Tytuł:Kora
Autor: Lorrie Moore
Wydawnictwo: PWN
„Chociaż
czasem straszliwe trzęsienie ziemi albo niszczycielska burza rodzą we mnie
przekonanie, że natura jest okrutna, zrozumiałem, że takie właśnie są zmienne
koleje drogi zwanej losem. Natura również wędrowała w poszukiwaniu iluminacji”
- pisał Paulo Coelho. Nie zawsze jednak musi to być traumatyczne przeżycie czy
wstrząs, wystarczy bowiem określona sekwencja porażek czy problemów, byśmy
zaczęli zastanawiać się nad życiem i naszym miejscem w nim, nad naturą porażek
i skomplikowaną drogą, jaką ma do przejścia człowiek.
Właśnie o
tej zwyczajnej – niezwyczajnej ludzkiej drodze, o jednostkach przeżywających
częściej upadki niż wzloty, o smutku, samotności i rozczarowaniu, czyli o prozie
życia przejmująco pisze Lorrie Moore. Wykładowczyni na kursach kreatywnego pisania,
profesor wydziału anglistyki, ale przede wszystkim … mistrzyni słowa, oddaje w
nasze ręce osiem wyjątkowych opowiadań, zebranych w tomie „Kora”. Jest to
pozycja tym bardziej wyjątkowa, że przełamuje niemal piętnastoletnie milczenie
autorki, choć na taką publikację czekać warto. I mimo iż nie jestem
zwolenniczką krótkich form literackich, to w tym przypadku autorka ujęła mnie
swoją wrażliwością, umiejętnością analitycznej obserwacji, trafnymi
komentarzami oraz barwnym obrazem człowieka, który wyłania się w tych
wszystkich historii.
Zbiór
otwiera opowiadanie „Wysiadka”, które doskonale portretuje ludzi w średnim
wieku, zmuszonych do ponownego odnalezienia się w świecie randek. Autorka
przełamuje konwencje, czyniąc tym razem mężczyznę ofiarą. Z życia Iry, skromnego
pracownika budżetówki odchodzi nie tylko żona, ale i ośmioletnia córka. Trudno
bowiem krótkie spotkania z Bekką nazwać sprawowaniem rodzicielskiej opieki szczególnie,
że mężczyzna z trudem radzi sobie z własnym życiem, nie mówiąc już nawet o
opiece nad małą dziewczynką. Samotność potrafi być bardzo dotkliwa, zatem kiedy
na przyjęciu u przyjaciół Ira poznaje pediatrę, Zorę, niezależnie od jej wad,
upatruje w tej znajomości szansę na stabilizację. Tyle tylko, że dla kobiety
całym światem jest jej nastoletni syn i ewentualny mężczyzna u jej boku musi to
uwzględnić. Gdzie leży jednak granica pomiędzy matczyną miłością, a chorą
relacją?
O tym, jak kruche
jest życie przekonamy się z lektury kolejnego opowiadania „Krzak jałowca”.
Słowa ks. Jana Twarowskiego „Spieszmy się
kochać ludzi” nabierają tu szczególnej wymowy,
a śmierć Robin Ross, mimo iż złośliwa natura choroby nie dawała nadziei na
poprawę, wciąż zaskakuje. Z kolei opowiadanie „Strata czasu” stanowi odbicie
małżeńskiego pożycia, które – szczególnie po latach spędzonych wspólnie –
dalekie jest od ideału. Kit i Rafe poznali się przed laty działając w ruchu
pokojowym, zaś obecnie, po dwudziestu latach małżeństwa jedyne co ich łączy
poza dziećmi, to nienawiść. Otrzymane papiery rozwodowe, z listem od męża wspominającym,
że nadchodząca rocznica ślubu, powinna być jednocześnie ostatnią, stają się
również przyczynkiem do dyskusji na temat gatunku samców. Jego przedstawiciele
nazywani są przez Jan, przyjaciółkę Kit, mianem NOL (czyli niewdzięczne olewusy
lebry).
„Wrogowie”,
to niejednoznaczna opowieść o relacji pomiędzy sztuką a pieniędzmi, o poziomie,
który sobą i swoim zachowaniem reprezentujemy. Żona głównego bohatera, Suzy, wspomina
o „gonitwie za pieniędzmi konkurującej z gonitwą za walorami (…)”, zaś postacie
sportretowanie w opowiadaniu wydają się potwierdzać prawdziwość tych słow. W
najlepszym z całego zbioru opowiadaniu „Skrzydła”, przeczytamy natomiast o
przemijaniu, o starości i samotności, ale również o różnych podejściach do
życia. Poznajemy KC, która jest w stałym związku z Denchem, choć relacje
pomiędzy nimi przypominają raczej zabawę dwójki dzieci w dom. Niespełnieni
muzycy finansujący własne trasy koncertowe, żyjący za okazjonalnie zdobyte
pieniądze, nie mają na tym świecie nic stałego – tak wygląda ich rzeczywistość.
Dopiero piękna przyjaźń, jaka rodzi się pomiędzy KC, a pewnym miłym
staruszkiem, sąsiadem Miltonem, zmieni jej punkt widzenia świata oraz
priorytety.
W „Odniesieniach”
poruszony został problem wchodzenia w relację z innymi w sytuacji, kiedy w rodzinie
występuje problem choroby umysłowej oraz motyw kłamstwa i ucieczki, jakiej
dopuścił się Pete nie mając odwagi zakończyć związku patrząc partnerce prosto w
oczy. „Rewizja”, nieco słabsze opowiadanie, po raz kolejny porusza temat damsko-męskich
stosunków, ale również prezentuje różne podejścia do życia, podobnie zresztą
jak tekst „Dziękuję za wspólnie spędzony czas”.
Nie
wszystkie słodko-gorzkie historie opowiedziane przez Moore do mnie przemówiły, niezmiennie
jednak zachwycał sposób ich opowiadania. Wszystkie one zwracają uwagę niezmiennym
perfekcjonizmem, płynnością tekstu, czarem słowa. Moore władająca piórem kojarzy
mi się z baletem, tak bowiem lekkie są te teksty, poruszające przecież ważkie
tematy. To pierwsza książka autorki którą miałam przyjemność przeczytać, ale
zachwyt nad kunsztem, nad techniczną stroną opowiadań popycha mnie do
nadrobienia tej karygodnej zaległości.
Tak się zastanawiam i zastanawiam, aż doszedłem do wniosku, że jednak warto spróbować :)
OdpowiedzUsuńZachęcam - dla mnie, to odkrycie. Teksty nieszablonowe, wieloznaczne, które można wielokrotnie czytać, za każdym razem odkrywając inny ich aspekt, wymiar. Teraz poszukuję "A gate at the stairs" autorki:-)
UsuńTrzymam kciuki za to, żeby udało Ci sie tę książkę odnaleźć, a ja dokładam starania by zdobyć wyżej zrecenzowaną ksiażkę ;)
UsuńRaczej nie w moim stylu. Lubię kiedy coś się dzieje, jestem żądna krwi i mózgu, że tak to ujmę. Jestem zwolenniczką intryg, mrocznych opowieści. Akcji. Dynamicznej akcji.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://chcecosznaczyc.blogspot.com/
Dziękuję za zaproszenie, nie omieszkałam odwiedzić:-) Już wkrótce na blogu również książki charakteryzujące się większym dynamizmem. Pozdrawiam.
UsuńNie dla mnie. ;)
OdpowiedzUsuń