastawione, wyszedł przez kuchenne, okrążył dookoła całe mieszkanie i doszedł do drzwi frontowych, z których wyglądał Puchatek.
Królik próbował go wyciągnąć za łapki, ale nie dał rady. Stwierdził, że misia wzdęło i że to skutki nadmiernego jedzenia, ale oburzony Puchatek odparł, że to są skutki tego, że się nie ma dostatecznie szerokich drzwi frontowych. Ostatecznie Królik poszedł prosić o pomoc Krzysia. Krzyś zbadał sprawę i stwierdził, że niestety dopóki Puchatek nie schudnie, nie będzie mógł opuścić norki Królika. Przez tydzień chłopiec przychodził pod norkę Królika, żeby poczytać misiowi, aby się nie nudził. Ten nie mógł w tym czasie nic jeść, zatem poprosił Krzysia, by poczytał mu coś z książki kucharskiej. Ponieważ nogi Kubusia zajmowały sporo miejsca w króliczej norce, Królik wykorzystywał je jako wieszak na ręczniki.
Dzień po dniu miś coraz bardziej czuł, że staje się smukły i wiotki. Wreszcie po tygodniu Krzyś zadecydował, że można spróbować wyciągnąć Puchatka z potrzasku. Chłopiec złapał Kubusia za łapki, a wszyscy krewni i znajomi Królika złapali za Krzysia i pociągnęli. Puchatek zawołał tylko Pfi!, jakby korek wystrzelił z butelki i nagle Krzyś, Królik i wszyscy krewni i znajomi Królika fiknęli koziołka i wywrócili się jeden na drugich, a na samym wierzchu znalazł się nareszcie wolny Kubuś Puchatek. Miś ukłonił się grzecznie, podziękował przyjaciołom za ocalenie i poszedł na przechadzkę po lesie, mrucząc swoją mruczankę. Krzyś popatrzył za nim czule i powiedział sam do siebie: „Poczciwy, głupi Miś”.
Rozdział 3, w którym Puchatek z Prosiaczkiem tropią zwierzynę i o mało nie łapią łasicy
Prosiaczek mieszkał we wspaniałym domu w samym środku wielkiego buka rosnącego w sercu Lasu. Tuż obok jego domu wisiał napis „Wstęp Bron” napisany na kawałku złamanej deski. Gdy Krzyś zapytał kiedyś Prosiaczka, co oznacza ten napis, dowiedział się, że są to imiona jego dziadka. Krzyś stwierdził, że nie można nazywać się WSTĘP BRON, ale Prosiaczek odparł, że owszem, można, bo tak się nazywał jego dziadek i jest to skrót od WSTĘP BRONEK, co z kolei było skrótem od WSTĘPA BRONISŁAWA.
Pewnego dnia, gdy Prosiaczek odgarniał śnieg przed swoim domem, zobaczył Puchatka. Miś spacerował w kółko i patrzył pod nogi, mrucząc coś do siebie. Prosiaczek zapytał go, co robi, a Puchatek wskazał na ślady i odparł, że tropi. Nie wiedział jednak, kogo tropi. Stwierdził, że będzie musiał poczekać, aż to coś wytropi i wówczas się dowie, co tropi. Prosiaczek dołączył do niego. Po chwili obaj doszli do wniosku, że do zwierzęcia, które tropili, dołączyło jeszcze jedno zwierzę, gdyż przybyły nowe ślady. Puchatek bał się trochę, bo nie wiedział, jakie zwierzęta tropią, i poprosił Prosiaczka, żeby mu towarzyszył na wypadek, gdyby to były jakieś Nieprzyjacielskie Zwierzęta. Puchatek przypuszczał, że tropią dwie łasice, ale żaden z nich nie wiedział, jak wygląda łasica. Prosiaczek orzekł, że do piątku nie ma nic do roboty, więc chętnie pójdzie. Przez ten czas opowiadał Puchatkowi o tym, jak jego dziadek tropił zwierzęta i o tym, jak miał zadyszkę.
Gdy tak spacerowali dalej, spostrzegli, że do tamtych dwóch zwierząt musiało dołączyć trzecie, bo nagle pojawiły się dodatkowe ślady. Nowe ślady były inne niż te, które spostrzegli wcześniej. Znaczyło to, że inne zwierzę dołączyło do tamtych. Być może były to dwie łasice i jeden lis, albo dwa lisy i jedna łasica.
Szli dalej i obydwaj czuli się niepewnie, nie wiedzieli bowiem, co zrobią, jeżeli tropione zwierzęta będą mieć wobec nich wrogie zamiary. Prosiaczek pomyślał, że chciałby, aby jego dziadek był tutaj, zaś Puchatek pragnął spotkać teraz przypadkowo Krzysia. Nagle Puchatek przystanął, zaniepokojony bardziej, niż kiedykolwiek w życiu. Przed nim były ślady aż czworga zwierząt. Po tej informacji Prosiaczek stwierdził, że musi natychmiast wracać do domu, bo przypomniał sobie, że musi załatwić pewną sprawę, której nie zrobił wczoraj i nie będzie mógł zrobić jutro. Nie może jej również załatwić po południu, jak zasugerował miś, bo to jest specjalna przedpołudniowa sprawa, którą można załatwić tylko przed południem.
Krzyś siedział właśnie na gałęzi drzewa i przyglądał się temu, co robią dwaj przyjaciele. Zagwizdał na przyjaciół, a Prosiaczek, gdy tylko zobaczył Krzysia stwierdził, że Puchatkowi nic przy nim nie grozi i popędził do domu zadowolony, że znalazł się z dala od niebezpieczeństwa. Krzyś wyjaśnił Puchatkowi, że nie było się czego bać, bo śladów, po których tropili, nie zostawiły żadne groźne zwierzęta, tylko oni sami, ponieważ spacerowali wkoło zagajnika. Kubuś Puchatek przymierzył swoją łapkę do jednego ze śladów i zrozumiał swoją pomyłkę. Kręcąc głową stwierdził, że jest Misiem o Bardzo Małym Rozumku i pomaszerował do domu, bo zbliżała się pora obiadu.
Rozdział 4, w którym Kłapouchy gubi ogon, a Puchatek go znajduje
Bury osiołek Kłapouchy stał sobie samotnie na skraju Lasu z łbem zwieszonym ku ziemi i rozmyślał o sprawach tego świata. Przechodził tamtędy Kubuś Puchatek i Kłapouchy ucieszył się, że może przerwać swoje rozmyślania i chwilę porozmawiać z misiem. Puchatek uważnie przyjrzał się osiołkowi i zauważył, że nie ma on ogona. Powiedział o tym Kłapouchemu i ten się zmartwił jeszcze bardziej niż zwykle. Obydwaj zastanawiali się, co też mogło stać się z ogonem. Kubuś Puchatek sądził, że pewnie osiołek gdzieś go zostawił. Osiołek był pewien, że ktoś mu go ukradł. Puchatek chciał powiedzieć Kłapouchemu coś pocieszającego, ale nie za bardzo wiedział, co. Więc zamiast tego obiecał osiołkowi, że odnajdzie jego ogon. A ponieważ starał się dotrzymywać obietnic, ruszył natychmiast na poszukiwania.
Był prześliczny wiosenny dzień i miło się misiowi maszerowało. Przemierzył jodłowy zagajnik, polany zarośnięte jałowcem i wrzosami, przez piaski i znów wrzosowiska, aż doszedł do Stumilowego Lasu, a w nim mieszkała Sowa Przemądrzała. Miś stwierdził, że jeśli ktokolwiek wie cokolwiek o czymkolwiek, to jest to właśnie Sowa. Sowa mieszkała we wspaniałej rezydencji pod Kasztanami. Przed wejściem była kołatka i sznur do dzwonka z chwościkiem, a nad kołatką widniał napis: „ Pro sze zwonidź jeźlikto hce po rady”, zaś pod chwościkiem dzwonka było napisane: „Proszę pókadź jeżlikto niehcepo rady”. Napisy te wykonał Krzyś, który jako jedyny w całym Lesie potrafił pisać. Puchatek zapukał kołatką i dla pewności zadzwonił dzwonkiem, a potem wszedł do środka i opowiedział Sowie o kłopocie Kłapouchego, prosząc ją o poradę. Sowa doradziła, żeby napisać ogłoszenie i wyznaczyć nagrodę dla tego, kto znajdzie ogon Kłapouchego. Wyjaśniła też, że jedyną osobą, która może takie ogłoszenie napisać, jest Krzyś. Pochwaliła się, że to on zrobił napisy przy wejściu i poprosiła Puchatka, aby wyszli przed dom je obejrzeć. Puchatek spojrzał na napisy, potem na kołatkę, a później na dzwonek z chwościkiem. Wydawało mu się, że chwościk mu coś przypomina. Gdy się chwilę zastanowił, doszedł do wniosku, że chwościk to właśnie zagubiony ogon Kłapouchego. Sowa przyznała, że znalazła go w lesie, zaczepionego o krzaki, i zabrała ze sobą. Nie sądziła, że jest komuś potrzebny. Puchatek wiedział, że jest on bardzo potrzebny właśnie Kłapouchemu i pobiegł, żeby mu go oddać. Krzyś przybił młotkiem ogon we właściwe miejsce, a osiołek tak bardzo się ucieszył, że zaczął hasać i fikać kozły po Lesie i machać wesoło ogonem. Puchatek też się ucieszył, że mógł sprawić przyjacielowi radość. Potem poszedł do domu na „małe conieco” ku pokrzepieniu sił.
Rozdział 5, w którym Prosiaczek spotyka Słonia
Pewnego dnia, gdy Krzyś z Puchatkiem i Prosiaczkiem gawędzili sobie wesoło, chłopiec powiedział przyjaciołom, że widział słonia, który wygrzewał się na słońcu. Wtedy Prosiaczek oznajmił, iż on też widział słonia, chociaż nie wie, czy to był słoń. Puchatek też powiedział to samo zastanawiając się jednocześnie, jak może wyglądać słoń. Potem rozmawiali już na inne tematy, ale kiedy Puchatek i Prosiaczek wracali do domu, cały czas rozmyślali nad słoniem. Puchatek zadeklarował, że go złapie, a Prosiaczek milczał żałując, że nie wpadł pierwszy na ten pomysł.
Puchatek miał plan, by zastawić pułapkę, ale dodał, że musi być to Bardzo Pomysłowa Pułapka i poprosił Prosiaczka o pomoc. Pierwszy pomysł Puchatka polegał na wykopaniu Strasznie Głębokiego Dołu, do którego spacerujący słoń wpadnie, bo będzie jednocześnie patrzył w niebo zastanawiając się, czy nie będzie deszczu. Przyjaciele nie wiedzieli jednak co będzie, jeśli deszcz już padał przedtem. Miś pomyślał zatem, że słoń może się w takim razie zastanawiać, czy się nie wypogadza i w ten sposób wpaść w pułapkę. Kolejnym problemem stało się to, którędy słoń będzie przechodził i gdzie ten dół należy wykopać. Puchatek stwierdził, że najlepsze miejsce to będzie to, gdzie będzie stał słoń akurat przed samym wpadnięciem, tylko krok dalej. Potem pomyśleli jeszcze, że można by do dołu włożyć przynętę. Według Prosiaczka najlepszą przynętą miały być żołędzie, według Puchatka najlepszy w tym celu miał być miód. I pewnie by się o to pokłócili, ale Prosiaczek zorientował się, że jeżeli postanowią wziąć żołędzie na przynętę, to on będzie się musiał o nie postarać, zgodził się więc na miód z zapasów Puchatka
Podzielili pomiędzy sobą pracę: Miś miał dostarczyć miód, Prosiaczek miał wykopać głęboki dół. Puchatek poszedł do domu po miód, zdjął garnek z półki i choć był na nim napis „MJUT”, zajrzał do niego by się upewnić czy wziął właściwe naczynie, częstując się przy okazji. Resztkę miodu zaniósł na miejsce pułapki i przyjaciele umieścili garnek w głębokim dole. Postanowili rozejść się do domów, ale umówili się, że rano, o szóstej godzinie spotkają się przy Sześciu Sosnach i sprawdzą, ile słoni złapało się w ich pułapkę. Miś jeszcze zapytał Prosiaczka, czy ma w domu sznurek, pomyślał bowiem, że słonie warto jest związać i przyprowadzić ze sobą do domu. Prosiaczek jednak odparł, że to zbyteczne, bo słonie idą, kiedy na nie się zagwiżdże.
Puchatek położył się do łóżka. W parę godzin później, gdy do rana zostało już niewiele czasu, Puchatek obudził się z dziwnym uczuciem przygnębienia. Doszedł do wniosku, że jest głodny, więc wstał i podszedł do spiżarni, ale kiedy sięgnął na górną półkę, nic na niej nie było. Miś zastanawiał się, gdzie się podał cały garnek z napisem „MJUT”, ale po odśpiewaniu kilku mruczanek przypominał sobie, że garnek z miodem zaniósł wczoraj wieczorem do dołu. Wrócił więc do łóżka i próbował zasnąć, ale im bardziej się starał, tym gorzej mu wychodziło. Próbował liczyć owce, bo to pomaga zasnąć, ale gdy to nie zadziałało, spróbował liczyć słonie. Było to jeszcze gorsze, bo każdy słoń, którego policzył, rzucał się od razu na garnek z miodem i zjadał go. W końcu Puchatek nie wytrzymał, wstał i popędził do Sześciu Sosen. Strasznie Głęboki Dół wydawał się być głębszy, niż był, a garnek na jego dnie wyglądał dziwnie tajemniczo. Żaden słoń jednak się w pułapkę nie złapał. Miś wskoczył do dołu i wsadził głowę głęboko do garnka, bo troszkę miodu było na samym jego dnie.
Tymczasem Prosiaczek też się obudził. Zastanawiał się, co będzie, jeśli rzeczywiście jakiś słoń złapał się w ich pułapkę i jak to zwierzę wygląda. Wkradła się też myśl, że może lepiej by było zostać w domu i nie oglądać tego słonia. Nie wiadomo, czy taki słoń nie jest groźny dla prosiaczków i misiów. Kiedy przyjdzie Puchatek, to można mu powiedzieć, że nie może wstać z łóżka, bo boli go głowa. Jeśli jednak słoń nie złapał się, nudno będzie samemu leżeć w łóżku przez cały ranek, niepotrzebnie tracąc czas. Prosiaczek postanowił, że pójdzie sam zobaczyć, czy słoń się nie złapał, i jeśli będzie on w Głębokim Dole, to po cichutku wróci do domu. Poszedł zatem wciąż zastanawiając się czy słoń tam będzie czy jednak go nie będzie. Jednak im bliżej był celu, przekonywał się, że jednak słoń będzie, słychać było bowiem jego słoniowe pomruki. Skoro był tuż przy pułapce stwierdził zatem, że musi jednak koniecznie zobaczyć, jak ten słoń wygląda. Podszedł zatem na paluszkach do krawędzi dołu.
Tymczasem Puchatek wylizał cały miód z dna i chciał wyciągnąć łepek z garnka. Im bardziej starał się to zrobić, tym bardziej wpychał go do środka. Postanowił więc stłuc garnek i uderzał nim o różne przedmioty. Ponieważ nie widział, w co uderza, nic mu to nie pomogło. Próbował też wygramolić się z pułapki, ale przed sobą widział tylko garnek, więc był zupełnie bezradny. Wreszcie podniósł w górę łepek razem z garnkiem i wydał z siebie rozdzierający jęk.
Prosiaczek pojawił się nad Głębokim Dołem w momencie, kiedy Puchatek mocował się z garnkiem. Przestraszył się i pobiegł z krzykiem po Krzysia. Był pewien, że w Głębokim Dole siedzi słoń i opowiadał chłopcu, że ma największy łeb, jaki kiedykolwiek Krzyś w życiu widział. Krzyś włożył buty i poszedł sprawdzić, co naprawdę jest w pułapce. Puchatek tymczasem trafił garnkiem w twardy korzeń drzewa, a naczynie pękło i uwolniło misia. Krzyś śmiał się z pomyłki Prosiaczka. Ten strasznie się zawstydził tego, jakim był Głupim Prosiaczkiem i uciekł do domu położyć się z bólem głowy do łóżka. A Kubuś Puchatek i Krzyś poszli na śniadanie deklarując wzajemną sympatię.
Rozdział 6, w którym Kłapouchy obchodzi swoje urodziny i dostaje dwa prezenty
Poczciwy Kłapouchy stał nad brzegiem strumienia i przyglądał się swojemu odbiciu w wodzie. Bardzo był z niego zadowolony, powtarzał słowo „imponujące”. Kubuś Puchatek, który właśnie tamtędy przechodził, zauważył go i przyszedł się przywitać. Kłapouchy jak zwykle wydał się misiowi bardzo smutny, więc zapytał go, czy nie stało się coś niedobrego. Kłapouchy powiedział misiowi, że dziś obchodzi urodziny. Zapytał też Puchatka, czy nie widzi prezentów i torcika urodzinowego, ale kiedy miś przyznał, że niczego nie widzi, Kłapouchy roześmiał się gorzko stwierdzając, że on też nie. Okazało się, że nikt nie przyszedł, żeby złożyć mu życzenia i nikt nie przyniósł mu prezentu. Puchatek złożył życzenia osiołkowi i postanowił znaleźć dla niego jakiś upominek, więc wrócił do domu.
Pod drzwiami swojego domu spotkał Prosiaczka i powiedział mu o zmartwieniu Kłapouchego. Miś postanowił dać osiołkowi w prezencie swoją ostatnią małą baryłeczkę z miodem. Wtedy Prosiaczek zapytał, czy nie mógłby to być ich wspólny prezent. Miś się nie zgodził, zatem Prosiaczek zdecydował się dać swój ostatni balonik i miś uznał, że to dobry pomysł, bo kogo nie ucieszyłby balonik. Prosiaczek zatem poszedł do domu po prezent, a Puchatek poszedł w drugą stronę. Był upalny dzień i miś miał długą drogę do przebycia. Nie uszedł jeszcze pół drogi, kiedy nagle ogarnęło go dziwne uczucie, jakby coś wewnątrz mówiło, że czas na małe conieco. Usiadł więc i ucieszył się na widok garnka, pochwalił się nawet za to, że jest taki zapobiegliwy i na spacer wyruszył z „małym conieco”. Wyjadł miód z garnka i zaczął się zastanawiać, dokąd właściwie idzie. Gdy sobie przypomniał, że idzie na urodziny osiołka, a miód miał być prezentem, zrobiło mu się strasznie wstyd, że go zjadł. Pomyślał jednak, że pusta beczułka też może być dobrym prezentem jeśli ją dokładnie wymyje i poprosi kogoś, by wypisał na niej „Z powinszowaniem urodzin”. Ponieważ przechodził właśnie przez Stumilowy Las, to poszedł do Sowy. Powiedział jej o urodzinach Kłapouchego stwierdzając, że on daje osiołkowi Praktyczną Baryłeczkę do Przechowywania Różnych Różności i poprosił ją, by napisała na niej życzenia. Sowa zapytała, czy baryłeczka nie mogłaby być prezentem od ich obojga, ale miś stwierdził, że to nie jest dobry pomysł. Sowa sporządziła zatem odpowiedni napis, który brzmiał: „Z PĄWIĄSZĄWANIEM URORURODZIURODZIN” i zadowolony miś powędrował dalej.
Prosiaczek w tym czasie niósł balonik w obydwu łapkach, a ponieważ balonik był tak duży, że zasłaniał mu drogę, w pewnej chwili zwierzak potknął się i upadł. Balonik pękł i Prosiaczek nie wiedział, co zrobić. Poszedł jednak do osiołka, żeby przynajmniej złożyć mu życzenia, mając jednocześnie nadzieję, że Kłapouchy nie lubi baloników aż tak bardzo. Osiołek bardzo się ucieszył z życzeń, wtedy Prosiaczek powiedział mu o baloniku, który miał być prezentem dla niego. Osiołek oglądał pęknięty balonik, pytając, jaki kolor miał, kiedy jeszcze był całym balonikiem, a kiedy dowiedział się, że był czerwony stwierdził, że czerwony to jego ulubiony kolor. Wtem na polanie pojawił się Kubuś ze swym prezentem. Beczułka i pęknięty balonik bardzo do siebie pasowały, beczułka była na coś, co można było do niej włożyć, a pęknięty balonik był właśnie tym czymś. Osiołek wkładał i wyjmował z powrotem balonik z beczułki, był bardzo szczęśliwy, jak jeszcze nigdy w życiu.
Zmartwiony Krzyś miał wątpliwości, czy dał Kłapouchemu coś na urodziny, ale Kubuś przypominał, że chłopiec dał osiołkowi małe pudełko z farbami do malowania rozmaitych rzeczy. Nie wręczył mu jednak prezentu rano, ponieważ przygotowywał podwieczorek dla solenizanta, na którym to podwieczorku był torcik z kremem z wypisanym na wierzchu różowym lukrem imieniem.
Rozdział 7, w którym Mama - Kangurzyca z Maleństwem przybywają do Lasu i Prosiaczek bierze kąpiel
Pewnego dnia w Lesie pojawili się nowi mieszkańcy: Mama-Kangurzyca i jej mały synek zwany Maleństwem. Nikt nie wiedział, skąd się wzięli. Królikowi nie podobało się, że ktoś nowy mógłby zamieszkać razem z nimi i to do tego jakieś dziwne zwierzę o którym nigdy nie słyszeli. Spotkał się z Puchatkiem i Prosiaczkiem i przekonał ich, że należy dać do zrozumienia Mamie-Kangurzycy, iż nie jest mile widziana. Opracował w tym celu specjalny plan. Przyjaciele postanowili porwać Maleństwo i ukryć je, a następnie oddać Mamie-Kangurzycy dopiero wtedy, kiedy obieca, że wyprowadzi się z Lasu i nigdy w te strony nie wróci. Nie było to jednak takie proste, bo Mama-Kangurzyca nie spuszczała z Maleństwa oka, poza tym biegała dużo szybciej niż oni.
Królik wymyślił, że Puchatek musi odwrócić uwagę Kangurzycy, on porwie Maleństwo, a Prosiaczek wskoczy do torby na brzuchu Mamy-Kangurzycy, a ona początkowo nie zauważy różnicy. Kiedy w końcu się zorientuje, że nie ma jej dziecka, dadzą jej do zrozumienia, że Maleństwo oddadzą, ale tylko wtedy, kiedy obieca, że wyprowadzi się z Lasu. Plan wydawał się doskonały i przyjaciele wyruszyli, żeby go wykonać.
Mama-Kangurzyca i Maleństwo byli właśnie na polanie, gdzie rodzina spędzała miłe popołudnie. Maleństwo trenowało skoki, wpadało do mysich norek, a następnie wychodziło na wierzch, a Mama przyglądała się, jak się bawi. Przyjaciele podeszli do nich i Puchatek, żeby odwrócić uwagę Mamy-Kangurzycy, zaczął deklamować wiersz, który właśnie ułożył. Mama co prawda rozmawiała z nim i słuchała wiersza, ale ani przez chwilę nie spuszczała oka z Maleństwa. Miała zamiar zaraz wracać do domu i popędzała swe dziecko. W tym momencie Królik wskazał na drzewo i zaczął się zastanawiać, co to za ptak na nim siedzi. Mama-Kangurzyca wreszcie odwróciła głowę. Wtedy Królik porwał Maleństwo, a Prosiaczek wskoczył do kieszeni Kangurzycy. Kangurzyca była trochę zdziwiona nagłym zniknięciem Królika i Prosiaczka, a myśląc, że Maleństwo siedzi w jej kieszeni, i wielkimi skokami popędziła do domu.
Prosiaczkowi, który siedział w jej kieszeni, nie było wygodnie podróżować w ten sposób, na dodatek gdy znaleźli się w domu Kangurzycy, jego przyjaciół tam nie było i nie miał jej kto dać do zrozumienia, że Maleństwo zostało porwane. Jednak kiedy tylko Kangurzyca odpięła swoją kieszeń zobaczyła, co się stało. Przez chwilę była bardzo niespokojna, ale zaraz potem poczuła, że wcale się nie boi, bo Krzyś nie pozwoli, by jej Maleństwu stała się krzywda. Pomyślała zatem, że skoro oni płatają jej figle, to i ona im spłata. Udała zatem, że nie zauważyła zamiany, i postępowała z Prosiaczkiem tak, jak zwykle postępuje z Maleństwem. Prosiaczek krzyczał, że nie jest Maleństwem, ale Kangurzyca nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Wykąpała go, a potem dała mu łyżkę tranu. Prosiaczek nie lubił kąpieli nigdy się nie kąpał, więc po kąpieli jego skóra zmieniła kolor.
W odwiedziny do Kangurzycy przyszedł Krzyś, a Prosiaczek krzyczał do niego, by powiedział, że nie jest Maleństwem. Krzyś potwierdził, bo widział, jak dziecko Kangurzycy wesoło bawi się z Królikiem. Stwierdził jednak, że nie może być Prosiaczkiem, bo ten był zupełnie innego koloru i wspólnie z Kangurzycą zaczęli się zastanawiać, jak go nazwać – ostatecznie ich wybór padł na Nieboraczka. Prosiaczek-Nieboraczek, korzystając z okazji, że chłopiec nie zamknął drzwi, uciekł i po drodze do domu wytarzał się w ziemi, żeby wrócić do swojego koloru.
Ostatecznie Mama-Kangurzyca i Maleństwo zostali w Lesie i zaprzyjaźnili się z Królikiem, Puchatkiem i Prosiaczkiem. Co wtorek Maleństwo spędzało cały dzień z Królikiem, a Kangurzyca w tym czasie uczyła Puchatka skakać. Prosiaczek zaś spędzał cały wtorek z Krzysiem, i wszyscy byli bardzo szczęśliwi.
Rozdział 8, w którym Krzyś staje na czele Przyprawy do Bieguna Północnego
Pewnego poranka Puchatek wybrał się w odwiedziny do Krzysia, by przekonać się, czy jego przyjaciel interesuje się jeszcze niedźwiadkami. Tymczasem Krzyś siedział na schodach przed swoim domkiem i wkładał wysokie buty. Wybierał się na wyprawę, aby odkryć Biegun Północny. Wszyscy jego przyjaciele mieli wziąć udział w tej wyprawie, dlatego chłopiec poprosił Puchatka, aby ich zawiadomił. Każdy miał się przygotować do wyprawy i zabrać ze sobą prowiant, czyli rozmaite rzeczy do jedzenia.
Puchatek nie bardzo zrozumiał, dokąd się wybierają, jak będzie wyglądała ich podróż i co mają odkryć. Tak naprawdę sam Krzyś nie za bardzo wiedział, co to jest Biegun Północny, ale stwierdził, że to jest coś, co się odkrywa. Mimo niejasnego celu wyprawy, Puchatek chętnie spełnił życzenie Krzysia. Najpierw Puchatek spotkał Królika. Nie pamiętał dokładnie, dokąd się wybierają, więc powiedział, że wyruszają na Przyprawę z Krzysiem i należy wszystkich zawiadomić. Sam poszedł do Prosiaczka, Królikowi zaś polecił zawiadomić Kangurzycę. Po chwili wszyscy zebrali się na skraju lasu gotowi do drogi i wyruszyli. Przodem szedł Krzyś z Królikiem, za nimi Puchatek z Prosiaczkiem, potem Kangurzyca z Maleństwem w kieszeni i Sowa Przemądrzała. Na końcu szedł Kłapouchy i wszyscy krewni i znajomi Królika.
Wędrując, Puchatek śpiewał swoją mruczankę. W pewnej chwili Krzyś uznał, że zbliżają się do Niebezpiecznego Miejsca i zarządził ciszę. Powiedział, że może spotkać ich tutaj Zasadzka. Ale nic złego ich nie spotkało i doszli do brzegu strumienia. Rosła tu miękka trawa, na której można było usiąść i odpocząć. Tutaj Krzyś postanowił zatrzymać wyprawę, a przyjaciele usiedli i wyciągnęli swoje zapasy. Krzyś orzekł, że powinni od razu zjeść wszystkie Prowianty, by nie musieć ich nosić. Kłapouchy niczego ze sobą nie zabrał, ale na szczęście znalazła się dla niego kępka ostu.
Uczestnicy eskapady prowadzili ze sobą miłe pogawędki, Prosiaczek leżał na grzbiecie i spał, a Maleństwo myło ręce i pyszczek w kałuży. Mama-Kangurzyca była z niego bardzo dumna, bo po raz pierwszy myło się samodzielnie. Kłapouchy jak zwykle zrzędził, że nie znosi tego całego mycia. Nagle rozległ się plusk wody, pisk Maleństwa i krzyk Kangurzycy. Okazało się, że Maleństwo wpadło do wody. Maleństwo nie przestraszyło się ani trochę, mimo że wartki prąd rzeczki przeniósł je do następnej kałuży, wołało tylko, żeby wszyscy zobaczyli, jak pływa. Mimo tego Kangurzyca była mocno zaniepokojona sytuacją, a Kłapouchy zabrał się od razu do ratowania Maleństwa. Odwrócił się tyłem do kałuży tak, by Maleństwo mogło się złapać jego ogona, ale ono wcale nie miało takiego zamiaru. Pływało, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Królik stwierdził, że najlepiej by było przerzucić przez strumyczek jakieś drewienko, a wówczas Maleństwo będzie mogło się na nim zatrzymać. Puchatek ruszył w zarośla do miejsca, które znał tylko on i Krzyś, zwanego Umówioną Kryjówką, w którym chłopiec trzymał stare, zepsute zabawki i wyciągnął z niego spore drewienko. Drewienko przerzucono przez rzeczkę, a Maleństwo dopłynęło do niego i wyszło po nim na brzeg jak po kładce. Maleństwo było z siebie dumne, tymczasem Mama-Kangurzyca strofowała je i wycierała do sucha.
Krzyś zaczął się uważnie przyglądać drewienku, które znalazł Puchatek, aż wreszcie je rozpoznał. Był to biegun od drewnianego konia z odłamaną nogą. Zatem Biegun Północny został odkryty. Krzyś wbił drewienko znalezione przez misia w ziemię i przyczepił na nim tabliczkę informującą, że jest to Biegun Północny i że został on odkryty przez Kubusia Puchatka. Nieświadomy wydarzeń Kłapouchy dalej stał na brzegu strumienia z ogonem w wodzie i prosił przyjaciół, by powiedzieli Maleństwu, że musi się pospieszyć, bo on przeziębi sobie ogon. Kiedy zobaczył Maleństwo całe i zdrowe, wyjął z wody ogon i zaczął narzekać, że został pozbawiony w nim wszelkiego czucia. Krzyś jednak obiecał, że go osuszy i rozetrze, po czym wyjął chusteczkę do nosa i zaczął wycierać mokry ogon. Po tej przygodzie wszyscy wrócili do domu.
Rozdział 9, w którym Prosiaczek zewsząd jest otoczony wodą
Deszcz padał bardzo długo i drzewo, na którym mieszkał Prosiaczek, zewsząd było otoczone wodą. Prosiaczek był sam i było mu nieprzyjemnie tak siedzieć bez towarzystwa, zwłaszcza że woda już prawie sięgała okien. Zastanawiał się, co powinien zrobić, i był pewien, że każdy z jego przyjaciół doskonale wiedziałby, co począć w takiej sytuacji. Wyobrażał sobie więc, jak rozmawia ze swoimi przyjaciółmi i tym bardziej było mu smutno, że otaczają go tylko potoki wody.
Kiedy o tym rozmyślał, przypomniał sobie, że kiedyś Krzyś opowiadał mu o pewnym rozbitku, który przebywał na bezludnej wyspie i wysłał list w butelce, prosząc o ratunek. Postanowił zrobić tak samo. Znalazł butelkę z korkiem, kawałek suchego papieru i ołówek. Z jednej strony kartki napisał „POMOCY!PROSIACEK (JA)”, zaś z drugiej: „TO JA, PROSIACEK. POMOCY, POMOCY!”. Potem włożył kartkę do butelki, zakorkował ją mocno i wyrzucił przez okno jak najdalej mógł. Prosiaczek patrzył, jak butelka płynie, aż go oczy rozbolały. Uświadomił sobie przy tym, że zrobił wszystko, co mógł, by się uratować.
Gdy deszcz zaczął padać, Puchatek spał i spał. Pamiętał, że odkrył Biegun Północny i pewnego dnia zapytał Krzysia, czy są jeszcze inne bieguny. Krzyś odparł, że jest jeszcze Południowy, Wschodni i Zachodni. Krzyś jednak nie chciał ich zdobywać, jego myśli zaprzątała wówczas Kangurzyca, wobec tego Puchatek wyruszył sam na odkrycie Bieguna Wschodniego. Nie pamiętał, czy go odkrył, ale kiedy wrócił do domu, był bardzo zmęczony. Zapadł w głęboki sen na swoim krzesełku. Śniło mu się, że był na Biegunie Wschodnim i było bardzo zimno. Znalazł ul i wszedł do niego, by się przespać, ale był za mały i łapki wystawały mu na zewnątrz. Przyszły wówczas Dzikie Łasiczki, zamieszkujące Biegun Wschodni, i wyskubały całe futerko z łapek, by zrobić gniazdo dla swoich młodych. Im bardziej go oskubywały, tym robiło mu się zimniej. W końcu obudził się z krzykiem i zorientował się, że siedzi na krzesełku otoczony wodą. Postanowił się ratować. Wziął największy garnek miodu, jaki miał i przeniósł się na najwyższą gałąź drzewa. A potem z szedł po kolejny garnek i znów się wspiął … i tak chodził parę razy w tę i z powrotem. A gdy skończył swoje wędrówki, usiadł na gałęzi, a koło niego stało dziesięć garnków miodu. Trzy dni siedział na gałęzi, a deszcz ciągle padał. Trzeciego dnia, gdy został mu już tylko jeden garnek z miodem, zauważył przepływającą butelkę. Przekonany, że znajduje się w niej miód wyłowił butelkę i wyjął list. Niestety, nie umiał czytać. Był tak ciekaw, co było napisane w liście, że postanowił wsiąść do pustego już garnka po miodzie i pożeglować w nim do Krzysia. Nazwał swój statek „Pływający Miś”, a pokonując początkowe trudności z ustaleniem, czy na dole ma być garnek czy miś, Kubuś wreszcie zasiadł okrakiem na naczyniu i wiosłując jedną łapką popłynął do przyjaciela.
Krzyś mieszkał na samym skraju Lasu. Jego dom stał na wzgórzu i chłopiec codziennie wychodził, aby sprawdzić jak daleko sięga woda. Zauważył, że woda zalała cały Las, a on znajduje się jakby na wyspie. Zapytał więc Sowę, co dzieje się z Puchatkiem i zastanawiał się, czy jest z nim Prosiaczek i czy są bezpieczni. Sowa co prawda widziała misia siedzącego na drzewie z dziesięcioma garnkami miodu, ale teraz go tam nie było. W tym momencie Puchatek przypłynął w swojej łodzi z garnka i przyjaciele ucieszyli się na swój widok. Puchatek natychmiast pokazał list. Krzyś go przeczytał i powiedział, że Prosiaczek potrzebuje pomocy. Zastanawiał się, czy sowa mogłaby go uratować, ale ta stwierdziła, że nie ma odpowiednich mięśni grzbietu, by go unieść. Chłopiec polecił zatem sowie, by pofrunęła do Prosiaczka informując go, że pomoc nadchodzi. Tymczasem Krzyś zastanawiał się, jak dotrą do domu Prosiaczka. Nie zmieszczą się przecież we dwóch a tym bardziej we trzech w garnku misia. Wtedy Puchatek wymyślił, że mogą popłynąć w parasolu Krzysia. Chłopiec uznał, że jest to wspaniały pomysł i na dodatek wykonalny. Odwrócił parasol do góry nogami wsadzając go do wody szpicem w dół. Parasol pływał, ale chybotał się na wodzie. Kubuś i Krzyś wsiedli do niego, nazywając swój okręt „Rozumek Puchatka”, po czym popłynęli w kierunku czekającego na pomoc Prosiaczka. Sowa tymczasem poleciała do niego i przekazała informację, że nadpływa pomoc. Prosiaczek został uratowany.
Rozdział 10, w którym Krzyś wydaje przyjęcie na cześć Puchatka, i tu się żegnamy
Pewnego dnia, kiedy deszcz w końcu przestał padać i nad Lasem wyjrzało słońce, Krzyś postanowił urządzić przyjęcie na cześć Puchatka, który podjął działania, by uratować Prosiaczka z powodzi. Poprosił Sowę, aby zawiadomiła wszystkich, i Sowa chętnie spełniła jego prośbę. Przyjęcie miało odbyć się następnego dnia. Puchatek czuł się zaszczycony, że przyjęcie odbędzie się na jego cześć. Zastanawiał się, czy inne zwierzęta dowiedzą się, w jaki sposób Puchatek dopłynął do Krzysia i o wszystkich statkach, które miś wynalazł i na których pływał. Pomyślał, że byłoby straszne, gdyby Krzyś zapomniał o tym powiedzieć i nikt by nie wiedział, na czyją cześć jest przyjęcie. Z tego myślenia bardzo się zdenerwował i ułożył piosenkę zatroskanego misia.
Następnego dnia mimo przewidywań Kłapouchego, zaskoczonego, że został zaproszony, deszcz nie padał. Na trawie pod drzewem ustawiono długi stół, przy którym usiedli wszyscy mieszkańcy Lasu. Na jednym krańcu stołu zasiadł Krzyś, na drugim zaś Puchatek. Stół zastawiony był smakołykami, a kiedy już wszyscy sobie podjedli, Krzyś zastukał łyżeczką o blat, prosząc o ciszę. Chłopiec wyjaśnił, że przyjęcie jest urządzone na cześć kogoś niezwykłego, kogo wszyscy znają i że ma dla niego prezent. W tym momencie przerwał przemowę, żeby odszukać paczkę. Kiedy Krzyś rozglądał się dookoła, odezwał się osiołek. Kłapouchy myślał, że przyjęcie urządzone jest na jego cześć, ponieważ próbował uratować Maleństwo na Wyprawie i, korzystając z tego, że Krzyś przestał mówić, sam zaczął przemawiać, dziękując za to, że urządzono przyjęcie. Prosiaczek i Puchatek trochę dziwili się przemowie Kłapouchego, a Krzyś nawet nie zwrócił na nią uwagi. Znalazł wreszcie niespodziankę, wyciągnął pudełko i wręczył je Puchatkowi. Była to skrzyneczka z zameczkiem, pełna kolorowych ołówków. Były tam ołówki oznaczone literami M.R. co znaczyło „dla misia ratownika” oraz D.M., czyli „dla dzielnego misia”. Był też scyzoryk do ostrzenia ołówków, gumka i linijka oraz podziałka. Puchatek oczywiście ucieszył się z prezentu, a potem wszyscy się pożegnali i podziękowali Krzysiowi za miły wieczór. Kiedy Puchatek z Prosiaczkiem wracali do domu, Prosiaczek zapytał przyjaciela, co mówi, kiedy się rano budzi. Puchatek odpowiedział, że zastanawia się, co będzie na śniadanie. Prosiaczek zaś wyznał, że on zastanawia się, co się dzisiaj wydarzy ciekawego. Miś jednak skwitował, że to na jedno wychodzi.
xxx
Po opowiedzeniu tych historii, zmęczony Krzyś wszedł z Puchatkiem na górę po schodach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz