Tytuł: W dobrej wierze
Autor: Małgorzata Zając
Wydawnictwo: e-bookowo.pl
Mimo
składanych deklaracji, nie jesteśmy tolerancyjni. Słowo to w ostatnich latach
stało się bardzo modne, tolerancji uczone są dzieci w domu, przedszkolu czy
szkole, a jednak wciąż zdradzamy przejawy jej braku. Co więcej, próbujemy
zrzucać z siebie odpowiedzialność, akceptując tylko wybrane formy odmienności,
a najczęściej te, które nas nie dotyczą. Nawet, jeśli deklarujemy otwartość
wobec odmienności seksualnej, to już świadomość, że w naszej rodzinie jest
osoba o skłonnościach homoseksualnych, jest dla nas trudna, a często niemożliwa
do zaakceptowania. Te przykłady można mnożyć, posługując się nie tylko
preferencjami odnośnie płci, ale i kolorem skóry czy wyznawaną religią.
Spektrum
postaw, które przyjmujemy wobec odmienności, doskonale zobrazowała Małgorzata
Zając. Jej debiutancka powieść „W dobrej wierze”, opublikowana nakładem
wydawnictwa e-bookowo.pl, to zdumiewające studium cząstkowego rozpadu rodziny
pod wpływem informacji, naruszających podstawy wiary i dotychczasowych
przekonań jej członków. Z rozmachem napisana powieść, licząca sobie ponad
siedemset stron, jest lustrem, w którym możemy się przejrzeć, jest naszym
wyrzutem sumienia, a także wskazówką, jaką drogę obrać podejmując decyzje.
Poznajemy
niezwykłą rodzinę, wychowaną w wierze i miłości do Boga, każdym swoim uczynkiem
manifestującą swoje przekonania. Patrick i Marie to małżeństwo z długoletnim
stażem, muzycy, członkowie legendarnego zespołu. Łączy ich nie tylko przysięga przed
Bogiem, ale również tragiczne dzieciństwo Marie, prawdziwa przyjaźń, a także …
ośmioro dzieci. W chwili, kiedy poznajemy tę sympatyczną parę, przyjdzie im
podjąć decyzję co do urodzenia dziewiątego – ciąża Marie jest zagrożona, zaś
niebezpieczeństwo grozi nie tylko dziecku, ale i kobiecie. Jaką decyzję
podejmą? Czy postawia na szali rodzinne szczęście, by utrzymać dziecko przy
życiu? Czy Patrick, który jest szczególnie bogobojny, będzie namawiał żonę na
podjęcie takiego ryzyka wierząc, że przerwanie życia poczętego jest grzechem
śmiertelnym? A może nie ufa Bogu na tyle, by powierzyć opiekę nad ukochaną żoną
i całą rodziną?
Dylematy
związane z nieplanowaną ciążą Marie są jednymi z wielu, z którymi przyjdzie zmierzyć
się całej rodzinie. Okazuje się bowiem, że jeden z ich synów – Josh, ma wyraźne
skłonności homoseksualne. Na wieść o preferencjach brata, rodzeństwo przyjmuje
różne postawy: poczynając od Matta, który jawnie gardzi odmiennością, dając na
każdym kroku odczuć to bratu, aż po Grace, która zaskakuje swoją dojrzałością i
– tu powracamy do kluczowego słowa – tolerancją. Rozłam w rodzinie pogłębia
jeszcze brak jednolitego stanowiska rodziców. O ile Marie, ponad dyskusje o homoseksualizmie
stawia matczyną miłość, która nie jest uczuciem warunkowym, to Patrick upatruje
w zachowaniu syna kaprysu, przelotnego zainteresowania, a wreszcie dewiacji,
niezgodnej z zapisami Pisma Świętego. Otwarcie potępia homoseksualizm,
nakłaniając syna do zmiany orientacji, strasząc ogniem piekielnym i … zupełnie
tracąc dystans. Przyznam, że zawsze pogardzałam takimi ludźmi, którzy pod płaszczykiem
żarliwej wiary w Boga zamykają się na innych, którzy na własną rękę próbują
wydawać wyroki, oceniać. Dlatego też trudno jest mi zachować choćby nić
sympatii do bohatera i pozostać w stosunku do niego obiektywną. Hipokryzji
mężczyzny przeciwstawiona zostaje postawa Marii, która za wszelką cenę stara
się uczestniczyć w życiu syna, zaś jej próby nawiązania porozumienia z
partnerem syna, Richardem, są niezwykle wzruszające w swej nieporadności i niepewności.
Autorka
podejmuje się zadania demitologizacji homoseksualizmu, pokazując go jako relację
równoważną miłości łączącej kobietę i mężczyznę. Tym samym, lektura powieści staje
się ważną lekcją dla tych wszystkich, którzy nie mogą poradzić sobie z
homoseksualizmem dzieci, a także dla tych osób, które odczuwają obawy przed
ujawnieniem swoich preferencji. Wszyscy bowiem zapominamy, że tak właściwie
chodzi tylko o miłość, wzajemny szacunek, wsparcie – a te elementy istnieją nie
tylko w związkach heteroseksualnych.
„W
dobrej wierze” jest powieścią która zapewne wywoła wiele kontrowersji i burzliwych
dyskusji. I dobrze, bowiem udawanie, że homoseksualizm nie istnieje, czyni z
niego temat tabu, sprawia, że osoby darzące uczuciem partnerów tej samej płci
czują się gorsze, dyskryminowane, nie mogą poradzić sobie ze wstydem swoim oraz
jawną wrogością rodzin. I mimo że niektóre fragmenty powieści zdecydowanie wymagają
skrócenia, mimo iż dialogi koncentrujące się nieustannie wobec tego samego
tematu nie wnoszą nic nowego do sprawy, to debiut Zając należy uznać za
niezwykle udany. Udało jej się zapanować nie tylko nad bohaterami, ich
codziennymi kłopotami, ale także nadać książce głębszy sens. Udało jej się odcisnąć
na naszych sercach i umysłach znak, który być może skłoni nas do zmiany przekonań,
do przyjęcia postawy wspierającej, nie zaś oceniającej. Wierzę, że to nie
ostatnia książka Zając, że autorka jeszcze nie raz skonfrontuje nas z własnym sumieniem,
mówiąc: „Kto z
was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz