piątek, 12 stycznia 2018

Wiktor Pielewin "Miłość do trzech Zuckerbrinów"

Autor: Wiktor Pielewin
Wydawnictwo: Psychoskok


„Jesteśmy zaledwie cząstkami wielkiej całości. Wchłania mnie zamarła w pokłonie cisza i największym złudzeniem człowieka jest wiara w to, że otacza go jakiś „zewnętrzny” świat oddzielony od niego warstwą powietrza. Człowiek składa się właśnie ze świata, przerastającego przez niego tysiącami zielonych gałęzi. Jest przeplataniem się tych gałęzi, wyrastających z jeziora życia. Odbijając się w jego powierzchni gałęzie wierzą w swą odrębność, podobnie jak mógłby w nią wierzyć – na przykład – lustrzany walet karowy, nie domyślając się, że nim zwyczajnie grają w durnia i poza talią kart nie funkcjonuje” – ten cytat dobitnie pokazuje miałkość, kruchość ludzkiego istnienia, pozorną wielkość człowieka. Jednak nie tylko o tym złudzeniu potęgi, ale i o konsumpcjonizmie, absurdach rzeczywistości, uzależnieniu od informacji, w tym (a nawet przede wszystkim) płynących z Internetu, pisze Wiktor Pielewin, uznany za jednego z najpopularniejszych pisarzy rosyjskich.

Jego najnowsza powieść „Miłość do trzech Zuckerbrinów”, opublikowana nakładem Wydawnictwa Psychoskok to literatura, jakiej wciąż zbyt mało na polskim rynku. Autor, swoją książką w genialnym tłumaczeniu Aleksandra Janowskiego, oddaje wszystkie bolączki i słabości współczesnego świata, ironizując, piętnując, ale jednocześnie ukazując zastaną rzeczywistość, jako trwale złączoną z współczesnością. Nie jest to powieść, którą czyta się dla rozrywki, po to, by oderwać się od problemu dnia codziennego. Książkę Pielewina studiuje się powoli i wytrwale, rozpamiętując, analizując, wyciągając wnioski. Lektura pierwszych stron może zniechęcić tych najmniej wytrwałych czytelników, ale może to lepiej – ci, którzy pozostaną wierni słowu pisanemu, będą mogli zatapiać się w myślach autora, który tnie słowami, niczym brzytwa, ironizując, personifikując, dodając nieco swojej wyobraźni, ale pozostając w konwencjonalnych ramach powieści. 

Już sam tytuł książki jest podszyty swego rodzaju ironią. Jest bowiem wyraźną aluzją do „Miłości do trzech pomarańczy” – bajki autorstwa włoskiego dramatopisarza, Carlo Gozziego, na podstawie której powstała opera określona mianem komediofarsy, w reżyserii Siergieja Prokofjewa. To, czy u Pielewina również wyrywają Dziwacy, przekonacie się zagłębiając się w rozważania autora, między innymi na temat tego, czy świat rzeczywiście zarażony jest wirusem i jakie są konsekwencje z tego płynące. Istnieje powiem ryzyko, że do pokonania rzeczonego wirusa, konieczne będzie zniszczenie jego żywiciela, czyli … człowieka. Główny bohater skrywa swoje imię, bowiem – jak sam pisze: „Moje prawdziwe imię winno być utajnione (…). Mianuje się ostatnią literą alfabetu, wykazując pokorę, której mi w przeszłości zawsze brakowało”. Ów anonimowy narrator przedstawia nam rozciągający się przed jego oczami świat, widok zaś wcale nie jest zachwycający. Tak znany nam konsumpcjonizm oraz skok technologiczny, który wykonaliśmy w ostatnim dziesięcioleciu skaziły rzeczywistość i to na wielu płaszczyznach funkcjonowania człowieka. Biorąc pod uwagę, że w tle majaczy się jeszcze gra Angry Birds, nieustannie zaczynamy zadawać sobie pytania o naszą poczytalność i stopień zrozumienia tekstu, konkludując, iż autor daleko odszedł od fantastyki i satyry, chyba że … ta fantastyka i satyra stała się częścią naszej rzeczywistości. Ta prawda może przerazić, szczególnie, że każdy z nas znajduje się w epicentrum tego szaleństwa. Dlatego też „Miłość do trzech Zuckerbrinów” może wzbudzać wielkie emocje i wywołać traumę. I to nie ze względu na trudność w jej zgłębianiu, wynikającą z charakteru samego tekstu czy konstrukcji książki i ilości środków stylistycznych, ale z uwagi na prawdę, którą powieść w sobie niesie.



2 komentarze:

  1. To chyba ciekawa książka... a ja przeszłam obok niej obojętnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet bardzo ciekawa, choć nie jest z gatunku "lekkich i przyjemnych".

      Usuń