Tak tu już niekiedy przewrotnie bywa, że ja – nie lubiąc zoo – odwiedziłam już chyba wszystkie w Polsce. O wizycie w opolskim zoo pisałam TU, teraz natomiast przyszedł czas na najstarszy tego typu obiekt w kraju, czyli wrocławskie zoo. Podróż z Katowic zajmuje około 3 godzin, a choć zdecydowanie uważam, że zoo to jest przereklamowane (a już na pewno wrażenia nie są adekwatne do cen biletów), to osoby zainteresowane poznaniem dzikich zwierząt czy dzieci, które dotąd widziały je tylko na obrazkach, z pewnością znajdą tu coś dla siebie.
Ogród zoologiczny we Wrocławiu został otwarty dla zwiedzających 10 lipca 1865 roku i w 2015 roku obchodził swoje 150-lecie. Według danych zamieszczonych na stronie internetowej obiektu, posiada on najbogatszą kolekcję zwierząt w kraju i jedną z bogatszych kolekcji gadów i płazów w Europie. W zoo mieszka obecnie około 12 000 osobników reprezentujących ponad 1 100 gatunków. Niestety – pomijając Afrykarium, większość zwierząt w okresie mojego pobytu była niedostępna.
fot. J.Gul |
W skład budowlanej infrastruktury ogrodu wchodzi kilka interesujących obiektów, reprezentujących XIX-wieczny historyzm i eklektyzm, z których większość jest dziełem architektów Karla Schmidta i Alberta Graua. Znajdują się w nich wybiegi i schronienia dla zwierząt.
Tak naprawdę wrażenie zrobiło na mnie jedynie Afrykarium, pierwsze w Polsce (choć z pewnością nie unikatowe na skalę świata) oceanarium, znajdujące się niedaleko wejścia do ogrodu. Mieszka w nim ponad 14000 zwierząt, reprezentujących blisko 1100 gatunków. To głównie ryby, w tym rekiny i płaszczki, są również manaty, hipopotamy nilowe, mrówniki, golce i kilkadziesiąt wolno latających ptaków. Ideą powstania tego obiektu była prezentacja różnorodnych ekosystemów związanych ze środowiskiem wodnym Czarnego Kontynentu. Trasa zwiedzania obejmuje wyprawę przez takie strefy, jak Morze Czerwone, gdzie w zbiornikach odtworzono ekosystem rafy koralowej i można podziwiać ponad 60 gatunków pięknych, kolorowych ryb.
fot. J.Gul |
Z kolei w strefie Afryki Wschodniej spotkamy hipopotamy nilowe, mrówniki, golce. Są tu również akwaria z endemicznymi rybami z jezior Wielkich Rowów Afrykańskich - Tanganiki i Malawi, a także jedne z najmniejszych i najwdzięczniejszych antylop świata, czyli dikdiki.
fot. J.Gul |
W kolejnej strefie - Kanale Mozambickim wkroczymy do niemal dwudziestometrowego, przezroczystego tunelu z akrylu, który umożliwia podziwianie żółwia zielonego, rekinów, płaszczek, a także innych gatunków ryb, pływających ponad głowami. Szczególnie wspomniane plaszczki, niektóre sporych rozmiarów, robią wrażenie, kiedy swoimi ciałami zasłaniają nam widok.
fot. J.Gul |
Ostatnie dwie strefy, to: Wybrzeże Szkieletów, gdzie spotkamy kotiki afrykańskie oraz pingwiny przylądkowe, meduzy, mureny oraz ciekawe gatunki ryb jak np. skrzydlica; a także Dżungla nad rzeką Kongo, z manatami i ptakami.
fot. J.Gul |
W Afrykarium – z uwagi na specyfikę obiektu – jest dość gorąco, ale znajduje się tam szatnia w której można pozostawić okrycie. Przy wejściu jest również tablica informująca o porach karmienia zwierząt, choć przyznam, że na przykład pokaz karmienia kotików czy rekinów był nieco rozczarowujący – po prostu element codziennych obowiązków pracowników. W Afrykarium jest też restauracja typu bistro z całkiem dobrym jedzeniem, w której dodatkową atrakcją są przeszklenia, dzięki czemu możemy obserwować wybiegi dla zwierząt znajdujące się poniżej. Jest również sklep z pamiątkami, choć – jeśli nie chcemy zrujnować swojego budżetu – lepiej omijać go szerokim łukiem.
Do pozostałych atrakcji zoo można zaliczyć tzw. odrarium, czyli ekspozycję polskiej fauny i flory związanej z sąsiadującą z zoo Odrą.
fot. J.Gul |
Odwiedzając zoo z pewnością nie można mieć zastrzeżeń co do warunków w jakich żyją zwierzęta – wybiegi są duże, dobrze zabezpieczone, pokryte roślinnością. Niestety wielu zwierząt na wybiegach nie było, a jeśli powodem mogła być temperatura około 14 st.C, to może należałoby się zastanowić nad sezonowością obiektu, bądź obniżeniem ceny biletów w niektórych miesiącach – 51 zł za bilet normalny i kilkadziesiąt zwierząt rozsianych na 33 hektarach to nieco dużo.
fot. J.Gul |
Na terenie ogrodu jest kilka restauracji (my obiad jedliśmy w Restauracji Letniej i zdecydowanie chłodny kotlet, ziemniaki i nieco surówki nie były warte swojej ceny 30 zł), są też ławeczki, na których można przysiąść, kiedy zmęczymy się już zwiedzaniem. Mocnym punktem zoo są oznakowania: tabliczki na rozwidleniach ścieżek wskazują nam kierunki w których znajdziemy poszczególne zwierzęta, co kilkadziesiąt metrów umieszczono również plany ogrodów. Jeśli chcemy mieć swój własny plan musimy niestety zapłacić 3 zł. To kolejny słaby punkt – przy cenie biletu schematyczna mapka powinna stanowić jego część.
Byłam przekonana, że na zwiedzenia zoo nie wystarczy nam całego dnia, dlatego w pierwszej kolejności obrałam strategie odwiedzenia Afrykarium i wybranych zwierząt na terenie ogrodu. Szybko się jednak zorientowałam, że cztery godziny (nie licząc posiłku) zupełności wystarczą na to, by nie tylko zwiedzić cały obiekt, ale jeszcze uczestniczyć w co najmniej jednym – rozczarowującym jak całe zoo – pokazie karmienia.
Byłam tam i niestety bilet dla mnie za drogi.. Bardziej mi się podobało opolskie bądź gdańskie zoo, a do innych zapewne jeszcze trafię i wtedy porównam ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, 51 zł uważam za przesadę. Podobnie jak fakt, że za wszystko trzeba płacić (mapka), zaś ceny w sklepikach są zawrotne.
Usuń