Autor: Jacek Łukawski
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Chcemy czy nie, nasze życie przenosi się coraz bardziej do wirtualnego świata, zaś pandemia przyspieszyła jeszcze ten proces. W sieci robimy coraz więcej rzeczy, nie tylko szukamy informacji, ale tu odbywa się coraz częściej proces zakupowy, ograniczając naszą potrzebę wyjścia z domu, a jednocześnie oszczędzając czas. Tu też zawieramy i podtrzymujemy znajomości, tu wreszcie szukamy autorytetów. Szczególnie wśród młodych osób coraz częściej decyzje (w tym decyzje dotyczące zakupu) podejmowane są pod wpływem polecenia znanej i lubianej osoby. Nie musi być to zresztą polecenie – wystarczy świadomość, że dana osoba używa określonej rzeczy.
Na tej podstawie karierę robią osoby aktywne w mediach społecznościowych, szczególnie, jeśli się czymś wyróżniają. Potencjał influencerów dostrzegły między innymi agencje reklamowe podejmując szeroko zakrojone współprace, podobnie zresztą, jak i pojedyncze marki. Treść kręconych przez influencerów filmików czy tematyka wpisów na blogu jest niezmiernie szeroka, wystarczy tylko znaleźć na siebie pomysł i po prostu działać. Niezależnie od tego, czy przygotowujemy materiał o jedzeniu, ciuchach czy modnych gadżetach obecnie musimy się czymś wyróżnić, bowiem takich osób, jak my, jest mnóstwo. Czy jednak na pewno najlepszym sposobem na podniesienie sobie oglądalności, jest … śmierć?
Popularna kielecka influencerka, prowadząca na YT jeden z kanałów foodhaulowych, Marta Skoczkowska, zapewne powiedziałaby, że tak. Niestety powiedziałaby, gdyby żyła, bowiem na swoim kanale zupełnie nieświadomie, zastosowała tę strategię marketingową. Jej śmierć, mimo iż widowiskowa, była jak najbardziej realna i ostateczna, bowiem zamiast musującej oranżadki, wypiła silny środek żrący, w wyniku czego konała na oczach tysięcy widzów ponad dwadzieścia minut, prezentując przy okazji działanie tego środka na tkanki miękkie. Tylko kilka osób zdecydowało się przy tym zadzwonić na numer alarmowy, pozostali powstrzymali się przed działaniem licząc na innych widzów.
Ten spektakularny sposób na odcinek programu (i na śmierć) przysparza sporo problemów prowadzącym sprawę śledczym. Prokurator Arkadiusz Painer, nieco gburowaty, antyspołeczny, zgromadził zespół indywidualistów, ale tylko oni pod jego przewodnictwem mają szansę rozwiązać sprawę. Aspirant Dariusz Kryński, a także Dorota Kowalska, technik kryminalna, którą z Kryńskim łączył kiedyś płomienny romans, a także młody informatyk „pożyczony” z wydziału do walki z cyberprzestępczością mają szansę odkryć klucz, którym posługuje się morderca, ale nie będzie to łatwe. Najwidoczniej bowiem obrał on sobie za cel popularnych influencerów, na Skoczkowskiej bowiem się nie kończy.
Widowiskowości kolejnych śmierci, fakt, iż odbywają się one online przyciąga zainteresowanie mediów, a co za tym idzie – presja rośnie, a przełożeni domagają się szybkiego rozwiązania sprawy. Tymczasem prowadzącym dochodzenie trudno jest nawet zrozumieć to, czym ci młodzi ludzie się zajmują, nie mówiąc już o mechanizmach, którymi tego rodzaju działania reklamowe się rządzą. Wraz z ciśnieniem dochodzi do spięć w zespole, tymczasem morderca nieubłaganie eliminuje następne ofiary, pozostając wciąż o krok przez policją. W tej sytuacji potrzebne będzie nieszablonowe działanie, do którego zdolny jest tylko Painer. Czy przyniesie ono spodziewany efekt? Kto stoi za tajemniczymi śmierciami? Konkurencja? Firma reklamowa? A może jej niezadowolony pracownik? Lista podejrzanych jest długa, a jednocześnie mało konkretna, nie wiadomo też tak naprawdę, jakim kluczem kieruje się morderca.
Rezultaty śledztwa, a przede wszystkim krętą drogę do prawdy poznamy dzięki znakomitej powieści Jacka Łukawskiego, kolejnej już zresztą o prokuratorze Arkadiuszu Painerze. Opublikowany nakładem Wydawnictwa Czwarta Strona „Podszept”, to prawdziwa gratka nie tylko dla miłośników kryminałów, ale i dla osób aktywnych w mediach społecznościowych, którzy być może sami działają na tym polu. To jedna z tych książek, która wstrząsa swoją realnością, plastycznymi opisami, a jednocześnie nawet brutalne sceny śmierci, uruchamiające wyobraźnię, nie odwracają uwagi od prowadzonego dochodzenia, ludzkich zachowań, a przede wszystkim od specyfiki mediów społecznościowych. Mimo iż nie wszyscy czytelnicy odnajdą się w słownictwie używanym przez autora (nawet śledczy nie zawsze się w nim odnajdują), to warto potraktować je jako znak naszych czasów i element rozwiązywania zagadki, w który to proces dajemy się wciągnąć, nieustannie krążąc w kółko, myląc tropy i mając świadomość, że morderca bawi się z nami „w kotka i myszkę”…
Widzę, że moje klimaty, chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuń