Zima nas nie opuszcza, a wielu miejscach kraju śniegu jest całkiem sporo. Taka pogoda sprzyja górskim wyjazdom i to nie tylko po to, by założyć narty czy poszaleć na desce. To również doskonała aura dla kuligu, który pozwala się poczuć jak przedstawiciel XVI- wiecznej szlachty czy magnaterii.
W góry usiłowaliśmy się wybrać z P. już od kilku tygodni, niestety wciąż odciągały nas od tego obowiązki służbowe. Planowaliśmy górską wspinaczkę, zakończoną rozgrzewającą wizytą w schronisku i właściwie na marzeniach o takim wypadzie minął cały styczeń. Niespodziewanie jednak to ja zyskałam możliwość wyrwania się na wycieczkę, choć o nieco innym charakterze, niż ten zakładany. Mimo iż jestem przeciwnikiem rozrywek, do których wykorzystywane są zwierzęta, to jednak wybrałam się na kulig, w charakterze opiekuna grupy niepełnosprawnych osób. wraz z grupą niepełnosprawnych osób. W ten sposób piątek spędziłam w Wiśle, choć atrakcją nie był sam kulig, a piękne okoliczności przyrody, w których się on odbywał.
Tradycja kuligów
Kuligi są częścią staropolskiej tradycji, sięgającej XVI wieku. Wówczas to kulig stał istotną częścią życia magnaterii oraz średniej szlachty. Był jednak nie tylko okazją do dobrej zabawy, ale również formą sprzeciwu przeciw zaborcom – wszak zabawa na śniegu stanowiła dowód na kultywowanie jednej z polskich tradycji. Całemu kuligowi przewodził tzw. arlekin, który wyznaczał trasy kuligu. Nie mogła ona być przypadkowa, bowiem kulig musiał biec takimi szlakami, by na jego drodze znalazły się posiadłości pokłóconych ze sobą rodów. Taka forma współpracy miała służyć ewentualnemu stawieniu wspólnie czoła zaborcom.
Przed rozpoczęciem kuligu, służba zaprzęgała konie, mościła słomą sanie, wyściełając je dodatkowo wyprawionymi skórami zwierząt. Nie można było ruszać w drogę z pustym żołądkiem, zatem przed wejściem na sanie pito strzemiennego, zaś do sań ładowano zapasy pieczystego, a także różnego rodzaju rozgrzewających trunków, które rozgrzewały w trakcie podróży. Koniec dnia spędzano przy ognisku, ogrzewając zmarznięte ciała nie tylko napitkiem, ale i śpiewami i tańcami, które nierzadko trwały do białego rana.
Kulig w Wiśle
My co prawda z racji charakteru wyjazdy nie trzymaliśmy się tradycji, obyło się zatem bez strzemiennego. Z Sosnowca natomiast dojechaliśmy autokarem do Wisły Czarne, gdzie spod budynku OSP mieliśmy o godzinie 11 wyruszyć na kulig.
fot. J.Gul |
fot. .Gul |
Miejscowość Wisła znana jest przede wszystkim z dokonań Adama Małysza oraz Źródeł Wisły na stokach Baraniej Góry. Początek rzeki Wisły tworzą bowiem dwa górskie potoki: Biała Wisełka i Czarna Wisełka, wpadające do Jeziora Czerniańskiego, które po połączeniu się, tworzą rzekę Wisłę.
Trasa kuligu biegnie przez urokliwe tereny rezerwatu przyrody, wzdłuż doliny Białej Wisełki. Dolina ma 7 kilometrów długości, jest otoczona starym lasem świerkowym, i przez całą jej długość płynie górski potok, Biała Wisełka, wijąc się malowniczo pomiędzy skałami. Teraz rzeka jest widoczna tylko miejscami, sporo bowiem jest skuwającego jej powierzchnię lodu. Dolina ma 7 kilometrów długości i przez całą jej długość płynie górski potok, wijąc się malowniczo pomiędzy skałami. Trasa kuligu przebiega przez obszar Baraniogórskiego Rezerwatu Przyrody Wisła. Jeszcze za czasów Habsburgów wytyczono wzdłuż niej drogę spacerową do Wodospadów Rodła, którym obecnie biegnie szlak turystyczny na Baranią Górę (niebieski). Po drodze spotkaliśmy zresztą kilka osób, które zdecydowały się pokonać trasę pieszo.
fot. .Gul |
My jednak załadowaliśmy się na sanie, ciągnięte przez dwa konie (w okresie letnim, jesiennym, wiosennym, organizowane są przejazdy na wozach). Całą, trwającą około dwóch godzin imprezę, zorganizowała firma usługowa „SKAŁKA” z Wisły. Na wozie powinno znajdować się dwanaście osób, siedzenie sań wyściełane jest kocami. Niestety brak jest – jak to dawniej bywało – skór zwierzęcych, którymi można się opatulić. Podróż trwa około 30 minut, warto zatem ubrać się ciepło, bowiem przynajmniej koc a nogi zdecydowanie by się przydał. W trakcie jazdy możemy zachwycać się wspaniałą przyrodą – jestem przekonana, że szlak ten równie pięknie wygląda o każdej porze roku, zatem z pewnością tu wrócę – tyle tylko, że wyłącznie na własnych nogach.
Biesiadujemy...
W ofercie kuligu jest nie tylko sam przejazd, ale i poczęstunek w „Góralskiej chacie Skałka”. Chata to jedno pomieszczenie, wypełnione stołami, z dwoma paleniskami, w których wesoło huczy ogień. Właśnie przy tym ogniu nasza grupa miała za zadanie upiec sobie zamówione kiełbaski (pyszne!), zagryzając je chlebem ze smalcem (dostępne były też kromki chleba bez smalcu) i zagryzając swojskim kiszonym ogórkiem. Do tego dostaliśmy gorącą herbatkę z sokiem, na deser zaś po kawałku pysznego sernika z kruszonką. I choć wystrój chary jest dosyć siermiężny, zaś konsumpcja odbywa się z wykorzystaniem jednorazowych naczyń, to zdecydowanie jest klimat. Szczególnie, że nie obyło się również bez góralskich śpiewów… Największym wyzwanie całej wyprawy okazało się być korzystanie z toalet – znajdują się one na zewnątrz górskiej chaty – toalety typu toi toi zamknięte są drewnianym baraku, ale mimo to skorzystanie z nich przy minusowej temperaturze stanowi wyczyn.
Po skończonej biesiadzie czas ruszyć w drogę powrotną – znów wsiadamy do sań, które odstawiają nas do początkowego miejsca. Koszt takiej imprezy to około 50 zł, na miejscu w chacie można dokupić jeszcze np. grzane wino czy kawę.
Cudowna wycieczka :) sama bym się chętnie przejechala
OdpowiedzUsuńJa do Wisły wracam za dwa tygodnie, choć już nie na kulig. Uwielbiam zarówno te miejscowość, jak i Ustroń.
UsuńNarty, kuligi i wspinaczki — z tym właśnie kojarzy mi się piękna Wisła. Hotele, które położone są w tej miejscowości oferują bardzo atrakcyjne noclegi w dobrych cenach. Pamiętam, że moja firma organizowała nawet kiedyś wyjazd integracyjny, który odbywał się właśnie w tym mieście. Chyba właśnie wtedy zakochałam się w Wiśle, a miłość ta pozostała we mnie po dziś dzień.
OdpowiedzUsuńO tak, to wspaniała miejscowość! I to o każdej porze roku!
Usuń