Joanna Jax - absolwentka Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, pasjonuje się malowaniem na szkle, uwielbia czytać biografie oraz pisać.
J.G.: Dlaczego menedżerka zaczyna pisać książki? Historia von Becków czekała już od dawna na to, żeby ją opowiedzieć, czy może pojawił się jakiś bodziec który zmusił Panią do przelania losów tej rodziny na papier?
J.J.: Myślę, że wykonywany zawód nie ma tutaj znaczenia. Zresztą od czasu ukazania się pierwszej książki trochę się pozmieniało w moim życiu zawodowym. Pisanie to pasja, takie drugie życie. Znam ludzi rożnych profesji, których hobby jest bardzo dalekie od tego, czym zajmują się na co dzień. Lekarz może być zapalonym numizmatykiem, a prawnik interesować się historią starożytną. A ja piszę książki. Zawsze o tym marzyłam, ale nie wierzyłam, że dam sobie z tym radę. W końcu spróbowałam dochodząc do wniosku, że niczym nie ryzykuję. Inwestuję jedynie czas i własny rozum.
J.G.: Czy to przypadek sprawił, że losy von Becków osadzone są głęboko w przeszłości czy może to miłość do historii, zainteresowanie okresem II wojny światowej? Skąd pomysł, żeby w książce ta przeszłość splatała się z teraźniejszością?
J.J.: Interesuje mnie historia III Rzeszy do strony politycznej. Nie jest to chora fascynacja, ale zawsze ciekawiły mnie narodziny zła. Rozumiem, że istnieją jednostki spaczone, chore, ale ciekawiło mnie zachowanie tłumu, wręcz całego narodu. Nie jest to jednak jedyny dział historii najnowszej, który mnie fascynuje. Co do splatania teraźniejszości z przeszłością, po prostu taką wymyśliłam formułę. To miała być saga rodzinna, zatem nie mogła się nagle urwać, bo prawie zawsze pojawiają się kolejne pokolenia.
J.G.: Jak wygląda research podczas pisania tego rodzaju książki? Lektura powieści z okresu II wojny światowej? Opracowań naukowych? Skąd wiedza o ówczesnej obyczajowości, emocjach targających ludźmi zanurzonymi w tej okrutnej, wojennej i obozowej rzeczywistości?
J.J.: Naprawdę różnie. Jeśli mi brakuje wiedzy na jakiś temat lub muszę sprawdzić konkretny szczegół, szukam wszędzie, gdzie jest to możliwe. Książki, filmy, artkuły prasowe. Czasami zajmuje mi to kilka minut, niekiedy dwa dni.
J.G.: Myśli Pani, że możemy odciąć się od przeszłości? Czy kolejne pokolenia zawsze będą płacić na błędy przeszłości? Myślę tu chociażby o Julii i jej przodkach…
J.J.: Zależy jak bardzo chcemy się od niej odciąć. I czy w ogóle chcemy. Ale myślę, że jest to możliwe. W przypadku moich bohaterów, nie było to możliwe z różnych powodów.
J.G.: Czy uważa Pani, że ludzie rodzą się źli i okrutni czy też to okoliczności ich takimi czynią?
J.J.: Oczywiście, że nie. Ludzie nie rodzą się ani dobrzy, ani źli. Są jak nie zapisany zeszyt. Rodzice, wychowawcy, przyjaciele, wydarzenia powolutku zapełniają ten zeszyt tworząc nie tylko historię człowieka, ale również wpływając na charakter i zachowania jednostek. Dla mnie dobro to siła, za złem zawsze kryje się słabość, kompleksy, strach. Dobry człowiek nie musi niczego udowadniać, nawet sobie. Nie potrzebuje zachowywać się jak zaszczute zwierzę, które kąsa ze strachu. Nie wierzę jednak w ludzi absolutnie złych i absolutnie dobrych. Tacy nie istnieją.
J.G.: Pani bohaterowie są osobami niezwykle wyrazistymi pełnymi kontrastów, daleko im do lalek z papermache. Ma Pani na nich pomysł już na początku procesu twórczego czy dojrzewają wraz z rozwojem akcji?
J.J.: Jak wspomniałam wyżej, nie wierzę w stereotypy. Każdy ma w tym swoim „zeszycie” zapisane dobre i złe rzeczy. To pozwala z czasem odróżnić jedno od drugiego. Pomysł oczywiście pojawia się na początku, ale nigdy nie wiem, co wydarzy się na końcu. Wszystko zależy od rozwoju akcji, a nawet mojego nastroju.
J.G.: Czytając powieść zwracamy uwagę na sprawny warsztat – doskonale buduje Pani napięcie, angażując emocjonalnie czytelnika. Czy w pisaniu kluczowe znaczenie ma według Pani technika czy raczej pomysł? Czy myśli Pani, że warsztatu można się nauczyć?
J.J.: Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Piszę z głębi serca, duszy, nie wiem jak to nazwać. Oczywiście pracuję nad stylem, ale całej reszty nie potrafię wyjaśnić. Na pewno nie napiszę nigdy podręcznika „jak napisać powieść”, bo nie umiałabym wskazać ani przepisu, ani techniki. Pomaga mi na pewno wcielenie się w rolę czytelnika. Jaką powieść chciałabym przeczytać, co sprawiłoby, żebym nie chciała przestać czytać. Jest to jednak subiektywne. Nie każdemu podoba się to samo i nie sposób zadowolić gust wszystkich. Do pisania podchodzę jednak z pewną pokorą, biorę do serca uwagi krytyczne, o ile są merytoryczne, a nie tylko wredne czy złośliwe.
J.G.: Czym jest dla Pani pisanie książek, kreowanie świata bohaterów i zdarzeń?
J.J.: Oderwaniem od rzeczywistości, sposobem na wyrzucenie emocji, przygodą.Jest również miejscem, gdzie mogę ukryć się ze swoją wrażliwością przed światem. To mi pozwala zachować pewną równowagę.
J.G.: Ma Pani jakiś rytuał związany z pisaniem? Jak u Pani wygląda praca nad książką? Jest Pani osobą aktywną zawodowo, kiedy zatem znalazła Pani czas na pisanie?
J.J.: Śmiałam się kiedyś, że gdybym komuś opowiedziała jak powstają moje powieści, to by nie uwierzył. Chaos zewnętrzny mi kompletnie nie przeszkadza, piszę najczęściej bombardowana hałasem z gier syna, jazgotem z telewizora czy wiertarką sąsiada z dołu (chyba ma takie hobby, bo mam wrażenie, że ciągle coś wierci), a ze stołu spadają książki do których zaglądam, gdy potrzebuję sprawdzić dane historyczne. Gdy jednak czuję chaos w duszy czy umyśle, to moja wena ucieka w przestworza. Ci, którzy denerwują mnie bez potrzeby, niech wiedzą, że w takich momentach wyrywają właśnie kilka kartek z moich powieści. Taki to rytuał właśnie. Wiem, że burzę tym marzenia niektórych o dębowym biurku, widokiem lasu za oknem i ciszy pozwalającej oddać się tylko pisaniu. Nic z tych rzeczy, w miedzy czasie robię obiad, pranie, odbieram telefony. Nie ukrywam, że to ostatnie irytują mnie najbardziej, bo mentalnie muszę powrócić ze świata w którym tworzę swoją powieść. Ogólnie czas to u mnie towar deficytowy. Ostatni raz nudziłam się leżąc w szpitalu jakieś dwanaście lat temu. Pisanie, jak wspomniałam, to pasja, a na to zawsze można wygospodarować czas, chociaż nie ukrywam, że odbywa się kosztem innych spraw. Nie żałuję jednak, nie można mieć wszystkiego.
J.G.: Czy pisanie książek może być sposobem na życie?
J.J.: Chyba że na krótkie i mało dostatnie. Tylko topowi pisarze są w stanie się utrzymać się z pisania książek, ale nawet oni podejmują inne przedsięwzięcia. Nie ten rynek, nie ten język. Poza tym nie mam sposobu na życie, ono się toczy według nieznanych mi reguł. Nie wiem, co będzie za rok czy dwa. Może będę występować w cyrku?
J.G.: Kiedy możemy spodziewać się kolejnej książki i czy może Pani zdradzić zarys fabuły?
J.J.: Na to pytanie także nie odpowiem. Myślę , że w ciągu roku. Pomysł jest, ale jak poprowadzą mnie moi bohaterowie, pozostaje ich słodką tajemnicą.
J.G.: W takim razie tego twórczego hałasu życzę i nieustającej pasji do tworzenia wspaniałych powieści!
Recenzję książki "Piętno von Becków" możecie przeczytać TU.
Zawsze mnie interesowały wszelkie "techniki", o których wspomniane jest w rozmowie, a jakie stosują autorzy, że ich powieści porywają miliony. Zwykle pisarze odpowiadają enigmatycznie, podobnie. Intryguje mnie, czy aby nie chcą zdradzać rąbka tajemnicy, a w głębi duszy kryją kilka trików. Jak sądzisz? :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to zrozumiałe, że autorzy część swojego przepisu na sukces chcą zachować dla siebie. Chociaż ... może rzeczywiście nie ma takiego przepisu, a raczej u każdego sprawdziło się coś innego..
Usuń