Autor: Justyna Bednarek
Wydawnictwo: Poradnia K
Czy znacie tu uczucie, kiedy wyciągacie z pralki tylko jedną skarpetkę? Co więcej, jesteście przekonani, że wkładaliście parę? Niezwykle frustrujące, prawda? Przekonała się o tym rodzina Basi, nazwanej przez rodziców Be. Wraz z mamą mała Be snuje teorię na temat zaginionych skarpetek, które nigdy nie mogą połączyć się w pary. Be jest przekonana, że to wina „żarłocznej maszyny”, czyli pralki i mama jest gotowa poprzeć tę teorię. Jednak wezwany hydraulik nie odkrył żadnej wady sprzętu, która by wskazywała, że to pralka skarpetki zjada. To, na co natomiast trafił, to dość spora dziura w podłodze. Mężczyzna sugeruje, że być może skarpetki po prostu uciekły, wybierając wolność… I rzeczywiście, hydraulik miał rację, bowiem skarpetki z różnych powodów – jak się zaraz okaże – przeszły przez dziurę, zaś Be i mama mogą mieć tylko nadzieję, że pewnego dnia powrócą. O tym, gdzie skarpetki powędrowały i jakie miały przygody możemy przekonać się z lektury wspaniałej książki dla młodych czytelników, pt. "Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych). Opublikowana nakładem Wydawnictwa Poradnia K pozycja autorstwa Justyny Bednarek, to zabawna i mądra opowieść o skarpetkach, ich tęsknotach, problemach i otaczającym je świecie.
Pierwszą zaginioną skarpetką, była elegantka z lewej stopy taty – otrzymał on niegdyś parę od swojego teścia w prezencie. Skarpeta ta była wysokiej jakości, jedwabna, czarna jak skrzydło kruka i nieustannie okazywała swoją wyższość innym brudnym ubraniom w koszu. Do tego stopnia czuła się lepsza, że postanowiła wyruszyć w świat, gdzie czekają na nią wielkie możliwości i kariera. I rzeczywiście, tuż po ucieczce trafiła na informację o castingu do serialu, który to casting zresztą wygrała. Rola ta przyniosła jej wielką sławę i uznanie. Zaczęła udzielać wywiadów, jej fotografie znalazły się na okładkach znanych magazynów, a przez jakiś czas była nawet zaręczona z projektantem mody, ostatecznie jednak wybrała karierę zamiast małżeństwa. Na starość wydała natomiast pikantną biografię, zdradzającą słabości i grzechy różnych wysoko postawionych stóp.
Druga uciekinierka była mała, szara skarpetka, dawno już zapomniana. Z jej siostry bliźniaczki mama Be zrobiła gałgankową mysz, która towarzyszyła dziewczynce wszędzie, natomiast ona siedziała smutna i apatyczna w koszu. Do chwili, kiedy to – za namową pięciopalczastej, różowej rękawiczki – postanowiła wziąć swój los w swoje łapki i uciekła. Po przejściu długiego, ciemnego korytarza i dokonaniu kilku odważnych wyborów dotyczących kierunku, skarpetka trafiła na bezkresną łąkę, obsypaną kwiatami w kolorach wszystkich skarpetek świata. W trakcie spaceru w tak pięknym otoczeniu trafiła ona na gniazdko myszek, które żałośnie piszczały. Okazało się, że to pięć głodnych mysich sierot, które właśnie straciły mamę porwaną przez okrutnego jastrzębia. Skarpetka postanowiła zaopiekować się myszkami, a po latach doczekała się wielu pokoleń mysich wnucząt. Pewnego dnia odwiedziła ją też jej siostra bliźniaczka, przerobiona na mysz-maskotkę. Tak jej się u siostry „mysiej mamy” spodobało, że postanowiła z nią zostać.
Trzecią skarpetką uciekinierką była bardzo energiczna granatowa lewa skarpeta taty. Przysporzyła mu nie lada pracy, bowiem wciąż przez nią popychany zgłaszał się do licznych dodatkowych prac i wciąż gdzieś truchtał. Spragniony odpoczynku wymienił zatem granatową parę na leniwą, białą, stare wrzucając do kosza z brudną bielizną. O ile prawa skarpeta doskonale się tu odnalazła, to lewa stwierdziła, że woli sama o sobie decydować. Jednym skokiem opuściła kosz i zniknęła w dziurze pod pralką. Trafiła akurat na wielką manifestację, do której natychmiast dołączyła. A że nie wiedziała, czy ma stanąć po lewej czy prawej stronie, postanowiła zostać po środku i przemówić do tłumu. Jej słowa porwały wszystkich i została przyznana jej racja. Tym samym granatowa lewa skarpetka została ważnym politykiem, zajmującym wysokie stanowiska w urzędach, jeżdżącym w delegacje i wygłaszającym przemówienia (a także otrzymującym ordery). Do historii przeszła jako twórca powiedzenia „Każde prawo ma swoje lewo”.
Skarpetką czwartą był wykonany we włoskiej fabryce z wyjątkowej wielobarwnej przędzy zrobionej z futerka angorskich królików egzemplarz. Czuła się piękna i wyjątkowa i faktycznie taka była – różowa w niebieskie, żółte i zielone paseczki, a na dodatek niezwykle miękka i … bardzo droga. Niestety, przez niedopatrzenie wysyłając ją w świat, nie dołączono do niej pary. Mama kupiła ją dla małej Be, żeby było jej miękko w paluszki u nóg. Cóż jednak dziewczynce po jednej skarpetce? Przez jakiś czas mieszkała samotna w szufladzie, później trafiła do kosza z brudną bielizną. Czułą się tam okropnie, odrzucona przez wszystkich, aż w końcu postanowiła uciec. Trafiła do miejskiego parku, gdzie zwróciła uwagę na ogromnego brodacza śpiącego na ziemi, przykrytego starym workiem po ziemniakach. Mężczyzna nie pachniał zbyt pięknie, ale zaintrygowanej skarpetce to nie przeszkadzało. Ciekawiła ją natomiast historia bezdomności brodacza, który zdradził jej, że niegdyś był potężnym królem, miał piękną żonę i skarbiec pełen kosztowności, a także ogrody i stadniny koni. Niestety na królestwo napadł zły władca sąsiedniej krainy, który – mając do pomocy smoka – był bliski zwycięstwa. Król stanął ze smokiem w szranki, a choć pokonał przeciwnika, to w walce stracił nogę. Wkrótce stwierdził, że żona zasługuje na kogoś lepszego niż on, postanowił zatem opuścić królestwo w tajemnicy, przemierzając siedem pięknych krain, aż w końcu trafił do miejskiego parku, gdzie zamieszkał. Skarpetka postanowiła zostać z nim, otulając brudną królewską piętę ocalałej nogi. Od tej pory byli nierozłączni i coraz bardziej brudni. Aż pewnego dnia w parku zjawiła się królowa, która zabrała ich do zamku, gdzie złotnik dorobił dla króla złotą nogę, zaś skarpetka – wyprana w letniej wodzie i wypłukana w płynie zmiękczającym – stała się królewskim doradcą.
Piątą skarpetką była naprawdę ostra i niemiła skarpeta z surowej owczej wełny, która uciekła przed koszem na śmieci. Trafiła na nieciekawe szare podwórko, na środku którego siedział kot. Ale nie szary tylko rudy i – w przeciwieństwie do skarpety – niezwykle miły w dotyku. Chwilę później na podwórcu pojawił się też chłopczyk o błękitnych, niewinnych oczach, wyglądający równie delikatnie i miło jak kot. A jednak chłopiec wcale nie był miły – ze smutku zrodziła się w nim niechęć do psów i kotów, a rudego czworonoga postanowił schwytać w worek po ziemniakach. Jednak skarpeta zorientowała się, co zamierza chłopiec i niewiele myśląc wskoczyła mu na głowę zakrywając całą twarz. Kotu udało się w tym czasie umknąć. Skarpeta zaś, ostatecznie odrzucona przez kota w róg podwórka, jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa, udało jej się bowiem ocalić istnienie. Po kilku dniach na podwórku zjawiła się para, która poszukiwała starych rzeczy do recyklingu. Dzięki skarpecie, wypranej i sprutej, dziewczynie udało się dokończyć sweter, który robiła dla chłopaka. W ten sposób brzydka i niepotrzebna nikomu szara skarpetka zmieniła się w sweter długowłosego chłopaka, wydzierganego z miłości.
Szósta skarpetka, jedna z czerwonych jedwabnych, należących do mamy, uciekła z kosza właściwie bez powodu. Trafiła na teren ogródków działkowych, gdzie zauważyła wytworną damę w turkusowej sukni, wdowę po generale, przyglądającą się z zatroskaną miną krzewowi różanemu. Specyficzny nawóz, który kobieta stosowała – czyli kostki po kurczakach – dawał (poza intensywnym wzrostem i pięknymi kwiatami) – efekty uboczne. Mianowicie różane krzewy wałczyły ze sobą zaciekle nocą, rankiem zaś były poniszczone. Tymczasem generałowa zgłosiła się do konkursu o tytuł najlepszego hodowcy róż, zaś nagrodą była wyprawa do najwspanialszego ogrodu różanego na świecie w Niemczech. Niestety na pięknym krzewie, który zamierzała pokazać w konkursie, nie pozostał ani jeden kwiat, ani jeden pączek. Skarpetka, która chciała podejść odrobinę bliżej generałowej, zaplątała się w gałęzie róży i zaczęła przypominać piękny, okazały kwiat. Tym sposobem generałowa zdobyła pierwszą nagrodę w konkursie, zaś jury było przekonane, że kobiecie udało się wyhodować całkiem nową odmianę, którą nazwali „Lola de Valence”. Skarpetka zaś pozostała na gałązce, którą generałowa postanowiła zerwać i zasuszyć na pamiątkę.
Siódma skarpetka była w paski, ozdobiona kotwicą, zaś mała Be nosiła ją, kiedy była mała. Bawiły się wówczas w marynarzy i słuchały opowieści mamy Be o przygodach morskich wilków. Teraz, po latach, znów chętnie by usłyszały pirackie opowieści. Pewnego dnia prawa skarpetka, bosman, namówiła kapitana – skarpetę lewą, do ucieczki. Jednak ostatecznie uciekła tylko skarpeta prawa, trafiając nad morze. Początkowo przeraziła się jego bezmiarem, na dodatek za śledzia wzięła ją rybitwa, która nagle uniosła skarpetę w górę. Kiedy ptak zorientował się, że popełnił błąd, wypuścił skarpetę z dzioba, ta zaś zaplątała się w rybacką sieć i wraz z nią została wyciągnięta z wody. Tym sposobem znalazła się na pokładzie plastikowego stateczku, którym przed laty bawiła się mała Be, a którym sterował ten sam plastikowy kapitan, co wówczas. Okazało się, że płynie do Hilo, gdzie gromadzą się wszystkie stare okręty i kapitanowie, którzy przeszli na emeryturę. Jednak skarpeta chciała przeżywać przygody, a nie odejść w zapomnienie, poprosiła zatem wiatr, by ten zabrał ją na brzeg morza. Po tych przygodach powróciła przez dziurę w podłodze do drugiej, stęsknionej skarpety. Razem się przytuliły i tak znalazła je mała Be, zaś jej mama postanowiła wyprać parę i podarować jakiemuś maluszkowi. Trafiły do chłopca, którego dziadek bardzo lubił opowiadać bajki. Co prawda nie o morzu, ale i tak skarpetkom bardzo się to podobało.
Ósma skarpetka, prawa, zielona, uciekła w pewien piątek, oburzona zachowaniem zimowych kalesonów taty. Trafiła do wspaniałego buczynowego lasu, w którym na pniach drzew było widać ogromne buczynowe oczy patrzące na wszystko życzliwie. Tak naprawdę były to wyrostki na bukowej korze, ale skarpetka o tym nie wiedziała. Na granicy lasu stała się świadkiem rozmowy wroniego małżeństwa, zamieszkującego gniazdo na wierzchołku starego buka. Ptaki kłóciły się codziennie, choć tak naprawdę bardzo się kochały. Ich głównym problemem była dziura w gnieździe, o tyle poważna, że pani Wrona właśnie wysiadywała jajka. Jakiś pisklak mógłby przez nią wypaść zanim jeszcze nauczyłby się latać. Pan Wrona szukając rozwiązania dostrzegł zieloną skarpetkę i postanowił wykorzystać ją do załatania dziury. Załatane gniazdo okazało się być bardzo komfortowe, zaś kiedy na świat przyszły pisklaki, zielona skarpetka pomagała pilnować maluchy.
Dziewiąta skarpetka, seledynowa, nieco przybrudzona, bo tata założył ją do sandałów, uciekła by zastawić pułapkę na złodzieja ulubionego przysmaku taty, czyli kocich języczków. Trafiła do cukierni „Gwiazdka” pod osłoną nocy obserwując, jak pani Mariola, kelnerka i kasjerka wyciera stoliki, a następnie specjalnym kluczykiem zamyka gabloty z ciastkami. Przyczajona pod stolikiem skarpetka czekała na rozwój wydarzeń, aż w końcu usłyszała, jak ktoś buszuje przy słoi z landrynkami, choć zabrakło jej odwagi, by złapać złodzieja. Co więcej, łobuz nie powstrzymał się również przed zjedzeniem innych ciastek, pozostawiając dookoła pełno okruchów. Następnego dnia skarpeta znów czuwała, jednak przed zmierzchem, wysmarowała całą podłogę pod oknem i parapet śmietaną. Rano było widać odciśnięte w śmietanie ślady małych stópek złodzieja. Pani Mariola ruszyła śladami złodzieja, prowadzącymi do śmietnika. Winowajcą okazał się być…czarny kot. Od tej pory w cukierni zamieszkał rudy jamnik o imieniu Gacek, który pilnował słodkości przed złodziejami.
Ostatnia, dziesiąta skarpetka, pochodziła z prawej stópki małej Be i była biała w czerwone kropki. Była strasznie ruchliwa i niesforna, uwielbiała się wygłupiać, biegać i jeździć na hulajnodze, a przez nią Be miała wciąż obdrapane kolana. Aż przyszedł dzień, kiedy Be musiała grzecznie siedzieć przy stole, a wówczas skarpetki bardzo się nudziły i nie rozweseliło ich nawet to, że dziewczynka chcąc nalać sobie sok z czarnej porzeczki, cała się nim oblała. Kiedy wszyscy wrócili do domu, mama kazała córce wrzucić do kosza brudne ubranie. Ten moment wykorzystała prawa skarpeta, która owładnięta nudą, postanowiła się przejść. Pojawiła się na ulicy wielkiego miasta, w trakcie deszczu, ale mimo tego uwagę skarpetki przyciągnął pewien pan w kapeluszu, który szedł powoli, jakby pogrążony w ponurych myślach. Okazało się, że mężczyzna martwił się o swojego syna Kajtka, który od kilku dni leżał w szpitalu, a lekarze robili wszystko, by go wyleczyć. Idąc za smutnym panem skarpetka trafiła do tego szpitala i tu już została towarzysząc chłopcu w chorobie i rozweselając go. Pan doktor, który planował zatrudnić kogoś do rozweselania nudzących się dzieci postanowił mianować skarpetkę specjalistą od rozweselania dzieci.
Po tę piękną książkę sięgnąć mogą nie tylko dzieci, dla których jest szkolną lekturą. Te porywające historie z morałem rozbudzają ciekawość i sprawiają, że zastanawiamy się również nad przygodami ... naszych zaginionych skarpetek.
Dla dzieciaków idealna, jednak ta piękną powieść warto też samemu przeczytać. Zdecydowanie polecam.
OdpowiedzUsuńDokładnie:-)
Usuń