Mateusz i Maryla Cuthbertowie byli rodzeństwem w starszym wieku. Mieszkali na wyspie księcia Edwarda, w miejscowości Avonlea, gdzie prowadzili małe gospodarstwo rolne. Ich najbliższą sąsiadką była pani Małgorzata Linde, której dom stał przy gościńcu na drodze do Avonlea. To wyjątkowe położenie umożliwiało kobiecie bezproblemową obserwację życia wsi. Kiedy pewnego dnia siedziała przy oknie, zauważyła, że Mateusz Cuthbert zamiast jak jej mąż obsiewać pole, jechał bryczką w stronę miasta. Chciała więc dowiedzieć się, gdzie pojechał szczególnie, że rzadko opuszczał dom. Poszła więc do jego siostry – Maryli. Małgorzata dostrzegła stół nakryty dla trzech osób. Zrozumiała, że rodzeństwo oczekuje gościa. Maryla wyznała, że brat pojechał na dworzec, odebrać z niego chłopca z Domu Sierot, którego postanowili zaadoptować. Maryla wyjaśniła, że plan dyskutowany był przez zimę, natomiast ostatecznie przekonała ich pani Spencera, która miała także wybrać dla nich jedenastoletniego chłopca. Otrzymali więc informację, że chłopiec ma czekać dziś na stacji. Małgorzata była w szoku, że rodzeństwo zdecydowało się przyjąć dziecko, o którym nikt nic nie wiedział. Była również oburzona, że nikt jej nie poinformował o takich planach. Stwierdziła, że przyjmując obce dziecko sprowadza niebezpieczeństwo na siebie i na swój dom. Maryla nie podzielała tych obaw, więc z ulgą pożegnała sąsiadkę. Wracając do siebie, Małgorzata myślała także, że chłopiec będzie się wychowywał u ludzi, którzy nie mają pojęcia o opiece nad dzieckiem. Stwierdziła, że za żadne skarby świata nie chciałaby się zamienić z tym biednym chłopcem, wyraziła także wątpliwość, czy Maryla i Mateusz byli kiedyś dziećmi.
Zdumienie Mateusza
Mateusz rozkoszował się przejażdżką, na peronie dworca nie zastał jednak oczekiwanego chłopca, a biednie ubraną dziewczynkę. Zawiadowca stacji potwierdził, że pociąg odjechał ponad pół godziny temu, a pani Spencer poprosiła go o opiekę nad dziewczynką, która miała dostać się pod opiekę Cuthbertów. Mateusz nie wiedział zupełnie, co ma robić szczególnie, że całe życie był bardzo nieśmiały w stosunku do kobiet, a dziewczynek trochę się bał. Zmieszany Mateusz podszedł do dziewczynki, przywitał się z nią, ona zaś potwierdziła, że bardzo się cieszy, że go widzi. Mateusz uznał, że nie będzie dziewczynce mówił o tym, że doszło do pomyłki, tym bardziej że dziewczynka od razu zaczęła mówić, jak wielką radością była dla niej wiadomość, że w końcu zostanie adoptowana. Podkreśliła, że miesiące spędzone w Domu Sierot były dla niej bardzo trudne i że teraz jest prawie w pełni szczęśliwa. Pokazując mężczyźnie swoje rude warkocze, powiedziała, że nikt z takim kolorem włosów nie może być w pełni szczęśliwy. Ostatecznie Mateusz postanowił zabrać ją na Zielone Wzgórze, a decyzję co do dalszych jej losów pozostawić Maryli. Potok słów dziewczynki przerwał jej okrzyk zachwytu, kiedy bryczka wjechała w Aleję, po obu stronach której właśnie kwitły jabłonie. Widać było, że dziewczynka jest oczarowana. W końcu Mateusz poinformował ją, że zbliżają się do Zielonego Wzgórza. Byli wtedy przy Sosnowym Wzgórzu, gdzie mieszkali państwo Barry i dziewczynka w jej wieku, jedenastoletnia Diana. Kiedy wjechali na mostek, dziewczyna od razu zwróciła uwagę na domek, który stał na uboczu. Była przekonana, że to jest właśnie jej wymarzone Zielone Wzgórze. Słuchając tego wzruszenia, Mateusz dziękował w ciszy, że to nie on będzie musiał uświadomić dziewczynkę, że ten dom, do którego właśnie wzdychała, nie będzie jednak jej domem. Szczególnie, że Ania w czasie drogi podbiła jego serce, wzruszyła go jej szczerość, zachwyt nad światem i niedająca się ukryć nadzieja na dom.
Zdumienie Maryli Cuthbert
Maryla, kiedy tylko zobaczyła dziewczynkę z rudymi warkoczami, od razu cofnęła się zaskoczona. Kiedy zapytała, gdzie chłopiec, Mateusz odparł, że na dworcu czekała na niego dziewczynka. Rozmowie o pomyłce przysłuchiwała się sama dziewczynka, która w pewnym momencie wybuchła płaczem. Maryla starała się ją uspokoić, mówiąc, że dopóki to zamieszanie się nie wyjaśni, dziewczynka zostanie z nimi. W końcu zapytała dziewczynkę, jak się nazywa. Po chwili dziewczyna wyznała, że jest Anią Shirley. Od razu też zaznaczyła, aby mówić do niej „Aniu”, a nie „Andziu”, bo brzmi to okropnie. Wyznała, że najbardziej chciałaby, żeby nazywać ją Kordelią, bo Ania to mało romantyczne imię. Powiedziała także, że z tego, co wie, pani Spencer była pewna, że Cuthbertowie chcą dziewczynkę. Wyboru zaś dokonała przełożona sierocińca. Po tych wszystkich wyjaśnieniach przyszedł czas na kolację, ale Ania nie miała specjalnego apetytu i nic właściwie nie zjadła. Po posiłku Maryla odprowadziła Anię do facjatki, zachęciła do przebrania się w koszulę i zaśnięcia. Dziewczyna płacząc, zastosowała się do polecenia. Uznała jednak tę sytuację za najgorszą chwilę w swoim życiu.
Kiedy Maryla wróciła do brata, ten wyznał, że Ania wydaje mu się miłym stworzeniem i że byłby gotów ją zostawić i wynająć chłopca do pomocy przy gospodarstwie. Maryla jednak miała w planach wizytę u pani Spencer i odesłanie Ani do Domu Sierot. Mateusz nie chciał naciskać, zostawił zatem jak zwykle decyzję siostrze.
Świt nad Zielonym Wzgórzem
Kolejnego dnia Ania obudziła się późno. Po chwili przypomniała sobie, gdzie jest. Najpierw poczuła szczęście. Zobaczyła piękny poranek, zafascynował ją widok na okolicę. Z kontemplacji wyrwała ją Maryla, która zaprosiła dziewczynę na śniadanie. Kiedy Ania usiadła przy stole, powiedziała, że nie jest już w tak złym nastroju jak dzień wcześniej. W końcu w tak pięknym dniu, jak ten, trzeba odnajdywać radość. Po śniadaniu Ania z własnej woli zmyła naczynia. Maryla nie wiedziała, co ma myśleć o tym dziwnym dziecku, które zrobiło takie wrażenie na Mateuszu, że ten chciał je zatrzymać. Ania stwierdziła, że nie będzie wychodzić z domu, aby nie wzbudzić w sobie jeszcze więcej miłości do Zielonego Wzgórza, bo będzie jej tylko ciężej ja opuszczać. Maryla była zadziwiona dziewczynką i musiała przyznać, że Mateusz miał rację – była to wyjątkowa istota. Irytowała ją co prawda gadatliwość dziewczynki, ale jeszcze bardziej milczenie Mateusza, który upierał się przy zatrzymaniu jej na Zielonym Wzgórzu.
Kiedy Ania zobaczyła doniczkę z kwiatem, od razu zapytała Marylę o jej nazwę. Kiedy usłyszała, że to pelargonia pachnąca jabłkami wyjaśniła, że nie chodzi o gatunek, tylko o nazwę, którą oni jej nadali. W końcu nadała jej imię Uroda. Stwierdziła również, że lubi nadawać pieszczotliwe nazwy każdej rzeczy, nawet kwiatom. Wiśnię rosnącą pod oknem jej pokoju nazwała z kolei Królową Śniegu dlatego, że jest taka biała.
Maryla po obiedzie poprosiła brata, by zaprzągł klacz do bryczki. Chciała jechać z Anią do pani Spencer, do Białych Piasków, aby ta mogła dziewczynkę odesłać do Nowej Szkocji. Kiedy ruszyły w drogę, Maryla dostrzegła jak posmutniał jej brat. Wspomniał też, że był u nich rano mały Jerry Buote z Creek i Mateusz powiedział mu, że umówi się z nim na lato. W trakcje drogi Ania postanowiła skupić się na przyjemności płynącej z przejażdżki.
Historia Ani
W drodze do Białych Piasków Ania opowiedziała Maryli swoją historię. Urodziła się jedenaście lat temu w Bolingbroke. Jej rodzice – Walter i Berta Shirley, byli nauczycielami w tamtejszym liceum. Zmarli niemal równocześnie na febrę, kiedy dziewczynka miała trzy miesiące. Ponieważ Ania nie miała innej rodziny, dzieckiem zaopiekowała się pani Thomas, służąca jej rodziców. Do ósmego roku życia Ania opiekowała się czworgiem młodszych od siebie dzieci kobiety. Jednak kiedy pan Thomas zginął w wypadku kolejowym, jego matka przygarnęła synową do siebie, Ani jednak pod swoim dachem nie chciała. Wówczas dziewczynka dostała się na służbę do pani Hammond, która miała ośmioro dzieci. Zajmowanie się nimi było ponad siły Ani. Po dwóch latach pan Hammond zmarł, a jego żona oddała swoje dzieci pod opiekę krewnym, sama zaś wyjechała do Stanów Zjednoczonych. I znów Ani nikt nie chciał przyjąć. Dlatego ostatecznie znalazła się w domu dziecka w Hopetown, skąd zabrała ją pani Spencer i przywiozła do Avonela.
Kiedy Ania zaczęła opowiadać, Maryla nie mogła opanować swoich uczuć, poczuła nagle litość do dziecka, którego życie było smutne i pozbawione miłości. Przeszło jej przez myśl, że może dziewczynkę trzeba byłoby zostawić na Zielonym Wzgórzu szczególnie, że Mateusz by się z tego ucieszył. Były już jednak w drodze. Kiedy dojeżdżały do Białych Piasków, Ania uznała, że za chwilę ta cudowna przygoda się skończy.
Decyzja Maryli
Pani Spencer była zaskoczona wizytą. Kiedy jednak dowiedziała się o celu przyjazdu, podkreśliła, że była przekonana, że od początku była mowa o dziewczynce. Szczęśliwie okazało się, że dzień wcześniej u pani Spencer pojawiała się pani Blewett, znana w okolicy jako przykra i niemiła kobieta, która potrzebowała dziewczynki, która pomogłaby jej w opiece nad dziećmi. Ania nadawała się idealnie. Zbieg okoliczności sprawił, że gdy Maryla rozmawiała z panią Spencer, nadeszła pani Blewett, a więc pani Spencer mogła jej przedstawić całą historię i kandydaturę Ani. Sam wygląd przyszłej pracodawczyni – koścista twarz i surowe spojrzenie – przeraziły Anię. Kobieta była gotowa wziąć ją od razu, podkreślając jednocześnie, że ma nadzieję, że dziewczynka zarobi zwinnością na swoje utrzymanie. Maryli żal się zrobiło dziewczynki, która z pewnością byłaby źle traktowana i zmuszana do ciężkiej pracy. Powiedziała, że musi jednak mimo wszystko porozmawiać z Mateuszem, skoro ten chce zatrzymać dziewczynkę na Zielonym Wzgórzu. Uzgodniła, że gdyby mieli jednak Ani nie zatrzymać, Maryla przywiezie ją lub odeśle następnego dnia wieczorem. Jeśli tego nie zrobi będzie to oznaczało, że dziewczynka zostaje. Kiedy Maryla to mówiła, twarz Ani pojaśniała. Pełna wdzięczności rzuciła się do kolan Maryli pytając, czy naprawdę powiedziała, że może zatrzymają ją na Zielonym Wzgórzu, czy też wyobraziła tylko to sobie.
Maryla i Ania wróciły wieczorem do domu, a niespokojny Mateusz czekał na nie przy drodze, chodząc tam i z powrotem. Maryla zrozumiała przyczynę jego zdenerwowania i domyśliła się, że widok Ani sprawi mu wielką przyjemność. Tak właśnie było.
Przy wieczornym udoju krów Maryla opowiedziała bratu o całej wizycie, w końcu przyznając, że zatrzymanie Ani jest ich obowiązkiem, skoro inaczej dziewczynka trafiłaby do takiej kobiety jak pani Blewett. Przyznała, że nigdy nie wychowywała dziecka, a wychowanie dziewczynki to z pewnością trudna sprawa, przewidywała również wiele kłopotów związanych z Anią. Ostatecznie zgodziła się, by Ania została stwierdzając, że zrobi wszystko, co będzie mogła. Mateusz była bardzo szczęśliwy i stwierdził, że wiedział, iż siostra się zgodzi, natomiast Maryla zastrzegła bratu, że ma nie ingerować w jej metody wychowawcze. Mateusz zgodził się bez wahania, chciał tylko, aby siostra była dla dziewczynki dobra i łagodna. Stwierdził, że Ania jest tym typem dziecka, które można nauczyć wszystkiego, jeśli tylko obdarzy się je miłością.
Modlitwa Ani
Maryla, kiedy odprowadzała Anię do snu na poddasze, postanowiła dać jej pierwszą lekcję wychowania i kazała jej zmówić modlitwę. Zaskoczyło to dziewczynkę, ponieważ jak sama przyznała, nigdy do tej pory się nie modliła. Maryla więc pokazała jej, jak uklęknąć. Przypływ uczuć sprawił, że pozwoliła Ani ułożyć własną modlitwę. Podpowiedziała, że warto dziękować Bogu za dobre rzeczy i prosić o spełnienie marzeń. Modlitwa Ani zaskoczyła Marylę. Dziewczynka podziękowała bowiem za to, co dookoła niej: Jezioro Lśniących Głębi, Białą Drogę Rozkoszy, Królową Śniegu i za Urodę. Prośba natomiast nie była zaskakująca: chciała zostać na Zielonym Wzgórzu. Chciała także być piękną, kiedy dorośnie. Zakończenie było nie mniej typowe. Ania zakończyła ją słowami: „z wyrazami szacunki - twoja Ania Shirley”. Maryla była zszokowana, ale i bardzo poruszona. Pomyślała, że ta niezwykle oryginalna modlitwa była skutkiem niewiedzy, a nie braku szacunku ze strony dziewczynki i przyrzekła sobie, że następnego dnia nauczy dziewczynkę modlitwy. Kiedy wróciła do Mateusza, zapowiedziała mu, że trzeba się zabrać za wychowanie dziecka, które jest prawie poganką. Postanowiła zapisać również Anię do szkółki niedzielnej, ale dopiero, jak uszyje jej porządne ubranie. Stwierdziła też, że do tej pory żyła spokojnie i teraz przyjdzie jej za ten spokój zapłacić.
Początki wychowywania Ani
Maryla dopiero po południu powiedziała Ani, że zostaje na Zielonym Wzgórzu. Wcześniej obserwowała, jak dziewczynka sobie radzi z różnymi pracami domowymi i ucieszyło ją, że Ania jest nie tylko bardzo zwinna, ale także pracowita i pojętna. Wiadomość o pozostawieniu w domu dziewczynka przyjęła wybuchem radości, Zaskoczyła jednak Marylę pytaniem, jak się ma do nich zwracać. Kobieta zdecydowała, że tak jak wszyscy, także i Ania ma do niej mówić Marylu. Zaraz po tym przeszła do kwestii religijnego wychowania dziewczynki i zleciła jej naukę na pamięć modlitwy „Ojcze nasz”. Z pozoru wydawało się, że Ania od razu pilnie przeszła do nauki. Zaraz jednak zapytała Marylę, czy jest szansa, że znajdzie w Avonlea prawdziwą przyjaciółkę od serca. Maryla po zastanowieniu powiedziała Ani o Dianie Barry, która jednak na ten moment była z wizytą u swojej ciotki. Ania opowiedziała też Maryli o swoich wymyślonych przyjaciółkach: Kasi, która była odbiciem Ani w szybie kredensu pani Thomas i Violetcie, która była jej echem, rozlegającym się na polance za domem pani Hammond. Część poleceń Maryli Ania wykonała z opóźnieniem spowodowanym skłonnością do fantazjowania, popadaniem w zadumę, co bardzo denerwowało Marylę i postanowiła wykorzenić te cechy Ani. Kiedy później w pokoju dziewczynka spojrzała na siebie w lustrze, stwierdziła, że jest zwyczajną Anią z Zielonego Wzgórza, lecz to znacznie lepiej niż być Anią Nie Wiadomo Skąd.
Oburzona pani Linde
Dwa tygodnie po przybyciu Ani na Zielone Wzgórze przyszła w odwiedziny Małgorzata Linde. Chciała zjawić się wcześniej, ale chorowała i lekarz zabronił jej składania wizyt. Maryla powiedziała pani Linde całą historię, podkreślając jednocześnie, że dzięki dziewczynce w domu pojawiła się energia. Pani Linde dłuższą chwile skupiała się na opisywaniu przebiegu choroby, ale tak naprawdę głównym celem wizyty było poznanie Ani i wyrażenie opinii o niej. Maryla zawołała Anię, która bawiła się w sadzie, a Małgorzata zwróciła od razu uwagę na jej chudość i dziwny kolor włosów, głośno wyrażając swoją opinię. To bardzo zabolało Anię, która zawsze cierpiała z powodu koloru włosów. Dziewczynka zareagowała bardzo nerwowo, nazywając panią Linde złośliwą, źle wychowaną i bez serca. Stwierdziła także, że jej nienawidzi. Maryla odesłała Anię do jej pokoju z nakazem, by z niego nie wychodziła, dopóki ona nie przyjdzie. Później, w rozmowie z Małgorzatą stanęła w obronie Ani mówiąc, że nie powinna naśmiewać się z wyglądu dziewczynki, a Linde wyszła obrażona. Maryla poszła do płaczącej Ani, próbując ją przekonać, że nie powinna się tak zachowywać, ale dziewczynka upierała się, że nikt nie ma prawa nazywać ją brzydką. Maryla chciała, aby Ania przeprosiła kobietę, ale ta nie miała na to najmniejszej ochoty. Ostatecznie Maryla zdecydowała, że Ania musi przeprosić panią Lindę, przypominając jej złożoną obietnicę, że jeśli zostanie na Zielonym Wzgórzu, to będzie się dobrze zachowywać. Zabroniła Ani wychodzić z pokoju, dopóki ta nie ochłonie z gniewu. Po cichu jednak Maryla śmiała się z Linde, gdy tylko przypomniała sobie całą sytuację i jej zaszokowany wyraz twarzy.
Przyznanie się do winy
Mateusz o całej sprawie dowiedział się przy śniadaniu, na które Ania nie zeszła. Nieobecność Ani przy posiłku zasmuciła Mateusza, ale jeszcze bardziej zmartwił go fakt, że posiłki, które Maryla zanosiła na górę, wracały prawie nietknięte. Wieczorem, kiedy Maryla wyszła przyprowadzić krowy z pastwiska, Mateusz w tajemnicy przed siostrą przyszedł do pokoju Ani i przekonał ją, aby spełniła prośbę jego siostry. Dziewczynka dla niego była gotowa zrobić wszystko i zgodziła się, by nie robić mu przykrości. Poszły z Marylą do Linde, gdzie Ania w teatralny sposób, padając na kolana przyznała, że jest brzydka, więc nie miała prawa się obrażać na słowa prawdy. Przyznała również, że to co ona do pani Linde powiedziała, również jest prawdą, a jednak nie powinna tak mówić. Zachwycona formą przeprosin Linde bez wahania przebaczyła Ani. Była to bowiem kobieta w gruncie rzeczy dobra, choć niezbyt bystra i nie zauważyła podwójnej gry dziewczynki. Wydawało jej się, że Ania okazuje właśnie akt skruchy i minął jej cały gniew. Ania była natomiast bardzo zadowolona z siebie i odegranej sceny, a Maryla rozbawiona, co starannie ukrywała. Pani Linde ostatecznie uznała, że Ania jest oryginalna, ale miła i pozwoliła jej nazrywać kwitnących w ogrodzie irysów. Powiedziała również do Ani, że znała kiedyś dziewczynkę, której włosy jako dziecka, były tak samo rude jak Ani, a kiedy dorosła, przybrały piękny kasztanowy kolor. W drodze powrotnej Ania nagle przytuliła się do Maryli i wsunęła swoją rączkę w jej spracowaną dłoń. Wówczas Maryla poczuła pierwszy raz uczucie macierzyńskiej miłości.
Wrażenia Ani ze szkółki niedzielnej
Maryla przygotowała dla Ani trzy nowe, skromne sukienki: jedną brązową, drugą satynową w biało-czarną kratkę, trzecią bawełnianą niebieską. Wszystkie miały niemodne już, wąskie rękawy i dziewczynka uznała, że może sobie wyobrazić, że są ładne. W jednej z nich, w biało-czarnej poszła do szkoły niedzielnej, a uzupełnieniem jej stroju był słomkowy, prosty kapelusz bez żadnych ozdób. Ponieważ Marylę zaczynała boleć głowa i nie mogła iść z dziewczynką, nakazała jej wstąpić po panią Linde. Niestety pani Małgorzata już wyszła, zatem dziewczynka udała się do kościoła sama. Po drodze nazbierała polnych kwiatków, którymi przyozdobiła swój kapelusz. W czasie nabożeństwa Ania strasznie się nudziła, bowiem kazania pastora Bella były długie i nieciekawe. Dziewczynka ułożyła sobie swoją własną modlitwę i wyglądała przez okno. Z nauki w szkółce niedzielnej również nie była zadowolona, bowiem strasznie ją znudziła, a ona nie miała odwagi zapytać o nic panny Rogerson. Maryla wysłuchała opowieści Ani o tym dniu i doszła do wniosku, że dziewczynka doskonale wyraziła to, czego sama Maryla nigdy nie miała odwagi powiedzieć.
Przysięga i obietnica
Kilka dni później Maryla dowiedziała się, że Ania swoją stylizację do kościoła uzupełniła o przybrany żywymi kwiatami kapelusz i skarciła ją za to. Dziewczynka rozpłakała się z żalu, że wyrządziła jej przykrość, wyobraziła sobie też, że jedynie powrót do sierocińca będzie odpowiednią karą za jej przewinienie. Jednak Maryla rozczulona jej łzami, wcale nie miała zamiaru odsyłać dziewczynki. Przeciwnie, Anię czekała przyjemna niespodzianka, bowiem do Avonlea wróciła Diana. Maryla wybierała się z wizytą do państwa Barrych i stwierdziła, że jeśli Ania chce, może jej towarzyszyć, aby poznać rówieśnicę. Na Sadowym Wzgórzu pani Barry bardzo miło je przyjęła, a Diana okazała się być ładną i miłą dziewczynką, pozbawioną jednak skłonności do fantazjowania. Dziewczynki wyszły do ogrodu, gdzie podziwiały kwiaty, a potem obiecały sobie dozgonną przyjaźń. W drodze powrotnej na Zielone Wzgórze Ania snuła plany wspólnych zabaw i spotkań. Szczęścia dziewczynki dopełniły czekoladki, które Mateusz przywiózł ze sklepu w Carmody. Ania postanowiła, że podzieli się nimi z Dianą. Maryla z zadowoleniem przyznała, że trzeba pochwalić Anię, bo w ogóle nie jest chytra i podsumowała, że jest zadowolona z tego, iż zgodziła się, by dziewczynka została, bowiem przywiązuje się do niej coraz bardziej.
Przyjemność oczekiwania
Pewnego dnia Ania przybiegła do domu z wiadomością, że w przyszłym tygodniu szkółka niedzielna urządza piknik. Była niezwykle podekscytowana tą wiadomością, ale niepewna, czy Maryla pozwoli jej iść i czy przygotuje kosz piknikowy. Po uzyskaniu zgody Maryli i potwierdzenia, że będzie miała również naszykowany kosz z jedzeniem, Ania wpadła w euforię. Czekała ją bowiem przyjemność, która nigdy nie była jej udziałem, pierwszy piknik w jej życiu, co więcej, również po raz pierwszy miała tam jeść lody. Rzuciła się na Marylę i pocałowała w oba policzki, a kobieta po raz kolejny stwierdziła, że takie zachowanie sprawiło, że pojawiło się u niej niezwykłe uczucie przyjemności i radości.
Ania przez tydzień nie mówiła o niczym innym. Kiedy w niedzielę pastor z ambony ogłosił piknik Ania stwierdziła, że przeszedł ją dreszcz, bo dotąd prawie nie wierzyła, że piknik się odbędzie.
Maryla, idąc do kościoła, przypięła do sukni jak zwykle, odziedziczoną po matce broszkę z ametystami. Ta broszka była jej najcenniejszym klejnotem. Jakiś wujek, żeglarz, podarował ją ponoć matce, która z kolei przekazała ją Maryli. Broszka była staromodna, podłużna, zawierająca kosmyk włosów matki Maryli, otoczony niewielkimi i pięknymi ametystami. Ania, kiedy po raz pierwszy ujrzała broszkę, zachwyciła się nią. Stwierdziła, że ametysty mogą być duszami dobrych fiołków.
Wyznanie Ani
Kolejnego dnia ametystowa broszka, jedyna cenna rzecz, jaką Maryla posiadała, zginęła. Maryla była pewna, że za tym zniknięciem stoi Ania. Dziewczyna przymierzała broszkę przed lustrem, ale twierdziła, że odłożyła ją na miejsce i nie chciała się przyznać do jej wyniesienia z pokoju Maryli i zawłaszczenia. Zmartwiona Maryla nie wierzyła Ani i odesłała ją do jej pokoju każąc pozostać jej tak długo, aż się przyzna. Ania posłusznie spełniła polecenie opiekunki powtarzając jednak, że odłożyła broszkę na miejsce. Następnego dnia miał się odbyć piknik i Ania bała się, że może ją ominąć długo oczekiwana przyjemność. W środę, w dniu pikniku zrozpaczona dziewczynka w końcu powiedziała, że wzięła broszkę, poszła na mostek, a tam broszka wpadła jej do Jeziora Lśniących Głębi. Maryla była rozgoryczona i mimo przyznania się zabroniła Ani uczestnictwa w wycieczce stwierdzając, że to będzie jej kara.
Po obiedzie, na który Ania nie chciała zejść i umyciu naczyń, Maryla postanowiła zacerować dziurkę w swoim koronkowym czarnym szalu. Wyjęła okrycie ze skrzyni i nagle zobaczyła swoją broszkę wplątaną w szal. Przypomniała sobie, że kiedy w poniedziałek wieczorem wracała po zebraniu związku do domu, położyła na chwilę szal na biurku. Widocznie broszka przyczepiła się do niego, a ona schowała ją razem z szalem. Z broszką w ręce natychmiast poszła na górę do Ani i przeprosiła ją za niesłuszne oskarżenie. Chciała się też dowiedzieć, dlaczego opowiedziała rano bajkę o tym, jak broszka wpadła do stawu. Ania rozbrajająco przyznała, że skoro Maryla zagroziła jej, że nie wyjdzie z pokoju, dopóki się nie przyzna, więc postanowiła to zrobić, żeby iść na piknik. Ułożyła sobie zatem w nocy piękną opowieść licząc, Że Maryla jej uwierzy i przebaczy. Maryla mimowolnie roześmiała się słysząc słowa Ani, ale dotkliwie poczuła wyrzuty sumienia, że zwątpiła w prawdomówność dziewczynki. Poprosiła dziewczynkę o wybaczenie i kazała się jej szykować na piknik, a ona da jej koszyk z prowiantem. Wieczorem Ania wyjątkowo zmęczona lecz bardzo szczęśliwa wróciła do domu stwierdzając, że bawiła się bajecznie. Podwieczorek był bowiem przepyszny, a wieczorem pan Andrews brał uczestników pikniku do łodzi na rejs po Jeziorze Lśniących Głębi.
Tymczasem Maryla w rozmowie z Mateuszem, opowiadając mu wydarzenia dnia stwierdziła, że czasami trudno jest Anię zrozumieć, ale nigdy nie będzie z nią nudno.
Szkolna burza w szklance wody
Jesienią Ania poszła do szkoły, choć Maryla miała wielkie obawy. Ania poznała nowe koleżanki: Ruby Gillis, Jankę Andrews i Józię Pye. Wśród kolegów znalazła cichego adoratora – Karola Sloane`a, który powiedział swojej mamie, ze Ania jest najmądrzejszą dziewczyną w szkole. Podobało jej się przebywanie wśród koleżanek, zabawy i dzielenie się drugim śniadaniem, ale nie przekonała się do nauczyciela, pana Phillipsa, zakochanego w jednej z uczennic, Prissy Andrews. Szczególnie, że pan Phillips pokazał wszystkim tabliczkę Ani, pokazując wszystkim zrobione przez nią błędy ortograficzne, które dodatkowo podkreślił, by były lepiej widoczne. Mimo to Ania lubiła chodzić do szkoły i starała się uczyć jak najlepiej.
Przez pierwsze trzy tygodnie wszystko szło sprawnie do czasu, kiedy pojawił się tam Gilbert Blythe – przystojny prymus znany z dokuczania dziewczynkom. Całe lato przebywał u swojej rodziny w Nowym Brunszwiku i dopiero wrócił. Chłopak bardzo starał się zwrócić uwagę Ani, aż w końcu pewnego dnia pociągnął ją za warkocz nazwał „Marchewką”, za co dziewczyna rozbiła mu tabliczkę na głowie. Pan Phillips upokorzył za to Anię stawiając ją za karę pod tablicą z napisem „Andzia Shirley ma bardzo zły charakter. Andzia Shirley powinna się starać panować nad swoimi nerwami”. Po zakończonej lekcji Ania wyszła ze szkoły z wysoko podniesioną głową, a Gilbert stał przed drzwiami i czekał na nią próbując ją przeprosić. Wyznał, że jest mu przykro, iż żartował z jej włosów. Ania przeszła jednak koło niego bez słowa, a do Diany powiedziała, że nigdy nie wybaczy Gilbertowi, bowiem uraził on jej uczucia w okrutny sposób. Następnego dnia w ramach kary za spóźnienie się po południowej przerwie, pan Philips kazał jej usiąść obok Gilberta. Chłopak próbował jej podarować cukierek – serduszko z cukru ze złotym napisem „Jesteś słodka”, ale dziewczyna zgniotła go butem.
Po powrocie do domu Ania oświadczyła Maryli, że do szkoły już nie pójdzie. Maryla nie wiedziała co robić, ale za radą pani Linde pozwoliła Ani zostać w domu, licząc, że dziewczynka w końcu zmieni zdanie i zatęskni za szkołą.
Fatalne skutki podwieczorku
Pewnego październikowego dnia Maryla pozwoliła Ani zaprosić Dianę na podwieczorek do domu. Tego popołudnia sama wybierała się do Carmody, a Mateusz zajęty był zwózką ziemniaków, więc Ania miała wszystko przygotować. Do herbaty mogła podać konfiturę z wiśni, kawałek placka z owocami, pierniki, herbatniki oraz butelkę soku malinowego. Dziewczynka była przeszczęśliwa myśląc o pełnieniu roli pani domu. Dziewczynki świetnie się bawiły w sadzie i jadły jabłka, potem weszły do domu. Ania przyniosła ze spiżarni butelkę z sokiem, który Diana ochoczo piła. Przy okazji Ania opowiadała przyjaciółce historię podwieczorku z państwem Ross, podczas którego ledwo udało się uniknąć zjedzenia sosu do puddingu, w którym utopiła się mysz. Narobiła przy tym wstydu Maryli, która ostatecznie podała konfitury z truskawek.
Po wypiciu trzech szklanek soku Diana zaczęła narzekać, że źle się czuje, chciała iść do domu, a gdy wyszła z pokoju na chwiejnych nogach, Anię ogarnęło przerażenie. Nie rozumiała, co się stało i dlaczego Diana wyszła, nie pijąc nawet herbaty.
Następnego dnia padał deszcz, więc Ania nie wychodziła z domu. Wszystko wyjaśniło się jednak w poniedziałek, kiedy została posłana przez Marylę w jakiejś drobnej sprawie do pani Linde. Wróciła zapłakana, dowiedziała się bowiem od niej, że pani Barry oskarża ją, że upiła Dianę i że zrobiła to specjalnie. Okazało się bowiem, że Ania przez przypadek wzięła ze spiżarki wino porzeczkowe. Maryla sprawdziła, jak się to mogło stać. Okazało się, że tam, gdzie powinien stać sok, stało wino, a sok został wyniesiony do piwnicy. Uznając swoją winę Maryla stwierdziła, że wyjaśni to nieporozumienie i osobiście udała się na Sadowe Wzgórze. Niestety pani Barry była nieugięta, nie dała się przekonać nawet Maryli i zakazała spotkań dziewczynek. Ania również próbowała przekonać matkę przyjaciółki deklarując, że nie upiła jej specjalnie i prosiła, by nie zabraniała Dianie zabaw z nią. Pani Barry stwierdziła jednak, że Ania nie jest odpowiednią koleżanką dla jej córki. Ania zasnęła tego wieczora zapłakana sądząc, że na zawsze straciła swoją przyjaciółkę.
Maryla, opowiadając o wydarzeniach Mateuszowi, szczerze śmiała się z całej sytuacji. Jednak zanim położyła się spać, postanowiła sprawdzić, jak się dziewczynka czuje, a kiedy zobaczyła zmęczoną płaczem buzię Ani, na jej twarzy pojawiło się współczucie. Pochyliła się nad dziewczynką i czule pocałowała ją w policzek.
Nowy życiowy cel
Następnego dnia po południu, Ania siedząca przy kuchennym oknie, dostrzegła nagle Dianę, która dawała jej tajemnicze znaki. Zaskoczona, ale szczęśliwa, szybko pobiegła do przyjaciółki. Dziewczynka wyjaśniła, że jej mama nie zmieniła zdania mimo płaczu i próśb Diany. Zgodziła się tylko na dziesięć minut widzenia, by dziewczynki mogły się pożegnać. Wykorzystały to składając sobie przysięgę, że nigdy o sobie nie zapomną. Następnie Diana podarowała Ani kosmyk swoich włosów Po powrocie do domu Ania oznajmiła Maryli, że w takim razie wraca do szkoły, skoro jest to jedyny sposób, aby mogła widywać Dianę i wspominać wspólnie przeżyte dni. Obiecała też Maryli, że postara się być najlepszą uczennicą, choć nie będzie to przyjemne, bo przecież obecnie jest nią Minnie Andews, która nie ma ani krzty wyobraźni i życia w sobie.
W szkole przyjęto Anię z entuzjazmem, wszystkim brakowało bowiem dziewczynki o takiej wyobraźni, z którą nie było nudno. Dzieci miały dla niej drobne prezenty – trzy śliwki, żółty bratek wycięty z katalogu firmy ogrodniczej, flakonik po perfumach. Diana nie odzywała się do niej, ale wysłała jej liścik z wyznaniem uczuć i informacją o zakazie kontaktów nawet w szkole. Kiedy po przerwie popołudniowej wróciła do klasy, na swoim biurku zobaczyła duże, złociste jabłko. Już miała je zjeść, ale uświadomiła sobie, że to najprawdopodobniej od Gilberta. Odłożyła je zatem ostentacyjnie i skorzystał z niego mały Tomek Andrews, który rozpalał ogień w szkolnym kominku i zamiatał. Ania miała teraz nowy cel w życiu – postanowiła udowodnić Gilbertowi, że w nauce jest lepsza od niego. Dzięki ostrej rywalizacji, ukończyła czwartą klasę jako prymuska. Tym samym ona i Gilbert dostali promocję do klasy piątej i mogli zacząć uczyć się nowych przedmiotów: łaciny, geometrii, francuskiego i trudniejszej matematyki. Geometria stała się piętą achillesową Ani.
Ania zbawicielka
W styczniu na Wyspę Księcia Edwarda przyjechał premier rządu kanadyjskiego i większość dorosłych z Avonela udała się do Charlottetown, aby go zobaczyć i uczestniczyć w wiecu. Na Zielonym Wzgórzu pozostała Ania z Mateuszem. Spędzali właśnie spokojny wieczór, kiedy do domu wpadła zziajana Diana i błagała Anię o pomoc. Jej młodsza siostrzyczka, trzyletnia Minnie, bardzo się rozchorowała, a nie było nikogo, kto mógłby wezwać lekarza. Ania natychmiast udała się z przyjaciółką do jej domu i spędziła całą noc przy chorym na krup dziecku. Dzięki doświadczeniu z tą chorobą – Ania opiekowała się bliźniakami pani Hammond, które przechodziły krup - i opanowaniu, mała Minnie przeżyła ciężki atak tej choroby. Kiedy przyjechał sprowadzony przez Mateusza doktor okazało się, że niebezpieczeństwo już minęło. Lekarz wychwalał Anie przed państwem Barry potwierdzając, że dziewczynka uratowała Minnie życie. Tymczasem Ania poszła spać i dopiero po południu dowiedziała się, że pani Barry nie tylko wybaczyła jej incydent z winem porzeczkowym, ale nawet pożałowała swojej nieustępliwości. Ponadto zaprosiła Anię na wieczór do siebie, bowiem Diana nabawiła się przeziębienia i nie może wyjść z domu. Uszczęśliwiona dziewczynka pobiegła na Sadowe Wzgórze. Kiedy zaś wróciła wieczorem powiedziała do Maryli, że ta ma przed sobą najszczęśliwszego człowieka na świecie. Opowiedziała też Maryli, że spędziły z Dianą bardzo miło czas, a przyjaciółka podarowała jej piękną kartkę z wianuszkiem róż dookoła i wierszem.
Koncert, katastrofa i wyznanie
Zimą Ania powiedziała Maryli, że dostała zaproszenie na urodziny Diany. Przyjaciółki planowały wspólnie spędzić ten dzień – Ania prosto po szkole miała iść do Diany, a następnie jechać z nią i jej kuzynami na koncert do Klubu Dyskusyjnego, a potem nocować w pokoju gościnnym na Sadowym Wzgórzu. Maryla nie była przekonana do uczestnictwa Ani w koncercie, ale Mateusz wsparł podopieczną i jego siostra ostatecznie wyraziła zgodę. Ania bawiła się znakomicie i bardzo żywiołowo reagowała na wszystkie występy poza recytacją Gilberta, mimo że chłopek w jej trakcie cały czas patrzył tylko na nią, jak doniosła jej Diana. Do katastrofy doszło dopiero po przybyciu dziewczynek do domu. Szybko przebrały się w ciemnym pokoju gościnnym w koszule nocne i urządzając wyścigi z krzykiem wskoczyły do łóżka,. Okazało się jednak, że jest ono zajęte, bowiem śpi w nim ciotka Diany, panna Józefina Barry, kobieta starsza i bardzo surowa. Ostatecznie dziewczynki nocowały w pokoju dziecinnym, a rankiem, kiedy Ania wróciła na Zielone Wzgórze, doszło do rodzinnej awantury wywołanej przez ciotkę Józefinę. Po niej z pewnością ciotka Józefina nie zgodzi się finansować lekcji muzyki dla Diany. Kiedy Ania dowiedziała się o wszystkim od pani Linde udała się na Sadowe Wzgórze i uzyskała przebaczenie panny Józefiny oraz pogodziła bogatą ciotkę z rodziną. Sama również zyskała ogromną sympatię starej panny. Ania stwierdziła też, że być może obie okazałyby się pokrewnymi duszami, mimo iż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać inaczej. Ostatecznie pani Barry spędziła u swojej rodziny w Avonlea zapowiadany miesiąc, a nawet została jeszcze dłużej. Ania stale dbała o jej dobry humor i bardzo się zaprzyjaźniły. W dniu wyjazdu zaprosiła Anię do siebie do Charlottetown i do jej najwspanialszego pokoju gościnnego.
Manowce wyobraźni
W rocznicę przyjazdu Ani Maryla wyznała dziewczynce, że nigdy nie żałowała swojej decyzji. Szczególnie, że stan jej zdrowia stopniowo się pogarszał, miała oraz dłuższe i silniejsze migreny. Po jednym z takich ataków Maryla wysłała Anię na Sadowe Wzgórze, by pożyczyła od pani Barry wykrój fartuszka szkolnego Diany. Na dworze było już ciemno i Ania przerażona, stanowczo odmówiła. Bujna wyobraźnia sprawiła, że Ania panicznie bała się małego lasku dzielącego dwa domy – nazwała go lasem duchów i wyobrażała sobie w nim najstraszliwsze upiory, zjawy i duchy, jakie mogła tylko wymyślić. Rozsądna Maryla zdenerwowała się i zabroniła Ani opowiadać takich bredni, po czym sama odprowadziła Anię kawałek, a dalej kazała jej iść samej. Ania najadła się strachu, ale jednocześnie przekonała się, że żadnych duchów nie ma. Wyleczyła się też z nadmiernego fantazjowania.
Nowe przeznaczenie kropli walerianowych
W Avonlea nastąpiły pewne zmiany. Odszedł pan Philips, żegnany przez uczennice ze łzami, mimo iż nie był zbytnio lubiany. Odszedł również pastor Bentley, zaś jego miejsce objął młody, od niedawna żonaty pan Allan. Jego żona uczyła w szkółce niedzielnej i Ania odkryła w niej pokrewną duszę. Wielkim wydarzeniem w życiu Ani był przybycie państwa Allanów na Zielone Wzgórze na podwieczorek. Dziewczyna postanowiła samodzielnie upiec tort dla swojej nauczycielki. Ciasto pięknie wyrosło, a Ania przystroiła je czerwoną galaretką i cieszyła myśląc, jak będzie smakowało. Przystroiła stół paprociami i różyczkami, co dało zaskakujący i piękny efekt. Podwieczorek przebiegał w miłej atmosferze, dopóki nie podano tortu upieczonego przez Anię. Po wzięciu kawałka do ust, wszyscy zgodnie przyznali, że ciasto jest obrzydliwe. Okazało się, że Ania przez pomyłkę zamiast wanilii dodała do niego krople walerianowe Maryli. Po części była to wina Maryli, która stłukła buteleczkę z kroplami i pozostałość wlała do starej i pustej buteleczki po wanilii, zapominając uprzedzić dziewczynkę. Zrozpaczona dziewczynka uciekła z płaczem i przestała rozpaczać dopiero po zapewnieniach pani Allan, że wcale się nie gniewa, a całe wydarzenie jest tylko zabawną pomyłką, która może przydarzyć się każdemu. Dodała również, że docenia chęci i starania dziewczyny tak samo, jakby ten tort był najlepszy.
Zaproszenie na herbatę
Wkrótce Ania została zaproszona na podwieczorek do państwa Allanów. Bardzo to przeżywała, a noc przed podwieczorkiem spędziła prawie bezsennie. Mimo to od rana była niezmiernie szczęśliwa i pełna energii. Podwieczorek był wspaniały, a ona nie popełniła żadnej gafy, czego się obawiała. Rozmawiały serdecznie z panią Allan, a ta powiedziała Ani, że ona również nie radziła sobie z geometrią. Na koniec wizyty na plebanię przyszła pani Linde i Ania usłyszała nowinę – miejsce pana Phillipsa po wakacjach miała zająć młoda nauczycielka – panna Muriel Stacy.
Ofiara Ani w honorowej sprawie
Ani nie było jednak dane pojawić się w szkole 1 września. Pod koniec wakacji Diana zaprosiła bowiem do siebie koleżanki z klasy. Najpierw bawiły się grzecznie, potem udały się na podwieczorek, a następnie zaczęły grę w „wyzywankę”. Polegała ona na wzajemnych wyzwaniach, do trudnego zadania, a jeśli ktoś z graczy nie podjął się zadania, tracił honor. Józia Pye wezwała Jankę Andrews do obejścia ogrodu w podskokach na jednej nodze. Ponieważ Ania i Józia się nie lubiły, wkrótce wywiązała się pomiędzy nimi skrzeczka, która skończyła się wyzwaniem Ani do przejścia po szczycie dachu. Dziewczyna oczywiście podjęła wyzwanie, jednak spadła, ale całe szczęście, że na niższą stronę domu, gdzie ściana była obrośnięta winem, którego pędy nieco spowolniły tempo spadania. Okazało się, że Ania nie jest w stanie się podnieść, a pan Barry musiał ją zanieść na rękach do Maryli. Mateusz natychmiast udał się po lekarza, a Maryla pielęgnowała chorą. Okazało się, że uraz jest poważniejszy niż przypuszczano, bo noga jest złamana w kostce i Ania będzie musiała spędzić w domu jakieś sześć, siedem tygodni z założonym gipsem. Dziewczynka się niecierpliwiła, bo chciała już poznać panią Stacy. Koleżanki ze szkoły przychodziły jednak codziennie, przynosząc wieści ze szkoły.
Panna Stacy i uczniowie urządzają koncert
W październiku Ania w końcu mogła wrócić do szkoły. Była z tego powodu bardzo szczęśliwa, bowiem w nowej nauczycielce, pannie Stacy, znalazła pokrewną duszę. Odnosiła sukcesy w pisaniu wypracowań i recytacji wierszy. W listopadzie pani Stacy zaproponowała projekt koncertu z okazji świąt Bożego Narodzenia. Sprzedaż biletów miała pomóc w sfinansowaniu zakupu chorągwi dla szkoły. Ania miała deklamować dwa wiersze, a także wziąć udział w żywym obrazie „Wiara, Nadzieja i Miłość”, w którym występować miała też Diana i Ruby. Pomysł koncertu bardzo nie spodobał się Maryli, która uważała te wymysły za kolejne szaleństwo, zabierające czas na odrabianie lekcji. Mateusz się natomiast ucieszył i stwierdził, że koncert będzie z pewnością bardzo ładny, a Ania się wyróżni.
Mateusz obrońcą bufiastych rękawów
Pewnego grudniowego wieczoru Mateusz, obserwując Anię i jej koleżanki, dostrzegł w końcu, że Ania wygląda inaczej niż pozostałe dziewczynki. Długo się zastanawiał, aż w końcu zrozumiał, że Ania jest ubrana inaczej niż jej koleżanki. Ma proste sukienki w jednym kroju, uszyte z ciemnych materiałów. W porównaniu z tym, co nosiły koleżanki, Ania wyglądała nadzwyczaj skromnie. Mateusz postanowił, że dziewczynka musi mieć choć jedną ładną sukienkę. Chciał sprawić Ani nową sukienkę, ale okazało się to trudne, bowiem był chorobliwie nieśmiały i nie potrafił kupić ani sukienki ani materiału na jej uszycie. Nie był też pewny jak zareaguje Maryla. Postanowił utrzymać wszystko w tajemnicy przed siostrą i Anią, dlatego poprosił o pomoc panią Linde, która chętnie zgodziła się uszyć dla Ani sukienkę zgodnie z najnowszą modą. W Wigilię Małgorzata przyszła z podarkiem dla Ani, pierwszą w jej życiu sukienką z bufiastymi rękawami, w brązowym kolorze. Maryla stwierdziła, że sukienka tylko rozbudzi próżność dziewczynki. Ania była w szoku, kiedy Mateusz podał jej sukienkę. Rozpłakała się i stwierdziła, że chyba śni i jest to najwspanialszy sen. Do tego pani Józefina Barry, ciotka Diany, przysłała jej w prezencie gwiazdkowym parę skórzanych pantofelków. Ania wystąpiła na koncercie w nowym stroju, co w połączeniu z jej talentem sprawiło, że została gwiazdą wieczoru, a rodzeństwo Cuthbertów było z niej dumne.
Klub literacki
W czasie drogi do szkoły Ania z Dianą rozmawiały o wypracowaniach. W trakcie tej rozmowy narodził się pomysł założenia klubu powieściowego. Początkowo należały do niego one dwie, potem dołączyła Janka Andrews i Ruby Gillis, a także jedna czy dwie koleżanki, które chciały pielęgnować swoją wyobraźnię. Dziewczynki pisały co tydzień nową powieść, a te dzieła były głośno odczytywane i dyskutowane na zebraniach klubowych. Dziewczynkom bardzo się podobały, nie mogły tylko zrozumieć, dlaczego dorośli śmieją się z tych wzruszających historii. Mary jak zwykle sądziła, że ten klub literacki to kolejne bzdury, a dziewczyny nabijają sobie głowę głupotami i tracąc czas.
Próżność i ból duszy
Ania od zawsze nienawidziła swoich rudych włosów. Dlatego u wędrownego handlarza kupiła farbę do włosów i postanowiła zastosować ją zgodnie z przeznaczeniem, by zmienić kolor z rudego. Tym bardziej, że sprzedawca zapewniał ją, że farba zafarbuje jej włosy na kruczoczarny kolor. Pewnego dni, pod koniec kwietnia, Maryla po powrocie do domu z posiedzenia związku dobroczynnego była zdziwiona nieobecnością Ani, którą wcześniej prosiła o przygotowanie herbaty na piątą. Zastała dziewczynkę schowaną pod poduszkami. Ania była zrozpaczona, ponieważ jej włosy stały się zielone, po tym jak pofarbowała je specyfikiem od handlarza. Zamiast obiecanej czerni pojawiła się zieleń, której nawet Maryla przez tydzień nie była w stanie się pozbyć. W tym czasie Ania nie wychodziła z domu i tylko Dianie powierzono ten straszny sekret. Pod koniec tygodnia Maryla podjęła decyzję, że włosy trzeba ściąć i skróciła je aż do skóry. Ania przysięgła sobie codziennie oglądać się w lustrze, ponieważ wyglądała okropnie. W ten sposób sama ukarała się za próżność. Stwierdziła ponadto, że nigdy nie przypuszczała, ze jest dumna ze swoich włosów, tymczasem przekonała się, że choć są rude, to były też bardzo gęste i falujące. Krótko ścięte włosy Ani wywołały wielkie zainteresowanie w szkole u koleżanek, ale nikt nie domyślił się, co było przyczyną takiej decyzji.
Niefortunna inscenizacja
Nadeszły wakacje i dziewczynki bawiły się nad stawem Barrych. Ania wpadła na pomysł zainscenizowania poematu Tennysona „Elaine”. Główna rola w przedstawieniu przypadła Ani. Dziewczynka, jak tytułowa Elaine, ułożyła się w łodzi i napawała się romantyczną pozą, zaś koleżanki grające pozostałe role, zepchnęły łódź na wodę i pobiegły przez las, drogą prowadzącą na most, gdzie miały złapać łódkę. Niestety czółno zawadziło o słup pomostu, przez co oderwała się łata z dna i zaczęło nabierać wody. Do środka wlewało się jej coraz więcej, a nie było nikogo, kto mógłby pomóc Ani. Przerażona dziewczynka poczekała, aż tonąca łódka znajdzie się pod mostem i wdrapała się na jeden z filarów. W ten sposób ocaliła życie, ale była już bliska omdlenia, kiedy ściągnął ją stamtąd Gilbert, który akurat przepływał tamtędy łódką. Chłopiec chciał skorzystać z okazji, przeprosił dziewczynkę i zaproponował jej przyjaźń, Ania była bliska zgody, ale potem przypomniała sobie przezwisko „marchewka” i odtrąciła ofertę Gilberta, co więcej, nawet nie podziękowała za ratunek. Gilbert powiedział zatem, że już nigdy jej o przyjaźń nie poprosi. Ania prawie żałowała, że nie odpowiedziała mu inaczej. Doszła też do wniosku, że te wydarzenia to kolejny dowód na to, że jest urodzona pod pechową gwiazdą, a wszystko, za co się zabierze, kończy się źle dla niej lub dla jej najbliższych.
Kiedy państwo Barry i Cuthbertowie dowiedzieli się o wypadkach w trakcie inscenizowania poematu, byli naprawdę przerażeni. Maryla utyskiwała, czy Ania kiedykolwiek zmądrzeje, ale ta odpowiedziała, że każde popełnione głupstwo czegoś ją uczy, a dziś wyleczyła się z romantyzmu. Jednak Mateusz, który słyszał tę deklarację prosił Anię, by nie rezygnowała z całej romantyczności, bowiem troszeczkę warto jej mieć.
Epokowe przeżycie Ani
Pewnego wrześniowego wieczora Ania odprowadzała krowy z pastwiska do domu. Podeszła do niej Diana i poinformowała, że obie mają zaproszenie do ciotki Józefiny do miasta Charlottetown na wystawę. Ania była zachwycona, mogła ubrać nowy granatowy płaszczyk i sukienkę od Maryli. Przez kilka dni dziewczynki świetnie się bawiły: zwiedziły wystawę rolniczą, były na koncercie w Instytucie Muzycznym, gdzie występowała znana śpiewaczka, o jedenastej w nocy jadły deser w kawiarni. Zachwyciło je również mieszkanie ciotki Józefiny. Kiedy dziewczynki wróciły do domu, starsza pani pomyślała, że z taką dziewczynką jak Ania jej życie byłoby szczęśliwsze. Pobyt w mieście pozostał przez długie lata w pamięci dziewczynek, od początku do końca był bowiem przepełniony tylko miłymi chwilami, ale mimo tego Ania z ulgą i radością powracała na Zielone Wzgórze. Stęskniła się za nią nawet Maryla, która przyznała, że strasznie pusto było w domu bez dziewczynki i dawno nie pamięta, żeby cztery dni się tak dłużyły.
Utworzenie kursu seminarzystów
Maryla poinformowała Anię, że odwiedziła ją pani Stacy, która ma pomysł na zorganizowania specjalnych kompletów dla tych uczniów i uczennic, którzy będą planować zdawanie egzaminów do seminarium. Nauczycielka chciała, aby i Ania dołączyła do tej grupy. Po rozmowie nauczycielki z Marylą i uzyskaniu jej zgody , Ania mogła kształcić się dalej. Dziewczynka przyznała, że marzyła o nauce w seminarium, ale nie wiedziała, czy opiekunów stać na taki wydatek. Grupę pani Stacy mieli tworzyć: Gilbert Blythe, Ania Shirley, Ruby Gillis, Janka Andrews, Józia Pye, Karolek Sloane i Moody Spurgeon MacPherson. Niestety w grupie nie było Diany, którzy nie planowali posyłać jej do seminarium, nie zamierzali bowiem dalej kształcić córki. Dodatkowe lekcje odbywały się codziennie po szkole i trwały godzinę. Od egzaminu dzieliło uczniów jeszcze półtora roku, ale panna Stacy stwierdziła, że warto zacząć uczyć się już teraz, jeśli chcą dobrze zdać.
Od nieszczęsnego wypadku z łódką, Gilberth zaczął ignorować Anię. Rywalizował z nią w nauce, ale poza tym nie zwracał na nią zupełnie uwagi. Dziewczynce to się coraz mniej podobało i było jej przykro. Przed samą sobą musiała przyznać, że nie czuje już nienawiści do Gilberta, dawny gniew zniknął, a zamiast tego pojawiło się dziwne uczucie wywołane obojętnością chłopca. Nikomu by się co prawda nie przyznała, ale zależało jej na sympatii Gilbertha.
Przez całą zimę i wiosnę młodzież z Avonlea ciężko pracowała, dlatego kiedy nadeszły wakacje zapał do nauki nieco przygasł. Ania oświadczyła, że przez dwa miesiące nie zajrzy do książek i pozwoli swobodnie bujać swojej wyobraźni.
Opiekunowie dziewczyny czuli się coraz gorzej – Maryla miała poważne i częste migreny, coraz gorzej było też z jej wzrokiem, natomiast Mateusz miał atak serca, co prawda niegroźny, ale podobne ataki zdarzały się coraz częściej. Pani Małgorzata, która odwiedziła Marylę stwierdziła, że Ania wyrosła na wspaniałą dziewczynę. Przyznała się też do błędu w ocenie Ani kilka lat temu i dodała, że chociaż ona woli okrągłe buzie z rumieńcami, jak u Diany czy Ruby, to przy Ani wszystkie dziewczyny wypadają pospolicie i zwyczajnie.
Gdzie strumień spotyka rzekę
Mimo że Ania świetnie się bawiła podczas wakacji, z ogromnym zapałem zabrała się jesienią do nauki. Czekał ją rok wytężonej pracy, bardzo jej bowiem zależało na egzaminach do seminarium. Śniło jej się, że pierwsze miejsce zajmuje Gilbert, co byłoby dla dziewczynki ciosem. Ania bowiem chciała zdać najlepiej ze wszystkich, aby Mateusz i Maryla byli z niej dumni.
Dziewczyna wyrosła i stała się poważniejsza, nie popełniała już takich gaf, jak wcześniej, bardzo szanowała swoich opiekunów, ale już nie zwierzała się z każdej myśli. Marylę nieco zasmuciły te zmiany, mimo iż tego właśnie chciała. Przyznała jednak Mateuszowi, że boi się, że ich wychowanka odejdzie i zacznie dorosłe życie z dala od Zielonego Wzgórza, a tu pozostanie po niej niemożliwa do wypełnienia pustka.
Lista przyjętych
W czerwcu uczniowie skończyli naukę, dość szybko nadszedł też dzień egzaminów do seminarium. Ania pojechała do Charlottetown, gdzie zamieszkała u ciotki Józefiny. Przed południem uczniowie pisali wypracowanie z literatury angielskiej, po południu zdawali historię, a następnego dnia – geometrię. Po egzaminach wróciła na Zielone Wzgórze. Była z siebie zadowolona, bardzo jednak zależało jej na tym, aby wypaść jak najlepiej, a dokładnie być pierwszą – pokonać Gilberta, a także sprawić radość Maryli i Mateuszowi. Z niecierpliwością oczekiwała zatem wyników, które miały ukazać się w prasie za dwa tygodnie. Tymczasem mijał już trzeci tydzień, a jeszcze ich nie było. W końcu, pewnego popołudnia Diana przybiegła z wynikami: Ania i Gilbert byli najlepsi, ale to nazwisko Ani było na pierwszym miejscu listy. Było to powodem do dumy i radości dla jej opiekunów oraz przyjaciół. Mateusz stwierdził, że od początku był pewny, że właśnie Ania będzie najlepsza ze wszystkich, zaś Maryla powściągliwie powiedziała, że Ania dobrze się spisała, starając się ukryć dumę przed krytyczną panią Linde. Ta jednak zaskoczyła wszystkich i zamiast narzekać i krytykować, również powiedziała, że uważa, że Ania świetnie się spisała. Ten uroczysty dzień Ania zakończyła na plebanii, gdzie odbyła miłą i poważną rozmowę z panią Allan.
Koncert w hotelu
Ania została poproszona o występ na koncercie w hotelu z Białych Piaskach. Była to inicjatywa na rzecz zgromadzenia funduszy dla szpitala w Charlottetown. Pojechała tam z Dianą, Janką Andrews i jej bratem Billym w czteroosobowym powozie. Miała na sobie skromną białą organtynową sukienkę i sznurek pereł podarowany jej przez Mateusza. Ania miała deklamować wiersz kiedy jednak zobaczyła profesjonalne aktorki, pięknie ubrane kobiety, poczuła się absolutnie onieśmielona, a jej strój w porównaniu do strojów aktorek, bardzo skromny. Na dodatek okazało się, że wśród występujących jest słynna deklamatorka, co już zupełnie speszyło Anię. Tuż przed występem doznała takiej tremy, że postanowiła się wycofać. Ale właśnie wówczas dostrzegła na sali Gilberta, który – jej zdaniem – uśmiechał się szyderczo i triumfalnie. To sprawiło, że wstąpił w nią dawny duch walki. Wzięła głęboki wdech i deklamowała piękniej niż kiedykolwiek. Odniosła w ten sposób wielki sukces, a publiczność zażądała bisu. Pochwaliła ją nawet pani Evans, wielka artystka mówiąc, że Ania ma wspaniały głos i pięknie interpretuje recytowane utwory. Jednak Ania nie popadła z tego powodu w samozadowolenie. Po koncercie została podana kolacja, na którą zostały zaproszone również Diana i Janka, jako osoby towarzyszące Ani. Wracając dziewczęta rozmawiały o bogatych damach i ich klejnotach, ale Ania stwierdziła, że nie chciałaby być nikim innym, tylko sobą, nawet jeśli przez całe życie nie posiadała brylantów. Dodała, że jest całkowicie zadowolona z tego, że jest Anią z Zielonego Wzgórza i wystarczy jej sznur pereł, wraz z którym Mateusz dał jej tyle miłości.
Seminarzystka
Na Zielonym Wzgórzu panował ożywiony ruch związany z przygotowaniami Ani do wyjazdu do seminarium. Mateusz zadbał o piękne nowe sukienki dla Ani. Nawet Maryla przyniosła piękny bladozielony materiał, z którego miała powstać elegancka suknia. Chcąc zrobić przyjemność Maryi i Mateuszowi pewnego wieczora Ania ubrała się w nią i zadeklamowała rodzeństwu „Ślubowanie dziewicy”. Maryla i Mateusz byli bardzo wzruszeni, oboje wiedzieli, że Ania była dla nich absolutnym błogosławieństwem i wspominali to nieszczęsne i przestraszone dziecko, które do nich trafiło.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Ania pożegnała się z Dianą i Marylą, a Mateusz odwiózł ją do miasta. Zamieszkała w pensjonacie poleconym przez ciotkę Józefinę. Na początku Ania czuła się tam bardzo osamotniona, ale poszła za radą pani Stacy i zapisała się na wyższy kurs, którego zrobienie umożliwiało jej zdobycie dyplomu nauczyciela pierwszej klasy już po pierwszym roku, zamiast po dwóch. Gilbert zrobił podobnie. Mimo tego, że wciąż ją ignorował, Ania cieszyła się, że są razem na kursie, a dawne współzawodnictwo znów będzie kontynuowane.
Ania ogromnie tęskniła za Zielonym Wzgórzem. Podjęła jednak wyzwanie i nie miała zamiaru w niego rezygnować. Była także gotowa stanąć do walki o stypendium Avery`ego dające jej szansą na czteroletnią naukę na studiach wyższych w Redmond College. Stwierdziła, że Mateusz będzie z niej bardzo dumny, kiedy otrzyma stopień magistra.
Zima w seminarium
Przy pięknej pogodzie seminarzyści co piątek wracali koleją do Avonlea. W drodze do domu Gilbert najczęściej towarzyszył Ruby, co nie uszło uwagi Ani, która zaczęła marzyć o takim przyjacielu. W seminarium poznała Stellę Maynard i Priscillę Grant i zaprzyjaźniła się z nimi. Po Bożym Narodzeniu seminarzyści przystąpili do pracy z jeszcze większą siłą. Ania pracowała bardzo wytrwale i regularnie. O złoty medal rywalizowały trzy osoby: Gilber, Ania i Lewis Wilson. Każdej niedzieli Ania odwiedzała panią Józefinę Barry i jadała z nią obiady. Rok nauki szybko minął i dziewczyna nie mogła uwierzyć, że egzaminy czekały ją dosłownie za chwilę.
Sława i sny
Tego dnia, kiedy w seminarium ogłoszone miały zostać wyniki końcowe, Ania spacerowała po ulicach miasta w towarzystwie Janki. Kiedy podeszły pod budynek seminarium, dostrzegły, że Gilbert jest podnoszony na rękach przez innych. Gratulowano mu złotego medalu. Ania poczuła smutek, była przekonana, że zawiodła Mateusza. Zaraz jednak i jej zaczęto gratulować zdobycia stypendium Aver`ego.
Na uroczystym rozdaniu dyplomów byli obecni Maryla i Mateusz, którzy przyjechali, by z dumą popatrzeć na swoją wybrankę. Potem wszyscy wrócili na Zielone Wzgórze, gdzie na Anię czekała Diana. Powiedziała przyjaciółce, że Gilbert planował przyjąć pracę nauczyciela, by zarobić na dalszą naukę, bo jego ojciec nie mógł dalej opłacać studiów w Redmond. Ania była rozczarowana, bo po cichu liczyła, że Gilbert tak samo jak ona wyjedzie we wrześniu do Redmond i że znów będą ze sobą rywalizować.
Prawdziwe problemy czekały jednak na nią w domu. Ania zauważyła, że Mateusz wyglądał na znacznie słabszego. Maryla powiedziała, że mężczyzna ma problemy z sercem. Ona zaś ma problemy ze wzrokiem, więc nie może już tak swobodnie czytać i szyć, ma też okropne bóle głowy. Ania prosiła Mateusza, żeby się oszczędzał. Żałowała, że nie jest chłopcem, który mógłby go odciążyć w różnych pracach. Mateusz podkreślił, że on jednak absolutnie tego nie żałuje. Martwił się jednak problemami banku Abbey, w którym rodzeństwo trzyma wszystkie oszczędności.
Żniwiarz, któremu na imię Śmierć
Ania usłyszała krzyk Maryli. Kiedy wbiegła do domu, zobaczyła osłupiałego Mateusza, który miał w ręku gazetę. Po chwili mężczyzna osunął się na podłogę. Zgon nastąpił natychmiast. Okazało się, że doprowadziła do niego informacja w gazecie dotycząca bankructwa banku, w którym rodzeństwo miało swoje oszczędności. Smutna informacja szybko obiegła okolice, a przyjaciele i sąsiedzi przybywali licznie, by okazać współczucie rodzinie i szacunek zmarłemu. Ania była w szoku, cierpiała, ale w ciągu dnia nie uroniła jednej łzy. Rozpłakała się dopiero w nocy na wspomnienie słów Mateusza o tym, jak bardzo jest z niej dumny. Maryla przyszła do niej do pokoiku, by pocieszyć Anię , a ta stwierdziła, że to jest ich wspólny ból. Dwa dni później odbył się pogrzeb, a życie na Zielonym Wzgórzu zaczęło się toczyć normalnie, co zaskoczyło Anię. W rozmowie z nią Allan stwierdziła nawet, że to nieuczciwe wobec Mateusza, że cieszy się pięknem okolicy, kiedy go nie ma. Kobieta jednak stwierdziła, że Mateusz byłby zadowolony widząc ją radosną i nie chciałby, by się zmieniała.
Zakręt na drodze
Następnego dnia Maryla z powodu częstych migren i problemów ze wzrokiem wybrała się do Carmody, gdzie miał przyjmować słynny okulista. Ania postanowiła więc spędzić dzień w towarzystwie Diany. Kiedy wróciła do domu, zastała przygnębioną Marylę siedzącą przy stole. Powiedziała dziewczynie, że ma koniecznie oszczędzać wzrok, ponieważ inaczej grozi jej ślepota. Ania po kolacji spędziła trochę czasu w samotności, przed snem podjęła ważną decyzję.
Kilka dni później Maryla powiadomiła Anię, że zamierza sprzedać Zielone Wzgórze, skoro ze względu na wzrok nie jest już w stanie zajmować się gospodarstwem. Ania stanowczo zaprotestowała i powiedziała wtedy, że zostaje na Zielonym Wzgórzu. Postanowiła zrezygnować ze stypendium. Zszokowana Maryla nie chciała, aby dziewczyna dla niej porzucała swoje marzenia. Okazało się jednak, że Ania wszystko zaplanowała: zmierzała dostać pracę nauczycielki w Carmody, by Maryla nie musiała sprzedawać domu i uczyć się sama w domu, przechodząc odpowiedni kurs uniwersytecki.
Kilka dni później pani Linde poinformowała Anię, że dostała pracę nauczycielki w Avonlea, której zrzekł się Gilbert, kiedy dowiedział się, że Ania zostaje na Zielonym Wzgórzu. Sam przeszedł na stanowisko nauczyciela w Białych Piaskach rezygnując z pracy na miejscu dla Ani, by mogła być bliżej Maryli. Następnego dnia, kiedy Ania wracała z cmentarza od Mateusza, spotkała Gilberta. Chłopak po powitaniu chciał odejść, ale Ania podeszła do niego i pierwsza wyciągnęła rękę, dziękując za oddanie jej posady w szkole w Avonlea. Gilbert złapał dziewczynę za rękę i poprosił ponownie o przyjaźń. Ania się zgodziła, przyznając, że już dawno wybaczyła mu chłopięce zaczepki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz