Na koniec wakacji postanowiliśmy zawitać do Złotego Potoku. Co prawda nie na pstrąga do słynnej pstrągarni, ale po to, by zobaczyć minioną świetność pałacu Raczyńskich. Obecnie budynek stoi pusty, z tego, co się dowiedzieliśmy, obecny właściciel - skarb państwa toczy spór o niego ze spadkobiercami po Raczyńskich. Jest w stosunkowo dobrym stanie, choć okna wymagają już naprawy, ale ma ogromny potencjał, podobnie jak zresztą sama miejscowość, położona wśród lasów i form skalnych Jury Krakowsko-Częstochowskiej, w górnym odcinku doliny Wiercicy, 2 km od Janowa, przy trasie 793.
Historia miasta sięga początków państwa Polskiego, a pierwsza wzmianka o osadzie Potok, jako o rozwiniętym ośrodku hutniczym wytopu szkła, datowana jest na 1153 rok. Osada, wzbogacona wkrótce o kościół, została założona w dolinie Wiercicy przez rycerski ród Jelitczyków, a później rozbudowana przez możny ród Szreniawitów. Od XV wieku, po wymarciu linii Szreniawitów – Potockich, miejscowość należała do różnych rodów szlacheckich, m.in. Silnickich, Korycińskich i Koniecpolskich.Przez Potok przechodził szlak bursztynowy, a karawany kupieckie nocowały w sześciu karczmach, bowiem w średniowieczu była tu granica małopolski.
W Złotym Potoku w 1857 roku przebywał kilka miesięcy Zygmunt Krasiński, polski twórca epoki romantyzmu. Przybył tu do swego ojca Wincentego Krasińskiego, z żoną Elżbietą z Branickich i dziećmi, a dworek koło Pałacu Raczyńskich, w którym mieści się obecnie muzeum, do dziś nazywany jest dworkiem Krasińskich. Niestety w Złotym Potoku dotknęła Krasińskiego wielka tragedia, a mianowicie zmarła jego najmłodsza córeczka - 4-letnia Elżbietka, po czym poeta opuścił to miejsce, wrócił do Paryża i już nigdy tu nie wrócił. Sam dworek obecnie jest on w dużo gorszym stanie, niż pałac i lokalizacja muzeum regionalnego nie pomaga. Do Złotego Potoku trafiliśmy zresztą w poniedziałek, co oznaczało, że był on zamknięty, co w okresie wakacyjnym (dotyczy to zresztą większości muzeów) jest zupełnie niezrozumiałe.
Dworek Krasińskiego - Muzeum Regionalne |
Pałac Raczyńskich |
Pałac w Złotym Potoku został przebudowany w latach 50. XIX wieku, z inicjatywy nowego właściciela tego majątku – gen. Wincentego Krasińskiego. Powstał na miejscu zamku, a wcześniej dworu obronnego z wieżą, stojącego tutaj od końca XIII wieku. Ostateczną, neoklasycystyczną formę budynek uzyskał na początku XX wieku, po przebudowie dokonanej przez hrabiego Karola Raczyńskiego. Pałac otoczony jest przez rozległy park krajobrazowy. Niestety obecnie to tylko staw, trawa oraz drzewa. Wszystko nieco szare i smutne, czeka na lepsze czasy.
Przebywał tu również Jan Kiepura |
Pierwszy dwór obronny (zwany później zamkiem) w Potoku Złotym wzniesiono pod koniec XVI wieku. W 1625 roku Jan Koryciński sprzedał go Stanisławowi Koniecpolskiemu, hetmanowi wielkiemu koronnemu. Ten przekazał go swemu bratankowi, Janowi Koniecpolskiemu, który zapisał się w historii tych ziem założeniem miasta – Janowa. W XVIII i pierwszej połowie XIX wieku zamek przechodził z rąk do rąk, niszczejąc i podupadając na znaczeniu. W 1829 roku przejął go Stanisław Leski, który obok zrujnowanego budynku postawił drewniany dworek. Mieszkali w nim kolejni właściciele Złotego Potoku. Momentem przełomowym w dziejach miejscowości był zakup majątku w 1851 roku przez gen. Wincentego Krasińskiego. Na miejscu zamku wzniósł on rezydencję pałacową w stylu neoklasycystycznym. W 1857 roku przebywał w niej Zygmunt Krasiński z rodziną. W 1877 roku w pałacu zamieszkała najstarsza córka Zygmunta Krasińskiego, Maria Beatrix. Wyszła ona za mąż za hrabiego Aleksandra Raczyńskiego. Małżeństwo doprowadziło pałac do stanu świetności. Ponowną renowację pałacu przeprowadził hr. Karol Raczyński na początku XX wieku.
Pałac jest jednopiętrowy. Od frontu znajduje się pięcioosiowy ryzalit z trójkątnym szczytem – umieszczono na nim herb Raczyńskich.. Przed wejściem głównym stoi portyk z kolumnami, które podtrzymują balkon. Wejścia strzegą dwa kamienne lwy z kartuszami herbowymi Raczyńskich i Czetwertyńskich. Wnętrze było wielokrotnie przebudowywane. Dzieła sztuki i inne cenne przedmioty zostały wywiezione przez Niemców w 1945 roku, reszta została zniszczona - wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej. Niegdyś z prawego skrzydła pałacu wyrastała neogotycka wieża, ale została rozebrana w przededniu II wojny światowej.
Wracając, zatrzymaliśmy się na obiad w jednym z barów przy stawie Amerykan. Jest tu urokliwy widok na staw i ostańce w Rezerwacie „Parkowe”. Idzie tędy zresztą ścieżka przyrodnicza, przystanek 1 – Odkrywka wapienia skalistego. W samym kompleksie punktów gastronomicznych dostaniemy do zjedzenia niemal wszystko, począwszy od lodów, poprzez pierogi z pstrągiem, po samego pstrąga. Ja wzięłam sobie tylko kawę, ale P. jadł całkiem smaczny karczek. Obok znajduje się park linowy, spokojnie można tu również zostawić samochód i ruszyć ścieżką do rezerwatu.
Zobaczyliśmy jeszcze Bramę Twardowskiego, znajdującą się w drodze powrotnej do Sosnowca, w miejscowości Siedlec, w gminie Janów, w lesie przy drodze łączącej Siedlec z drogą wojewódzką nr 793 w odległości około 600 m od skrzyżowania tych dróg i parkingu. Trudno zauważyć tablicę, więc warto maksymalnie zwolnić – my mieliśmy szczęście bo na poboczu zatrzymał się już jakiś samochód, co zwróciło naszą uwagę. Brama Twardowskiego, to nic innego, jak skalny ostaniec, będący bramą do lasu złotopotockich. Skała została nazwana tak przez poetę, Zygmunta Krasińskiego, który często tędy spacerował. Za jego czasów wykonano też dla turystów drewniane schody ułatwiające zwiedzanie skały. Nie trzeba nawet mówić, że dziś już schodków brak, choć można bez problemu wspiąć się na nią, nawet z 3-letnim dzieckiem na ręku (przetestowane), choć trzeba zachować ostrożność – my byliśmy po deszczu i było naprawdę ślisko. Ale skała, a właściwie most skalny czy też olbrzymi pierścień (w zależności od kreatywności obserwatora), naprawdę robi wrażenie. Warto dodać, że podczas wojny, w 1939 roku w okolicach skały toczyły się krwawe walki AK z hitlerowskim najeźdźcą. Z bramą Twardowskiego związana jest również legenda mówiąc o tym, że panna przechodząc przez otwór w bramie szybko zmienia stan cywilny. Przejść się nie odważyłam, żeby nie sprowadzić na siebie nieszczęścia 😊 Inna legenda związana jest z samym czarnoksiężnikiem Twardowskim. Na skale znajdują się odciski, które według tej legendy pozostawił diabelski kogut, startując z Twardowskim na Księżyc.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy, niezamierzenie zresztą, do Czatachowej. Już kilkanaście lat temu słyszałam o różnych cudach mających tam miejsce i uniesieniach, zawsze też kusiło mnie, żeby sprawdzić atmosferę tego miejsca, nigdy jednak nie zmotywowałam się, żeby tam jechać. A warto zobaczyć Pustelnie Ducha Świętego i to niezależnie od systemu wiary - mnie, mającą dość sceptyczne podejście - miejsce to zauroczyło.
Czatachowa jest niedużą, liczącą około 100 mieszkańców, wioską, kilka kilometrów na północ od Żarek. W lesie, na wzniesieniu, powstała na początku lat 90. ubiegłego stulecia chrześcijańska pustelnia. Jej założycielami byli pobożni mężczyźni z ojcem Stefanem Legawcem, częstochowskim paulinem, na czele, który od swoich przełożonych uzyskał zgodę na podjęcie pustelniczego życia. Wkrótce po osiedleniu się w Czatachowie mnisi postawili drewnianą kaplicę, a przed nią kamienną bramę z napisem „Pustelnia Świętego Ducha”. Każdy z pustelników zamieszkał w zbudowanym przez siebie eremie – drewnianej chatce, krytej stromym, dwuspadowym dachem, ze skromnym wyposażeniem w środku - w postaci prostych mebli, pieca i trumny jako łóżka.
Na przełomie XX i XXI wieku w pustelni stanął kościół Ducha Świętego, wymurowany z wapiennego kamienia i otynkowany; wieżę przykryto blaszanym hełmem. W środku nowej świątyni znalazła się dotychczasowa kaplica. Dziś obok kościoła stoi drewniana kaplica pod wezwaniem św. Antoniego Pustelnika. Całość otoczono kamiennym murem, za który prowadzi okazała brama.
Czatachowa |
Na przeciwko kościoła jest również park św.Franciszka, gdzie można zasiąść np. do śniadania - znajdują się tu zadaszone wiaty z ławami, jest także niewielki plac zabaw dla dzieci - drewniany domek ze zjeżdżalnią, huśtawki, piaskownica. Miejsce ma w sobie coś takiego, że nie chce się wyjeżdżać.
Będąc w Czatachowej warto podjechać również na żydowski cmentarz znajdujący się w Żarkach, w pobliżu ul.Polnej, na tzw. Kierkowie. Jest to obecnie jeden z największych i najlepiej zachowanych jurajskich cmentarzy. Założony w 1821 roku był trzecim z kolei kirkutem w Żarkach, rozciągając się na 1,5 ha. Na zachowanych kamiennych macewach można podziwiać bogatą symbolikę (np. piękną i rzadko spotykaną gwiazdę 8 i 12-ramienną), liternictwo i zdobienia. Unikatowe są inskrypcje hebrajsko-polskie czy z arabskimi datami.
Super miejsca i wszystko fajnie historycznie opisane. Aż chce się tam być!
OdpowiedzUsuń