Tytuł: Teatr lalek
Autor: Piotr Borlik
Wydawnictwo: Videograf
„Jakaś ciepła mnie otacza cisza wokół / Padam z nóg i czuję ręce na ramionach / Do nóg czyichś schylam głowę, jak pod topór / Moje stopy poranione świecą w mroku / Lecz panika – nie wiem skąd wiem – jest już dla mnie skończona” – te słowa Jacka Kaczmarskiego przychodzą na myśl, kiedy czytamy o obłędzie, o zagubionych duszach targanych wewnętrznymi sprzecznościami, o irracjonalnych zachowaniach, które zbijają z tropu i przerażają swoimi konsekwencjami.
Sięgając po literacki debiut Piotra Borlika nie miałam świadomości, że już pierwsze strony nasuną mi skojarzenia z twórczością Kaczmarskiego, choć w porywającej powieści grozy, opublikowanej nakładem Wydawnictwa Videograf, trudno znaleźć ukojenie czy lekarstwo na panikę. No, chyba że skorzystamy z rozwiązania, po które sięgnęli bohaterowie książki, pacjenci Konrada Małeckiego. Choć – zważywszy na ich tragiczny koniec – trudno polecać pójście tą drogą. Tym samym książkę polecać można wyłącznie osobom o stalowych nerwach i solidnej wytrzymałości na genialne, niezwykle plastyczne opisy śmieci. Aż chce się zapytać, jak bardzo chory umysł zrodził te sceny okaleczeń, choć dla wszystkich fanów powieści grozy, ocierają się one o geniusz – niemal czujemy rozrywaną skórę, metaliczny smak krwi, wyobrażamy sobie też ból, który ofiary musiały odczuwać w trakcie tych osobliwych tortur.
A wydawałoby się, że klienci korzystające z usług psychologa, z każdym dniem powinny raczej odzyskiwać wewnętrzną równowagę, a nie ją tracić. Tymczasem w Bydgoszczy dochodzi do serii niezwykłych śmierci, mających miejsce dziesiątego dnia każdego miesiąca. Ofiary – młodego inżyniera pracującego w dziale technologicznym jednej z firm, który zmiażdżył sobie głowę w imadle, kobietę, która pozbawiła się włosów i zębów, czy kolejną, która się oskórowała, łączy – poza śmiercią w makabrycznych okolicznościach, również osoba specjalisty – psychologa Konrada Małeckiego.
Gdyby nie fakt, że policja dysponuje nagraniem z miejsca, gdzie zmarł inżynier, na którym zarejestrowano brutalne samobójstwo, to zapewne Małecki byłby głównym podejrzanym. W jego niewinność nie może jednak uwierzyć dziennikarz śledczy, pracujący dla lokalnego brukowca Robert Kozłowski, który w niewyjaśnionych zgonach widzi szanse na sławę i duże pieniądze. Udając klienta nie tylko umawia się na sesję terapeutyczną, ale i instaluje w gabinecie psychologa kamerę podejrzewając, że wszystkie te irracjonalne zachowania i samobójstwa mają swoje źródło w hipnozie stosowanej przez terapeutę.
Tymczasem Małecki, nie dość, że sam jest w szoku słysząc o tych nieludzkich zachowaniach i straszliwych okaleczeniach, to jeszcze ma poważny problem z żoną, która sama zachowuje się tak, jakby była poddana hipnozie. Na dodatek, ona również samookalecza się, choć Małecki w odpowiednim czasie interweniuje. Czy jednak będzie on w stanie ustrzec żonę przed … No właśnie, kto ponosi odpowiedzialność za te dziwne samobójstwa? Czy Małeckiemu uda się wykryć sprawcę? Czy uda mu się ustrzec przed niebezpieczeństwem żonę szczególnie, że zbliża się kolejny dziesiąty dzień miesiąca, a wraz z nim kolejne samobójstwo? Na te wszystkie pytania poszukamy odpowiedzi w rewelacyjnej książce Piotra Borlika, która wzbudza dreszcz przerażenia i grozę. W książce, której lepiej nie czytać w samotności.
Doskonałej, pełnej mrożącego krew w żyłach realizmu fabule, przepełnionej mrokiem i makabrą, towarzyszą wyjątkowo sugestywne opisy oraz doskonale wykreowana postać Konrada Małeckiego. To sprawia, że powieść czyta się łapczywie, nie można się od niej oderwać mimo traumy, którą wywołuje. Zaskakujące zakończenie jest konsekwencją sprawnie prowadzonej akcji, która – mimo braku spektakularnych jej zwrotów – przykuwa uwagę. To sprawia, że możemy być pewni, iż Piotr Borlik jeszcze wielokrotnie udowodni swój talent jako twórca powieści grozy. Podobnie zresztą, jak możemy być przekonani, że już wkrótce usłyszymy dźwięk poruszanych wiatrem dzwonków. Problem w tym, że tylko my je usłyszymy …
Również pokochałem tę książkę Borlika. Momentami nie byłem pewien, czy aby na pewno chcę dalej czytać opisy, w których ci ludzie zadawali sobie te wszystkie rany. Brrr...
OdpowiedzUsuńMimo to niecierpliwie czekam na kolejną książkę autora. :D
Pozdrawiam jeżowo
Nikodem z https://zaczytanejeze.blogspot.com/
Dokładnie - książka uruchamia wyobraźnię, choć świadomość tych wszystkich tortur zadawanych sobie przez bohaterów wywołuje oszołomienie. Również pozdrawiam:-)
Usuń