Państwo Dursleyowie spod numeru 4 przy Privet Drive byli całkowicie przeciętnymi ludźmi. Pan Dursley był dyrektorem firmy Grunnings produkującej świdry. Był to wielki, otyły mężczyzna pozbawiony szyi, za to z wąsami. Natomiast pani Dursley była drobną blondynką o długiej szyi, która większość dnia spędzała na podglądaniu sąsiadów. Syn Dursleyów miał na imię Dudley i rodzice uważali, że jest najwspanialszym chłopcem na świecie.
Dursleyowie mieli swoją tajemnicę i byli przerażeni tym, że ktoś mógłby ją odkryć. Uważali, że znaleźliby się w strasznej sytuacji, gdyby ktoś odkrył istnienie Potterów. Pani Potter była siostrą pani Dursley, ale nie widziały się od wielu lat. Tak naprawdę pani Dursley udawała, że w ogóle nie ma siostry. Dursleyowie wzdrygali się na samą myśl, co by powiedzieli sąsiedzi, gdyby Potterowie pojawili się na ich ulicy. Wiedzieli oczywiście, że Potterowie mają syna, ale nigdy nie widzieli go na oczy, nie życzyli sobie też, by ich Dudley kiedykolwiek przebywał w towarzystwie takiego dziecka.
W dniu, kiedy rozpoczyna się opowieść, nic nie zapowiadało dziwnych i tajemniczych rzeczy, które miały się wkrótce wydarzyć. O poranku żaden członek rodziny Dursleyów nie zauważył wielkiej, brązowej sowy przelatującej za oknem. Dopiero Vernon Dursley, wyjeżdżając do pracy, zobaczył na rogu ulicy kota studiującego mapę. Potem zauważył, że po ulicy chodzi mnóstwo dziwnie ubranych ludzi w kolorowych pelerynach. Zdenerwował się jednak dopiero w porze lunchu, kiedy idąc do piekarni po bułkę z rodzynkami usłyszał, jak wszyscy ci ludzie rozmawiają o Potterach i ich synu, Harrym. Postanowił zapytać żonę Petunię o siostrę, ale ostatecznie zrezygnował stwierdzając, że mnóstwo ludzi może nazywać się Potter. Tego popołudnia było już mu trudno skupić się na świdrach, a kiedy wychodził z pracy wpadł na drobnego staruszka w fioletowej pelerynie. Staruszek wcale nie sprawiał wrażenia rozgniewanego tym, że ktoś niemal go przewrócił, a na dodatek stwierdził, że pan Dursley może cieszyć się wraz z nim, bo nie ma już Sam-Wiesz-Kogo, a na dodatek nazwał go mugolem. Po czym uściskał pana Dursleya serdecznie i odszedł.
Dursley był wstrząśnięty takim zachowaniem i tym, że został uściśnięty przez nieznajomego człowieka, który na dodatek nazwał go mugolem. Pobiegł do samochodu i ruszył w drogę do domu mając nadzieję, że wszystko to mu się przywidziało. Kiedy jednak podjechał na podjazd przed numerem 4 zobaczył burego kota, tego samego którego widział rano. Teraz kot siedział na murku otaczającym ich ogród. Mężczyzna próbował go przepędzić, ale kot nawet nie drgnął, tylko zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Mimo tego pan Dursley postanowił nie wspominać o tych wszystkich rzeczach żonie. Kiedy wieczorem udało im się położyć Dudleya do łóżeczka, wszedł do salonu i zdążył na koniec dziennika wieczornego. Informacja przekazywana przez dziennikarza dotyczyła dziwnego zachowania krajowych sów, które latają w różnych kierunkach od samego rana. Na dodatek, poza latającymi w ciągu dnia sowami, miało miejsce kolejne dziwne wydarzenie – prawdziwa ulewa meteorytów.
Pan Dursley poczuł się bardzo niepewnie i postanowił jednak porozmawiać z żona. Zaczął ją delikatnie wypytywać, czy przypadkiem nie miała ostatnio wiadomości od swojej siostry, jednak Petunia stanowczo zaprzeczyła. Wówczas pan Dursley opowiedział jej o wszystkich dziwnych rzeczach, które się wydarzyły. Petunia potwierdziła, że syn jej siostry rzeczywiście ma na imię Harry. Kiedy małżeństwo poszło do sypialni, pan Dursley wyjrzał jeszcze przez okno i znów zobaczył kota, który wpatrywał się w ulicę, jakby na coś czekał.
Kiedy Dursleyowie poszli już spać, na ulicy pojawił się wysoki, chudy starzec z długą siwą brodą i srebrnymi włosami, które opadały mu aż do pasa. Miał na sobie sięgający ziemi purpurowy płaszcz i długie buty na wysokim obcasie. Nosił okulary i miał bardzo długi, zakrzywiony nos, który sprawiał wrażenie, jakby był w dwóch miejscach złamany. Był to Albus Dumbledore. Starzec wyjął coś, co wyglądało jak srebrna zapalniczka otworzył ją, uniósł i pstryknął. Z każdym powtórzeniem tego ruchy gasła jedna latarnia. Pstryknął tak dwanaście razy, aż jedynymi źródłami światła na ulicy pozostały dwa maleńkie punkciki – oczy obserwującego go kota. Dumbledore wsunął wygaszacz za pazuchę i ruszył w kierunku numeru czwartego, gdzie przysiadł na murku kot. Nie spojrzał na niego, ale przywitał się z profesor McGonagall. Kot zmienił się w kościstą, srogo wyglądającą kobietę w prostokątnych okularach - Minerwę. Kobieta też miała na sobie długi płaszcz, tylko w szmaragdowym kolorze. Zaczęli oni rozmawiać o tajemniczym zniknięciu złego czarnoksiężnika, Lorda Voldemorta, i o niedawnej śmierci Jamesa i Lily Potterów. Najbardziej zajmowało ich to, że czarnoksiężnik zniknął po nieudanej próbie zabicia synka Potterów, Harry'ego. Minerwa McGonagall zapytała Dumbledore`a, dlaczego znalazł się właśnie tutaj, o on stwierdził, że będzie próbował umieścić Harry`ego u jego ciotki i wuja, bo to jedyna rodzina, która mu pozostała. McGonagall zaczęła protestować twierdząc, że to niemożliwe, że trudno o dwoje ludzi, którzy by się tak od nich różnili. Wspomniała również o ich nieznośnym synu, który kopał matkę na ulicy. Dumbledore stwierdził jednak, że tu mu będzie najlepiej i że napisał do Dursleyów list.
Nagle pojawił się ogromny, zarośnięty mężczyzna, Rubeus Hagrid, na wielkim, latającym motocyklu. Przywiózł on ze sobą śpiące niemowlę z blizną w kształcie błyskawicy na czole. Był to właśnie Harry Potter. Zostawiono go na schodach pod drzwiami Dursleyów, kładąc przy nim list do krewnych, po czym cała trójka odeszła.
2. Znikająca szyba
Od czasu, kiedy Dursleyowie znaleźli pod drzwiami swojego siostrzeńca, minęło już prawie 10 lat. Harry Potter miał zatem już jedenaście lat. Nie był lubiany przez wuja, ciotkę ani kuzyna Dudleya, który ciągle mu dokuczał. Harry sypiał w komórce pod schodami, razem z pająkami, a wujostwo zachowywało się tak, jakby wychowywało tylko jedno dziecko. Chłopiec myślał, że jego rodzice zginęli w wypadku samochodu, bo tak powiedzieli mu wuj i ciotka.
Tego dnia były urodziny Dudleya i wujostwu zależało, by wszystko było jak należy. W kuchni nie było nawet widać stołu, piętrzyły się na nim prezenty dla Dudleya. Był tam komputer, który chłopak chciał dostać, a także telefon i rower wyścigowy. Harry zastanawiał się, po co kuzynowi rower, bo był gruby i nie uprawiał żadnego sportu, chyba że dyscypliną jest bicie słabszych. Jego workiem treningowym był zazwyczaj Harry, ale rzadko udawało mu się go złapać, bo Harry był szybki, choć wcale na to nie wyglądał. Sprawiał wrażenie jeszcze drobniejszego niż jest, bo nosił wyłącznie stare ubrania po Dudleyu, który był prawie cztery razy od niego większy.
Harry miał drobną buzię, kościste kolana, czarne włosy i jasne, zielone oczy. Nosił okulary, sklejone celuloidową taśmą, bo od czasu do czasu kuzynowi jednak udawało się trafić go w nos. Jedyną rzeczą, którą Harry lubił w swoim wyglądzie, była cienka blizna na czole, przypominająca zygzak błyskawicy, rzekoma pamiątka po wypadku a rodzicami, o którym wspominało wujostwo.
W trakcie śniadania zadzwonił telefon. Okazało się, że to pani Figg, staruszka, która co roku zajmowała się Harrym, kiedy Dudley z rodzicami i którymś z jego kolegów wychodzili na miasto. Kobieta złamała nogę i w tym roku nie będzie mogła zająć się Harrym. Chłopiec stwierdził, że mogą zostawić go w domu, ale wujostwo nie chciało się zgodzić, bo cały czas przytrafiały mu się dziwne rzeczy. W tym roku w ramach urodzin wujostwo wybierało się do zoo. Tymczasem pod dom podjechał najlepszy przyjaciel Dudleya, Piers Polkiss ze swoją matką. Zwykle to Piers, kościsty chłopiec o szczurzej twarzy, trzymał ofiary Dudleya za ręce, kiedy ten je bił. Ostatecznie Harry pojechał ze wszystkimi, bo ciotka i wuj nie byli w stanie wymyślić, co z nim zrobić. Była słoneczna sobota i zoo odwiedziło mnóstwo rodzin. Przy wejściu Dursleyowie kupili Dudleyowi i Piersowi wielkie lody czekoladowe, a dla Harry`ego taniego loda cytrynowego. Chłopiec już dawno nie przeżył tak cudownego przedpołudnia, Trzymał się blisko Dursleyów, więc Dudley i Piers nie mogli go poszturchiwać, lunch zjedli w miejscowej restauracji, a kiedy Dudley dostał ataku złości, bo na jego ciastku było za mało kremu, wuj kupił mu drugą porcję, a Harry`emu pozwolono dokończyć pierwsze ciastko. Potem poszli do pawilonu z gadami. Za ścianami z podświetlonych okien pełzały jaszczurki i węże najróżniejszych gatunków. Dudley i Piers chcieli zobaczyć wielkie jadowite kobry i grube pytony, mogące zmiażdżyć człowieka. Dudley szybko wypatrzył największego gada, ale ten się nie poruszał, więc chłopiec zaczynał być zły. Stwierdził, że to nudne i odszedł. Harry podszedł do szyby i zaczął intensywnie wpatrywać się w węża. Ten nagle mrugnął do niego. Okazało się że chłopiec może z nim rozmawiać, i wąż poskarżył się na swoją niewolę. W następnej chwili szyba terrarium zniknęła i wąż błyskawicznie z niego uciekł, po drodze gryząc lekko Dudleya w pięty. W drodze powrotnej Piers zauważył, że przed zniknięciem węża rozmawiał z nim Harry, więc chłopiec po powrocie do domu został za karę zamknięty bez jedzenia w komórce pod schodami, w której mieszkał. Harry rozmyślał w swoim zamknięciu o tym, że jest już u wujostwa 10 lat. Kiedy był młodszy marzył nieustannie o nieznanym krewnym, który przybędzie i zabierze go z tego domu, ale nigdy się nic takiego nie wydarzyło – Dursleyowie byli jego jedyną rodziną. W szkole Harry nie miał przyjaciół, bo wszyscy wiedzieli, że banda Dudleya poluje na chłopca i trzymali się z daleka.
3. Listy od nikogo
Kiedy Harry`emu pozwolono wreszcie wyjść z komórki, nadeszły wakacje. Chłopak cieszył się, że nie musi już chodzić do szkoły, choć nie uchroniło go to od napaści bandy Dudleya, która codziennie nawiedzała jego dom. Harry starał się zatem spędzać jak najwięcej czasu poza domem, wałęsając się po okolicy i wyczekując końca wakacji. We wrześniu miał iść do lokalnego gimnazjum Stonewall i pozbyć się towarzystwa kuzyna, który został przyjęty do prywatnej szkoły, tej samej, do której niegdyś uczęszczał jego ojciec.
Pewnego lipcowego dnia ciotka Petunia zabrała Dudleya do Londynu, żeby mu kupić szkolny mundurek, a Harry trafił pod opiekę pani Figg. Wieczorem Dudley paradował w nowym ubraniu, a patrząc na syna, wuj Vernon mruknął, że to najwspanialsza chwila w jego życiu, a ciotka Petunia zalała się łzami nie mogąc uwierzyć, że jej mały synek już tak wyrósł. Kiedy Harry następnego dnia wszedł do kuchni, uderzył go okropny smród. Okazało się, że to ciotka Petunia przygotowuje mundurek dla Harry`ego, farbując na szaro stare ubrania Dudleya. Następnie do kuchni wszedł wuj Vernon z Dudleyem, Wuj jak zwykle otworzył gazetę, zaś Dudley bawił się swoim sękatym kijem, zwanym smeltingiem, należącym do nowego mundurka. Nagle szczęknęła klapka odsłaniająca szczelinę na listy. Tego ranka Harry dostał pierwszy w życiu list, ale wuj nie pozwolił mu go przeczytać. W rozmowie z żoną stwierdził, że zignorują ten list. Jednak tego popołudnia kazał Harry'emu przenieść się z komórki pod schodami do pokoju na piętrze. Następnego dnia przyszedł kolejny list, kolejnego już trzy, następnego dwanaście, dwadzieścia cztery… Dostawały się one do domu w przedziwne sposoby, na przykład ukryte w jajkach, ponieważ wuj nie odbierał poczty. W niedzielę, kiedy wuj się już ucieszył, że poczta nie działa i nie będzie listonosza, to listów było już około czterdziestu, wystrzeliły one spod okapu kuchennego. Wuj Vernon kazał rodzinie się spakować i wywiózł ich do hotelu poza miastem. Następnego ranka do recepcji dostarczono ponad sto listów do Harry'ego. Wuj Vernon omal nie oszalał - tym razem wywiózł wszystkich na samotną wyspę na morzu, gdzie stała tylko mała drewniana chatka, w której śmierdziało zgniłymi wodorostami. Harry'ego najbardziej dziwiło, że nadawca listów wie zawsze, gdzie on się znajduje, rozmyślał też o tym, że jutro są jego urodziny. Chwilę przed północą, gdy wszyscy poza Harrym już spali, rozległo się głośne walenie w drzwi tak mocne, że cała chatka dygotała.
4. Strażnik kluczy
Drzwi wyleciały z zawiasów i do chatki wszedł olbrzymi mężczyzna z gęstą czarną brodą. Twarz miał prawie całkowicie ukrytą pod długimi, zmierzwionymi włosami, jego oczy były czarne i błyszczące. Olbrzym zmierzył wszystkich spojrzeniem i poprosił o kubek herbaty. Wszyscy się przerazili, ale Harry z jakiegoś powodu się go nie bał. Nieznajomy zwrócił się właśnie do niego mówiąc, że kiedy ostatni raz się widzieli, był jeszcze niemowlakiem. Dodał, że chłopiec jest bardzo podobny do ojca, ale oczy ma po matce. Olbrzym przedstawił się jako Rubeus Hagrid, strażnik kluczy i gajowy ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Złożył też Harry`emu życzenia urodzinowe i dał mu czekoladowy tort z napisem z zielonego lukru.
Kiedy okazało się, że Harry nie wie nic o Hogwarcie ani o swoich rodzicach, Hagrid strasznie się zdenerwował i zaczął krzyczeć na Dursleyów, po czym powiedział Harry'emu, że jest czarodziejem, i opowiedział mu, jak jego rodzice zginęli w walce z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem wszechczasów, Voldemortem. Okazało się także, że znał ich osobiście i bardzo miło wspominał. Wręczył też Harry`emu list, który był zawiadomieniem o przyjęciu do pierwszej klasy magicznej szkoły. Do listu załączono listę niezbędnych książek i wyposażenia, widniała tam również informacja, że rok szkolny rozpoczyna się 1 września, ale w szkole oczekują sowy nie później niż 31 lipca. List był podpisany przez Minerwę McGonagall, zastępcę dyrektora. Harry`ego zainteresowała informacja o sowie, a wówczas Hagrid wyjął z kieszeni swojego obszernego płaszcza sowę, długie pióro i pergamin. Skreślił kilka słów do dyrektora szkoły, Albusa Dumbledore informując, że następnego dnia zabierze Harry`ego na zakupy. Następnie zwinął list w rulonik, podsunął sowie, która chwyciła go w dziób i wypuścił ptaka na zewnątrz.
Wuj Vernon zaczął protestować i upierać się, że Harry do żadnego Hogwartu nie pójdzie, ale gdy nazwał dyrektora szkoły, Dumbledore'a, starym głupcem, Hagrid dorobił Dudleyowi czarami świński ogonek. Poprosił później Harry`ego, by nie mówił w Hogwarcie, że użył zaklęć, bo nie ma prawa tego robić. Został bowiem wyrzucony ze szkoły na trzecim roku, ale Dumbledore pozwolił mu tam zostać i zrobił go gajowym. Kiedy Harry zaczął dopytywać, za co został wyrzucony, Hagrid kazał mu iść spać mówiąc, że następnego dnia czeka ich mnóstwo pracy. Okrył też chłopca swoim płaszczem.
5. Ulica Pokątna
Rano Hagrid zabrał Harry'ego do Londynu, na ulicę Pokątną, gdzie znajdowały się czarodziejskie sklepy i bank należący do goblinów. Harry dowiedział się, że istnieje nawet Ministerstwo Magii, które głównie zajmuje się ukrywaniem przed mugolami faktu istnienia czarownic i czarodziejów. Na ulicę Pokątną wchodziło się przez podwórze brudnego, małego pubu Dziurawy Kocioł, gdzie trzeba było przekręcić odpowiednie cegły w ścianie. Harry był niezwykle zdziwiony tym, że mnóstwo osób go rozpoznaje i podchodzi, aby się z nim przywitać. Zrobili zakupy, odwiedzili też Bank Gringotta, w którym okazało się, że Harry jest bardzo bogaty, ponieważ rodzice zostawili mu ogromną ilość pieniędzy. Przy okazji Hagrid zabrał ze skrytki jakąś tajemniczą paczkę. Podczas kupowania mundurka do szkoły Harry spotkał bladego chłopca z jasnymi włosami, który bardzo się wymądrzał i nie spodobał się Harry'emu, który żałował tylko, że nie rozumie, o czym chłopiec mówi. Dowiedział się potem od Hagrida, że uczniowie są przydzielani do czterech domów, w których mieszkają, i że domy te nazywają się Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. Hagrid kupił też Harry'emu w prezencie urodzinowym piękną białą sowę, którą chłopiec nazwał Hedwiga. Na końcu odwiedzili sklep z różdżkami, gdzie Harry wybrał sobie różdżkę. Nie było to takie proste, ponieważ musiał wypróbować ich wiele, nim znalazł tą właściwą. Okazało się bowiem, że każda różdżka od Ollivandera ma rdzeń z jakiejś potężnej substancji magicznej. Używa się rogów jednorożca, piór z ogona feniksa i smoczych serc. Nie ma dwóch jednakowych różdżek, nigdy też nie osiągnie się pozytywnych rezultatów używając różdżki kogoś innego. Ostatecznie różdżka odpowiednia dla Harry`ego stanowiła kombinację, była bowiem zrobiona z ostrokrzewu i pióra feniksa, była ładna i giętka, jedenastocalowa. Chłopiec dowiedział się też, że feniks, którego pióro jest w jego różdżce, uronił jeszcze tylko jedno pióro i znajduje się ono w różdżce Lorda Voldemorta. Wydało mu się to niepokojące.
Harry rozstał się z Hagridem na peronie, gdzie ten wręczył mu jeszcze bilet do Hogwartu na 1 września i kazał się informować, gdyby wuj lub ciotka byli dla niego niemili.
6. Peron numer dziewięć i trzy czwarte
Ostatni miesiąc u Dursley`ów był dość ponury. Ciotka Petunia i wuj Vernon już nie zamykali Harry`ego w komórce pod schodami, nie zmuszali do niczego i nie krzyczeli na niego, a prawdę mówiąc w ogóle się do niego nie odzywali. Chłopiec przesiadywał więc w swoim pokoju w towarzystwie śnieżnej sowy, którą nazwał Hedwigą. Pilnie studiował też wszystkie zakupione podręczniki magii.
Pierwszego września wuj Vernon wraz z żoną i synem odwiózł Harry'ego na dworzec King`s Cross. Jego pociąg odchodził o godzinie 11 z peronu numer dziewięć i trzy czwarte. Wujostwo uparcie twierdziło, że nie ma takiego peronu. Na dworcu to jeszcze sprawdzili – był peron dziewiąty, dziesiąty, a pomiędzy nimi była po prostu żelazna barierka. Wujostwo zostawiło go zatem na dworcu, życząc złośliwie pomyślnego semestru i śmiejąc się z Harry`ego.
Harry przestraszył się i zdenerwował, tym bardziej, że zatrzymał przechodzącego strażnika i zapytał o miejscowość Hogwart, ale ten nigdy o takiej nie słyszał. Chłopcu zabrakło już odwagi, by zapytać o dziwny peron. W pewnym momencie usłyszał fragment rozmowy, który zwrócił jego uwagę. Grupka rudych dzieci pod opieką pulchnej pani stała z wielkimi kurami i sową. Harry obserwował, jak chłopcy podchodzą kolejno do barierki pomiędzy dwoma peronami i znikają. Podszedł zatem do kobiety, a ona od razu zorientowała się, że Harry po raz pierwszy jedzie do Hogwartu. Stwierdziła, że Ron też jest nowy – wskazując na najmłodszego ze swoich synów, wysokiego i chudego chłopca z wielkimi piegowatymi rękami i długim nosem. Pani Weasley wytłumaczyła, że aby dostać się na właściwy peron trzeba iść prosto na barierkę pomiędzy peronami, nie zatrzymując się i bez obawy, że się na nią wpadnie. Tak zrobił i nagle zobaczył czerwony parowóz, a za nim wagony pełne ludzi. Na tabliczce widniał napis „Pociąg ekspresowy do Hogwartu, godzina jedenasta”. Harry spojrzał za siebie i tam, gdzie była barierka, zobaczył łuk z kutego żelaza z napisem „Peron dziewięć i trzy czwarte”.
W wagonach było już pełno uczniów. Harry i Ron usiedli razem w przedziale. Jego starsi bracia, bliźniacy Fred i George, okazali się, podobnie jak on, bardzo sympatyczni i Harry od razu wszystkich polubił. Najstarszy z rodzeństwa był Percy, ale on siedział w innym wagonie, przebrał się już w szaty uczniów z Hogwartu i Harry dostrzegł na jego piersi srebrną naszywkę z literą P – był już bowiem prefektem. W trakcie podróży Ron zaczął opowiadać, że ma pięciu brani, on jest szósty, najmłodszy. Wszyscy poszli do Hogwartu, dwaj już skończyli szkołę. Ron miał obawy, bowiem wszyscy spodziewali się po nim, że będzie tak dobry, jak jego bracia. On jednak był rozżalony i stwierdził, że jak się ma pięciu braci, to nigdy nie dostaje się nowych rzeczy. Wspomniał, że ma szaty po Billu, różdżkę Charliego i starego szczura Percy`ego o imieniu Parszywek, po czym wyciągnął z kieszeni tłustego i szarego szczura, pogrążonego w głębokim śnie.
W drodze do ich przedziału zajrzała bardzo zarozumiała i niezbyt ładna dziewczyna z mugolskiej rodziny, która nazywała się Hermiona Granger. Pojawił się też blady chłopiec ze sklepu z mundurkami, który przedstawił się jako Draco Malfoy i zaczął obrażać Rona oraz jego rodzinę. Zwrócił się też do Harry`ego twierdząc, że ten już wkrótce sam się przekona, ze pewne rodziny czarodziejów są o wiele lepsze od innych i nie warto przyjaźnić się z tymi gorszymi. Harry go nie polubił i wiedział już, że będą wrogami.
Przed końcem podróży wszyscy założyli swoje czarne szaty. Po dotarciu do końcowej stacji wszyscy nowi uczniowie popłynęli do szkoły przez wielkie jezioro magicznymi łódkami, kierowanymi przez oczekującego na nich Hagrida. Po drugiej stronie jeziora z ciemności wyłaniał się osadzony na wysokiej górze zamek, z wieloma basztami i wieżyczkami. Kiedy dopłynęli na drugi brzeg, wspięli się po kamiennych stopniach i stłoczyli wokół olbrzymiej dębowej bramy, w którą Hagrid uderzył pięścią trzykrotnie.
7. Tiara Przydziału
W holu szkoły na uczniów oczekiwała profesor McGonagall, w szmaragdowozielonej szacie, która zaprowadziła ich do pustej komnaty. Stwierdziła, że bankiet rozpoczynający nowy rok zaraz się zacznie, ale zanim zasiądą w Wielkiej Sali, zostaną przydzieleni do poszczególnych domów - mężnych i odważnych do Gryffindoru, przebiegłych i sprytnych do Slytherinu, rozsądnych i sprawiedliwych do Ravenclawu, pracowitych i wytrwałych do Hufflepuffu. Wyjaśniła również, że osiągnięcia pojedynczych uczniów będą przynosiły chlubę i punkty konkretnemu domowi, a przewinienia będą te punkty odejmowały. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów do końca roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Harry bardzo się denerwował ceremonia przydziału, ale pocieszyło go trochę to, że nie tylko on jeden. Uczniowie ustawili się w rzędzie, po czym przeszli do Wielkiej Sali. Była ona ogromna, bogato udekorowana, płonęły w niej dziesiątki świec i siedziało tam mnóstwo uczniów ze wszystkich lat. Stoły zastawione były lśniącymi złotymi talerzami i pucharami. U szczytu stał jeszcze jeden długi stół, przy którym zasiadali nauczyciele. Tam właśnie zaprowadziła pierwszoroczniaków profesor McGonagall i kazała się zatrzymać w szeregu, twarzami do reszty uczniów. Okazało się, że ceremonia polega na założeniu na głowę starej, wystrzępionej tiary, która rozmawia z uczniem w jego głowie. Harry'ego chciała przydzielić do Slytherinu, ale poprosił ją o przydział do Gryffindoru (w którym, jak się dowiedział, byli jego rodzice) i Tiara się zgodziła. Do Gryffindoru trafili także Ron Weasley, Hermiona Granger i mały pyzaty chłopiec, Neville Longbottom, którego Harry poznał, gdy szukał po całym pociągu zaginionej ropuchy. Draco Malfoy został przydzielony do Slytherinu i był z tego bardzo zadowolony.
Po przydziale rozpoczęła się uczta, która upłynęła w bardzo przyjemnej atmosferze. Zakłóciło ją tylko jedno wydarzenie - kiedy od stołu nauczycielskiego spojrzał na Harry'ego nieprzyjemnie wyglądający nauczyciel o tłustych włosach i ziemistej cerze, chłopiec poczuł nagły ból w czole, w miejscu blizny. Okazało się, że ten nauczyciel to Severus Snape, który uczy eliksirów i podobno zna się na czarnej magii. Harry odniósł wrażenie, że profesor Snape go nie lubi.
Kiedy uczta dobiegła końca, wstał profesor Dumbledore i stwierdził, że chciałby przekazać kilka uwag. Przestrzegł pierwszoroczniaków przed wchodzeniem do lasu leżącego na skraju terenu szkoły. Zabronił też używania czarów na korytarzach, pomiędzy zajęciami oraz wstępu na korytarz na trzecim piętrze, po prawej stronie. Poinformował również, że próby do quidditcha rozpoczną się w drugim tygodniu semestru i każdy zainteresowany grą w barwach swojego domu może zgłosić się do pani Hooch.
Następnie pierwszoroczniacy, pod przewodnictwem prefekta Percy`ego, udali się na spoczynek, spotykając jeszcze po drodze Irytka, złośliwego poltergeista. Percy pokazał dziewczynom jedne drzwi wiodące do ich dormitorium, a chłopcom drugie. Na szczycie spiralnych schodów znaleźli w końcu komnatę sypialną z pięcioma łóżkami z baldachimami. Harry od razu zasnął, choć śnił mu się koszmar m.in. z profesorem Snape`em.
8. Mistrz eliksirów
Harry poznawał nowe przedmioty, nauczycieli i życie szkoły. Sama budowla była przedziwna, było tam 140 różnych schodów, a niektóre z nich w piątki prowadziły w zupełnie inne miejsce niż w inne dni tygodnia, inne miały w środku znikające stopnie. Były też drzwi, których nie dało się otworzyć, dopóki się ich nie połaskotało czy nie poprosiło, a osoby z portretów wydawały się nieustannie się odwiedzać. Sytuacje pogarszały duchy, z Irytkiem na czele, ale najgorszy był woźny Argus Filch i jego kotka,, Pani Norris, która patrolowała samotnie korytarze. Wystarczyło zrobić coś nie tak, jak należy albo złamać jakiś przepis, by kocica natychmiast wezwała Filcha.
Harry`emu wszystko bardzo się podobało, zauważył też, że wielu uczniów tak jak on nie miało wcześniej pojęcia o istnieniu Hogwartu. Najnudniejsza była historia magii, jedyny przedmiot wykładany przez ducha. Duże wrażenie wywarła na nim profesor McGonagal, prowadząca zajęcia z transmutacji, która na pierwszym spotkaniu zamieniła katedrę w prosiaka, a prosiaka w katedrę. Przedmiotem, którego wszyscy wyczekiwali z największą niecierpliwością była obrona przed czarną magią, ale profesor Quirrell, który tego nauczał, bardzo ich zawiódł. W jego klasie śmierdziało czosnkiem, bo bał się wampirów, a śmieszny turban, który zawsze nosił, był ponoć darem od afrykańskiego księcia, ale uczniowie niezbyt w to wierzyli. Najbardziej nieprzyjemnym przeżyciem były lekcje eliksirów z profesorem Snape'em, który nie przepuszczał żadnej okazji, aby dokuczyć Harry'emu i upokorzyć go. Na pierwszych zajęciach odjął Gryffindorowi nawet jeden punkt jako karę za ignorancję Harry`ego. Było to tym bardziej przykre, że lekcje były wspólne ze Ślizgonami (uczniami ze Slytherinu), więc był na nich także Draco Malfoy, ulubieniec profesora.
Pewnego dnia razem z Ronem odwiedzili Hagrida w jego chatce pod lasem. Ogrodnik mieszkał z czarnym brytanem o imieniu Kieł. Harry poskarżył się na profesora Snape'a, ale Hagrid uznał, że tylko mu się wydaje. Dowiedzieli się też, że nastąpiło niesłychane wydarzenie - ktoś włamał się do banku Gringotta. Włamano się do pustej krypty, która nieco wcześniej, tego samego dnia, została opróżniona przez właściciela. Harry skojarzył, że właśnie w dzień włamania był z Hagridem w banku, ale olbrzym nie chciał kontynuować tego tematu. Wydawało mu się również, że Hagrid wie coś, o czym nie chce mówić - zarówno o włamaniu, jak i o profesorze Snape.
9. Pojedynek o północy
Harry nigdy nie sądził, że spotka kogoś, kogo znienawidzi bardziej niż Dudleya, ale Draco Malfoy sprawił, że zmienił zdanie. Pierwszoroczni Gryfoni mieli ze Ślizgonami tylko lekcje eliksirów, więc nie był na szczęście zbyt często narażony na jego towarzystwo. Przynajmniej do momentu, kiedy pojawił się na tablicy ogłoszeń komunikat, że Gryfoni mieli odbyć pierwszą lekcję latania na miotłach i to wspólnie ze Ślizgonami. Wszyscy, którzy wcześniej nie latali, w tym Harry, Neville i Hermiona, bardzo się tym denerwowali. Harry jeszcze dodatkowo obawiał się Malfoya szczególnie że ten wciąż mówił o lataniu i uskarżał się, że pierwszoroczniacy nigdy nie zasilają reprezentacji domów w quidditchu.
Lekcja odbywała się z panią Hooch. Niestety Neville niemal natychmiast po rozpoczęciu lekcji spadł z miotły i złamał sobie nadgarstek. Kiedy nauczycielka poszła z nim do pielęgniarki, Draco Malfoy zabrał magiczną przypominajkę Neville`a, którą ten dostał od babci, i postanowił schować ją na drzewie. Harry nie chciał do tego dopuścić i mimo zakazu nauczycielki, wsiadł na miotłę i poleciał za Malfoyem, którego bardzo to zaskoczyło. Wyrzucił więc magiczną kulkę daleko przed siebie, a Harry, niewiele myśląc, poleciał z całą prędkością i udało mu się ją złapać. Natychmiast został zawołany przez wyraźnie wściekłą profesor McGonagall, która widziała wszystko z okna. Zabrała ona Harry'ego wraz z uczniem starszej klasy, Oliverem Woodem, do pustej klasy. Harry był przerażony, że wyrzucą go ze szkoły, ale okazało się, że właśnie wykazał niezwykły talent do sportu czarodziejów, zwanego quidditchem, i został zaangażowany do drużyny Gryffindoru na stanowisko szukającego, co polegało na łapaniu malutkiej fruwającej piłeczki. Na podstawie tego, ze złapał małą kulkę, profesorka wywnioskowała, że Harry ma do tego niezwykły talent. Oliver Wood był kapitanem drużyny Gryfonów. Harry dowiedział się też, że jego ojciec był znakomitym graczem.
Przy obiedzie Harry opowiedział Ronowi co się stało zaznaczając, że swoje treningi musi zachować w tajemnicy. Zjawił się też Draco Malfoy, który był pewien, że Harry zostanie wyrzucony. Wyzwał Harry'ego na pojedynek czarodziejów, tylko z udziałem różdżek. Hermiona chciała powstrzymać Harry'ego i Rona, który postanowił towarzyszyć przyjacielowi i przypomniała, ile punktów może przez nich stracić dom, ale kazali jej się nie wtrącać. Okazało się, że zaproszenie na nocny pojedynek był to podstęp Malfoya. Poinformował on bowiem szkolnego woźnego Filcha, że ktoś kręci się w nocy po szkole, co było surowo zakazane. Uciekali we czworo, ponieważ był z nimi Neville, który zapomniał hasła do pokoju i nie mógł wejść, spał zatem na korytarzu, oraz Hermiona, której nie można było się pozbyć tak łatwo. Filch był coraz bliżej nich, a Neville nagle potknął się i popchnął Harry`ego na stojącą zbroję, która upadając narobiła strasznego łoskotu. Cała czwórka pognała dalej nie oglądając się za siebie i nagle znaleźli się w zupełnie innej części zamku. Niestety natknęli się na Irytka, który złośliwie zaczął krzyczeć alarmując Filcha, a zdenerwowana Hermiona wyrwała Harry`emu różdżkę z dłoni i stuknęła nia w zamek zamkniętych drzwi na końcu korytarza. Te otworzyły się, a dzieci przez nie przebiegły i zatrzasnęli je za sobą. Okazało się, że zamiast do bezpiecznego miejsca wpadli do opustoszałego korytarza, w którym znajdował się monstrualny trójgłowy pies, wypełniający całą przestrzeń pomiędzy sufitem a podłogą. Pies początkowo był zaskoczony ich pojawieniem się, ale warkot z jego gardeł przybierał na sile. Harry wymacał klamkę i wszyscy rzucili się do tyłu, ostatecznie wybierając spotkanie z Filchem. W ostatniej chwili udało im się uciec i wrócić do swojej sypialni. Tam Hermiona zwróciła im uwagę na to, że pies na czymś stał, najwyraźniej pilnował klapy w podłodze. Harry pomyślał, że musi tam być tajemnicza paczka, którą Hagrid zabrał z banku Gringott, z krypty 713.
10. Noc Duchów
Malfoy nie mógł uwierzyć, kiedy następnego dnia zobaczył Harry`ego i Rona wyglądających na nieco zmęczonych, ale zadowolonych. Postanowili odegrać się na koledze, który chciał wpędzić ich w kłopoty, a taka możliwość pojawiła się tydzień później, wraz z poranną pocztą. Kiedy sowy jak zwykle wleciały do Wielkiej Sali, uwagę wszystkich przykuł wąski pakunek, który musiało nieść aż sześć sów. Harry jak inni był bardzo ciekawy, co może być w tej paczce i zdumiał się, kiedy sowy położyły ją przed nim. Okazało się, że Harry dostał nową miotłę od profesor McGonagall. Był to najnowszy dostępny model, Nimbus Dwa Tysiące. Chłopiec wraz z Ronem nie zdążyli opuścić sali jadalnej, kiedy drogę zastąpił im Malfoy. Wyrwał on paczkę Harry`emu i pomacał ją stwierdzając z satysfakcją, że to miotła, a takowych pierwszoroczniakom posiadać nie wolno. Spodziewał się, że Harry nareszcie podpadnie i zostanie ukarany. Jednak kiedy podszedł do nich profesor Flitwick doskonale wiedział o specjalnych okolicznościach, z uwagi na które Harry może mieć swoją miotłę. Tego wieczoru odbył się jego pierwszy trening, którym kapitan Wood był zachwycony. Był przekonany, że w tym roku dzięki Harry`emu na pucharze będzie nazwa ich drużyny.
Z uwagi na mnóstwo zajęć. Harry nawet nie zorientował się, kiedy minęły dwa miesiące jego pobytu w Hogwarcie, a w zamku czuł się jak w domu. W szkole wydano wielką ucztę z okazji Nocy Duchów. Wielka Sala została na tę okoliczność ozdobiona tysiącami żywych nietoperzy, stoły dyniami, a potrawy podano na złotych półmiskach, tak jak podczas bankietu powitalnego. Podczas tej uczty przerażony profesor Quirrell wbiegł do sali przynosząc wiadomość, że do szkoły wdarł się bardzo niebezpieczny troll. Uczniowie zostali ewakuowani, ale Harry i Ron przypomnieli sobie, że na jednym z korytarzy w toalecie została Hermiona, która poszła się tam wypłakać po tym, jak po ostatniej lekcji nazwali ją „koszmarną”, ponieważ popisywała się wiedzą. Chłopcy postanowili po nią pójść. Po drodze zauważyli Snape`a, który przebiegł przez korytarz i zniknął im z oczu. Przyjaciele ruszyli za nim, ale zorientowali się, że poszedł na trzecie piętro. Nagle coś zaczęło roztaczać straszny smród, kojarzący się ze starymi skarpetkami i ubikacją, której nikt nie sprząta. Wtedy usłyszeli głuche powarkiwanie i pacnięcia wielkich stóp. Na końcu korytarza coś wielkiego szło w ich stronę. Był to straszny widok. Troll był wysoki na 12 stóp o matowej, granitowoszarej skórze i wielkim niezdarnym cielsku przypominającym głaz. Miał małą, łysą głowę sterczącą na czubku jak orzech kokosowy, zaś jego nogi były krótkie i grube jak pniaki, z płaskimi zrogowaciałymi stopami. W ręku trzymał wielką maczugę, która wlokła się na nim, bo miał tak długie ramiona. Troll zatrzymał się przy otwartych drzwiach i zajrzał do środka, a później powoli wszedł. Harry zobaczył, że klucz jest w zamku, więc mogą go zamknąć. Nie namyślając się długo zatrzasnęli drzwi przekręcając klucz. Nagle dobiegł ich dziewczęcy krzyk. Okazało się, że zamknęli trolla w łazience dla dziewczyn, w tej samej, w której była Hermiona. Chłopcy rzucili się ją ratować. Krzyki rozwścieczyły trolla, który ruszył ku Ronowi. Ten nie miał dokąd uciec, więc Harry rozpędził się i skoczył trollowi na plecy, a w trakcie skoku niechcący wepchnął mu do nosa swoją różdżkę. Troll wyjąc z bólu wywinął młynka maczugą. Ronowi udało się wyjąć swoją różdżkę i wypowiedzieć zaklęcie lewitujące, po którym maczuga trolla opadła na głowę swojego właściciela. Troll zachwiał się i runął z łoskotem na ziemię.
Wtedy wpadli profesorowie McGonagall, Snape i Quirrell. Byli bardzo źli na Harry'ego i Rona, którzy mogli zginąć, ale niespodziewanie Hermiona powiedziała, że to jej wina i chłopcy ratowali ją. Skłamała, że poszła szukać trolla, bo była przekonana, że sobie z nim poradzi, a chłopcy jej szukali. Harry zaniemówił, bo Hermiona była ostatnią osobą, która mogła zrobić coś niezgodnego z regulaminem szkoły, a tu udawała, że to zrobiła, by wybawić chłopców z opresji. Tylko ona została ukarana, a Gryfindor stracił przez nią pięć punktów, ale od tego dnia Harry i Ron zaczęli się z nią przyjaźnić. Po tym, jak Hermiona została odesłana do wieży, profesor McGonagall zwróciła się do chłopców mówiąc, że mieli dużo szczęścia, bo niewielu pierwszoroczniaków dało by sobie radę z górskim trollem. Stwierdziła też, że każdy z chłopców zarobił dla Gryffindoru po pięć punktów.
11. Quidditch
Nadszedł listopad i zrobiło się bardzo zimno. Rozpoczął się też sezon quidditcha. W sobotę był dzień meczu Gryffindoru ze Slytherinem, w którym po raz pierwszy miał wystąpić Harry. Jeśli Gryfoni wygrają, przesuną się na drugie miejsce w tabeli domów. Mało kto wiedział o udziale Harry`ego, bo Wood postanowił, że chłopak będzie ich tajną bronią i trzymał to w tajemnicy.
W dniu poprzedzającym mech Haryy`ego, chłopak wraz z Ronem i Hermioną wyszedł na zimny dziedziniec. Nagle pojawił się Snape, a Harry zauważył, że utyka na jedną nogę. Profesor podszedł do nich i wypatrzył książkę z biblioteki, którą Harry trzymał pod pachą. Stwierdził, że książek z biblioteki nie wolno wynosić i odebrał za to Gryffindorowi pięć punktów. Wieczorem Harry był niespokojny, bardzo brakowało mu odebranej książki, bo miał nadzieje, ze pogrążenie się w lekturze książki o quidditch oderwie jego myśli od meczu. Poszedł zatem do pokoju nauczycielskiego ją odzyskać, a tam natknął się na woźnego Filcha bandażującego zakrwawioną i poszarpaną nogę Snape'a. Profesor narzekał na niemożność uniknięcia „trzech głów naraz”. Harry książki nie odzyskał, bo profesor się zdenerwował, kiedy go zobaczył, ale dziwna kontuzja Snape`a dała mu do myślenia. Chłopiec podzielił się swoimi podejrzeniami z przyjaciółmi - Ron zgadzał się z nim, że Snape chce wykraść paczkę, której pilnuje pies, ale Hermiona uważała, że to niemożliwe.
Następny poranek był słoneczny i mroźny. Szykowało się wielkie widowisko, a o 11 na stadionie zebrała się niemal cała szkoła. Nagle, w trakcie meczu miotła Harry'ego odmówiła posłuszeństwa. Zamiast szukać piłeczki-znicza, musiał starać się nie spaść, gdyż wtedy by się z pewnością zabił. Już wszyscy zwrócili uwagę, że coś się dzieje, kiedy miotła Harry`ego zaczęła wywijać koziołki, a następnie raptownie podskoczyła, potem stanęła dęba, a chłopiec zsunął się z niej i zawisł na kiju trzymając się jedną ręką. Hagrid nie mógł w to uwierzyć, twierdził bowiem, że miotle może zaszkodzić tylko czarna magia. Siedząc na widowni Ron i Hermiona zobaczyli przez lornetkę, że na Harry'ego patrzy profesor Snape i recytuje jakieś zaklęcia. Hermiona postanowiła zająć się tym i przepchnęła się do sektora, w którym stał Snape. Kiedy dotarła do profesora, kucnęła, wyciągnęła różdżkę i wyszeptała zaklęcie, podpalając mu szatę. Snape zaczął wrzeszczeć, a Harry odzyskał panowanie nad miotłą. To wystarczyło, żeby Harry znalazł znicz, a jego drużyna mimo incydentu z miotłą, odniosła spektakularne zwycięstwo.
Wieczorem trójka przyjaciół odwiedziła Hagrida. Zapytali go o gigantycznego psa i powiedzieli mu o profesorze Snapie- o tym, jak czarował miotłę Harry`ego, a także jak w Noc Duchów próbował przejść koło psa o trzech głowach, który go ugryzł. Hagrid nie uwierzył ani w próbę wykradnięcia tego, czego pilnuje pies, ani w rzucanie uroków na Harry'ego. Okazało się też, że trzygłowy potwór to Puszek, pies Hagrida zakupiony od jednego Greka w pubie. Gajowy pożyczył go Dumbledore`owi do pilnowania, jednak dopytywany czego pies ma pilnować, stracił panowanie nad sobą i stwierdził, że nic im nie powie, bo to ściśle tajne. Zwrócił też uwagę dzieciom, że interesują się sprawami, które ich nie dotyczą i stwierdził, że cała sprawa dotyczy tylko profesora Dumbledore'a i Nicolasa Flamela.
12. Zwierciadło Ain Eingarp
Harry, Ron i Hermiona szukali cały czas informacji o Nicolasie Flamelu, ale nic nie mogli znaleźć. Zbliżało się Boże Narodzenie, a Hogwart pokrył się śniegiem. Co prawda w pokoju wspólnym Gryffindoru i w Wielkiej Sali ogień palił się w kominkach i było ciepło, ale na korytarzach panował ziąb, podobnie jak w klasach. Wszyscy nie mogli doczekać się przerwy świątecznej. Harry nie zamierzał wracać do wujostwa i kiedy tylko profesor McGonagall robiła listę uczniów, którzy zostają w zamku, natychmiast się wpisał. Wcale nie czuł się nieszczęśliwy, a wręcz przeciwnie – to miały być najwspanialsze święta tym bardziej, że Ron i jego bracia też zostawali.
Pod choinkę Harry dostał kilka prezentów, między innymi drewniany flecik wystrugany przez Hagrida, monetę pięćdziesięciopensową od wujostwa, od mamy Rona świąteczny sweter i duże pudełko domowych krówek, a od Hermiony pudełko czekoladowych żab. Najcenniejsza była jednak paczka zawierająca lśniącą, srebrzystą szatę, czyli pelerynę-niewidkę. Była do niej doczepiona informacja, że peleryna kiedyś należała do jego ojca. Na bileciku nie było podpisu, więc Harry zastanawiał się, kto mu przysłał ten płaszcz. Nocą Harry wybrał się, pod osłoną peleryny, do biblioteki, aby poszukać informacji w pozycjach z działu ksiąg zakazanych. Jednak musiał stamtąd uciekać, gdyż omal nie został zauważony przez woźnego Filcha, a ten natychmiast zawiadomił profesora Snape'a. Uciekając, Harry wbiegł do dziwnej komnaty pełnej starych i zniszczonych przedmiotów, wyglądającej jak nieużywana klasa. Tylko jeden przedmiot tam nie pasował. Było to piękne lustro, oparte o ścianę, sięgające aż do sufitu, w pięknej i bogato zdobionej ramie. Harry stanął przed lustrem i pomimo peleryny zobaczył tam swoją postać. I nie tylko swoją. Tuż za nim stał bowiem mały tłum, a wśród niego mama, ojciec, dziadkowie i inni krewni, którzy już nie żyli, a których Harry nigdy nie poznał. Potterowie uśmiechali się do niego i machali, a chłopiec nie wiedział, ile tak stał, W końcu wyszeptał, że wróci i pobiegł do sypialni. Opowiedział o wszystkim Ronowi, który też chciał zobaczyć rodzinę Harry'ego. Wrócił zatem ponownie z przyjacielem do klasy, ale Ron nie mógł dostrzec w lustrze nic poza swoim odbiciem. A właściwie swoim odbiciem jako starszego, trzymającego w rękach odznaki, najlepszego. Nagle do pokoju weszła kotka woźnego, ale chłopcom udało się uciec. Żaden z nich nie rozumiał, jaka jest natura zwierciadła, co ono pokazuje i dlaczego Harry`emu pokazali się zmarli, a Ron zobaczyć świetlaną przyszłość. Następnego ranka Harry był nieswój i znów myślał o lustrze. Ron przestrzegł go, by nie szedł znów zobaczyć swojej rodziny, miał bowiem złe przeczucia. Ale chłopca nic nie było w stanie już powtrzymać. Trzeciej nocy bardzo szybko znalazł drogę. I znów zobaczył bliskich, usiadł nawet na podłodze pragnąc spędzić z nimi całą noc. Nagle odezwał się profesor Dumbledore, który siedział przy jednym ze stolików przy ścianie. Harry był taka zaaferowany lustrem, że nie zauważył go, kiedy wchodził. Okazało się, że Zwierciadło Ain Eingarp pokazuje to, czego pragniemy, najbardziej utęsknione pragnienia serca. Dlatego Harry, który nie znał rodziny, zobaczył ją całą, a Ron, który wychowywał się w cieniu braci, widzi siebie jako najlepszego ze wszystkich. Profesor wspomniał, że tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać tego zwierciadła, jako lustra, czyli patrzeć na swoje normalne odbicie. Tymczasem ludzie tracą przed nim czas, albo nawet popadają w szaleństwo nie wiedząc, czy to, co widzą w zwierciadle jest prawdziwe lub chociaż możliwe. Dodał też, że zwierciadło zostanie przeniesione i poprosił, by Harry nigdy nie szukał go już więcej. Przypomniał też chłopcu, że pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu niczego nie daje.
13. Nicolas Flamel
Przez resztę ferii świątecznych peleryna niewidka leżała na dnie kufra Harry`ego, ale on sam nie mógł zapomnieć o tym, co zobaczył w zwierciadle. Zaczął mieć nocne koszmary, wciąż śnili mu się znikający rodzice. W międzyczasie wróciła Hermiona, która była bardzo rozczarowana, że nie udało im się znaleźć nic o Nicolasie Flamelu. Harry upierał się, ze gdzieś widział to nazwisko, ale wobec tego, że zaczęły się już lekcje, mogli prowadzić swoje poszukiwania tylko w ciągu dziesięciominutowych przerw. Harry miał jeszcze mniej czasu, bo znów zaczęły się treningi quidditcha.
Podczas jednego z treningów drużyna Gryffindoru dowiedziała się, że podczas następnego meczu sędzią będzie profesor Snape. Mogą być zatem pewni, że wystarczy mu byle jaki pretekst, by odjąć im punkty. Po południu przyjaciół odwiedził wystraszony Neville, któremu znów groził Malfoy. Chłopiec jednak nie chciał poskarżyć się profesorom, by nie popaść w jeszcze większe kłopoty. Aby pocieszyć kolegę, Harry poczęstował go ostatnią czekoladową żabą z pudełka, które dostał od Hermiony. Chłopiec zjadł czekoladkę, oddając Harry`emu kartę dołączoną do żaby, z postaciami czarodziejów. Okazało się, że na karcie widnieje informacja o Nicolasie Flamelu. Okazało się, że Flamel jest twórcą Kamienia Filozoficznego, legendarnej substancji posiadającej zdumiewającą moc zamiany każdego metalu w złoto. Kamień wytwarza Eliksir Życia, czyniący nieśmiertelnym tego, kto regularnie go pije. Z książki, którą przyniosła Hermiona dowiedzieli się, że jedyny Kamień, który ostnieje do dziś, jest w posiadaniu Flamela, wybitnego alchemika i miłośnika opery, który wiedzie spokojne życie w hrabstwie Devon, razem ze swoją żoną Perenellą. Hermiona stwierdziła, że Puszek musi strzec Kamienia Filozoficznego, oddanego przez Flamela na przechowanie Dumbledore`owi.
Tymczasem zbliżał się mecz quidditcha i Harry zdecydował, że mimo osoby sędziego, będzie grał. Przed meczem Wood w rozmowie z chłopcem poprosił go, by jak najszybciej upolował znicz, zanim Snape ich pogrąży za cokolwiek. Okazało się, że na trybunach zasiadł sam Dumbledore i Harry poczuł się bezpieczny przewidując, że w obecności dyrektora Snape nie będzie mógł zrobić mu krzywdy. Ostatecznie gra zakończyła się bardzo szybko, a Gryffindor po raz kolejny odniósł zwycięstwo dzięki Harry'emu.
Wieczorem Harry zobaczył profesora Snape'a zmierzającego ku Zakazanemu Lasowi otaczającemu Hogwart w porze, kiedy wszyscy byli na kolacji. Zaciekawiony, wsiadł na miotłę i poleciał go śledzić. Drzewa rosły tak gęsto, że stracił wkrótce profesora z oczu, krążył zatem nad lasem coraz niżej, dotykając już nawet nogami koron drzew. Nagle dobiegły go odgłosy rozmowy, zatem zanurkował i wylądował bezgłośnie na ziemi kryjąc się za drzewem. Harry`emu udało się podsłuchać rozmowę Snape`a z profesorem Quirrellem, z której wynikało, że Quirrell miał na polecenie Snape'a wymyślić sposób na ominięcie Puszka, ale cały czas zwlekał ze strachu. Kiedy Harry wrócił do szkolnych murów, natychmiast podzielił się tymi informacjami z Ronem i Hermioną i razem doszli do wniosku, że Quirrell nie da rady oprzeć się groźbom profesora Snape'a. Harry stwierdził też, że kamień muszą chronić jeszcze jakieś zaklęcia, poza Puszkiem.
14. Norweski smok kolczasty
Ku zdziwieniu przyjaciół Quirrell nadal się opierał, chociaż był coraz bardziej blady i chudy nic nie wskazywało no to, by się załamał. Harry i Ron za każdym razem, kiedy przechodzili koło korytarza na trzecim piętrze, podsłuchiwali, czy pies jeszcze warczy. Co do Hermiony zaś Kamień Filozoficzny nie był jej jedynym zmartwieniem, bo rzuciła się w wir powtórek przed egzaminami.
Pewnego dnia cała trójka została zaproszona przez Hagrida na herbatkę, podczas której dowiedzieli się, że oprócz Puszka dostępu do kamienia strzegą cztery potężne zaklęcia rzucone przez profesorów: profesora Sprout, Flitwicka, McGonagall, Snape'a i profesora Quirrella oraz samego Dumbledore. Hagrid stwierdził, że skoro Snape pomógł w bezpiecznym ukryciu kamienia, to nie chciałby go teraz wykraść. Jednak przyjaciele myśleli podobnie, że jeśli Snape pomógł w ukryciu, to mógł się dowiedzieć, jakich zaklęć użyli inni profesorowie. Wskazywałoby na to, że znał wszystkie zaklęcia, poza tym, które rzucił Quirrell. No i nie wiedział, jak unieszkodliwić Puszka.
Pod koniec pobytu w chatce zauważyli, że Hagrid ogrzewa w kominku smocze jajo. Powiedział im, że wygrał je w karty od jakiegoś nieznajomego. Prawdopodobnie to jajo norweskiego smoka kolczastego. Olbrzym był zachwycony, ponieważ zawsze marzył o własnym smoku, ale Harry i jego przyjaciele byli przerażeni jego lekkomyślnością. Hodowanie smoków zostało zabronione przez Konwencje Czarodziejów. Zresztą i tak nie wolno było oswajać smoków, bo to bardzo niebezpieczne.
Pewnego dnia Hedwiga przyniosła Harry`emu list od Hagrida, że smok się wykluwa. Ron zamierzał urwać się z zajęć zielarstwa i popędzić do chatki, ale Hermiona nie chciała o tym słyszeć. W końcu postanowili pobiec do Hagrida w porze lunchu. Gajowy przywitał ich bardzo przejęty z informacją, że smok już prawie wyszedł. Jajko leżało na stole całe popękane. Nagle rozległ się trzask i smocze jajko rozpadło się na 3 części, a na stół wypadło smocze pisklę. Przypominało nieco zniszczony parasol. Kolczaste skrzydła były większe od chudego, czarnego tułowia, z którego sterczał łeb z długim ryjkiem, zaczątkami rogów i wyłupiastymi, pomarańczowymi ślepiami.
Smok w ciągu tygodnia urósł trzykrotnie. Hagrid zaniedbał się w obowiązkach gajowego, bo teraz nie miał na nic czasu, tak często trzeba było karmić smoka. Postanowił nazwać go Norbertem. Smok okazał się z dnia na dzień coraz bardziej niebezpieczny, a Hagrid bardzo szybko stracił nad nim kontrolę. Harry nagle pomyślał o Charliem, bracie Rona, który w Rumunii bada życie smoków. Ron postanowił skontaktować się z bratem i zapytać, czy nie chce zabrać małego Norberta. Charlie odpisał, że bardzo by chciał zabrać norweskiego smoka kolczastego, ale nie będzie łatwo go przetransportować. Stwierdził, że najłatwiej byłoby go wysłać z jego przyjaciółmi, którzy mają go odwiedzić w przyszłym tygodniu. Nikt nie może jednak tego zobaczyć, bowiem transportowanie smoków jest nielegalne. Dodał, że jego przyjaciele będą czekać w niedzielę o północy na najwyższej wieży i zabiorą smoka. Nie było to łatwe, szczególnie, że smok ugryzł Rona w dłoń i ta spuchła do rozmiarów dwóch pięści. Nie chciał iść do pani Pomfrey, bo bał się, że nauczycielka pozna, co go ugryzło. Jednak po południu nie miał wyboru, bo ręka zrobiła się zielona. Wyglądało na to, że ugryzienia smoka są jadowite. Na dodatek Malfoy dowiedział się o smoku i groził Ronowi.
Postanowili jednak nie rezygnować z planu tym bardziej, że smok ugryzł też Hagrida w nogę. Ostatecznie Harry`emu i Hermionie udało się wysłać smoka w specjalnej klatce, zabrali go w środku nocy przelatujący przyjaciele Charliego. Po drodze widzieli profesor McGonagall krzyczącą na Malfoya, który podsłuchał ich rozmowę i usiłował powiedzieć jej o smoku. Chłopak dostał minus dwadzieścia punktów dla Ślizgonów za wałęsanie się nocą po zamku oraz areszt.
Niestety, schodząc z wieży, Harry i Hermiona wpadli prosto na woźnego Filcha i okazało się, że na szczycie zostawili pelerynę.
15. Zakazany Las
Zostali zaprowadzeni do pokoju profesor McGonagall. Harry bardzo ją lubił i szanował i nie chciał jej zawieść, więc był zrozpaczony. Bał się także wyrzucenia ze szkoły. Nie mogli sobie wyobrazić, że profesor daruje im wałęsanie się po szkole w środku nocy, a tym bardziej wspinanie się na szczyt wieży astronomicznej, gdzie dostęp był dozwolony tylko w czasie lekcji i to pod opieką nauczyciela.
Tymczasem profesor McGonagall pojawiła się w pokoju, prowadząc Neville'a. Na szczęście profesor nie uwierzyła w istnienie smoka, o którym powiedział jej Neville, i doszła do wniosku, że wymyślili to, aby sprowokować Malfoya do chodzenia w nocy po szkole. Surowo ich ukarała, odbierając Gryffindorow aż pięćdziesiąt punktów za każde z nich. Byli bardzo przybici, bo to oznaczało, że ich dom spadnie na ostatnie miejsce w tabeli domów.
Z początku Gryfoni nie mogli zrozumieć, jak to się stało, że stracili aż 150 punktów w ciągu jednej nocy. Kiedy dowiedzieli się, że odpowiedzialny za to jest m.in. Harry, z najbardziej lubianego i podziwianego ucznia w szkole, stał się najbardziej znienawidzonym. Tylko Ron go nie opuścił pocieszając, że za kilka tygodni wszyscy zapomną.
Postanowili więcej nie wtrącać się w cudze sprawy, ale tydzień przed egzaminami to postanowienie zostało wystawione na ciężką próbę. Pewnego popołudnia, wracając z biblioteki, Harry usłyszał krzyk profesora Quirrella dochodzący z klasy na końcu korytarza. Wyglądało na to, że ktoś mu grozi. W następnej chwili profesor wybiegł z pomieszczenia w przekrzywionym turbanie i blady. Chłopiec zajrzał do klasy, ale była już pusta. Tylko otwarte drzwi po przeciwnej stronie wskazywały na to, że ktoś tamtędy wyszedł. Harry był przekonany, że był to Snape, a z bełkotu Quirrella można było wywnioskować, że się poddał. Powiedział o tym przyjaciołom uczącym się w bibliotece astronomii, ale doszli do wniosku, że i tak nikt im nie uwierzy, nie mają bowiem żadnych dowodów.
Następnego dnia Harry, Hermiona i Neville dostali powiadomienie o odbyciu kary, wyznaczonej za chodzenie nocą po szkole. Harry zupełnie już zapomniał o areszcie, myślał tylko o utracie punktów. O 11 wieczorem pożegnali się z Ronem i cała trójka poszła do sali wejściowej, gdzie czekał już na nich Filch. Był tam również Malfoy, który też otrzymał karę aresztu. Woźny poprowadził ich przez ciemny park, a Harry zastanawiał się, na czym ma polegać ta kara. Udali się w kierunku chatki Hagrida, a Harry ucieszył się, że areszt polega na pracy z przyjacielem. Okazało się jednak, że mieli iść nocą do Zakazanego Lasu, a ich zadaniem jest znalezienie rannego jednorożca, ukrywającego się gdzieś między drzewami. Okazało się, ze Hagrid znalazł już w tym tygodniu jednego martwego jednorożca. Po drodze spotkali centaura Ronana, jednego z mieszkańców lasu. Nie był on koniem, ale nie był też człowiekiem. Do pasa był mężczyzną z rudymi włosami i brodą, a od pasa kasztanowym koniem z czerwonawym ogonem. Zapytali go o jednorożca, ale powiedział tylko: „Mars jasno płonie” i dodał, że „Niewinni zawsze są pierwszymi ofiarami”. Nie chciał udzielić innej odpowiedzi. Po chwili pojawił się kolejny centaur, czarnowłosy i czarnoskóry Zakała. On również stwierdził, że „Mars jasno dziś płonie”. Hagrid stwierdził, że centaury są okropnie skryte i wiedzą o różnych sprawach, ale trudno coś z nich wydobyć. Poszli zatem dalej, na polecenie Hagrida rozdzielili się na dwie grupy. Harry został z Malfoyem i Kłem. Szli jakieś pół godziny, zagłębiając się coraz bardziej w puszczę, aż ścieżka zrobiła się bardzo wąska. Ślady krwi były też coraz bardziej obite. Wkrótce zobaczyli martwego jednorożca leżącego na polanie. Gdy chcieli zawołać Hagrida, z lasu wynurzyła się zakapturzona postać, przyklękła przy zwierzęciu i zaczęła pić jego krew. Malfoy uciekł z wrzaskiem, a Harry skamieniał ze strachu i bólu, gdyż nagle rozbolała go blizna. Oślepiony bólem zachwiał się i zaczął cofać, gdy nagle usłyszał za sobą tętent kopyt i pojawił się inny centaur, Firenzo, i przegonił potworną postać. Kazał wskoczyć Harry`emu na swój grzbiet, twierdził bowiem, że w lesie nie jest dla chłopca bezpiecznie. Po drodze spotkali Ronana i Zakałę, a ten ostatni oburzył się, że Firenzo ma człowieka na grzbiecie i zachowuje się jak muł. Zakała zdenerwował się i przypomniał Firenzo, że zostali zaprzysiężeni i nie mogą sprzeciwiać się wyrokom nieba. Firenzo jednak stwierdził, że będzie walczył z wrogiem, który czai się w lesie i jeśli będzie trzeba, to zrobi to ramię w ramię z ludźmi. Później wytłumaczył Harry`emu do czego służy krew jednorożca. Okazało się, że centaury używają rogu i włosów z ogona do sporządzania eliksirów, a zabicie jednorożca jest potworną zbrodnią do której zdolny jest tylko ktoś , kto nie ma nic do stracenia. Krew jednorożca zapewnia bowiem życie każdemu, kto ją wypije, nawet jeśli będzie o cal od śmierci. Jednak płaci za to cenę. Jeśli zabije coś niewinnego i bezbronnego, zostaje na zawsze przeklęty i będzie wiódł pół-życie.
Harry domyślił się, że jedyną osobą, która może potrzebować kamienia filozoficznego i krwi jednorożca, jest Lord Voldemort, który chce wrócić do życia. Potem opowiedział wszystko Ronowi i Hermionie, mówiąc, że Snape chce wykraść kamień dla Voldemorta, ale ci mieli wątpliwości i uspokajali go, że nawet gdyby to była prawda, to w Hogwarcie pod opieką Dumbledore'a nic mu nie zagraża. Tej samej nocy ktoś zwrócił Harry'emu pelerynę-niewidkę i dołączył karteczkę ze słowami „Na wszelki wypadek”.
16. Przez klapę w podłodze
Nadszedł czas egzaminów. Harry cały czas myślał o sprawie Puszka i kamienia, obawiał się również Voldemorta. A jednak mijały kolejne dni i nic nie wskazywało na to, że ktoś zdołał zabić lub przechytrzyć Puszka. Zrobiło się za to bardzo gorąco, szczególnie w wielkich klasach, w których odbywały się egzaminy pisemne. Uczniowie pisali prace specjalnymi piórami, zaczarowanymi w ten sposób, by nie dało się ściągać. Mieli również egzaminy praktyczne, np. musieli sprawić, że ananas tańczy na stole czy zamienić mysz w tabakierkę.
Harry starał się znosić jakoś bóle czoła, które trapiły go od tej nocy i wydarzeń z jednorożcem i tajemniczą zakapturzoną postacią. Drażniło go to jednak do tego stopnia, że nie potrafił się nawet cieszyć końcem egzaminów. W rozmowie z Ronem stwierdził, że ból blizny może oznaczać, ze coś im grozi, ale kolega był zbyt zmęczony nauką, by się tym przejmować. Harry wpadł w końcu na pewien pomysł i pobiegł do Hagrida wyprzedzając przyjaciół. Okazało się, że gajowy opowiedział osobie, od której nabył smocze jajo, czyli tajemniczemu nieznajomemu w kapturze, o Puszku i o tym, że można go uśpić graniem na jakimś instrumencie. Harry, Ron i Hermiona czym prędzej pobiegli do zamku. Chcieli porozmawiać z profesorem Dumbledore'em, ale go nie było. Okazało się, że otrzymał pilną wiadomość z Ministerstwa Magii i natychmiast poleciał do Londynu. Harry stwierdził, że próba zabrania kamienia może się zdarzyć właśnie tej nocy, bo Snape wie wszystko, co chciał wiedzieć, a teraz pozbył się też dyrektora. Postanowił, że trzeba pilnować w nocy Snape`a, a najlepsza będzie w tym Hermiona, on zaś wraz z Ronem zaczają się przy wejściu do korytarza na trzecim piętrze. Jednak druga część nie wypaliła, bo na trzecim piętrze spotkali profesor McGonagall, która zdenerwowała się, że znów spotyka chłopców i odesłała ich, pod groźbą kary dla całego domu. Ostatecznie nie udało się również Hermionie upilnować Snape`a, więc Harry stwierdził, że pozostało im tylko jedno - w nocy pójdzie i zabierze kamień. Hermiona zaczęła protestować, ale Harry zaczął się denerwować, że jeśli Snape dorwie się do Kamienia, to Voldemort wróci. Stwierdził, że ewentualna kara i utrata jakichś punktów przestają mieć znaczenie. Harry stwierdził, że użyje do tego peleryny-niewidki, ale Ron postanowił, że pójdą we trójkę. Neville chciał ich zatrzymać, ale Hermiona unieszkodliwiła go zaklęciem pełnego porażenia ciała.
W końcu doszli na trzecie piętro – drzwi do korytarza były już otwarte. Popchnęli uchylone drzwi i zobaczyli Puszka, przy łapach którego leżała harfa. Wyglądało na to, że Snape już tu był. Harry przyłożył do ust flet otrzymany na Gwiazdkę od Hagrida. Już po pierwszych tonach pies przymknął wszystkie trzy pary oczu. Harry ostrożnie nabrał powietrza i grał dalej. Potwór zachwiał się lekko, a potem osunął się na kolana, aż w końcu upadł na podłogę, pogrążony w głębokim śnie. Chłopcy skoczyli przez klapę, ostatnia wskoczyła za nimi Hermiona. Okazało się, że mieli miękkie lądowanie, ale już po chwili zorientowali się, że roślina, na którą spadli, zaczęła oplatać im nogi. Hermiona stwierdziła, że to diabelskie sidła, które lubią ciemno i wilgoć. Wyczarowała zatem ogień i po chwili uścisk diabelskich łodyg zaczął słabnąć. Potem musieli odszukać i złapać latający klucz do drzwi pośród chmary innych uskrzydlonych kluczy. Następnie czekała ich partia gigantycznych szachów, podczas której Ron pozwolił się zbić i pozostał na szachownicy, aby Harry i Hermiona mogli iść dalej. Zobaczyli martwego trolla z krwawym guzem na czole - pokonał go ten, kto przechodził przed nimi. Potem znaleźli stół z kilkoma eliksirami i zagadką mówiącą, który należy wypić, aby bezpiecznie przejść dalej. Na stole było siedem butelek: w trzech była trucizna, w dwóch wino, jedna miała przeprowadzić ich bezpiecznie przez czarny ogień, a jedna cofnąć ich do ognia purpurowego. Hermiona rozwiązała zagadkę, ale płynu w wybranym przez nią flakonie było tak mało, że starczyło tylko dla jednej osoby. Zatem dziewczyna na prośbę Harry'ego zawróciła po Rona, a Harry polecił ich, by posłali po Dumbledore`a, kiedy już wyjdą z korytarza. Następnie poszedł dalej. Wypił zawartość flakonika stanąwszy twarzą do czarnych płomieni. Poczuł się tak, jakby krew zamieniła mu się w lód. Widział, jak płomienie liżą mu ciało, ale ich nie czuł. W końcu przedostał się do ostatniej komnaty. Ale ktoś już tam był. I nie był to ani Snape, ani Voldemort.
17. Człowiek o dwóch twarzach
W ostatniej komnacie znajdował się profesor Quirrell. Chłopiec był tak zaskoczony, że wyznał, iż spodziewał się Snape`a. Quirrell był dumny, że nikt nie podejrzewał biednego jąkały. Powiedział on Harry'emu, że na meczu próbował go zabić, a podejrzewany przez trójkę przyjaciół profesor Snape ratował w rzeczywistości Harry`emu życie. Tyle, że Hermiona idąc do Snape`a przypadkowo potrąciła Quirrella i przerwała kontakt wzrokowy. Profesor wyjaśnił też, że to dlatego w kolejnym meczu Snape chciał sędziować, żeby upewnić się, że Quirrell nie zrobi tego ponownie.
Harry zauważył, że za plecami Quirrella stoi zwierciadło Ain Eingarp. Quirell stwierdził, że jest ono kluczem do odnalezienia kamienia filozoficznego. Mówił też coś o posłuszeństwie względem swojego pana, ale Harry nie słuchał go, tylko zastanawiał się, jak zdobyć kamień. Starał się też zagadywać Quirrella. W końcu stanął tak, by odbić się w lustrze, a w następnej chwili jego odbicie wyciągnęło kamień z kieszeni i znowu tam włożyło. Wtedy kamień rzeczywiście znalazł się w prawdziwej kieszeni chłopca. Trudno mu było uwierzyć, ale w jakiś sposób zdobył Kamień Filozoficzny. Nie powiedział o tym Quirrellowi, choć ten pytał, a wtedy profesor rozwiązał swój turban i Harry zobaczył, że zamiast tyłu głowy ma on drugą twarz – kredowobiałą z czerwonymi oczami i szparkami jak u węża zamiast nosa. Była to twarz Lorda Voldemorta. Twarz zwróciła się do Harry`ego z goryczą mówiąc, że tylko to z niego zostało, tylko cień i mgła. Voldemort wyjaśnił, że pojawia się wówczas, kiedy może wstąpić w czyjeś ciało, ale zawsze są tacy, co użyczają mu swoich serc i umysłów. Dodał, że krew jednorożca trochę go wzmocniła i to Quirrella Harry widział, pijącego krew w lesie. Stwierdził, że kiedy zdobędzie Eliksir Życia, stworzy sobie nowe ciało i kazał Harry`emu oddać kamień spoczywający w kieszeni chłopca i namawiał go, by się przyłączył do niego, bo inaczej skończy jak rodzice.
Voldemort kazał Quirrellowi złapać Harry'ego. Kiedy tylko profesor złapał chłopca za rękę, ból przeszył czoło Harry`ego. Zawył i z całej siły wyszarpnął rękę, a ku swojemu zdziwieniu profesor go puścił. Harry rozejrzał się nieprzytomnie i zobaczył Quirrella kulącego się w kącie, przyglądającego się swoim palcom, które pokryły się bąblami. Voldemordt wciąż krzyczał na profesora, by łapał chłopca, więc mężczyzna ponownie rzucił się całym ciałem na Harry`ego, ale nie mógł go utrzymać. Jego dłonie były jakby poparzone do żywej kości, jaśniejące. Voldemort kazał mu zatem zabić Harry`ego, ale zanim Quirrell wypowiedział śmiertelne zaklęcie, Harry złapał go obiema dłońmi za twarz. Ta natychmiast pokryła się bąblami, a chłopiec zrozumiał, że Quirrell nie mógł znieść jego dotyku i dostrzegł w tym jedyną szansę. Zerwał się zatem i złapał profesora za rękę, ale jednocześnie w jego głowie zaczął narastać ból, aż zaczął powoli zapadać w ciemność.
Harry obudził się w łóżku w skrzydle szpitalnym w szkole. Był przy nim Dumbledore, który uspokoił go, że kamień został zniszczony. Powiedział mu też, że tym, co paliło Quirrella, była miłość matki Harry'ego, która oddała za niego życie i tym zapewniła mu ochronę przed dotknięciem Voldemorta. Dumbledore stwierdził też, że Voldemort nie zginął i nadal gdzieś jest, być może szuka innego ciała, by w nie wstąpić. Nie jest do końca żywy, więc nie można go zabić. Pozostawił jednak Quirrella, pozwolił mu umrzeć.
Gdy Harry wyzdrowiał, odbyło się uroczyste zakończenie roku szkolnego, na którym Gryffindor został ogłoszony najlepszym wśród domów. Kiedy zaś ogłoszono wyniki egzaminów okazało się, że zarówno on, jak i Ron dostali dobre oceny, choć oczywiście to Hermiona miała najlepsze wyniki spośród pierwszoroczniaków. Ostatecznie wszyscy rozjechali się do domów. Po Harry`ego przyjechał wyj Vernon, nawet nie próbując udawać, że się cieszy na jego widok. Harry jednak stwierdził, że wujostwo nie wie, że nie wolno im używać magii, więc tego lata poużywa sobie trochę na Dudleyu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz