Tytuł: Mam na imię Jutro
Autor: Damian Dibben
Wydawnictwo: Albatros
„Człowiek, który trzyma przy sobie psy, traci ich wiele w ciągu życia. Ja byłem psem, który tracił ludzi. Czas odbierał mi wszystko i wszystkich, których obdarzałem miłością”. O niezwykłej wierności psów, ich przywiązaniu, poświęceniu, nie trzeba nikogo przekonywać. Można tylko wspomnień o wielu wspaniałych czworonogach, którzy dali przykład swojej lojalności i wielkiej miłości do właściciela – jednym z takich psów był Hachikō rasy akita, który czekał w tym samym miejscu nieprzerwanie prawie dziesięć lat na powrót swojego pana przy tokijskiej stacji w dzielnicy Shibuya. Doceniając oddanie psa, mieszkańcy Tokio wybudowali obok dworca jego pomnik. Ale to tylko jeden z przykładów, zarówno psiego przywiązania, jak i dramatu, jaki rozgrywa się, kiedy znika właściciel.
Z taką traumą musi niestety zmierzyć się Jutro, wyjątkowy pies, który nie zważając na pogodę, czy inne przeciwności, dzień po dniu czeka blisko schodów weneckiej katedry na swojego pana. Pamięta jeszcze jego słowa, że gdyby się zgubili, to właśnie na stopniach budowli mają na siebie oczekiwać. Więc jutro czeka już … sto dwadzieścia siedem lat. Właśnie tyle czasu minęło, odkąd stracił mężczyznę z oczy, odkąd jedyny trop na który trafił, to leżący na podłodze szal, z którym pan się nie rozstawał.
To trwanie przez lata urozmaicane jest oczywiście obserwacją mijającego czasu, zmieniającej się mody, a także … kolejnymi przyjaciółmi, którzy odchodzą. Zawsze wybierał tych ludzi, którzy chcieli udzielić mu gościny, a jednocześnie mieszkali na tyle blisko katedry, by wciąż mógł obserwować schody. Oczywiście nikt nie mógł zastąpić mu jego pana, ale cenił tych ludzi za dobroć ich serca, za okazywaną serdeczność, energię. Wszyscy oni jednak starzeli się na jego oczach i odchodzili, a on ostatecznie znów pozostawał sam, oczekując na ten dzień, kiedy jego prawdziwy pan, znów wróci.
Wciąż też zastanawia się, co takiego mogło się stać, że jego pan zniknął. Wraca wspomnieniami do wspólnych chwil, wspólnych podróży: do pobytu w Alsynorze, Londynie, Pradze, Paryżu i Madrycie i wielu innych miejscach, w których Jutro żył ze swoim właścicielem niczym król, przyglądając się pracy swojego towarzysza – lekarza, chemika, malarza, człowieka rozlicznych talentów. Niestety pamięta też czasy, kiedy jego pan, przekonany, że musi spłacić dług, szukać odkupienia, tułał się po polach bitwy, w smrodzie, w kurzu i nieustannym huku armatnich dział i karabinów niosąc pomoc lekarską. Całe długie wspólne życie obiecywał Jutro, że pewnego dnia osiądą gdzieś, znajdą dom, nigdy jednak obietnicy tej nie dotrzymał. Jutro poszedłby jednak za nim na koniec świata, byleby pan tylko wrócił.
Wreszcie, pewnego dnia 1815 roku, Jutro decyduje się wyruszyć na poszukiwanie pana. Wszystko to za sprawa człowieka, którego miał nadzieję nigdy nie spotkać, Vildera, przed którym długo wraz z panem uciekali. Okazuje się, że Vilder również szuka pana Jutro, że ktoś widział mężczyznę do niego podobnego, który pomagał żołnierzom na polu bitwy. Jutro opuszcza zatem swój posterunek i wraz z psem, którym długie lata się opiekował, Sporco, wyruszają w długą i pełną niebezpieczeństwa drogę…
Czy jutro odnajdzie swojego pana? Co takiego się stało, że ten go opuścił? Jak to jest możliwe, że pies żyje ponad dwa wieki? Kim tak naprawdę jest Vilder i jakie ma zamiary? Na te pytania poszukiwać będziemy odpowiedzi w trakcie lektury pięknej niezwykle wzruszającej powieści „Mam na imię Jutro”, autorstwa Damiana Dibbena. Książka, w której narratorem autor uczynił psa, jest niezwykłą przygodą, nieco fantastyczną, jest też swego rodzaju podróżą w czasie – na kartach książki spotykamy bowiem miedzy innymi Mozarta czy Byrona. To także wspaniała historia przyjaźni: zarówno tej pomiędzy psem a człowiekiem, jak pomiędzy czworonogami. Nie sposób przejść koło tej lektury obojętnie, zostawia ona trwały ślad w naszych sercach i naszej duszy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz