Przyznam, że Racławic nie było w planie zwiedzania. Jednak świadomość, że leżą one przysłowiowy rzut kamieniem od Paczółtowic, z których wyjeżdżaliśmy, przenosząc się na dwie ostatnie noce do Bębła sprawiła, że w ostatniej niemal chwili zdecydowaliśmy się podjechać tam busem, na spacer bowiem zabrakło już czasu.
Racławice od północy bezpośrednio graniczą z Czubrowicami (przy racławickim przysiółku Krupka), a od południa ze wspomnianymi Paczółtowicami (jego wschodnim przysiółkiem Wzdólem). Najstarsze potwierdzone istnienie wsi i parafii Racławice pochodzi z 1325 roku, choć źródła historyczne nic nie mówią na temat pierwotnego kościoła. W pierwszych latach zaborów wieś należała do zaboru austriackiego, w 1810 roku weszła w skład Księstwa Warszawskiego, zaś po jego upadku – przynależała do Kongresówki. Przez ponad 100 lat obok wsi przebiegała granica z zaborem austriackim, zaś w Paczółtowicach znajdował się austro-węgierski punkt graniczny.
Tym, co zachwyci miłośników zabytków w Racławicach, będzie z pewnością późnogotycki drewniany kościół Narodzenia NMP z 1511 roku, znajdujący się na Małopolskim Szlaku Architektury Drewnianej. Zaskakujący jest fakt, że budowli udało się dotrwać do obecnych czasów w niemal niezmienionym stanie, jedynie w czasie remontu na przełomie XVII i XVIII wieku została dobudowana wieżę. Kolejne prace konserwatorskie miały miejsce w latach 50 i 60 XX wieku, zaś polichromię odnowiono w 2000 roku.
Ściany kościoła wzniesione są w konstrukcji zrębowej, oszalowane pionowo z listwowaniem. We wnętrzu kościoła zachowały się gotyckie detale ciesielskie z czasów budowy świątyni, np. ostrołukowy portal wejścia do zakrystii, drzwi okute ukośną kratą. Dwa inne portale i obramowania okien zostały zwieńczone łukami o wykroju w tzw. ośli grzbiet. Istotnym elementem wzbogacającym bryłę kościoła były tzw. soboty, przeznaczone do ochroni podwalin kościoła (jednocześnie służące jako miejsce schronienia dla wiernych oczekujących na nabożeństwo), zlikwidowane niestety w II połowie XX wieku podczas remontu świątyni.
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
Wchodząc do kościoła, warto zwrócić szczególną uwagę na rzeźbę Matki Boskiej z Dzieciątkiem z początku XV wieku (na zasuwie obraz św.Jakuba), krucyfiks na belce tęczowej, obrazy czterech Świętych Dziewic i Zwiastowania z 1472 roku, tryptyk Św. Rodziny z około 1520 roku, czy też późnogotyckie rzeźby Matki Boskiej i św. Jana Ewangelisty z 1511 roku. Ściany i strop pokrywają ludowe, renesansowe polichromie z połowy XVII wieku, przedstawiające sceny pasyjne i maryjne oraz wizerunki świętych. Kompozycja polichromii nawiązuje do średniowiecznej dekoracji, tworzącej tzw. biblię ubogich. Do XVII-wiecznego wyposażenia świątyni należy również ambona, chór muzyczny oraz płyta nagrobna rycerza Rawicz. Niektóre cenne zabytki pochodzące z tego kościoła, oglądać można również w krakowskich muzeach.
Obszerny opis kościoła dostępny jest na stronie parafii Racławice, można o nim poczytać również na planszach umieszczonych na okalającym kościół ogrodzeniu. Niestety, nie udało nam się wejść do środka – wszystkie wejścia były zamknięte. Przy kolejnej okazji do odwiedzin postaram się zrobić zdjęcia i uzupełnić wpis.
Jako że pozostało nam trochę czasu do odjazdu powrotnego busa (staje na parkingu pod kościołem), postanowiliśmy wejść jeszcze na Powroźnikową Skałę, znajdującą się około 10 minut spacerkiem, za kościołem, drogą w górę, a następnie polami. W ostatnich latach skała ta została odkryta przez wspinaczy, głownie za sprawą wysiłkowi Karola Tabora, a choć oferuje ona jedynie kilka dróg wspinaczkowych, to jest wyjątkowo chętnie uczęszczana. My wspinaliśmy się na nią siłą własnych nóg (a nawet nóżek, bowiem dzielny PP, czyli Pies Podróżnik, również tu zawitał), podejście nie jest zbyt strome i nawet dzieci powinny sobie poradzić z wejściem. Ze skały roztacza się malowniczy widok na okolice, rekompensujący nieco rozczarowanie wywołane zamkniętym kościołem. Szkoda tylko, że nigdzie nie ma informacji o samej skale, nie znajdziemy także kierunkowskazu do niej prowadzącego – kolejny przykład braku promocji skarbów Małopolski.
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
Godzina odjazdu busa odebrała nam możliwość delektowania się dłuższym pobytem na skale i małym piknikiem, ale pewne jest, że jeszcze tu wrócimy!
Piknik w takich pięknych okolicznościach przyrody to dopiero coś! Z pewnością tam wrócisz:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
O tak, zakochałam się w tamtych okolicach!
Usuń