Do Zalipia wybierałam się już wielokrotnie, zawsze jednak coś stawało mi na przeszkodzie. Problemem był też brak środka lokomocji, bowiem bez własnego samochodu do tej wsi położonej blisko Tarnowa, w gminie Olesno, naprawdę trudno się dostać. Zatem kiedy zobaczyła ofertę PTTK Katowice, dotyczącą do wycieczki do Zalipia i Wierzchosławic (relacja TU), postanowiłam skorzystać z nadarzającej się okazji. Pamiętam, jak w jednym z magazynów podróżniczych oglądałam relację z podróży do tej malowanej wsi – sielskość samego miejsca, jak i feeria barw, przejawiająca się zarówno w zdobiących domy kwiatach i innych ludowych elementach, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Niestety, rzeczywistość okazała się nieco inna…
Zalipie
Ta nieduża wioska, położona w Małopolsce na Nizinie Nadwiślańskiej, należy do najcieplejszych miejsc w Polsce. Ale to nie z temperatury Zalipie jest znane – niezależnie od pogody można tu podziwiać misternie malowane domy i …właściwie wszystko, co tylko można kwiatami i innymi ludowymi wzorami ozdobić.
To zdobienie ma w Zalipiu długą tradycje i po dziś dzień jest kultywowane, choć malowanych domów zostało we wsi około 30-40. Sama idea malowania domów była właściwie dziełem przypadku, a raczej wynikała z praktycznego podejścia gospodyń. Trudno było bowiem utrzymać domy w czystości, kiedy paleniska były otwarte, zaś w izbach obok ludzi przebywał inwentarz. Początkowo, bielone wapnem ściany, ozdabiane były przy pomocy pędzla zrobionego z prosa lub żyta – robiono tzw. „packi”, czyli nieregularne plamki, do wykonania których wykorzystywano sadze rozrobione w mleku. Skuteczność takiego pokrycia ścian pociągnęła za sobą dalsze działania i stopniowo zaczęto malować podmurówkę, czyli wciąż brudny, wystający z ziemi fundament. Tu wykorzystywano rozpuszczoną sadzę do pokrycia powierzchni, zaś packi odbijane były pędzlem umoczonym w wapnie. Ten sposób upiększania uległ zmianie dopiero po II wojnie światowej, kiedy zamiast domów drewnianych zaczęły powstawać murowane, zmienił się też sposób ich ogrzewania; wyprowadzono z izby również zwierzęta i umieszczono je w oborach.
Jednak już w pierwszej dekadzie XX wieku zalipiańskie dziewczęta zaczęły powoli wprowadzać kwiatowe wzory i zawijasy do zdobienia. W tym celu używane były kolorowe, sproszkowane farby rozpuszczane w mleku. Ten sposób zdobienia domów szybko zyskał kolejne rzesze zwolenników (zwolenniczek), które wymyślały coraz bardziej skomplikowane wzory. Do dziś, raz w roku, w Zalipiu, odbywa się konkurs „Malowana Chata”, na najładniej ozdobiony dom.
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
Zagroda Felicji Curyłowej w Zalipiu
Po II wojnie światowej, wśród malujących w Zalipiu kobiet, znacząco zaczęły wyróżniać się te, które poza odtwórczym powielaniem wzorów, były w stanie wymyślać i łączyć nowe elementy. Wśród nich była między innymi Felicja Curyło, która nie tylko przez wiele lat sprawowała pieczę nad malarkami, ale działała społecznie na rzecz wsi, walcząc m.in. o jej elektryfikację.
Dziś jej zagroda pełni funkcję muzeum, a bajkowe niemalże zdobienia zachwycają zwiedzających. W skład zagrody wchodzi dom artystki, stajnia, stodoła oraz chałupa z klepiskiem. Niestety zagrody nie udało mi się zwiedzić – w chwili obecnej trwa tam remont i muzeum ma być zamknięte do końca 2018 roku.
Zagroda Curyłowej fot. J.Gul |
Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę przed ogrodzeniem, by zrobić kilka zdjęć, a także udać się do przyciągającego wzrok domu naprzeciw zagrody, "Izby regionalnej" – można tam kupić pamiątki z Zalipia, choć trzeba przyznać, że oferta jest wyjątkowo uboga. Brakowało przede wszystkim magnesów, które przecież są najchętniej kupowaną pamiątką z podróży. Samo wnętrze jest jednak na tyle malownicze, że warto tam wejść.
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
Dom Malarek
Dom Malarek powstał z inicjatywy Felicji Curyłowej – to miejsce, gdzie malarki się spotykały, dzieliły doświadczeniami. Obecnie jest on ośrodkiem artystów z całego Powiśla Dąbrowskiego, a w jego wnętrzach prezentowane są prace zalipiańskich artystów. Mimo nieciekawej fasady budynek jest bogato zdobiony w środku, można tu również kupić pamiątki, choć to kolejne miejsce, gdzie magnesów brakowało.
fot. J.Gul |
Zachwyca jednak przede wszystkim otoczenie Domu Malarek, dlatego warto wygospodarować sobie kilka minut wolnego czasu, by nasycić wzrok ogrodem przed wejściem, a szczególnie wyjątkowym, malowanym domem, studnią czy zegarem.
fot. J.Gul |
Kościół św. Józefa
Dom Malarek dzieli od kościoła około 10 minut spaceru w trakcie którego możemy poszukiwać malowanych domów we wsi. Są one rozrzucone po całym terenie, dlatego też nie robią takiego wrażenia, ale jeśli już je znajdziemy, to warto wypatrywać tabliczki z napisem „Zwiedzanie” – oznacza ona, że przy otwartej furtce można śmiało wejść na teren posesji i podziwiać nie tylko malowane domy, ale i psie budy, stodoły, studnie, sprzęty rolnicze i gospodarstwa domowego, a nawet … malowane drzewa.
Jednonawowy kościół parafialny pod wezwaniem św. Józefa został poświęcony w 1949 roku. Zbliżając się do kościoła nie jesteśmy przygotowani na to, co znajduje się w jego wnętrzu. Zaprojektowane przez tarnowskiego malarza J.Szuszkiewicza kompozycje kwiatowe zostały wykonane w 1966 roku przez okoliczne malarki pod kierunkiem F.Curyłowej. W 1994 roku malowidła zostały odnowione.
Przebywając w środku, warto zwrócić uwagę nie tylko na zdobienia filarów czy inne ukwiecone elementy, ale również na polichromie, a także na sklepienie kolebkowe z lunetami poziomymi. Na sklepieniu, w układzie pasowym, naniesione zostały wzory z kwiatów i liści. Koniecznie trzeba również zajrzeć do kaplicy św.Błażeja - została ona przyozdobiona w stylu zalipiańskim.
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
Po prawej: Kaplica św.Błażeja; po lewej - wejście do kościoła fot.J.Gul |
Obok świątyni znajduje się cmentarz, gdzie spoczywa Curyłowa. Jeszcze za życia wymalowała kwieciste wzory, które teraz zdobią jej pomnik. Łatwo go znaleźć – jest zaraz przy wejściu po lewej stronie. Niestety mało kto z turystów tu dociera, koncentrując się raczej na Zagrodzie Curyłowej.
fot.J.Gul |
Zagroda Trójniaków
Odwiedziliśmy również Zagrodę Trójniaków, czyli Zagrodę Edukacyjną w Zalipiu. Można tu zobaczyć izbę regionalną ze starymi maszynami i urządzeniami wykorzystywanymi dawniej na wsi do codziennej pracy, a sympatyczna gospodyni objaśnia ich przeznaczenie, opowiada również o tym, jak dawniej wyglądało życie na zalipiańskiej wsi. Koszt wizyty to zaledwie 2 zł, ale nie jest to atrakcja, z której drugi raz bym skorzystała. Być może, gdyby zwiedzanie było połączone z warsztatami byłoby inaczej – gospodarstwo organizuje bowiem pokaz produkcji blacharzy (5 zł).
W Zagrodzie warto jednak zaopatrzyć się w pamiątki – tu nareszcie dostępne, ręcznie malowane w stylu zalipiańskim.
fot. J.Gul |
Jak tam malowniczo i kolorowo! Pięknie:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Piękne są te domki. To prawdziwe dzieła!
Usuń