Tytuł: 365 dni bez zapałek
Autor: Claire Dunn
Wydawnictwo: Kobiece
„Mogłabym w każdej chwili otworzyć drzwi mojej klatki i uciec. Ale co miałabym robić? Kim zostać? Ogarnia mnie nagła ochota, by zdjąć buty i po prostu zacząć iść. I nie zatrzymywać się, dopóki pod stopami nie poczuję opadłych liści” – te słowa oddają i naszą tęsknotę za ucieczką, za innym życiem, za zmianami które oderwą nas od doczesności i trywialności, od wyścigu szczurów i materializmu. Ileż to razy marzyłeś o rzuceniu pracy i wyjeździe do Ameryki Południowej? Ile razy chciałeś porzucić ciepłą posadę w banku by zostać żeglarzem? Ile razy pragnąłeś wyrwać się z pętli kredytów, przymusu kupowania przedmiotów pod wpływem otoczenia i zamieszkać w drewnianej chacie na plaży, opierając swoją egzystencję na kilku tylko przedmiotach i redukując swoje potrzeby do minimum? Dlaczego to jest wciąż w sferze marzeń? Dlaczego nie realizujesz swoich planów?
Odwagę, by dokonać zmian, odnalazła w sobie Claire Dunn, zagorzała aktywistka walcząca w obronie lasów, pracownica jednej z fundacji działających w tym zakresie. Z chwilą przyjęcia posady, zamieniła podróże i protesty na niezliczone godziny spędzone na pisaniu tekstów o lasach i petycjach, a z każdym dniem rosła jej frustracja i przeświadczenie, że tak naprawdę nie jest to jej życiowa droga. Kiedy wszyscy znajomi zdążyli już założyć rodziny, wziąć kredyty na dom i wspiąć się po szczeblach kariery, ona świadomie postanowiła z tego wszystkiego zrezygnować. Zdecydowała się na udział w niezwykłym projekcie, który zakładał niemal samotną, roczną egzystencję w australijskim buszu. Prowadzony podczas pobytu dziennik posłużył jako szkic wciągającej książki „365 dni bez zapałek. Jak rok w australijskim buszu odmienił moje życie”. Opublikowany nakładem Wydawnictwa Kobiecego reportaż, jest zatem zapisem wydarzeń, które miały miejsce podczas trwania programu, a jednocześnie jesteśmy świadkami wewnętrznych zmian, jakie dokonywały się w psychice autorki. Nastawiona na zadaniowy system pracy, na nieustanne starania w drodze do perfekcji Dunn, musiała nauczyć się niczego nie pragnąć, niczego nie musieć, nie robić nic na siłę, tylko dać się porwać swojej pierwotnej naturze.
„Całe życie uczono cię produktywności i osiągania celów. Na tej podstawie budowałaś poczucie własnej wartości. Teraz zrobiła jeden krok poza ten świat i twoje ego walczy, żeby zachować status quo. Zapewne czujesz się, jakby rozpętała się w tobie wojna domowa” – mówi Dunn instruktor ze szkoły przetrwania, w której uczestniczyła przygotowując się do programu. I zapewne jest w tym sporo racji, bowiem pierwsze dni i tygodnie pobytu w buszu są naznaczone kolejnymi klęskami, z którymi kobieta nie może się pogodzić. Nieustannie porównuje się z innymi „szaleńcami”, którzy nie tylko zdecydowali się porzucić obecne życie, ale jeszcze za ten przywilej zapłacić, wciąż też ma poczucie straconego czasu, tego, że mogłaby zrobić wszystko szybciej, dokładniej, lepiej.
Ponieważ program przetrwania w naturalnym środowisku zakładał stopniowe ograniczanie wykorzystania przedmiotów ze świata zewnętrznego, jego uczestnicy przez pierwsze sześć miesięcy uczestniczyli w rozmaitych warsztatach, mających za zadanie przygotować ich do przetrwania w buszu bez zapałek czy metalowych przedmiotów, zaś kolejne sześć miesięcy byli zdani wyłącznie na siebie. Claire Dunn uczyła się zatem lepienia zastawy stołowej z gliny, konstruowania pułapek na kraby i węgorze, rozpalania ognia za pomocą świdra ręcznego czy polowania. Uczestnicy mieli również za zadanie wybrać sobie swoje miejsce na rozległym terenie i postawić własnoręcznie dom, według swojego projektu. Jedyne zasady, jakie obowiązywały w trakcie trwania programu, to zakaz spożywania alkoholu, w trakcie dwunastu miesięcy poza obozem mogli spędzić wyłącznie trzydzieści dni i przez trzydzieści dni mogli przyjmować gości. Jak Dunn, poradziła sobie z postawionymi przed nią wyzwaniami? Co stało się najtrudniejszym zadaniem? Jakie bariery, w tym bariery wewnętrzne będzie musiała pokonać, by wytrwać do końca pobytu? Na te pytania odpowiada wspaniała książka „365 dni bez zapałek”, będąca zarówno fascynującym zapisem powrotu do korzeni, jak i odkrywania samej siebie, swoich pragnień oraz dawno zatraconej kobiecości.
Autorka, posługując się niezwykle barwnym, plastycznym językiem przenosi nad do australijskiego buszu, zaś załączone zdjęcia dodatkowo pobudzają naszą szalejącą wyobraźnię, pozwalając poczuć się niemal jak uczestnik tego survivalowego pobytu, a jednocześnie zatęsknić za ta wolnością, lekkością, jaką daje obcowanie z naturą. I choć pobyt był wykańczający fizycznie, to skupienie się na prostych czynnościach, korzystanie z darów Matki Natury, nieustanny kontakt z przyrodą wyzwalały niezwykłą energię, płynąca z wnętrza człowieka. Również podczas lektury znikają wszelkie ograniczenia, wszelkie nakazy i zakazy, budzi się w nas tęsknota za podążeniem drogą marzeń. Jak pisze Dunn: „Najtrudniej jest uwierzyć, że jest to możliwe, że można zrobić to, na co zawsze miało się ochotę, co przemawia do ciebie bardziej niż wszystko inne”. Patrząc na to, czego dokonała Claire Dunn, czując jeszcze smak pieczonego węża na języku czy dotyk twardej gliny nabieramy przekonania, że realizacja każdego planu rzeczywiście jest możliwa, Zatem … do dzieła!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz