Sosnowiec od Puław dzieli około pięciu godzin drogi autokarem. My – uwzględniając dwa przystanki na niewartą opisania w smaku kawę – dotarliśmy w sześć. Mimo niekorzystnych prognoz i chmur straszących nas nieustannie swoją barwą, trafiliśmy na całkiem niezłą pogodę, która nie była w stanie odebrać uroku Pałacowi Czartoryskich. Pierwszym punktem naszej wyprawy był bowiem mieszczące się we wnętrzu pałacu muzeum.
Pierwszy pałac w Puławach wzniósł w stylu barokowym, w 1676 roku, marszałek wielki koronny Stanisław Herakliusz Lubomirski oraz jego żona Zofia z Opalińskich. Uznawane za jedno z najbardziej oświeconych par ówczesnej Rzeczpospolitej małżeństwo, powierzyło wykonanie projektu budowli wybitnemu holenderskiemu architektowi – Tylmanowi z Gameren. Pałac został usytuowany na skraju wysokiej skarpy, zaś wokół niego rozciągały się wspaniałe ogrody. Po śmierci Lubomirskiego w 1702 roku, majątek, w tym dobra puławskie, odziedziczyła jego córka Elżbieta, poślubiona Adamowi Sieniawskiemu.
Zaledwie cztery lata później, w 1706 roku, pałac został zniszczony podczas wojny północnej. Odbudową pałacu w stylu rokokowym zajęła się w 1720 roku, Elżbieta z Lubomirskich Sieniawska, a pracę kontynuowała jej córka, Maria. Wychodząc w 1731 roku za mąż za Augusta Aleksandra Czartoryskiego, Maria wniosła mu w wianie ogromny majątek, w tym Puławy. Nowi właściciele zatrudnili saskiego architekta Jana Zygmunta Deybla, zaś wraz z przybyciem Czartoryskich do Puław rozpoczął się okres największej świetności i rozkwitu tego miejsca. Puławy, będąc rezydencją Czartoryskich przez sto lat, stały się ważnym ośrodkiem politycznym i kulturalnym.
|
fot. J.Gul |
Znaczenie rezydencji wzrosło za sprawą Adama Kazimierza Czartoryskiego i jego małżonki Izabeli z Flemmingów, którzy sprowadzili na dwór puławski najwybitniejszych artystów, literatów (np. Julian Ursyn Niemcewicz) i architektów. W parku wzniesiono m.in. Świątynię Sybilli i Dom Gotycki, w których ulokowano pamiątki historyczne i dzieła sztuki. Dzięki rozległej działalności kulturalnej małżeństwa, Puławy zyskały nawet miano „Polskich Aten”. Niestety, w 1831 roku, w czasie powstania listopadowego, Czartoryscy musieli opuścić Puławy. W połowie XIX wieku pałac przebudowano na potrzeby Instytutu Wychowania Panien. Budynek otrzymał szatę późnoklasycystyczną, dobudowano drugie piętro w części centralnej, niestety zlikwidowano też dwubiegowe schody zewnętrzne. Obecnie (od 1950 roku) w pałacu mieści się Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa.
|
fot. J.Gul |
Wyrazem dość bezrozumnej przebudowy jest dziwny tor zwiedzania muzeum. Zwiedzamy parter, a na wyższą kondygnację dostajemy się wchodząc do jednego ze skrzydeł, a następnie przechodząc przez jeden z lokali należących do Instytutu.
W pięknych pałacowych wnętrzach prezentowane są eksponaty gromadzone od końca XVIII wieku do drugiej połowy wieku XIX. Pochodzą nie tylko z kolekcji księżnej Izabeli (która nierzadko posuwała się nawet do „przywłaszczania”przedmiotów bez zgody właścicieli), ale również ze zbiorów jej wnuka, księcia Władysława Czartoryskiego. Tym samym w Muzeum można dziś podziwiać zarówno narodowe relikwie - pamiątki związane z historią Polski (m.in. militaria, miniaturowe sarkofagi zawierające szczątki wybitnych Polaków czy kamizelka Tadeusza Kościuszki), jak i pamiątki o charakterze sentymentalnym (m.in. gałązkę cedru posadzonego przy grobie Jerzego Waszyngtona, gwóźdź z trumny Anny Jagiellonki czy pukiel włosów króla Zygmunta Starego).
Pierwszą salą, którą zwiedzamy, jest sala tradycji, pierwotnie nazywana salą rycerską. W czasach, kiedy właścicielami pałacu byli księstwo Czartoryscy, pomieszczenie to nie spełniało żadnych funkcji użytkowych i z czasem przeznaczono je na magazyn, czyli tzw. "zbrojownię". Obecnie w tej sali możemy podziwiać m.in. klucz do Świątyni Sybilli, portret Adama Kazimierza Czartoryskiego, Izabeli z Flemmingów Czartoryskiej, oryginalny przycisk do papieru - odlew ręki Adama Jerzego Czartoryskiego czy filiżankę ze spodkiem Juliana Ursyna Niemcewicza.
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
Po opuszczeniu tej sali musimy opuścić główny budynek, by klatką schodową w bocznym skrzydle przejść na wyższe kondygnacje muzeum. Możemy to wykorzystać, by spojrzeć jeszcze na tablice pamiątkową, poświęconą Krystynie Krahelskiej - polskiej poetce, uczestniczce powstania warszawskiego, której twarz była inspiracją do stworzenia Syrenki w Warszawie. Krahelska w latach 1936–1937 pozowała Ludwice Nitschowej, twórczyni pomnika.
|
fot. J.Gul |
Kolejną salą, którą zwiedzamy, docierając do niej zjawiskową klatką schodową, jest sala kamienna (muzyczna). Swoją nazwę zawdzięcza kamiennej posadzce, pochodzącej prawdopodobnie z początku XIX wieku. Sala ta pełniła niegdyś funkcję sieni wprowadzającej gości do apartamentów reprezentacyjnych. Jej pierwotne dekoracje sztukatorskie znajdujące się na ścianach i stropie uległy zniszczeniu podczas pożaru w 1858 roku. W czasie odbudowy pałacu powstały nowe sztukaterie, nawiązujące do tych z okresu rezydowania Czartoryskich. Motywy masek teatralnych oraz instrumentów muzycznych stały się powodem nadania wnętrzu również innej nazwy - sali muzycznej. W sali możemy podziwiać m.in. krzyż z jednego kawałka bukszpanu liczne obrazy czy drobne przedmioty, jak misa, kropielnica czy piaseczniczka.
|
Klatka schodowa
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
Kolejną salą, jest sala gotycka, będąca niegdyś najbardziej reprezentacyjnym wnętrzem pałacu. Wnętrze to, po konfiskacie majątku przez cara i przebudowie dla Instytutu Wychowania panien, zostało przekształcone w kaplicę katolicką. Pierwotna kaplica spłonęła podczas pożaru w 1858 roku, a podczas odbudowy, architekt Julian Antkiewicz, zaprojektował wnętrze w stylu neogotyckim. W sali tej możemy oglądać m.in. szable, gwóźdź z trumny Anny Jagiellonki czy pudełeczko z puklem włosów króla Zygmunta Starego.
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
Następnie przechodzimy do sali rycerskiej, do której prowadzi mniejsza, w której podziwiać możemy min. trójnóg, stojący niegdyś w Świątyni Sybilli. w sali rycerskiej zobaczymy m.in. medaliony, piękne biurko, na zdobienia którego warto zwrócić uwagę - zastosowano tu bowiem tzw. marmur pejzażowy, do złudzenia przypominający namalowane pejzaże, kamizelki, a nawet zasuszony bukiet kwiatów z pogrzebu Chopina.
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
Imponująca kolekcja księżnej Izabeli była pierwotnie prezentowana w dwóch budynkach, czyli Świątyni Sybilli i Domu Gotyckim. W tym pierwszym umieszczono pamiątki polskie, zaś nad wejściem do budynku umieszczono napis „Przeszłość przyszłości”, widoczny do dziś.
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
Kolekcja Domu Gotyckiego miała nieco odmiennych charakter. Pierwotnie budynek ten był przeznaczony dla pamiątek zagranicznych, lecz znana z patriotyzmu Izabela wzbogaciła go polskie akcenty. Tym samym powstał różnorodny zbiór, zawierający zarówno takie dzieła, jak „Dama z gronostajem” Leonadra da Vinci, jak „Portret młodzieńca” Rafaela Santi. Wyjątkowość Domu Gotyckiego to nie tylko niezwykła kolekcja, ale również sposób ekspozycji dzieł. Były one prezentowane zarówno we wnętrzach, jak i na zewnętrznych ścianach.
|
fot. J.Gul |
Bilet normalny do Muzeum to koszt 15 zł i obejmuje on również w sezonie letnim wstęp do Świątyni Sybilli i Domu Gotyckiego. Nam udało się wejść do Świątyni Sybilli, gdzie prezentowana jest obecnie wystawa „Tajemnice ogrodu w Parchatce”, obejmująca akwarelki prezentujące urok tej wioseczki pomiędzy Bochotnicą i Puławami.
Spacerując po niezbyt urodziwym parku warto zwrócić uwagę na stojąca przed Domem Gotyckim rzeźbę - jest to Tankred i Klorynda, współczesna kopia marmurowej grupy rzeźbiarskiej wykonanej na zamówienie króla Stanisława Augusta pod koniec XVIII wieku. Rzeźba przedstawia bohaterów włoskiego poematu autorstwa Torquato Tasso "Jerozolima wyzwolona" z 1581 roku i ukazuje moment śmierci Saracenki Kloryndy na rękach kochającego ją krzyżowca Tankreda, który wcześniej, nieświadomy, z kim walczy, zadał jej śmiertelne rany. Napis na pomniku głosi: ”Giniesz, śliczna Kloryndo, od miłosnej dłoni, a twój Tankred nad własnym zwycięstwem łzy roni”.
|
fot. J.Gul |
Ciekawostka: Opuszczając zespół pałacowo-parkowy zatrzymaliśmy się jeszcze na moście niedaleko Bramy Rzymskiej. Ponoć tu oświadczył się swojej wybrance aktor Marian Opania, choć sam most nie robi żadnego wrażenia.
Z Puław jest już tylko przysłowiowy „żabi skok” do Nałęczowa, jednego z czterdziestu czterech polskich uzdrowisk, jedynego o profilu wyłącznie kardiologicznym. Leczy się tu przede wszystkim choroby: wieńcową, nadciśnienie tętnicze oraz nerwice serca, czemu sprzyja mikroklimat, wpływający na obniżenie ciśnienia tętniczego krwi oraz zmniejszenie dolegliwości serca. My, zatrzymując się w Nałęczowie, zaparkowaliśmy w uliczce, tuż przy liczącym dwadzieścia pięć hektarów Parku Zdrojowym. Rzeczywiście, robi on wrażenie – zadbany teren aż zachęca do spacerów.
Założycielem i organizatorem Parku Zdrojowego, na którego terenie znajduje się większość zabudowań uzdrowiska, był Stanisław Małachowski. Park funkcjonował już w połowie XVIII wieku, natomiast pod koniec XIX wieku został powiększony dla potrzeb kuracjuszy. Niedaleko wejścia do parku, od strony Bramy Wschodniej, wznosi się pałac założyciela - Pałac Małachowskich, będący równocześnie siedzibą Muzeum Bolesława Prusa. Zgromadzone tam eksponaty pozwalają poznać życie artysty, dla którego Nałęczów był źródłem nieustannej inspiracji. Muzeum zostało otwarte w 1961 roku i jest oddziałem Muzeum Lubelskiego. Niestety, z niewiadomych przyczyn nie udało nam się wejść do obiektu (to zdecydowanie powód, by tu jeszcze wrócić), za to znajdująca się obok pałacu ławeczka z rzeźbą Bolesława Prusa była chyba najbardziej fotografowanym elementem parku.
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
Teren samego parku podzielony jest na dwie części korytem Bochotniczanki, która rozlewa się, tworząc owalny staw, a przy tym doskonałe tło do zdjęć. Tuż przy stawie wznosi się znane sanatorium „Książę Józef”, zbudowane przez Fortunata Nowickiego w 1878 według projektu Karola Kozłowskiego, a także Dom zdrojowy - pijalnia wód, połączona z palmiarnią. Oferowane są tu wody średniozmineralizowane, niskosodowe, ze znaczną ilością wapnia i magnezu, z ujęcia źródła „Celiński”, „Miłość” oraz odwiertu górniczego „Barbara”. Bilet wstępu kosztuje 4 zł, zaś poza degustacją wód (mnie jedynie smakowała ze „źródła miłości”), można tu kupić pamiątki, odpocząć w otoczeniu roślin (ponad stuletnie palmy z Wysp Kanaryjskich i Nowej Zelandii oraz araukaria z wyspy Norfolk), bądź też przejść do sąsiadującej z pijalnią wód, pijalni czekolady Wedel.
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
|
fot. J.Gul |
Mijając staw, warto zwrócić uwagę na piękne Stare Łazienki - pierwszy historyczny budynek uzdrowiska, z początku XIX wieku. Niestety nie wchodziliśmy do środka, bowiem z Nałęczowa wygoniło nas przysłowiowe oberwanie chmury. Wierzę, że to znak – do tego urokliwego uzdrowiska muszę koniecznie powrócić, tyle tylko, że tym razem sama, by w pełni docenić jego urok.
|
fot. J.Gul |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz