Tytuł: Malowidło
Autor: Grzegorz Gajek
Wydawnictwo: Videograf
Przynosiły nieszczęście każdemu, kto je posiadał, w murach czyjego domu się znajdowały. W różnych miejscach na ziemi, w różnych domach, w rodzinach bogatych i biednych. Wszędzie były one – przeklęte obrazy, w których ukryta była tajemnicza, mroczna historia, które kojarzyły się z klątwą, ze śmiercią, z cierpieniem. Jednym z takich dzieł, jest obraz autorstwa Williama Stonehama, „The Hands Resist Him”. Mówi się o nim, że sprowadził śmierć na właściciela galerii, w której był wystawiany po raz pierwszy, a także na człowieka, który jako pierwszy stworzył jego opis na potrzeby katalogu. Ludzie mający styczność z obrazem donosili o niewyjaśnionych omdleniach, zawrotach głowy, a nawet … pojawianiu się w ich domach postaci z obrazu. Jeszcze bardziej znanym, przeklętym dziełem, jest sprowadzający pożary „Płaczący chłopiec”, który swojego czasu wywołał panikę na Wyspach Brytyjskich.
Czy takie przypadki rzeczywiście kryją w sobie magię, czy mają cokolwiek wspólnego z siłami nieczystymi, czy też może powiązane z nimi wypadki są po prostu splotem tragicznych okoliczności, zaś za nadanie im demonicznego charakteru odpowiedzialne są po prostu zjawiska komunikacyjne, możliwe do wyjaśnienia przez każdego socjologa? Poniekąd kwestię tę porusza w swojej powieści „Malowidło” Grzegorz Gajek. Opublikowana nakładem wydawnictwa Videograf książka, daleka jest jednak od socjologicznych wynurzeń, natomiast przepełnia ją groza oraz sztuka. Tajemnica pewnego obrazu, a właściwie klątwy z nim związanej zaciekawia, zmusza do rozwiązania zagadki i nie pozwala nawet na chwilę wytchnienia. Mimo iż można mieć wiele zarzutów do sposobu prowadzonej akcji, czy samej fabuły, to jednak po książkę śmiało mogą sięgnąć wielbiciele gatunku, a także miłośnicy sztuki, zajmujący się tematem dzieł, określanych jako przeklęte – być może ujęcie tematu pozwoli im przyjąć nieco inną perspektywę.
Autor przedstawia nam Karola Niżyńskiego, biznesmena, który kupując stare siedlisko na Śląsku, ma zamiar oderwać się od przeszłości. Ta bowiem naznaczona jest tragedią – jego córka utopiła się w pobliżu zakupionego domu, a po jej śmierci małżeństwo Karola rozpadło się. Prowadzony remont nie przynosi jednak wytchnienia, zaś od momentu znalezienia na strychu tajemniczego portretu, modernizacja budynku schodzi na dalszy plan. Można zastanawiać się, czy to atmosfera domu się zmienia czy też zmienia się sam bohater, nie ulega jednak wątpliwości, że z odnalezionym obrazem wiąże się zagadkowa historia.
Znajomy właściciel galerii sztuki w Brukseli identyfikuje początkowo dzieło, jako obraz autorstwa niejakiego Johannesa Marksa, znanego również ze swych alchemicznych praktyk. Jednak dokładne badania obrazu wskazują, iż jest on znacznie młodszy, zatem Marx nie mógł być jego autorem. Zagadkę stanowi również sama postać widniejąca na obrazie – ów młodzieniec pojawia się na wielu płótnach, już od XVI w...
Tajemniczości całej opowieści dodaje wizyta baronowej Heleny Grabińskiej i tragiczna historia jej życia, również związana z obrazem, a dokładnie obrazami, a także wizyta Karola w Londynie, u znawcy malarstwa Marksa, zwanego napoleońskim malarzem. Co wspólnego z tymi wydarzeniami ma też dziwne zachowanie mieszkańców wsi, ciało chłopca odnalezione w szambie, pojawiające się na drodze Karola postacie – małej dziewczynki, która wydaje się być zjawą, ojca czekającego na przyjazd żony z dzieckiem, czy też tajemniczy ślad przy jeziorze, który pozwala poddać w wątpliwość teorię o przypadkowej śmierci córki Karola. Wszystko to składa się na niezwykle frapującą opowieść, która swoje źródło ma w przeszłości.
W odbiorze „Malowidła” przeszkadzać może chaos, który się wkrada, pewne rozedrganie bohatera, który miota się po Europie w poszukiwaniu prawdy, przy czym mamy wrażenie, ze wiele z podjętych przez autora wątków wymagałoby rozwinięcia bądź też rezygnacji z nich. Jeśli dodamy do tego wydarzenia rozgrywające się na dwóch płaszczyznach czasowych – te współczesne i te, które zostały zwarte w opowieściach Grabińskiej, to w pewnym momencie może umknąć nam sedno historii. Dlatego właśnie rozpoczynając lekturę warto nastawić się na chłonięcie tej opowieści całym sobą, wyłączenie racjonalnego umysłu i … na odczuwanie. Atmosfera, jaką Gajek stworzył na łamach książki, jest bowiem tym, co zwraca uwagę na umiejętności autora, jest tym, co łapie nas w swoje sidła. Nie sposób nie odczuwać wewnętrznego napięcia, nie sposób powstrzymać mocniejszego bicia serca, nie sposób też nie spojrzeć ze strachem na portrety przodków wiszące na ścianach domów – kto wie, jakie one kryją historie …
Chyba w odbiorze każdej książki najlepiej nastawić się właśnie na odczuwanie. W ten sposób jesteśmy w stanie zagłębić się w nią całą sobą...
OdpowiedzUsuńDokładnie. Nawet jeśli książka ma kilka niedociągnięć, jesli można coś zarzucić technice autora, to dla mnie prawdziwą wartością jest to, że mogę zanurzyć się w akcję, że z każdą stroną czuję się coraz bardziej uczestnikiem toczących się wydarzeń. Zaciera się granica książka - ja.
UsuńZasadniczo nie przepadam za takimi powieściami, ale miejsce akcji (czyli moje rejony) sprawia, że ciekawość rośnie :) Chyba sięgnę po Malowidło :)
OdpowiedzUsuńPolecam. Mimo pewnych niedociągnięć, książka wciąga - pragniemy bowiem desperacko poznać prawdę:-)
Usuń