Tytuł: Nie zabijaj mnie, kochanie
Autor: Danka Braun
Wydawnictwo: Prozami
„Nie mamy żadnej władzy nad życiem, wbrew temu, co nam się wydaje. To ono rządzi nami przez różne przypadki, zbiegi okoliczności i temu podobne” – pisał Wiesław Myśliwski, ujmując w proste słowa prawdę o życiu. Kontrola nad wszystkimi aspektami naszej egzystencji jest niemożliwa, zawsze bowiem coś się wymknie, coś nie podda naszemu dozorowi, za sprawą różnych czynników zmieniać się będą również warunki zewnętrzne. Dlatego próba zapanowania nad przyszłością jest tylko działaniem służącym uspokojeniu swojego umysłu, ułudą, którą karmimy się dążąc do stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa.
Wie o tym doskonale Marta Kruczkowska, młoda nauczycielka biologii, bohaterka wciągającej powieści kryminalnej „Nie zabijaj mnie, kochanie”. Autorka, Danka Braun, stworzyła nie tylko trzymającą w napięciu historię, w której nie brak ofiar śmiertelnych i nagłych zwrotów akcji, ale także wplotła w nią watek miłosny, który stanowi doskonałe uzupełnienie opowieści, spaja ją, a przy tym przykuwa nasza uwagę i … wprowadza w błąd. Sięgając po szablonowe rozwiązania, Braun stworzyła nieszablonową powieść, która mimo lekkości zawiera sporo celnych spostrzeżeń, dotyczących absurdów polskiej codzienności, z polityką na czele, okraszonych sprawnie prowadzonymi dialogami. I choć nie mogę wybaczyć autorce „waćpanny”, zupełnie nie pasującej do stylu wypowiedzi jednego z bohaterów, to jest to tylko niuans, który nie zakłóca odbioru powieści, jako całości.
A całość jest niezmiernie skomplikowana, podobnie jak drogi wiodące do poznania prawdy. Ta zaś, jest jedyną szansą na odkrycie, czy wypadek samochodowy Ewy, matki Marty, rzeczywiście był przypadkiem, czy też może emerytowanej nauczycielce ktoś pomógł zginąć. Powstaje pytanie, komu mogłoby zależeć na śmierci starszej pani, która poświęciła życie swoim uczniom oraz córce? Chyba, że … Ewa miała pewne tajemnice, z powodu których musiała zginąć.
O tym, jak niewiele wie o życiu swojej matki, dziewczyna przekonuje się wraz z wizytą u notariusza. Czeka tam na nią list, adresowany do znanego lekarza z Krakowa, Roberta Orłowskiego, wraz z dyspozycją dostarczenia go w przypadku śmierci nadawcy. Marta spełnia prośbę matki, chociaż nawet w swoich snach nie spodziewała się, że przystojny i zamożny mężczyzna okaże się jej biologicznym ojcem. Uwielbiała swojego zmarłego sześć lat wcześniej tatę, nie było dnia, żeby z mamą za nim nie tęskniły, a tymczasem okazuje się, że jej życie zostało zbudowane na kłamstwie, a ona sama jest efektem przelotnego romansu nauczycielki i byłego ucznia. Zaskakująca jest nie tylko informacja dotycząca pokrewieństwa pomiędzy Martą a lekarzem, ale prośba Ewy do Roberta, by zaopiekował się jej córką. Z tonu listu wynika, że Ewa obawiała się czegoś lub kogoś, zresztą później na jaw wychodzi, że w dniu śmierci kobieta udawała się właśnie do Krakowa. Co więcej, w czasie, kiedy zdarzył się wypadek, ktoś włamał się do mieszkania Ewy i Marty, kradnąc tylko laptop i kamerę oraz złoty wisiorek z Nefretete.
Czy to możliwe, żeby śmierć matki i włamanie były ze sobą powiązane? Kiedy po raz kolejny ktoś się włamuje, tym razem na działkę rekreacyjną Kruczkowskich, a także wpycha panią Marię, przyjaciółkę Ewy i Marty, pod pędzący samochód, zyskujemy pewność, że śmierć emerytki nie była przypadkowa. Tylko w jaki sposób ten, a także kolejne zgony, powiązane są z cudowną mocą żeń-szenia, a właściwie z austriacką firmą Panax? Mama Ewy dorabiała sobie do pensji rozprowadzając produkty z żeń-szenia, podobnie zresztą jak większość znajomych Roberta, ale czy to powód do morderstwa? W miarę rozwoju akcji zaczynamy podejrzewać wszystkich bohaterów, każdy mógłby mieć interes w tym, żeby prawda nie wyszła na światło dzienne, by odnaleźć pewną zgubę. Robert tropi potencjalnych morderców w kręgu swoich licealnych kolegów, gdy tymczasem Martą zaczyna się interesować pewien przystojny, austriacki dziennikarz Mark Biegler…
Każda strona powieści Danki Braun niesie nowe tropy i nowe kandydatury na mordercę, by i tak ostatecznie nas zaskoczyć, obalając nasz błędny sposób myślenia. To jednak dowodzi, że autorka mistrzowsko zapanowała nad tekstem, umiejętnie prowadząc akcję, nie pozwalając nam nawet na chwile rozluźnienia, nieustannie zaskakując i wprowadzając nowe komplikację. Jeśli oprzemy się pokusie zerkania na zakończenie, to możemy liczyć na dobrą zabawę, a przy tym międzynarodową aferę. Kluczem do przeżycia jest jednak nasza zdolność oceny sytuacji. Jednak, nawet jeśli nasz potencjalny „czarny charakter” okazał się być niewinną ofiarą splotu okoliczności, to jedno jest pewne – nie pomylimy się nigdy, polecając powieść „Nie zabijaj mnie, kochanie”, bowiem kilka godzin spędzonych w towarzystwie jej bohaterów na pewno nie jest czasem straconym…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz