Tytuł: Grzechy ojców
Autor: Ruth Rendell
Wydawnictwo: Replika
„Kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłości” – pisał George Orwell i historia pokazuje, że miał on racje. Co jednak wówczas, kiedy przeszłość pozostaje niewiadoma lub – co gorsze – zakłamana? Kiedy wiele jest wersji tej samej opowieści, a teoretycznie każda może być prawdziwą? Wówczas pozostaje bazować na dowodach, lub poszlakach, ale pozostaje to obarczone dużym ryzykiem błędu. Można go jeszcze zaakceptować, kiedy w grę nie wchodzą poważne kwestie. Problem robi się wówczas, kiedy na szali stawiamy ludzkie życie…
Według nadinspektora Wexforda nie było żadnych wątpliwości, że niejaki Herbert Arthur Painter, szofer, ogrodnik i złota rączka w jednej osobie, zamordował swoją pracodawczynię, Panią Painter. Powodem zbrodni dla mężczyzny, który pracował w tym samym charakterze przez dwadzieścia pięć lat, była rzekomo podwyżka, a właściwie jej brak. Czy to jednak wystarczający motyw, by zmasakrować siekierą bezbronną dziewięćdziesięcioletnią staruszkę? To pytanie, na które – jak się wydawać mogło szesnaście lat temu – Wexford znalazł odpowiedz. Medialna sprawa o to brutalne morderstwo, była pierwszą, jaką funkcjonariusz prowadził samodzielnie. Mimo iż w materiale dowodowym było sporo luk, a motywacja rzekomego mordercy, dość wątpliwa, to Painter został skazany i … powieszony. Czy jednak rzeczywiście był winny popełnionej zbrodni?
To pytanie powraca po szesnastu latach od okrutnej zbrodni, która wstrząsnęła małym, wiejskim miasteczkiem Kingsmarkham. Stała się też kanwą powieści „Grzechy ojców”, autorstwa Ruth Rendell. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Replika powieść, to drugi już - po "Z najlepszymi życzeniami śmierci" - tom historii o Wexfordzie. Specyficzny klimat książki sprawia, że ma ona swoich miłośników, a te osoby, które dotąd nie miały styczności z pisarstwem zmarłej już niestety autorki, będą mogły określić swój stosunek do tej powieści. „Grzechy ojców” mogą bowiem zachwycać, ale można równie dobrze przejść koło nich obojętnie, szczególnie jeśli oczekujemy dynamicznej akcji czy spektakularnych jej zwrotów.
Tym razem to nie Wexford jest gwiazdą, a wielebny Archery. Jego ukochany syn chce bowiem żenić się z niejaką panną Kershaw, a właściwie panną Painter, bowiem kobieta z uwagi za grzechy ojca postanowiła zmienić nazwisko, by uciec przed napiętnowaniem. Przebojowa, wyzwolona panna Kershawa jest nie tylko studentką uniwersytetu w Oksfordzie, gdzie studiuje nauki współczesne, ale … córką mordercy. Czy jednak rzeczywiście? Zapoznając się ze szczegółami historii wielebny Archery ma coraz większe wątpliwości do winy skazanego Paintera. Z tym większą intensywnością i zapałem prowadzi własne dochodzenie, odkrywając kolejne mroczne tajemnice.
Jak zakończy się ta kryminalna opowieść? Przekonamy się o tym dzięki lekturze powieści „Grzechy ojców”, która – choć brak jej spektakularności – jest solidnie opowiedzianą historią. Atmosfera, jaką autorce udało się stworzyć na łamach tej publikacji, jest największym jej atutem i to właśnie ona przyciąga i sprawia, że nawet leniwie toczące się wydarzenia, nie zrażają czytelnika, który coraz bardziej wikła się w opowieść o morderstwie, z coraz większym zapałem dąży do poznania prawdy. Co niezwykłe, mimo iż autorka odebrała w tym tomie Wexfordowi palmę pierwszeństwa, to opowieść zupełnie na tym nie traci. Co więcej, mimo cyklicznego charakteru, staje się osobną historią, choć jestem przekonana, że część czytelników, po odłożeniu tego tomu, bez wahania sięgnie po cześć pierwszą, by znów zatopić się w pasjonującym procesie śledzenia zbrodni…
Lubię jak w książce jest dobra atmosfera możliwe, że się skuszę na tę pozycję :)
OdpowiedzUsuńŚwietna, intrygująca recenzja!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Dziękuję. Również pozdrawiam:-)
Usuń