Minęły już dwa tygodnie od wizyty we wspaniałym miejscu, które chciałam wam polecić, a ja dopiero teraz przygotowałam ten wpis, ale wiele się dzieje, a ja wciąż jestem w permanentnym niedoczasie. Nie możecie jednak nie poznać tak wyjątkowego celu wycieczki, jak Zakątek Alpaka w Będzinie Łagiszy. Tym razem nie byłam tam z Klarą, a z moimi podopiecznymi, ale jestem przekonana, że z Małą jeszcze raz tam zawitam.
Już samo usytuowanie alpakarnii jest wyjątkowe - niby w mieście i przy autostradzie, a dzięki rozległemu terenowi, czujemy się niczym na wsi. Już po wyjściu z autokaru wita nas właściciel, z którym wcześniej telefonicznie się na wizytę umawiałam. Całą grupą przeszliśmy pod rozległe wiaty, na swego rodzaju placu zabaw (są tam m.in. huśtawki dla dzieci, ścieżka sensoryczna), by usłyszeć jaki będzie plan dnia, a także dowiedzieć się czegoś o alpakach (m.in. tego, że inaczej niż w przypadku lam, te plują tylko na siebie).
Kolejny punkt, to przystanek przy przesympatycznych króliczkach, którymi właściciele alpakarnii zostali obdarowani. Można je głaskać, choć chyba lepiej czują się kicając wśród skrzynek. Pieszczoty za to chętnie przyjmowały dwie przesympatyczne czarne owieczki Dolly i Polly, mieliśmy zresztą okazję je nakarmić, a jak się okazało, zasmakowały w karmie dla alpak. Te zresztą chyba wyczuły sytuację, bo wciąż próbowały zaczepiać uczestników. anim jednak mogliśmy pobawić się z chłopakami (alpacze panienki są bardzo płochliwe, stoją zamknięte w zagrodzie), to nakarmiliśmy również kury, podziwiając ich różnorodność.
Jeden z króliczków |
Dolly i Polly |
Słodkie kurki |
Mimo że uczestnicy nie mogli się oderwać od kur, ochoczo sypiąc im ziarno, to jednak zjawiliśmy się tu przede wszystkim dla alpak. A te, wyczuwając nadchodzącą porcję przysmaku, czyli marchewki, coraz śmielej nas zaczepiały. Wiadereczka marchewki są w cenie biletu, właściciel równie był nami na wybiegu, odpowiadając na zadawane pytania. Alpaki, z Guciem na czele, były naprawdę przeurocze, a jeszcze udało nam się trafić tuż przed strzyżeniem, mogliśmy zatem zobaczyć, jakie są puchate, pogłaskać je po głowach i podstawić pod pyski ręce pełne marchewek. W ich towarzystwie poszliśmy również zobaczyć ich stajnię oraz zerknąć na panienki, bacznie nas obserwujące zza siatki.
Po takich wrażeniach, nów przeszliśmy pod wiatę, na warsztaty wyklejania alpak runem (jedna z dostępnych opcji). Było mnóstwo zabawy, a każda z alpak wyszła zupełnie inna (i każda równie piękna). Pod koniec warsztatów uczestnicy już przyspieszyli tempo prac, bowiem dochodził nas już zapach pieczonych kiełbasek. Te - jeśli wybieracie wariant z ogniskiem - trzeba mieć ze sobą, ale właściciele oferują bułeczki z masłem czosnkowym (opieczone smakują wybornie) i pyszną herbatę.
Bilet wstępu kosztował nas 40 zł/osoba (w tym ognisko i warsztaty), opiekunowie wchodzili bezpłatnie. Właściciele wystawiają faktury. Czas, jaki należy przeznaczyć na taką atrakcję - ok. 2,5 godziny. Niezapomniane 2,5 godziny!
Kocham alpaki!
OdpowiedzUsuń