Autor: Mark Edwards
Wydawnictwo: Muza SA
Wybór miejsca na wymarzone wakacje jest sprawą niezwykle problematyczną, a dyskusje dotyczące wyboru kierunku podróży potrafią skłócić niejedną rodzinę. Nic dziwnego, przecież jedni wolą wypoczynek w leśnej głuszy i to ten ekstremalny, ze spaniem pod namiotem, inni zaś nie wyobrażają sobie wyjazdu poza wielkie miastko, wakacje kojarząc ze stolicami i zakupami oraz imprezami. Jak zatem pogodzić zwaśnione strony? Czy rozwiązanie z podróżami naprzemiennymi rzeczywiście jest dobre i czy skazywanie kogoś na dwutygodniową męczarnię co dwa lata jest rzeczywiście moralnie dopuszczalne? Już nawet nie mówiąc, że nikt nie bierze pod uwagę dzieci i ich preferencji.
Tom Anderson trafił wraz z czternastoletnią córką do „Płytkich Zdrojów” w Maine, bowiem chciał uniknąć upałów i koszmaru wakacji w mieście. Już w poprzednim roku byli na nie skazani, dlatego teraz – w ramach odmiany po Nowym Jorku – zaplanował dla siebie i córki wakacje na przysłowiowym krańcu świata. Tom łudzi się, że da mu to szansę nadrobić stracony czas, bowiem widuje się z Frankie tylko w wakacje. Od czasu przeprowadzki jego byłej żony do Stanów Zjednoczonych spędza z córką bardzo mało czasu, ale jest boleśnie świadom tego, że to on sam przyczynił się do rozpadu związku. Jako dziennikarz muzyczny borykał się z problemami w pracy, w tych czasach to bowiem trudny kawałek chleba i na dodatek niedoceniany. Mimo sugestii żony nie przebranżowił się, zaczął zamiast tego wyprzedawać wszystkie pamiątki związane z muzykami, by jakość związać koniec z końcem. Brak zleceń skończył się depresją, alkoholem i ogólną niemocą, której żona po prostu nie wytrzymała.
Teraz Tom powoli odbija się od dna, zaś wyjazd na łono natury ma być takim nowym początkiem. Nie spodziewa się jednak, że pobyt dostarczy mu materiałów do artykułu, a także, że narazi córkę na śmiertelne niebezpieczeństwo. Rezerwując domek w nowym ośrodku, Tom nie jest bowiem świadomy popularności tego miejsca, ani tego, co zdarzyło się tu dwadzieścia lat temu. Otóż w trakcie wycieczki szkolnej zostało zamordowanych dwoje romansujących ze sobą nauczycieli, pozostających zresztą w związkach. Eric Daniels i Sally Fredericks zostali znalezieni przez parę nastoletnich uczniów w centrum polany. Ciała leżały na wielkim kamieniu, na którym krwią Erica wymalowano symbole rogatego boga oraz potrójny wizerunek bogini. Wszystko to miało miejsce w trakcie Nowiu, zaś rytualny charakter zbrodni skierował podejrzenia na miejscowego dziwaka, Everetta Millera. Niebagatelne znaczenie w obciążeniu go winą miał fakt, iż symbole na kamieniu zostały wymalowane jego chustką, zanurzoną we krwi. Tyle tylko, że mężczyzny nigdy nie odnaleziono – zniknął w noc morderstwa.
Teraz do Penance zjeżdżają się miłośnicy krwawych historii, szczególnie od czasu pojawienia się w sieci podcastu o tej historii. Zresztą autorzy tej audycji wynajmują domek koło Toma i ochoczo wprowadzają Andersonów w szczegóły. Fakt, że morderca może krążyć po okolicy mimo upływu lat przyprawia o dreszcz, jednak znacznie gorsza jest świadomość, że na terenie ośrodka rzeczywiście dzieją się dziwne rzeczy. Mrówki w łóżku, martwe króliki przed drzwiami, tajemnicze wystrzały płoszące konie turystów czy pojawiająca się w oknie sylwetka rogatego boga i dziwne przekonanie turystów o obecności nieznanej istoty w domkach pobudzają wyobraźnie, ale czy rzeczywiście jest się czego bać? I czy wszystkie te wydarzenia mają nadnaturalny charakter czy może stoją za nimi ludzie? Na te pytania odpowiadać będziemy w trakcie lektury horroru pt. „Głusza”, który wzbudza nasz niepokój i jest w stanie skłonić nad do zmiany wakacyjnych planów. Szczególnie te osoby, które wybierają się do leśnej głuszy powinny przemyśleć podróż, a po znalezieniu martwego zwierzęcia pod schodami domku, natychmiast pakować się i wracać.
Mimo iż opublikowana nakładem Wydawnictwa MUZA SA powieść autorstwa Marka Edwardsa nie jest taka straszna, jak można by się było spodziewać, a początek książki może wydawać się nawet nudny, to akcja nabiera rozpędu, my zaś głowimy się, o co tak naprawdę tu chodzi. Zakończenie, równie dziwne jak cała książka, przynosi nam ulgę, bowiem z jednej strony zaczynamy rozumieć, z czym mamy do czynienia, ale z drugiej pozostawia pewien niedosyt. W rezultacie, mimo iż w książce strachu nie brakuje, to jednak mogłoby być i lepiej i straszniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz