Szlak Orlich Gniazd to jeden z najbardziej malowniczych turystycznych szlaków pieszych w Polsce. Łączy on wapienne warownie, wzniesione w XIV w. na zlecenie króla Kazimierza Wielkiego, na trudno dostępnych skałach – powstały one w ramach systemu obronnego na granicy Królestwa Polskiego. Szlak ma długość 163,9 km, ciągnie się od Wawelu do Jasnej Góry, składa się z dwunastu zamków, zaś pokonanie go zajmuje 6-7 dni. To nie pierwsze moje spotkanie ze szlakiem, jednak – z uwagi na ograniczony czas i trudności z dojazdem – wciąż odwiedzam te same okolice.
Nie, żebym miała jakiekolwiek obiekcje – zamki w Mirowie i Bobolicach, a także ruiny zamku olsztyńskiego są bowiem wspaniałym pomysłem na spędzenie aktywnej soboty czy niedzieli – poruszając się samochodem wystarczy nam jeden dzień na zwiedzanie tych obiektów.
Zamek w Bobolicach został zbudowany za panowania Kazimierza Wielkiego w drugiej połowie XIV w., najprawdopodobniej około 1350 – 1352 roku. Warownię wymieniają w swoich kronikach Jan z Czarnkowa i Jan Długosz, a historia zamku była niezwykle burzliwa. Wielokrotnie zmieniał on swoich właścicieli, a w 1379 roku dostał się on w ręce księcia opolskiego - Władysława Opolczyka, który wydzierżawił go później Węgrowi Andrzejowi Schoeny z Barlabas. Ten umieścił w zamku załogę, która napadała i rabowała przejeżdżających w pobliżu kupców i miejscową ludność. Zamek został odebrany z rąk tych szalbierzy i znów włączony do dóbr królewskich przez Władysława Jagiełłę w 1391 roku.
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
Po koniec XVI wieku zamek w Bobolicach uległ poważnym zniszczeniom podczas najazdu Maksymiliana Habsburga, choć wciąż jeszcze próbowano go ratować, natomiast kilkadziesiąt lat później najazd Szwedów zmienił bobolicką warownię w ruinę – Szwedzi nie tylko w 1657 roku ograbili zamkowe komnaty, ale jeszcze podpalili warownię. Zniszczenia były tak poważne, że gdy król Jan III Sobieski w drodze do Krakowa zatrzymał się na Zamku Bobolice, jego orszak musiał nocować w namiocie.
Bobolice i sąsiedni Mirów dzieli od siebie około półtorakilometrowy spacer (można również podjechać – pod zamkiem w Bobolicach znajduje się parking, również dla autokarów). Właścicielami tych zamków byli bracia bliźniacy Bobol i Mir. Według legendy, byli oni ze sobą bardzo zżyci i nawet na wyprawy wojenne wyjeżdżali wspólnie, składając łupy w podziemnym tunelu łączącym oba zamki. Co się zatem stało, że ci kochający się bracia stali się wrogami?
Otóż Bobol został zmuszony do udziału w wyprawie wojennej na Ruś. Zasmucony brat z Mirowa obiecał zaczekać na jego powrót z walk. Rzeczywiście po kilku miesiącach Bobol zjawił się w domu i to nie tylko z wielkimi skarbami, ale i przepiękną branką. O ile łupem bracia podzielili się bez problemu, to kobietą nie potrafili, bowiem obaj zakochali się w niej od pierwszego wejrzenia. Postanowili zatem zdać się na los, ciągnąc kupony, a przeznaczenie wskazało rycerza z Bobolic jako zwycięzcę. Brat nie mógł pogodzić się jednak z przegraną szczególnie, że branka odwzajemniała jego miłość. Mir coraz rzadziej widywał się zatem z Bobolem, za to coraz częściej – potajemnie – z jego żoną, pielęgnując swoją miłość w korytarzach pełnych skarbów. Jednak Bobol z czasem domyślił się prawdy, postanowił zatem przyłapać nielojalnych bliskich na zdradzie. Zorganizował kilkumiesięczną wyprawę, z której wrócił jednak już po trzech dniach. Kiedy nie zastał swojej żony w sypialni, z obnażonym mieczem ruszył do lochów, gdzie zobaczył kochanków w objęciach. Ogarnięty szałem zazdrości zabił brata, zaś żonę kazał żywcem zamurować w lochu, gdzie wkrótce skonała z pragnienia i głodu. Niestety, wymierzenie kary nie uspokoiło Bobola. Mówi się, że zagłuszając wyrzuty sumienia oddawał się hulankom, aż podczas jednej z zabaw został rażony piorunem i skonał w wielkich męczarniach. Ponoć też, na wieży bobolickiego zamku można o północy spotkać białą damę, która spogląda w stronę Mirowa – jest to duch niewiernej żony, która nawet po śmierci tęskni za swoim ukochanym.
fot. J.Gul |
Z wiarygodnego źródła wiem, że owa dama już dawno nie pojawiła się na zamku – być może wystraszyła ją gruntowna modernizacja zamku, a właściwie całkowita rekonstrukcja. Pod koniec XX w., rodzina Laseckich – obecnych właścicieli zamku – podjęła się bowiem ratowania tego pięknego zabytku. Odtworzono zarówno zamek górny, jak i zamek dolny z dziedzińcem, bramą wjazdową i murami obwodowymi. Możemy zwiedzać zamkowe komnaty, w których wyeksponowano meble czy rycerskie zbroje, a także odnalezione podczas prac archeologicznych interesujące przedmioty, wśród których jest m.in. metalowy element, będący częścią pasa cnoty (również został on zrekonstruowany).
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
Wejście na dziedziniec zamkowy i do wnętrz jest płatne (bilet normalny 15 zł), a bilety (jak i rozmaite pamiątki) można nabyć w pobliskiej kasie. Pod zamkiem działa również stylowa (droga, ale z dobrą kawą!) restauracja oraz pokoje hotelowe.
Zamek posłużył również jako plan zdjęciowy. Został tu nakręcona teledysk promujący produkcję wytwórni Disney/Pixar, pt. „Merida Waleczna”, a także popularny serial historyczny opowiadający o życiu Kazimierza Wielkiego, pt. „Korona królów”.
fot. J.Gul |
O ile remont na zamku w Bobolicach już się zakończył, wciąż trwają prace w sąsiednim Mirowie, połączonym z bliźniaczą warownią malowniczym pasmem skał, zwanych Grzędą Mirowsko-Bobolicką. Zamek zostanie zachowany jako trwała ruina, ale musi być dobrze zabezpieczony – w chwili obecnej nie można go zatem zwiedzać. My zadowoliliśmy się oglądaniem go przez szybę, pozostawiając jego zwiedzanie na czas, kiedy w pełni będzie można docenić jego urok.
fot. J.Gul |
Z Bobolic ruszyliśmy zatem do Olsztyna, zaś naszym celem znów były ruiny zamku z II połowy XIII wieku w Olsztynie na słynnym Szlaku Orlich Gniazd. Choć urocze jest również samo miasto (jego zwiedzanie mam w planach jeszcze w tym roku), to przyciąga turystów przede wszystkim zamek, usytuowany na kamiennym wzgórzu zwanym Słonecznymi Skałami. Porozrzucane dookoła wapienne skałki dodają ruinom tajemniczego uroku i znów przywodzą na myśl historię o duchach – tej nie brakuje również w Olsztynie.
fot. J.Gul |
Otóż z tym zamkiem związana jest legenda o błąkającej się duszy Maćka Borkowica herbu Napiwon, wojewody poznańskiego, przeciwnika rządów króla Kazimierza Wielkiego. Borkowic, cieszący się początkowo zaufaniem króla i opływający z tego tytułu w dostatki, stanął na czele konfederacji zawiązanej w 1352 roku przez przeciwnych królowi panów wielkopolskich. Kazimierz Wielki stłumił bunt, a Borkowica skazał na banicję.
Borkowic znalazł schronienie na Śląsku, ale wkrótce znów – za pozwoleniem króla – powrócił do kraju, zostając … rozbójnikiem. Król początkowo, pamiętając zasługi byłego wojewody dla kraju upominał go, ale ostatecznie zmusił do złożenia przysięgi na wierność i posłuszeństwo. Borkowic niezrażony przysięgą, nadal prowadził swoją niecną działalność. Został zatem pojmany i pod strażą przewieziony do olsztyńskiego zamku, a następnie spuszczony do „podziemnej wieży”. Codziennie, o tej samej porze, spuszczano mu … wiązkę siana i czarkę wody, a po czterdziestu dniach umarł on w męczarniach. Od tego czasu w nocy, słychać było trudne do określenia odgłosy, przypominające pojękiwanie i brzęczenie kajdan. Ma to być rzekomo pokutujące widmo Maćka Borkowica, złorzeczące królowi i tym, którzy jego samego sprowadzili na drogę występku.
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
Jako, że odwiedziliśmy Olsztyn w ciągu dnia, ducha nie udało nam się spotkać, natomiast mogliśmy wspiąć się na skały, podziwiając zarówno malowniczość zachowanych ruin, jak i widoki (widać nawet wieże klasztoru na Jasnej Górze).
fot. J.Gul |
Warownia olsztyńska jest gotycką budowlą zamkową typu wyżynnego, a w jej konstrukcję włączono wapienne ostańce oraz krasowe groty, co pozwala zaliczyć ją do grupy zamków jaskiniowych. Pierwsza wzmianka o „zamku Przymiłowice” (późniejszym Olsztynie) pochodzi z 1306 roku. Wzniesiony na miejscu wczesnośredniowiecznego rodu zamek został rozbudowany przez Kazimierza Wielkiego, a z racji tego, iż doskonale spełniał powierzone mu zadanie, także Jagiellonowie dbali o jego dobry stan – ustanawiając tu nawet starostwo. Warownię zniszczył pod koniec XVI wieku Maksymilian Habsburg pretendujący do polskiej korony, a resztę dopełnił – podobnie, jak w przypadku Bobolic - potop szwedzki z połowy XVII wieku i późniejsza wojna północna.
Splądrowany zamek nie wrócił już do stanu z czasów swojej świetności, na dodatek na początku XVIII wieku kamieni z dolnego zamku użyto do budowy pobliskiego kościoła. W okresie rozkwitu budowla składała się z zamku dolnego, środkowego i górnego, a od strony południowo - wschodniej znajdował się wjazd przez zwodzony most i bramę w wieży połączonej z murami obronnymi. Niestety, do chwili obecnej zachowały się tylko ruiny zamku górnego z okrągłą wieżą i fragmentami budynków mieszkalnych, a także stojąca nieopodal baszta Sołtysa. To tam trzymano niegdyś więźniów skazanych na śmierć głodową, a w czasie oblężenia było to ostatnie miejsce schronienia.
Zamek kryje sobie do dziś wiele tajemnic, nie tylko duchy. Otóż ponoć pod zamkiem istnieje rozległy system jaskiń i korytarzy wykutych w skale. Mówi się też o podziemnym tunelu łączącym olsztyńską warownię z klasztorem jasnogórskim - tunel ten miał przebiegać rzekomo pod rzeka Wartą, a wejście do niego zostało zawalone gruzem. Niepowtarzalny klimat zamkowych ruin i okolic Olsztyna sprawił, że również służyły one reżyserom za plan zdjęciowy (m.in. filmy: „Rękopis znaleziony w Saragossie” W. Hasa, „Hrabina Cosel” J. Antczaka czy „Demony Wojny” W. Pasikowskiego).
Obecnie zamek jest zarządzany przez Wspólnotę Gruntową wsi Olsztyn. Wstęp na zamkowe mury jest płatny – bilet dla osoby dorosłej kosztuje 7 zł. Zwiedzać można również wieżę widokową – tu wstęp kosztuje 4 zł dla osoby dorosłej. Z racji tego, iż na terenie zamku występują spore stromizny, osoby mające problem z chodzeniem mogą mieć problem z pełnym wykorzystaniem zakupionego biletu, już na terenie zamku, o wspinaczce na wieżę widokową nie mówiąc. Warto także zadbać o porządne obuwie, klapki i szpilki są zdecydowanie zbyt ryzykowne.
Będąc w zamku, warto również zajrzeć na urokliwy, zrewitalizowany w 2012 roku Rynek (oddalony o ok. 5 minut spacerkiem od warowni) po drodze wypijając całkiem niezłą kawę. Kawy możemy napić się też na samym rynku, podziwiając przy okazji balansująca rzeźbę autorstwa słynnego Jerzego Kędziora - rzeźbiarza z Częstochowy (jego dziełem jest m.in. rzeźba „Przechodzący przez rzekę” zawieszona nad Brdą w Bydgoszczy). Co więcej, od kwietnia 2018 roku, na Rynku podziwiać można również wystawę rzeźb krakowskiego artysty Michała Batkiewicza pt. „Ironia 7 dni”. Kompozycja wykonana jest z aluminium i składa się z 14 rzeźb o wysokości 2,5 metra każda, a prezentowane manekiny – w analogii do ludzi – przedstawiać mają zewnętrzne piękno w połączeniu z duchową pustką. Niezależnie od tego, czy lubimy tego rodzaju sztukę, wystawa bez wątpienia robi duże wrażenie na odbiorcach.
fot. J.Gul |
fot. J.Gul |
Byłam, byłam kilka lat temu, piękne miejsca z historyczną duszą:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)