Autor: Hubert Fryc
Wydawnictwo: JanKa
Część z nas wierzy, że nasze działanie, nasze aktywności, podejmowane decyzje, mają realny wpływ na naszą przyszłość. Poczucie sprawstwa daje siłę, pozwala wzrastać w wierze, że człowiek jest w stanie kształtować swój los, że miejsce, w którym się w danym momencie znajdujemy, to wynikowa naszych starań, że to my jesteśmy kowalami swojego losu. A jeśli coś idzie źle, wówczas możemy zawsze stwierdzić, że nie staraliśmy się zbyt mocno i zintensyfikować działania, albo nawet zmienić obraną drogę.
Są też osoby, które zdecydowanie wolą wierzyć, że jesteśmy zaledwie trybikami w maszynie życia, zaś patrząc na naszą egzystencję z perspektywy czasu - że przypomina ona raczej występ w teatrze lalek. Tak ujmując naszą sytuację, stajemy się niemal bezwolnymi kukłami, a cokolwiek byśmy zrobili (lub nie zrobili), to i tak znajdziemy się w danym miejscu i czasie. Coś bowiem nami steruje, a niezależnie od tego, czy nazwiemy to boskim planem, karmą czy też siłą wyższą, to tak naprawdę zwalniamy się nie tylko z konieczności działania, ale też z odpowiedzialności za ewentualną aktywność.
Tak właśnie robi bohater powieści pt. „Sztuka noszenia masek”, autorstwa Huberta Fryca. Opublikowana nakładem Wydawnictwa JanKa książka, to refleksyjna, ale i wstrząsająca opowieść, która zżera nas niczym robak, przewierca się przez nasz umysł i serce, prowokuje do zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi. To powieść będąca jednocześnie osobistą historią, spowiedzią, wiwisekcją, a jednocześnie pewną drogą, zarówno drogą życia, jak i drogą do swojego prawdziwego Ja. To wreszcie książka o skomplikowanych relacjach rodzinnych, o przemocowych związkach, o trwaniu u boku oprawcy, o DDA i o schematach powielanych pomimo strachu i wstydu.
Bohater powieści jest właśnie takim Dorosłym Dzieckiem Alkoholika, który doświadczył w domu wszystkiego, czego żaden człowiek doświadczyć nie powinien. Spirala picia i agresji po wypiciu stała się pętlą, która zaciskała się wokół szyi chłopca i jego bezwolnej, depresyjnej matki coraz mocniej. Aż dziw, że w pewnej chwili kobieta postanowiła odciąć się od tego wszystkiego i uciec z jedenastoletnim wówczas bohaterem do swojego ojca. Ale fizyczny dystans dzielący ofiarę i oprawcę to złudzenie, bardziej liczy się związek emocjonalny, swego rodzaju uzależnienie, które staje się determinującym czynnikiem upadku.
Im bardziej upada matka bohatera, pogrążając się w swoim świecie, tym bardziej wzrastać musi bohater, choć droga do złudnej wielkości jest długa i kręta. On jest jednak cierpliwy, znosi wszystko bez słowa, dorastanie z agresywnym alkoholikiem nauczyło go wiele, „wdrukowało” w niego pewien wzorzec zachowań. Milczenie i cierpliwość – trzeba mieć jej dużo, by w ciszy czekać na kolejny ruch przeciwnika, na potencjalny cios. W szkole bohater wygrał, nie tylko intelektualnie przewyższając rówieśników, ale również emanując tajemnicą oraz grozą. Dalszy wybór szkoły był zaledwie wypadkową pewnych zdarzeń i faktów – według bohatera takie rzeczy nie mają przecież znaczenia, bowiem nasz los jest z góry przesądzony. Teorię tę potwierdza jeszcze widok w lustrze – ilekroć bohater spogląda na swoje odbicie, widzi to kim się staje, widzi szalone oczy swojego ojca, a docelowo, nawet jego samego.
Mimo wszystko jednak pewne działania świadczą o tym, że nie do końca poddaje się on woli przeznaczenia. Książki, które pozwalają bohaterowi odnieść sukces, są pewną formą oczyszczenia się z brudu, a zatem… wyzwolenia? Podobnie jak próby bycia w związkach, choć nieudane, to jednak są przejawem człowieczeństwa. Wbrew temu, na jakiego potwora usiłuje kreować się bohater. W trakcie lektury zapominamy bowiem, że mamy do czynienia z powieścią, a co więcej – zaczynamy mieć wątpliwości, czy to powieść rzeczywiście, a nie spowiedź. Jedno jest pewne, ma ona działanie terapeutyczne, a jeśli nawet nie jesteśmy do końca przekonani, jak wpływa ona na bohatera, to doskonale czujemy, jak mocno wpływa ona na nas. Kto wie, być może pod jej wpływem zdecydujemy się nawet na zdjęcie masek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz