Tytuł: Pozwólcie pieskom przyjść do mnie
Autor: Bolesław Chromry
Wydawnictwo: W.A.B.
Jeszcze niedawno sporo mówiło się o pokoleniu IKEA, rzeszy dość bezrefleksyjnych ludzi ubranych w drogie kredyty na równie drogie mieszkania, wypełniających swoje przestrzenie meblami właśnie z popularnego sklepu o oszczędnym wzornictwie, wydających swoje ciężko zarobione pieniądze na to, żeby się pokazać, zabawić w weekend, stawiających na szybkie tempo życia. I choć wciąż jeszcze wielu z nich w ten sposób funkcjonuje, to po tym etapie konformistycznym i bezideowym, przyszedł czas na kolejną falę, na swego rodzaju pokolenie post-IKEA, czyli ludzi, którzy kwestionują wszystko, co tylko da się zakwestionować, którzy zrobią wszystko, by się wyróżnić z tłumu, by dać się poznać, jako oryginalni, znający się na wszystkim. W dobrych, dalekich od klasycznych ciuchach z metkami projektantów na wierzchu, grzebiący po śmietnikach albo starych bazarach, medytujący, przechodzący na wegetarianizm czy ogólnie robiący coś innego, niż wszyscy i w tej inności upatrujący sposobu na zaistnienie, podobnie często jak przedstawiciele pokolenia IKEA ocierają się o absurd, a nawet przekraczają jego granice.
Właśnie z osobnikami, których śmiało można zaliczyć do postikeowskich przedstawicieli społeczeństwa, mamy do czynienia w wielce osobliwej powieści pt. „Pozwólcie pieskom przyjść do mnie”. Autor, Bolesław Chromry, po okresie tworzenia powieści graficznych, („Pokrzywy”, „Renata”) i notesach/poradnikach („Notes dla ludzi uczulonych na gluten i laktozę”, „Elementarz Polski dla Polaka i Polki z Polski”), postanowił zabawić się nieco inną formą literacką, stawiając na fabułę i powieść, a raczej niekonwencjonalną satyrę na polskie społeczeństwo, choć nie oparł się również wątkom (pseudo)kryminalnym. Po książkę, opublikowaną nakładem Wydawnictwa WAB, sięgnąć mogą wszyscy, którzy lubią charakterystycznych bohaterów, którzy bardziej niż fabułę cenią sobie plastyczny opis sytuacji składający się na prawdziwa wartość opowiadanej historii, którzy nie boją się spojrzeć w lustro i znaleźć w nim … odbicie niektórych przynajmniej cech posiadanych przez sportretowanych bohaterów.
Poznajemy parę małżeńska, Bartka i Dorotę, pretendujących do miana „alternatywnych”. Na fali tego przekonania, mimo iż z kredytem ciążących na barkach i meblami (wciąż!) z IKEA, za wszelką cenę chcą być inni, chcą przekonać siebie i otoczenie o swojej wyjątkowości. Właśnie dlatego kupują wyzwolone książki autorów, których nie czytają, ozdabiają swoje ciała tatuażami, zamiast dziecka mają psa o imieniu Gizmo, a od poniedziałku do piątku funkcjonują w trybie dość biernym, marząc o dotrwaniu do soboty, kiedy to czeka ich niemal obowiązkowa wyprawa na Namysłowską. Nabywają tam dewocjonalia do swojej kolekcji (targując się przy tym o każdą złotówkę), a także wyszukują oryginalne przedmioty, bo w ich planach jest „odikeowanie” mieszkania (tylko design się liczy). W swoich markowych ciuchach, niezbyt konwencjonalnych, jak zresztą oni sami, nie zauważają nawet, jak bardzo żałośni są w tych swoich zabiegach.
To właśnie na wspomnianej Namysłowskiej, gdzie mieści się bazarek, na którym można zakupić przysłowiowe „szwarc mydło i powidło”, Bartek dostrzega pieska-Pusia, który staje się natychmiastowym obiektem jego miłości. Jeśli do tego nagromadzenia absurdów dodać jeszcze całkiem nie-designerskich sąsiadów, których czołowym reprezentantem jest Rafał, będący osiedlowym sebixem, jego rozhisteryzowaną mamusię i równie dziwaczną suczkę, otrzymujemy niezwykle ironiczny, i wcale nie sielski obrazek, w którym kryminalna opowieść stanowi tylko pretekst, by podkreślić absurdalność całej historii. Mimo iż początkowo uśmiechamy się czytając o tym małżeństwie, to tak naprawdę wcale do śmiechu nie jest, chyba że ma to być smutny uśmiech pełen autorefleksji. Pozory, które stwarzają Bartek i Dorota stają się bowiem ich codziennością, a pragnienie bycia autentycznym, ten autentyzm im odbiera. W rezultacie, obdarci z tych wszystkich markowych ciuchów i ambicji bycia kimś więcej, są … nikim. Zaś książka Chromrego, będąca odbiciem rzeczywistości, jest prawdziwie socjologicznym studium, z którego wnioski wyciągnięte wcale nie dają nadziei na zmianę, pokazują za to świat, który utknął w pułapce własnych dążeń do indywidualizmu i we własnej śmieszności.
Trochę mi się to kojarzy z Gombrowiczem albo Mrożkiem. Jestem wielce zaintrygowana tą książką 😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
subjektiv-buch.blogspot.com