Skoro poprzedni dzień przeznaczony był na odpoczynek i dobra strawę w Karczmie nad Przełęczą Kocierską (TU), zmobilizowaliśmy się, by wyruszyć nieco dalej, szlakiem zielonym. Szlak ten prowadzi od Zapory Porąbka, przez Porąbkę, Palenicę, Bukowski Groń, Trzonkę, Przełęcz Bukowską, Przełęcz Beskid Targanicki, Przełęcz Kocierską do Kocierzy.
Naszym punktem startowym był odcinek pomiędzy Przełęczą Bukowską a Trzonką, gdzie mieszkaliśmy, wędrujemy przez Masyw Bukowskiego Gronia. Początkowy odcinek szlaku jest mało problematyczny – droga łagodnie to wspina się ku górze, to opada, mijamy nawet kilka domków i mamy bliskie spotkanie z pilnującymi owieczek psami. W oddali widać nawet zaporę wodną w Porąbce, która – z tej perspektywy – wygląda wyjątkowo malowniczo.
W pewnym momencie jednak, przed zejściem do miasta, szlak prowadzi pionowo w dół. Nie byłaby to zapewne wielka trudność, gdyby nie fragmenty skał usuwające się spod nóg. W efekcie ten odcinek okazał się być tak niebezpieczny i wyczerpujący, że nie zdecydowaliśmy się już na powrót tym samym szlakiem i musieliśmy szybko zmodyfikować plany.
fot. J.Gul |
Stopniowo droga robi się coraz bardziej stroma i kamienista fot. J.Gul |
W końcu, zmęczeni, z bolącymi łydkami od trwającego długie minuty utrzymywania się w pozycji pionowej, dotarliśmy po ok. 2,30 h w okolice Kościoła w Porąbce.
Porąbka to letniskowa wieś leżąca w powiecie bielskim, nad Jeziorem Międzybrodzkim. Głównymi atrakcjami Porąbki są: piękne położenie wśród górskich szczytów i znajdujące się w pobliżu sztuczne zbiorniki wodne – Jezioro międzybrodzkie i Czanieckie. I to w zasadzie byłoby tyle, bowiem wioska nie ma do zaoferowania nawet uroczej kawiarni, w której można byłoby napić się dobrej kawy czy zjeść kawałek pysznej szarlotki.
Na moment wstąpiliśmy do Kościoła Narodzenia NMP, w pobliżu którego przechodziliśmy. Budowa tego pięknego kościoła rozpoczęła się 14 lipca 1904 roku, zaś 31 sierpnia proboszcz czaniecki ks. Wojciech Komperda, święci kamień węgielny kościoła, dla którego ustanowiono tytuł : "Narodzenia Najświętszej Maryi Panny". Już po roku, 14 września 1905, został poświęcony krzyż na wieży kościelnej i sygnaturka, zaś pod koniec 1905 roku świątynia była już ukończona w stanie surowym.
fot. J.Gul |
Kościół mierzy ok. 30 m długości i 10 m szerokości, zaś wieża, na której od 1912 roku znajduje się zegar, mierzy 44 m. Pierwotne kościelne dzwony zostały skonfiskowane przez Niemców w czasie II wojny światowej – te wiszące obecnie z 1950 roku zostały wykonane w odlewni w Kętach. Główny ołtarz został podarowany przez sąsiednią parafię, natomiast dwa boczne ołtarze wykonał artysta z Kęt. Ławki pochodzą z lat 70. XX wieku, zaś witraże – projektu p.Rychłowskiej-Malińskiej z Żywca, z lat 80.
fot. J.Gul |
Po lewej - figura z 1867 roku stojąca przy kościele fot. J.Gul |
Po drugiej stronie kościoła mieści się dom kultury. Zatrzymaliśmy się tu na chwilę, przestudiować umieszczoną na jego ścianie mapę i zastanowić się, co dalej.
fot. J.Gul |
Postanowiliśmy posilić się, a następnie udać w kierunku zapory i stamtąd przedostać na górę Żar, z niej już wracając do domu znaną nam drogą. Niestety budki z lodami czy fast-foodami nie spełniły naszych oczekiwań, dopiero jeden z mieszkańców polecił nam mały punkt w parku, nad rzeką Sołą. Co prawda z daleka nie wyglądał zachęcająco, ale jego usytuowanie było rewelacyjne – tuż przy wodzie. Okazał się jednak otwarty dopiero od 11, zatem po krótkim odpoczynku i obowiązkowym moczeniu nóg, ruszyliśmy w drogę, ku zaporze.
fot. J.Gul |
Szczęśliwie, tuż pod zaporą, udało nam się złapać „stopa”, a właściwie autobus PKS. Życzliwy kierowca zatrzymał się i wraz z nim podjechaliśmy pod most do Międzybrodzia Bialskiego, skąd już niedaleko mieliśmy do Międzybrodzia Żywieckiego i wjazdu kolejką na górę Żar. Gdyby nie autobus, byłoby nam trudno pokonać ten odcinek mając jeszcze świadomość, że czeka nas powrót do naszej chatki. Konieczność pokonania kolejnych, blisko 3 km w słońcu, osłodziły piękne widoki…
fot. J.Gul |
Okazało się, że również w Międzybrodziu Żywieckim trudno o kawiarnię, a karczma przy jeziorze czy restauracja w ośrodku wczasowym nie spełniały naszych oczekiwań. Zadowoliłam się zatem lodami włoskimi (pyszne), zaś P. kawą i bułką słodką (nieco podsuszona), w piekarni Chatka. Sympatyczna obsługa poinformowała nas o możliwości skrócenia nieco trasy dojścia do kolejki, dzięki czemu mogliśmy z bliska przyjrzeć się podniebnym akrobacjom szybowców i ich lądowaniu - u podnóża góry w 1935 roku powstało bowiem lotnisko szybowcowe, współcześnie działa szkoła szybowcowa.
fot. J.Gul |
Przecinając teren szkółki, podeszliśmy pod stację kolejki – na górę Żar dostać się można oddaną do użytku w 2004 roku koleją linowo-terenową. Tym razem zrezygnowaliśmy ze wspinaczki i wjechaliśmy na górę wagonikiem – niestety bez siedzeń. Cena biletu normalnego w jedną stronę wynosi 13 zł. Wjazd trwa ok. 6 min, a z kolejki – choć przez szybę – podziwiać można piękne widoki.
fot. J.Gul |
Po lewej - wnętrze kolejki / Po prawej - widok z trasy fot. J.Gul |
Na szczycie znów skorzystaliśmy z oferty gastronomicznej Dominium Pizza, decydując się na drobną przekąskę w postaci pieczywa czosnkowego. Tu, na szczycie, smakowało jak nigdzie indziej.
fot. J.Gul |
Tym razem mieliśmy szczęście – wiał dość porywisty wiatr, zatem mogliśmy obserwować start paralotniarzy ze szkółki (w tym loty w tandemie).
fot. J.Gul |
Kiczera jest szczytem górskim o wysokości 827 m n.p.m. Jego nazwa pochodzi z języka wołoskiego („chicera”) i oznacza „zarośniętą górę”. Południowe stoki grzbietu Kiczery opadają do pobliskiego potoku Isepnica, północne zaś - do potoku Wielka Puszcza. Południowo-wschodnia ich część prowadzi do Przełęczy Isepnickiej (698 m n.p.m.).
Ze szczytu Kiczery, widać doskonale górę Żar i znajdujący się na niej sztuczny zbiornik wodny. Panorama, obejmuje również widziane wcześniej z Żaru, pasma Beskidów. Na polanie znajduje się palenisko otoczone ławeczką oraz wiata. Jeśli zatem nie chcemy korzystać z oferty gastronomicznej góry Żar, to możemy zadbać o swój posiłek.
Po krótkim odpoczynku i zjedzeniu kilku garści jagód (zwanych tu wszędzie borówkami), ruszyliśmy w blisko dwugodzinną drogę powrotną do domu. To był męczący, ale piękny dzień…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz