Tytuł: Instytut
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Albatros
Telekineza, telepatia – to tylko dwa przykłady możliwości ludzkiego umysłu, które od lat fascynują naukowców. Nie od dziś wiadomo, że istnieje wiele grup osób, a nawet państwa, które w ludziach obdarzonych takimi zdolnościami upatrują nadziei na uzyskanie światowej przewagi bądź też chcą ich wykorzystać bezpośrednio w charakterze broni. Znany jest fakt prowadzenia przez Rosję w latach 1917 – 2003 badań nad kontrolą umysłu, na które rząd przeznaczył prawdziwy majątek. Prowadzone na ludziach eksperymenty związane były głównie z psychotroniką, a konkretnie z manipulacją ludzkim umysłem za pomocą fal elektromagnetycznych, choć i inne umiejętności były w kręgu zainteresowań.
Czy może zatem dziwić wykorzystanie tak gorącego tematu przez króla horrorów, Stephena Kinga. Tego pisarza nikomu nie trzeba przedstawiać bowiem powszechnie wiadomo, że spod jego pióra wychodzą niemal same bestsellery, co więcej – idealnie nadające się do ekranizacji. Nie inaczej jest w przypadku powieści „Instytut”, opublikowanej nakładem Wydawnictwa Albatros. To kolejny przykład mistrzostwa Kinga, a przy okazji dowód na to, do czego można się posunąć w pragnieniu władzy i kontroli. Po książkę sięgnąć mogą nie tylko miłośnicy pisarza, ale także zwolennicy spiskowych teorii dziejów oraz mrocznych klimatów, atmosfery grozy i rosnącego niebezpieczeństwa.
Chyba każdy słyszał o międzynarodowym stowarzyszeniu MENSA, zrzeszającym osoby o wysokim ilorazie inteligencji (IQ). Dwunastoletni Luke Ellis nawet nie musiałby się starać o członkostwo w tym stowarzyszeniu, wszak to genialne dziecko – został równocześnie przyjęty na uczelnie MIT i Emerson i na obu ma zamiar studiować. Jednocześnie to całkiem zwyczajny chłopak, który ma kolegów, lubi pizzę oraz colę, a nawet wciąż ogląda bajki (nawet jeśli robi to z podręcznikiem do fizyki kwantowej na kolanach). Jednak nawet tak bystry umysł, jakim dysponuje Ellis nie jest w stanie zrozumieć, w jaki sposób w ciągu zaledwie jednej nocy przeniósł się z pokoju we własnym domu do pomieszczenia identycznego, tyle że bez okna, na dodatek jednego z wielu pokoi w dziwnym ośrodku rządowym zwanym Instytutem.
Okazuje się, że w części budynku, w którym został umieszczony, zwanym Przednią Połową, znajdują się również inne dzieci. Co więcej, wszystkie dysponują nadnaturalnymi zdolnościami, takimi jak telekineza czy telepatia. Wszystko wskazuje na to, że właśnie z tego powodu chłopiec znalazł się w Instytucie, bowiem – poza byciem geniuszem – Ellis ma powiem zdolność poruszania przedmiotów, choć wiedzieli o tym tylko jego rodzice (a przynajmniej tak by się zdawało).
Mimo iż pokoje w Instytucie nie są zamykane na klucz, dzieci mogą się poruszać swobodnie po budynku, co więcej – mają zagwarantowany dostęp do zakazanych w ich wieku używek, to żadne z nich nie ma wątpliwości, że zostali porwani i są przetrzymywani, zaś każda próba ucieczki mogłaby się źle skończyć. Doskonale zdają sobie również sprawę, że prowadzone z ich udziałem badania i eksperymenty (w tym „zastrzyki na kropki”), są zaledwie wstępem do tego, co jeszcze je czeka. Po skończonych testach dzieci są bowiem przenoszone do Tylnej Połowy, skąd już nie wracają…
Jednocześnie z wizytą w Instytucie, mamy możliwość odwiedzić DuPray, małe miasteczko w Południowej Karolinie. Tu, na skutek zbiegu szeregu różnych okoliczności, zatrzymał się były funkcjonariusz policji, Tim Jamieson. Miejscowy szeryf zatrudnił go w charakterze nocnego stróża, choć biorąc pod uwagę doświadczenie gliniarza oraz jego szybką reakcję podczas napadu na małą stację, wkrótce proponuje mu dołączenie. Tim nie wie jeszcze, że to pociągnie za sobą kolejne wydarzenia, on zaś będzie musiał zmierzyć się z największym wyzwaniem w swoim życiu.
Co wspólnego ze sobą mają te wątki? Czy dzieci, z Ellisem na czele, potulnie czekać będą w Przedniej Połowie na rozwój sytuacji? Co mają na celu te skomplikowane badania prowadzone w ośrodku ukrytym głęboko w lasach? Przekonamy się o tym dzięki lekturze książki „Instytut”, która nie tylko od pierwszych stron porywa, ale też angażuje czytelnika emocjonalnie aż do ostatniej strony. Przy tym nie jest to książka oczywista, w której istnieją tylko dwie strony, dobro i zło. Grupa szalonych naukowców z doktorem Hendricksem i tajemniczą panią Sigsby tylko początkowo wydają się być „po ciemnej stronie mocy”. Rzeczywistość bowiem okazuje się być dużo bardziej złożona. Jak zatem zakończy się ta historia? Czy dzieciom uda się uciec? Na jakich zasadach funkcjonuje Instytut i kto za nim stoi? Pewne jest tylko to, że podczas lektury książki możemy dziękować za to, że … jesteśmy przeciętni.
Twórczość autora jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuńPolecam!
OdpowiedzUsuń