Tytuł: Dziecko w czasie
Autor: Ian McEwan
Wydawnictwo: Albatros
Codziennie ginie w Polsce 4 dzieci poniżej 13 roku życia, a przyczyną większości zaginięć jest nieodpowiednia opieka, nieuwaga rodziców czy opiekunów. Trudno powiedzieć, jak te statystyki przekładają się na sytuację poza granicami kraju, ale można domniemywać, że wygląda to podobnie. Trudno sobie wyobrazić szok rodziców i to uczucie w chwili, kiedy uświadomią sobie fakt zniknięcia dziecka. Trudno też pojąć ogrom pustki i bólu, który towarzyszy kolejnym dniom, tygodniom, miesiącom a nawet latom oczekiwania na jakiekolwiek wieści.
Właśnie to przytrafiło się małżeństwu Lewis, a zniknięcie ich córeczki położyło się cieniem na ich przyszłym, wspólnym życiu. Ich trwające sześć lat małżeństwo wydawało się trwałe, niezwykle zgodne, wręcz modelowe. On, autor poczytnych książek adresowanych do młodych czytelników, ona – skrzypaczka, odnosząca małe sukcesy podczas występów z kameralnym zespołem. Ich córeczka, Kate, była prawdziwym „oczkiem w głowie”, rezolutnej trzylatce udało się skraść ich serca.
Niestety, wraz z jej nagłym zniknięciem te serca pękły na pół. Tym bardziej, że porwanie dziewczynki miało miejsce w obecności ojca – Stephen zaledwie na chwilę odwrócił wzrok kładąc zakupy na ladzie supermarketu, by zaraz zarejestrować fakt, iż córki już przy nim nie ma. Nikt inny nie zauważył jej zniknięcia, nikt nie był w stanie wskazać możliwego ciągu zdarzeń. Stephen pogrążył się w rozpaczy zapijając smutek i poczcie winy, zaś Julie wolała odejść, być może dlatego, by nie wykrzyczeć mężowi w twarz tego, jak bardzo go nienawidzi….
Dramatyczne losy pary zostały opisane w powieści „Dziecko w czasie”, autorstwa Iana McEwana. Niestety, opublikowana nakładem Wydawnictwa Albatros powieść, jest najsłabszą książką autora, zaś zagłębiając się w tekst wciąż staramy się doszukać akcji, Abo choć znaleźć sens w wywodach bohatera na temat komisji oświatowych i szkolnych programów. Nawet, jeśli miałaby to być forma ucieczki od problemów, od życia, to z każdą kolejną stroną robi się coraz mniej zrozumiała i wciągająca. Podobnie jak niezrozumiały i niepotrzebny jest wątek przyjaciela Stephena, Charlesa, byłego polityka i biznesmena, który został dotknięty chorobą zdziecinnienia, choć wydaje się w tej chorobie radosny, wręcz szczęśliwy. Dlatego też książkę polecić można wyłącznie miłośnikom autora, którzy kierowani lojalnością doszukiwać się będą w niej głębszego sensu.
Choć tym razem McEwan zupełnie nie wykorzystał potencjału tkwiącego w tej historii, to nie można mu odmówić sprawnego władania słowem, poetyckiego wręcz tekstu. Szkoda tylko, że tekst ten zabarwiony jest politycznie, że autor nie skoncentrował się na zgłębianiu wnętrza bohaterów, ich przeżyć i emocji. Nawet jeśli jego celem nie było tworzenie kryminału, nawet jeśli nie chciał, byśmy śledzili na łamach książki akcji poszukiwawczej, oczekiwać można od książki wnikliwej analizy stanu emocjonalnego bohaterów, dokładnego pokazania procesu żałoby po stracie, a także powolnego rozpadu małżeństwa. Szkoda, bowiem sam fakt, iż Stephen nie może pogodzić się z utratą córeczki, fragmentaryczne zdania o tym, jak bardzo cierpi i w każdym dziecku doszukuje się swojej Kate to zbyt mało, by poczuć jego ból, by wraz z nim go przeżywać…
Szkoda, bo sam pomysł na książkę był na prawdę dobry.
OdpowiedzUsuńAutora niestety też zupełnie nie kojarzę, więc nie mam skali odniesienia.
Pozdrawiam :)
Dokładnie. Tym większe było rozczarowanie.
Usuńchętnie przeczytam :) coraz częściej sięgam po tego typu książki :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa Twojej opinii, bo ja się rozczarowałam:-(
UsuńHistoria mogłaby być naprawdę ciekawa szkoda, że wyszła średnio.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Bardzo się rozczarowałam:-(
Usuń