Autor: Stuart Turton
Wydawnictwo: Albatros
O tym, że nie ma statków niezatapialnych, przekonali się już boleśnie pasażerowie i projektanci Titanica, ale to tylko jeden z wielu przykładów tego, że nawet najsolidniej skonstruowany okręt, ma swoje słabe punkty. A kiedy jednym z nich nie jest sama konstrukcja, to zapewne jest to obsługujący go człowiek. Jednak wsiadając na pokład zwykle nie myślimy o katastrofie, nawet nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego, ile niebezpieczeństw może na nas czyhać, wolimy zatem skupiać się na celu wyprawy czy też na tym, by dobrze się bawić.
W 1634 roku w porcie w Batawii przyszłość statku handlowego Saardama, należącego do Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, poznał każdy, kto stał przy rampie. Makabrycznego widowiska, jakie było udziałem pasażerów trudno zresztą było nie zauważyć – płonący mężczyzna wykrzykujący słowa o klątwie przyciągnął bowiem tłumy. Trędowaty, który zgodnie z rozkazem gubernatora, powinien już dawno zostać unicestwiony, wdrapał się na skrzynki stojące na nabrzeżu i wykrzykiwał, iż ładunek statku splamiony jest grzechem, a każdego, kto wsiądzie na pokład czeka zguba. Z racji choroby mężczyzny można było wziąć te słowa za majaki oszalałego z bólu człowieka gdyby nie fakt, iż trędowaty … nie miał języka. Był zatem wyłącznie przyciągającą uwagę marionetką, tymczasem słowa wypowiadane były przez kogoś innego. A to już przypomina zatrważający plan, mogący mieć daleko idące konsekwencje…
Czy statek rzeczywiście został przeklęty? Jak potoczą się losy rejsu i jego pasażerów? Czy na pokładzie grasuje demon? Czy planowany jest akt sabotażu? Nad tym, czy problemy mają namacalne źródło czy też wykraczają daleko poza nasze poznanie rzeczywistości i należą do świata demonów, zastanawiać się będziemy wraz z tymi, którzy muszą podróżować statkiem, mimo tych gróźb. Powieść pt. „Demon i mroczna toń”, choć nie jest horrorem, ani nawet thrillerem, to z powodzeniem przyciągnąć może wielbicieli tych gatunków. W opublikowanej nakładem Wydawnictwa Albatros powieści mamy wiele emocji, którymi autor Stuart Turton umiejętnie steruje. Tym samym książka przykuwa naszą uwagę, a choć nie jest tak dobra jak „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle”, to utrzymana jest w podobnym klimacie i tak samo zaskakuje prowadzeniem akcji i zastosowanymi rozwiązaniami.
Wśród pasażerów wiele jest wysoko postawionych i majętnych osób, między innymi gubernator kolonii z żoną, córką oraz kochanką, a także słynny detektyw Samuel Pipps i jego uczeń Arent Hayes. Zapewne Pipps, nie tylko mistrz w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, ale też zdolny alchemik, bardzo szybko zweryfikowałby prawdopodobieństwo spełnienia się groźby gdyby nie fakt, iż przebywa on na statku w charakterze więźnia. Oskarżony jest o niesprecyzowaną zbrodnie chwilę po tym, jak okrył się chwałą odzyskują cenną dla gubernatora rzecz, nie rozumie, co właściwie się stało, ale jest pewien tego, że grozi mu stryczek. A choć nie wie, czym naraził się gubernatorowi to jest przekonany, że ten bezwzględny człowiek osobiście dopilnuje tego, by zapadł niekorzystny wyrok.
W tej sytuacji wyjaśnienie tego, czy zagrożenie jest realne i skąd tak naprawdę może przyjść, spada na ucznia Pippsa, rosłego mężczyznę nazywanego Niedźwiedziem. Może on liczyć na pomoc niektórych pasażerów, w tym żony gubernatora, Sary, która uwierzyła w przepowiednie trędowatego, niestety mimo próśb, została przez męża zmuszona do wejścia na pokład. Czy uczniowi, dzięki wskazówkom mistrza, uda się rozwikłać zagadkę? Przekonamy się o tym dzięki lekturze książki, którą – mimo objętości – pochłaniamy jednym tchem, trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że w zagrożeniu czającym się na statku rzeczywiście kryje się coś nadnaturalnego. Ten klimat grozy przenika się tu z ciekawością towarzyszącą rozwiązywaniu kryminalnej zagadki sprawiając, że mocno angażujemy się w lekturę. A mimo iż w pewnej chwili możemy poczuć znużenie ilością wątków czy zdarzeń, to warto przebrnąć przez ten moment po to, by dać się zaskoczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz