źródło: Jacek Wąsowicz |
Jacek Wąsowicz - od 2002 r. mieszkał na Wyspach Brytyjskich, które opuścił dla południowych Chin we wrześniu 2015. Absolwent Uniwersytetu Gdańskiego, z wykształcenia nauczyciel geografii. W Polsce pracował m.in. jako lektor angielskiego, przedstawiciel handlowy, specjalista ds. importu-eksportu. Na Wyspach zdobył i wykonywał zawód grafika komputerowego. Pisał do polonijnego tygodnika „Polish Express”. Laureat nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Autor zbioru felietonów „100 kijów w mrowisko”.
/źródło: www.jankawydawnictwo.pl/
/źródło: www.jankawydawnictwo.pl/
J.G.: „Przystanek Londyn” to nie tylko książka o emigracji, o kulturze, ale też i o dążeniu do celu i pokonywaniu własnych granic. Co sprawiło, że zechciał się Pan podzielić z czytelnikami tak trudnymi i osobistymi niekiedy doświadczeniami, emigracyjną historią swojego życia?
J.W.: Z jednej strony był taki zamysł, by przekazać Czytelnikowi nie tyle serię zgrabnych historyjek z życia wziętych, co pokusić się o zobrazowanie pewnych emigracyjnych schematów. By przedstawić je tak, aby w tym kulturowym i językowym chaosie można było odnaleźć wspólny mianownik tak powodzeń jak i niepowodzeń milionów innych Polaków takich jak ja, tj. wyjeżdżających na Wyspy w poszukiwaniu nowego, niejako drugiego życia. Z drugiej strony, na taką lekturę pojawiło się zapotrzebowanie. Dla mnie to wystarczające argumenty, by przysiąść na te ponad pół roku na poważnie i szczegółowo spisać wszystkie wątki swojej emigracji. Zahacza ona o dwie dekady, więc było o czym pisać.
Jak książkę przyjęli Pana znajomi na całym świecie?
Dopiero się z nią powoli zapoznają, gdyż wyszła całkiem niedawno, ja natomiast - zamiast wciskać im ją pod oczy - wyjechałem gdzie pieprz rośnie. Dosłownie. Ale gwarantuję Pani, że nie uciekłem od jej promocji. Tak po prostu wyszło. Notabene, wydanie „Przystanku Londyn” nie mogło być lepszym zamknięciem za sobą pewnego etapu życia.
Czy w trakcie pisania książki i powrotów do przeszłości, identyfikował Pan chwile, w których mógł Pan zachować się inaczej? Były takie wydarzenia czy może w każdej sytuacji postąpiłby Pan tak samo?
Bywam refleksyjny, takie sytuacje pojawiały się więc dość często. Niemniej teraz jest teraz, a teraz jestem taki, jak obecnie – wtedy natomiast było wtedy, czyli inaczej, więc i ja byłem inny; inny pod pewnymi względami oczywiście. Staram się więc nie zaprzątać sobie głowy rozważaniami, jak postąpiłbym teraz. Najważniejsze jest chyba, aby nie mieć wyrzutów sumienia na bieżąco.
A sama emigracja? Powtórny wyjazd był podyktowany względami finansowymi czy stało za nim coś więcej?
Czy pamięta Pani zakończenie części pierwszej książki? Tam jest wszystko: złość na Polskę, ale i chęć ucięcia rozpamiętywania zdarzeń, niczym zawód miłosny leczony szybkim klinem.
Czy emigracja – zarówno do Anglii, jak i obecny pobyt w Chinach, wyposażyły Pana w cechy, których nie miał Pan przed wyjazdem z Polski? Czy emigracja zmienia człowieka?
Szczerze? Ja już za bardzo nie pamiętam, jaki byłem wtedy, tj. przed emigracją. Pamiętam tylko to, że gdy w 1995 roku zobaczyłem na ulicy pierwszego Murzyna, odwróciłem za nim głowę! Jedno jest więc pewne: ja dzisiaj to zupełnie inny Jacek. Niby wygląda podobnie, niby ten sam temperament, podobne preferencje zachowań osobowościowych – jednak gdzieś w środku to kompletnie nowy człowiek. I za innymi kolorami skóry już się nie oglądam od dawna…
Na Wyspach zdobył Pan nowy zawód, aktywnie działał w kręgach kulturalnych, współpracował z tygodnikiem polonijnym. Czy ma Pan takie poczucie, że w Polsce nie mógłby Pan tego osiągnąć?
Może inaczej: w Polsce najprawdopodobniej nigdy by mi do głowy nie przyszło, że takimi rzeczami mógłbym się parać.
Patrząc z perspektywy czasu – czym różni się od polskiego angielski rynek pracy, postawa pracodawców, a także pracowników?
Temat-rzeka. Ograniczę się więc tylko do jednego zdarzenia: mojej rozmowy z polskim pracodawcą. Całkiem niedawno. Dodam, iż rozmawialiśmy na stopie koleżeńskiej, bez podtekstu, że może chciałbym ewentualnie w jego firmie pracować. Oto dowiedziałem się, iż dla tego jegomościa, zdjęcie aplikanta to jeden z podstawowych elementów podlegających ocenie pod kątem przydatności do pracy. Pani wybaczy, ale dla mnie to tak, jakbym ja jako - załóżmy - szef firmy wywozu szamba, patrzył, czy mój kontrahent ma czyste buty. Jakim w ogóle prawem ci ludzie proszą kandydatów o zdjęcie? To po pierwsze. A po drugie: czemu w Polsce z miejsca pracy nadal robi się wybieg mody?
Oddając się lekturze, możemy z łatwością zidentyfikować zagrożenia czyhające na emigranta, ale i szanse. Jakie rady mógłby Pan dać osobom planującym wyjazd poza granice kraju?
To zależy po co wyjeżdżają. Gdy, jadąc na wakacje do Malezji na początku tego roku, spytałem znajomych o jakieś porady i rekomendacje, jedni polecali wyspę Pangkor, bo tam tak pięknie i cicho, drudzy zaś wyspę Langkawi, bo tam tak żywo, no i że tani alkohol. Dlatego choćby już stąd widać, że porady są tylko wtedy trafne, jeśli są dopasowane do oczekiwań odbiorcy – a ja przecież nie znam zamierzeń, a przede wszystkim oczekiwań wszystkich Polaków, niekoniecznie nawet Czytelników „Przystanku”. Wyjeżdżając jednak gdziekolwiek poza granice Polski - a na Wyspy to już chyba szczególnie - warto pamiętać o tym, że swoim sposobem myślenia oraz działania niekoniecznie zawojujemy Brytyjczyków. To nie Chińczycy z głębokiej prowincji, którym wystarczy zobaczyć Twój wzrost czy nie skośne oczy, by być na Twoich usługach jak zaczarowani – w UK trzeba dać z siebie to coś, by wywalczyć sobie równy status. Bo choć każdy z nas ma swoją godność osobistą, ta nie jest dana ot tak, z automatu.
Mieszkając w Anglii przeprowadzał się Pan wielokrotnie, a często dostępne kwatery pozostawiały wiele do życzenia. Czy obecnie też tak jest?
Owszem. I przestanie tak być, gdy Londyn przestanie być atrakcyjny dla przyjezdnych, tak obcokrajowców jak i samych Brytyjczyków z innych regionów kraju. Czyli raczej nigdy. Niemniej wachlarz oferty mieszkaniowej jest w Londynie szeroki, tak więc zawsze jest tam miejsce na łut szczęścia, a przede wszystkim na własną przedsiębiorczość, pomysłowość.
Czy Chiny, o których wspomina Pan na zakończenie książki, okazały się być pod tym względem równie nieprzyjazne?
O nie, ale tego aspektu życia akurat nie znam, gdyż mieszkam tu w kwaterze zaoferowanej przez mojego pracodawcę, tj. szkołę. A komuna rozbestwia człowieka, gdyż nie płacę tu ani za wodę, ani za prąd. I jeszcze parę innych rzeczy jest tu zupełnie inaczej zorganizowanych.
Możemy liczyć na kolejną książkę – tym razem relację z pobytu w Chinach?
Materiału do takiej mam już mnóstwo. Nie ma dnia, bym nie poczynił licznych obserwacji. Przymierzam się również do prowadzenia bloga. Bo jest o czym pisać, oj, jest!
Czy wyobraża Pan sobie powrót do Polski po tylu latach? Czy byłby Pan gotów osiąść tu na stałe?
Nigdy nie mówię nigdy, niemniej przez te wszystkie lata zdążyłem zapuścić korzenie gdzie indziej, więc do Polski nie ciągnęło mnie praktycznie wcale. Teraz, mimo iż te korzenie drastycznie podciąłem, nadal nie ciągnie mnie do kraju, gdzie trzeba mieć nie tylko zawód oraz ochotę do pracy, ale jeszcze szczęście, no i najczęściej znajomości. A nepotyzm i kumoterstwo to dla mnie cechy odpychające. No i nie ma u nas żadnej egzotyki. To ja już wolę egzotykę, nawet jeśli jest bez znajomości. Czy kiedykolwiek wrócę do Polski? Być może na emeryturę…
Ma Pan poczucie, że opuszczając Polskę, stracił Pan coś bezpowrotnie?
Jeżdżąc za młodu na ryby z ojcem, poznałem bardzo ciekawe powiedzenie: „Ryby zawsze biorą tam, gdzie nas nie ma”. Pamiętając je, staram się żyć tak, aby niczego nie żałować. Owszem, zapewne coś bezpowrotnie straciłem – jednak ileż zyskałem?
Dziękuję bardzo za poświęcony czas i życzę samych sukcesów, niezależnie od tego, gdzie będzie akurat Pana miejsce na ziemi.
Świetny wywiad!
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia :-)
Dziękuje. A i rozmowa z autorem była przyjemnością:-)
UsuńCzy taki znowu świetny? Hmm, po prostu prawdziwy. Ukłony z Chin i dziękuję za życzenia!
UsuńCiekawy wywiad ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
Bardzo dziękuję, ja również pozdrawiam:-)
UsuńJa również pozdrawiam, z daleka. :)
Usuń