wtorek, 15 marca 2016

Elisa Albert „Od urodzenia”

Tytuł: Od urodzenia
Autor: Elisa Albert
Wydawnictwo: Kobiece 


„Czasami, kiedy jestem z dzieckiem, myślę sobie: jesteś moim sercem i moją duszą, oddałabym za ciebie życie. Innym razem myślę: ty mały debilu, zostaw mnie, kurwa, w spokoju, żebym mogła podciąć sobie żyły w wannie i spokojnie umrzeć”. Zaszokowana? Jeśli jesteś jedną z tych kobiet, które w dziecięcej kupce widzą ósmy cud świata, to zapewne tak – słowa te podniosły ci ciśnienie i zmotywowały do wygłoszenia mowy pochwalnej na cześć macierzyństwa. Jeśli rzeczywiście fakt, że wyciągnęli z ciebie kilka krzyczących i wydalających kilogramów, że twoje sutki są całe popękane i bolące, że po ciąży masz kilka (kilkanaście?) kilogramów więcej sprawia ci radość i plasuje cię w gronie najszczęśliwszych z ludzi, to gratuluję. Bardziej jednak prawdopodobne, że wstając po raz kolejny w nocy do płaczącego dziecka sama masz ochotę wyć, że zmieniając po raz kolejny śmierdząca pieluchę, masz ochotę podstawić ją mężowi pod nos, że patrząc na siebie w lustrze płaczesz i jedyne czego pragniesz, to stać się choć przez godzinę niewidzialną dla ryczącego potwora, który jest krwią z twojej krwi. Nie znaczy to, że darzysz dziecko nienawiścią – po prostu zmieniło się twoje życie, a ty wciąż przechodzisz proces przyzwyczajania się do myśli, że już nigdy nie będzie tak, jak było przed wydaniem na świat nowego człowieka.

Takie skrajne nastroje, skłębione myśli prowadzące od nadziei po zwątpienie, od miłości po nienawiść, towarzyszą Ari, bohaterce kontrowersyjnej i do bólu prawdziwej książki o życiu i umieraniu, powstawaniu i przemijaniu, o cieniach i blaskach bycia matką. Elisa Albert w powieści „Od urodzenia” zmusza nas do polemiki ze sobą, do stawienia czoła fałszywemu wizerunkowi matki, do weryfikacji przekonania, że macierzyństwo to pełnia szczęścia i moment w życiu kobiety, na który warto czekać z utęsknieniem. Sięgnąć po książkę powinny szczególnie te matki, które nękane są wyrzutami sumienia z powodu bycia gorszą, z powodu pragnienia, by robić karierę, a także – by jej nie robić. Na stronach wydanej przez Wydawnictwo Kobiece książki znajdą one wszystkie rozterki, z którymi codziennie się mierzą, a także nadzieję, że nie są same i zapewnienie, że już nie muszą się wstydzić swojej niedoskonałości.

Kiedy Ari obdarzyła uczuciem starszego od niej o piętnaście lat Paula nie przypuszczała, że za jego sprawa jej życie aż tak bardzo się odmieni. Ich związek miał posmak skandalu – on profesor nadzwyczajny, ona obiecująca doktorantka pisząca o feminizmie, o „Algorytmach Dziewczyńskich”. Kto by pomyślał wówczas, że nie tylko połączą się węzłem małżeńskim, ale na dodatek z ich miłości narodzi się mały Walker. Jego przyjściu na świat towarzyszyła niezgoda na zaistniałą sytuację i bunt – Ari pragnęła urodzić o własnych siłach, zaś cesarka stała się dla niej traumatycznym przeżyciem, z którym nie może się pogodzić. Nieustannie ogląda filmy z różnych porodów, umieszczane przez rozentuzjazmowane kobiety na stronach internetowych, popadając jednocześnie w coraz większą depresję. Nie sprząta, nie ma siły o siebie zadbać, porzuciła nawet pracę nad doktoratem, choć na ten czas Walker ma zapewnioną opiekunkę. Kawałek po kawałku rozsypuje się, zaś symptomem poważnego stanu, w jakim się znajduje, są jej rozmowy prowadzone ze … zmarłą na raka matką. 

Paradoksalnie, wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy Ari zaprzyjaźnia się z Miną, poetką, dawną gwiazda rocka, obecnie zagubioną dziewczyną w zaawansowanej ciąży. Fakt, iż towarzyszące Ari problemy nie są tylko jej udziałem sprawia, że mobilizuje ona wszystkie siły, by pomóc samotnej matce. Czy ta przyjaźń, dla kobiety która dotąd nienawidziła innych kobiet, rzeczywiście okaże się wybawieniem? Czy Ari uporządkuje swoje życie i wspomnienia o umierającej latami matce przestaną ją nękać? Czy poradzi sobie z depresją poporodową? Na te wszystkie pytania znajdziemy odpowiedź w książce, która wstrząsa nami, która przytłacza niekiedy swoim realizmem i emocjonalnością, która obala mit o idealnym macierzyństwie, ukazując jego prawdziwe oblicze. 

Powieść „Od urodzenia” nie ogranicza się tylko do tematów związanych z ciążą i wychowaniem niemowlaka. To także przywołanie wojennych historii i faktów z życia babki Ari, to wspomnienia z okresu dorastania wypełnionego powolną śmiercią matki, jej zmianami nastrojów, smrodem lekarstw i wszechobecnym niezadowoleniem, to także ulga po jej odejściu. Na kartach książki znajdziemy również szokujące fakty na temat praktyk podawania kobietom, mającym problem z donoszeniem ciąży, cudownego leku DES, który po latach okazał się przynosić skutki uboczne w postaci zwiększonej podatności zachorowania na raka wśród dzieci, a także deformacji narządów płciowych kobiet. Autorka nie oszczędza czytelnika, nie bawi się w subtelności, z pewną widoczną zaciętością utrwalając swój sprzeciw na papierze. Sprzeciwia się też jej bohaterka, która miota się niczym zwierzę złapane w pułapkę, która nie waha się przed ekspresyjnym wyrażaniem swoich emocji. Ich podkreśleniu służyć mają zapewne liczne wulgaryzmy, choć jestem bliższa raczej negacji zasadności ich użycia. Właśnie one, w połączeniu ze stylem narracji, z przenikaniem się teraźniejszości i przeszłości oraz wydarzeń i osób z tymi okresami związanych, czynią lekturę trudną (nierzadko irytującą) i wymagającą uwagi. Z pewnością nie jest to pozycja, do której wrócę po raz kolejny, ale jednocześnie jestem przekonana, że sięgnięcie po powieść Elisy Albert będzie dla wielu kobiet wybawieniem. Oto w Ari zobaczą samą siebie i zyskają pewność, że oto znalazły przyjaciółkę, która rozumie ich, jak nikt inny. Która obdarza czytelnika wielkim zaufaniem, nie wahając się przez odsłonięciem prawdziwej twarzy, kobiety dalekiej od ideału, dalekiej od zachwytu nad macierzyństwem, ale mimo wszystko kochającej …





4 komentarze:

  1. Chciałabym kiedyś przeczytać Twój własny autorski prywatny tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo macierzyństwo to taki trochę temat tabu. Z jednej strony kobieta ma wychowywać dzieci, a z drugiej: "dlaczego nie zrobiła jeszcze kariery i nic nie robi w domu?". Musi miotać się pomiędzy jedną a drugą decyzją, czując wciąż wzrok innych na sobie - zawsze mądrzejszych. Dlatego też bardzo dobrze, że powstaja takie książki. Nawet jeśli zbyt dosadne, może choć trochę odczarują mit macierzyństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że dobrze. Widzę, jak matki wpadają w poczucie winy, że np. są w szkole na zajęciach, ze zostawiają dziecko pod opieką obcej osoby, że nie mogą w tym czasie posprzątać itd. i to jest smutne. Należy podkreślać, że macierzyństwo nie jest usłane różami, ale też, ze nie musi być idealne, podobnie jak dom. Bo przecież najważniejsze jest to, żeby w tym domu było szczęście i miłość, a to oznacza m.in. szczęśliwą i spełnioną matkę.

      Usuń