Tytuł: Śmiech na linie
Autor: Ivan Bajo
Wydawnictwo: Stapis
„Wszystko jedno, czy w górach, małych czy wielkich, w twoim ujęciu jest relatywnie pogodne, wesołe, radosne … no a jeśli oni z takim wyobrażeniem przyjadą w góry przepełnieni entuzjazmem do nich i zaraz na pierwszej wycieczce rozwalą sobie gębę? Czyżbyś w górach nie przeżył nic niebezpiecznego?” – takimi słowami do Ivana Bajo, słowackiego taternika, alpinisty, ale i rysownika oraz publicysty, zwraca się jeden ze znajomych. W opowieściach tego wielbiciela gór, wspinaczka po nich jest bowiem jedną wielką przygodą i niekończącym się pasmem towarzyskich spotkań, gromkiego śmiechu i sytuacji prowokujących humorystyczne rysunki. Czy rzeczywiście do gór powinno się podchodzić z humorem? Czy ta lekkość i swoboda w ich traktowaniu nie są brakiem szacunku wobec ich majestatu? A może … to po prostu wyraz dystansu do samego siebie i próba demitologizacji wielkości wspinaczy, którzy również mają swoje przywary, bywają nieostrożni, zalęknieni czy … nadmiernie zaprzyjaźniają się z Jackiem Danielsem, płacząc po jego stracie?
Na te pytania odpowiedź przynosi książka samego Ivana Bajo, pt. „Śmiech na linie”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Stapis pozycja, to już drugie, poszerzone wydanie książki, która od lat budzi radosny uśmiech nie tylko na twarzach miłośników gór, ale i czytelników, którzy cenią sobie dobrze opowiedziane historie, lekkie, a zarazem esencjonalne w swojej wymowie. To również wspaniały prezent dla tych wszystkich, którzy się wspinają, lekko figlarny, pozwalający bowiem inaczej spojrzeć na rzeczywistość i górską brać.
Autor, dzieląc się z nami swoją pasją, czyli górami, nie stroni od ironii – kierowanej zarówno w swoją stronę, jak i w kierunku współtowarzyszy swoich wypraw. Jednak to nie tylko góry są obecne w tekstach Bajo, ale również jego aktywności – chciałoby się powiedzieć, że po prostu życie. W książce zetkniemy się z hermetycznym taternickim humorem (uwaga – grozi rozbawieniem również „nietaternika”), którego doświadczymy chociażby na przykładzie opowieści o Tubylcu i facecie ze Skalaka, prześledzimy subiektywną historię wspinaczki, przekonamy się też, co świat myśli o taternikach. Przeczytamy o przygodzie Bajo z czasów, kiedy został przewodnikiem turystycznym w ośrodku związków zawodowych na Siodełku czy kiedy został instruktorem taterników. Uronimy łzy śmiechu czytając o rzekomym ukąszeniu żmii, a także niejednokrotnie zadrżymy z niepokoju, jak choćby podczas lekkiej tylko z pozoru opowieści o upadku na uszbijskim lodowcu.
Wszystkie te teksty, niezależnie od stopnia nasycenia ich humorem (również tym „taternickim”), składają się na piękną książę o pasji, o miłości do gór i do ludzi. „Śmiech na linie” dowodzi doskonałego warsztatu Bajo, a jednocześnie niezwykłego daru autora tak do rysunku, jak i do snucia opowieści, niczym dawni bajarze. Słowem przenosi on nas bowiem w miejsca o których opowiada, sprawia że widzimy te rzeczy i ludzi, których on widział, a nawet uczestniczymy w wydarzeniach przez niego opisywanych. Dlatego też książkę się nie tylko czyta, ale i … przeżywa. Przy salwach gromkiego śmiechu, oczywiście!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz