środa, 1 lipca 2015

Marek Majewski "Koniak i daktyle"

Tytuł: Koniak i daktyle
Autor: Marek Majewski
Wydawnictwo: Rozpisani.pl

„Popijając wciąż koniak i racząc się daktylami myślałem o moim emigracyjnym wygnaniu. (…) Wyjechałem z Polski w poszukiwaniu przygód w Kalifornii, zakazanym kraju dzieci-kwiatów. Poczułem dziwne wzruszenie i łza zakręciła mi się w oku – nigdy nie przypuszczałbym, że tu, na końcu świata, znajdę wreszcie swój HOTEL …” – pisze Marek Majewski, fotograf, autor wciągającej książki „Koniak i daktyle”. Jej lektura stanowi niepowtarzalną okazję, by przenieść się do słonecznej Kalifornii za czasów dzieci-kwiatów, wolnej miłości i wielkich szans, które trzeba było tylko umieć wykorzystać. To prawdziwa gratka nie tylko dla miłośników fotografii, dla profesjonalistów, którzy traktują zdjęcia Majewskiego jako niedościgniony wzór, ale i dla wszystkich, którzy chcą wrócić wspomnieniami do młodości, którzy chcą poczuć ten klimat, doświadczyć tego, o czym w Polce w przaśnych latach 70. tylko marzyli.
Zbiór notatek Majewskiego podkreśla kontrast pomiędzy Polską a Stanami Zjednoczonymi, różnice, których jeszcze długo nie da się zniwelować. Niezależnie od tego, czy mówimy o kraju w czasach PRL-u, czy o demokratycznej Polsce, wciąż wolność jest tak naprawę ułudą, jesteśmy bowiem ograniczeni własnymi poglądami, przekonaniami, cechuje nas niezrozumiałe zadęcie i przekonanie, że wszystko nam się należy. Majewski długo pracował na swoją pozycję w USA, ale prawda jest też taka, że w ojczystym kraju nigdy nie osiągnąłby takiego poziomu rozwoju, nigdy nie dostałby takich szans, na jakie trafił w Kalifornii.
Prace emigranta zza żelaznej kurtyny określano mianem „very heavy stuff”; już nawet jako początkujący fotograf zwracał uwagę swoim wyczuciem kompozycji i nieodłącznym starym, enerdowskim Pentakonem 6x6. Zaproszenie od wujka zamieszkałego niedaleko San Francisco, w Redwood City, staje się dla rzutkiego absolwenta ASP biletem do nowego życia. Przygodę z fotografią zaczął od słynnej dzielnicy hippisów Haight-Ashbury i stosunkowo szybko dał się zauważyć w artystycznym środowisku. Pracował dla znanego magazynu „Rolling Stone”, dla „Vanity Fair” czy ”Focusa”, miał nawet „romans” z magazynem, który usilnie starał się naśladować „Playboya”, czyli dla „Flinga”. To właśnie wówczas przeżył niezapomnianą podróż do Meksyku, to tam zobaczył, skąd bierze się najpiękniejsze dziewczyny o uwodzicielskich kształtach…
W swojej karierze pracował z najlepszymi, ale też fotografował największe gwiazdy sceny muzycznej i filmowej, jak Carlosa Santanę, gwiazdę amerykańskiego popu, Joan Baez, czy znaną z kultowego filmu „Fleshdance” Irene Cara. Czytając wspomnienia Majewskiego można odnieść wrażenie, że kariera kalifornijskiego fotografa kręci się wokół narkotyków, piersiastych modelek łasych na szybkie samochody, wernisaży, wystaw i przyjęć oraz koncertów, które autor wspomina z tęsknotą. Wraz z nim szalejemy na występach największych wokalistów i grup tamtych czasów, jak The Rolling Stones, The Who czy Capton, palimy skręty, zapijamy wszystko koniakiem i zagryzamy wysuszonymi na słońcu daktylami. Taki styl życia, barwny, elektryzujący, nie przeszkadzał jednak Majewskiemu w robieniu zdjęć, które trafiały na okładki poczytnych magazynów, które przyciągały tłumy.
Majewski w pewnym sensie stał się kronikarzem tamtych czasów, zamykając na kartach książki lata, które niestety już nie wrócą oraz ludzi, którzy niczym barwne motyle dawno przeminęli. Pozostała jednak wspaniała historia, którą czyta się z zapartym tchem, która budzi respekt wobec niepodważalnego talentu autora, a także … tęsknotę za wolnością. Dużym atutem książki jest wspomniany klimat, który udało jest Majewskiemu wiernie oddać, a także oryginalny język, daleki od zadęcia czy fałszu. Wszystko to składa się na opowieść o dobrych czasach, przepełnionych seksem, towarzyskimi spotkaniami, wytężoną pracą i samorozwojem. Opowieść, jaką chce się czytać, choć w serca wkrada się tęsknota za takim życiem, za przekonaniem, że nie ma rzeczy niemożliwych, że dobry „stuff” i samozaparcie, a także odrobina szczęścia wystarczą, by robić to, co się kocha, co napawa nas dumą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz