Tytuł: Kanada
Autor: Richard Ford
Wydawnictwo: PWN
„Najpierw opowiem o napadzie dokonanym przez moich
rodziców, a później o zabójstwach” –
można by się spodziewać, że książka już swoim pierwszym zdaniem zdradzająca
fabułę, nie przypadnie czytelnikowi do gustu, nie zainteresuje go na tyle, by
brnąć przez kolejne pięćset stron. Nic bardziej mylnego! Powieść Richarda
Forda, uznanego amerykańskiego prozaika, jest pierwszą pozycją tego autora na
polskim rynku, ale jestem przekonana, że po jej zakończeniu z niecierpliwością będziemy
wypatrywać jego kolejnej publikacji. Okrzyknięta przez powieściopisarza i dziennikarza, Johna Banville’a „jedną z
pierwszych wielkich powieści XXI wieku”, jest bowiem przejmującym studium wpływu,
jaki jedna nieodpowiedzialna decyzja ma nie tylko na decydentów, ale również na
ich otoczenie.
„Kanada” –
bo o tej książce mowa – to opublikowana nakładem PWN historia, której nie da
się zapomnieć. Autor przedstawia nam małżeństwo Parsonów, przeciętnych ludzi,
jakich miliony zamieszkują ziemski glob. On, Sydnej Parson, to były członek
amerykańskich sił powietrznych, odznaczony medalami weteran drugiej wojny światowej.
Po odejściu z armii podejmował kilkakrotnie zatrudnienie, był sprzedawcą samochodów,
następnie agentem nieruchomości specjalizującym się w farmach, a ze swoim
czarem i urokiem osobistym zawsze udawało mu się znaleźć kolejną pracę. Ona,
Rachel Parson, to nauczycielka piątej klasy w szkole podstawowej z internatem w
Fort Shaw w Montanie. Ten obraz przeciętnego życia dopełnia jeszcze przeciętny dom
w Great Falls oraz bliźniaki – Dell i Berner. Co zatem sprawiło, że to
małżeństwo, podjęło brzemienną w skutkach decyzję o napadzie na bank? Jakim
sposobem mężczyźnie udało się nakłonić do realizacji tego pomysłu swoją
wykształconą, rozsądną i odpowiedzialną żonę?
Wkrótce po
obrabowaniu banku, Parsonowie zostali złapani i wyprowadzeni ze swojego domu na
oczach dzieci. Oskarżono ich o napad z bronią w ręku na Krajowy Bank Rolny w
Creekmore w Dakocie Północnej oraz o kradzież kwoty dwa i pół tysiąca dolarów.
Jeszcze przed pojmaniem, Rachel zaplanowała przyszłość swoich dzieci, jakby
przeczuwała, że za taką winę należy się kara. Zanim piecze nad Dellem i Berner
przejął stan Montana, przyjaciółka kobiety, Mildred Remlinger, miała je wywieźć
do Kanady, do swojego brata. Niestety, dzień przed realizacja tego planu, Berner
uciekła z domu, podążając do San Francisco. Jedynie Dell ma rozpocząć nowe
życie w Saskatchewan, pracując w gospodarstwie oraz hotelu prowadzonym przez
Arthura Remlingera. Czy jednak można pozostawić za sobą przeszłość?
Mimo
początkowego dystansu, Dell szybko zbliża się do swojego opiekuna, mimo
ostrzeżeń dotyczących jego gwałtowności i mrocznej przeszłości. Później, sam
zadaje sobie pytanie: „Dlaczego lgniemy do ludzi, których nikt inny
nie uznałby za dobrych i pełnych, ale za to niebezpiecznych i
nieprzewidywalnych?”.
Dodaje również: „Każdy z nas powinien (…) rozpoznać doznanie,
które sygnalizuje, że wokół nas dzieje się coś niedobrego, przypomnieć sobie, że
już wcześniej mieliśmy podobnie, i że oznacza to, iż znaleźliśmy się sam na sam
na otwartej przestrzeni i powinniśmy postępować z najwyższą ostrożnością!”. Dell miał niespełna szesnaście
lat, kiedy przyszło mu zostawić dom i wyjechać do Kanady, żyć z piętnem dziecka
przestępców. Nic zatem dziwnego, że w chwili słabości obdarzył Arthura
zaufaniem. Nie przewidział jednak, że stanie się dzięki temu świadkiem
podwójnego morderstwa, a nawet czynnie uczestniczył będzie w zacieraniu śladów
zbrodni…
Fabuła „Kanady” wydaje się być banalnie prosta
– dwa przestępstwa, które dzieli ciężar zbrodni, czas, miejsce akcji oraz jej
uczestnicy. Tak naprawdę jednak nie o same przestępstwa Fordowi chodzi. One są
zaledwie pretekstem do rozmyślań o życiu, o snuciu alternatywnych wersji wydarzeń,
o motywach, które pchają ludzi do określonych działań. Rozczaruje się zatem ten
czytelnik, który w powieści chce szukać sensacji, który liczy na gwałtowne
zwroty akcji i policyjne pościgi. Zamiast tego otrzymujemy głębokie przemyślenia,
ubrane w piękne słowa, mistrzowsko prowadzoną opowieść i ludzi, z których każdy
ma odrębną historie, z których każdy zmaga się ze swoimi demonami. Żałuję tylko,
że autor nie pokusił się o rozbudowanie opowieści o szczegóły z życia pomocnika,
Arthura, Metysa Charleya Quartersa, mężczyznę którego nie dało się polubić, o
zaufaniu nawet nie mówiąc, a który jednak przykuł moją uwagę. W zamian za to
dostajemy jednak niezwykle skomplikowaną postać Arthura, a także samego
bohatera, którego życie jest konsekwencją decyzji innych osób. Bohatera, który
poradził sobie z przeszłością, zdając sobie sprawę, że „mamy
większą szansę w życiu – większą szansę przetrwania – jeśli umiemy radzić sobie
ze stratą i podporządkujemy jedne elementy drugim (…), aby zachować właściwa
proporcję i połączyć je w całość, która sprzyja dobru, nawet jeśli, co trzeba
przyznać, często trudno je znaleźć”.
Starajmy się zatem wszyscy …
Cytat na początku skutecznie mnie zachęcił, recenzja może już mniej, nie moje klimaty, acz będę miała na uwadze tę powieść.
OdpowiedzUsuńhttp://chcecosznaczyc.blogspot.com/