Autor: Louisa May Alcott
Wydawnictwo: MG
Są takie historie, które mimo upływu lat nie tracą nic ze swojej świeżości, które można wielokrotnie odkrywać, za każdym razem zwracając uwagę na inny ich aspekt. I nawet jeśli nasze życiowe doświadczenia sprawiają, że opowieści te stają się nieco naiwne, przerysowane, to wciąż sięgamy po nie z sentymentu. A także dlatego, że zwykle zawierają one całe pokłady wartości, którymi powinniśmy się kierować w życiu, prezentują, lepszy świat, gdzie dobro zawsze wygrywa, a poświęcenie zostaje nagrodzone.
Jedną z takich historii są „Małe kobietki” Louisa May Alcott, książka, po którą przynajmniej raz każdy sięgnął, a do której ja osobiści powracam regularnie. Słodko-gorzka opowieść o uroczych siostrach obdarzonych licznymi, wspaniałymi cechami charakteru, z których każda jest inna, a jednak wszystkie łączy wyjątkowa więź. Zrobiłyby wszystko nie tylko dla siebie, ale również dla rodziców, a patrząc na tę wspaniałą rodzinę aż serce rośnie. Od razu też chcemy być jej częścią, ogrzewać się tym ciepłem, które zawsze od nich biło nawet wówczas, kiedy nastały gorsze czasy, a kobiety dopadła bieda.
Dziś możemy odtworzyć tę wspaniałą atmosferę dzięki kolejnej wyjątkowej książce autorstwa Alcott, będącej kontynuacją „Małych kobietek”. Powieść „Dobre żony”, opublikowana nakładem Wydawnictwa MG, której akcja rozgrywa się trzy lata po zakończeniu poprzedniej części, znów przenosi nas do dawnych czasów, znów pozwala wierzyć w dobro, rodzinne szczęście i pomimo swojej mało realistycznej wymowy, znów zachwyca. Po książkę mogą sięgnąć nie tylko osoby, które pierwszy tom poznały (i pokochały), ale także ci, którzy z różnych powodów z pannami March jeszcze się nie spotkały. To również kolejny materiał, który aż się prosi o ekranizację, który dzięki plastycznym opisom, a także licznym ploteczkom związanym z rodziną Marchów i z otoczeniem, pozwala poczuć się częścią lokalnej społeczności.
Tak naprawdę niewiele się tam zmieniło, dziewczęta po prostu dorastają i każda na swój sposób i zgodnie z cechami charakteru próbuje ułożyć sobie życie. Nad wszystkim czuwa pan March, który dochodząc do siebie po wojennej traumie poświęca się książkom oraz swojej małej parafii. Jego żona jak zwykle stara się, by zarówno jemu, jak i dziewczętom niczego w domu nie zabrakło, dba również o okolicznych mieszkańców, choć coraz rzadziej pomaga w szpitalu, w którym wciąż przebywa ranna młodzież czy w przytułkach dla wdów. Teraz cały jej czas pochłaniają przygotowania do wesela, bowiem rozważna Meg wychodzi w końcu za Johna Brooke`a. Mężczyzna po powrocie z wojny zajął się buchalterią, chcąc zapewnić swojej małżonce godne życie, szykuje tez dla nich wspólny dom, zwany „Gołębim gniazdkiem”. I choć wiadomo już, że młodzi nie mogą liczyć na wygodne życie w dostatku, to jednak świadomość, że będą razem i wspólnie się będą dorabiać, dodatkowo ich łączy.
Pozostałe siostry wbrew pozorom wcale nie zazdroszczą Meg ślubu z Johnem. Jo nie wróciła już do ciotki March, która za to zajęła się swoją ulubienicą, Amy, wabiąc ją obietnicą finansowania lekcji rysunku u jednego z najlepszych nauczycieli. Jo poświęca się zatem w pełni pisaniu, tworząc kolejne dzieła, które – do momentu odkrycia – lądują w szufladzie. Nieco mało jest w książce Beth, może dlatego, że tak naprawdę nigdy nie doszła w pełni do siebie po szkarlatynie, pozostając cichą i nieco bezbarwną postacią.
Obserwując te wyjątkowe siostry, śledząc ich dorastanie, podejmowane przez nich życiowe wybory nie tylko dostrzegamy upływ czasu, ale zaczynamy tęsknić za tym światem z jego poważnymi, ale jakże dla nas obecnie trywialnymi problemami. Zaczynamy również tęsknić za czarno-białą rzeczywistością, w której wyraźnie widać różnice pomiędzy dobrem, a złem, w której liczą się fundamentalne wartości. Lektura książki jest jak podróż do czasów młodości, ale też odpręża i pozwala choć na chwilę uwierzyć, że ostatecznie zawsze się wszystko układa, że możemy liczyć na happy end. Dodatkową przyjemność czerpać możemy z obcowania z pięknym, ilustrowanym wydaniem tej książki w twardej oprawie. Ta niewyszukana elegancja, a także piękne ilustracje doskonale pasują do klimatu książki i wspaniale z nią współgrają, potęgując i nasz zachwyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz