Tytuł: Zapomnijcie o córce
Autor: Sandra Gregory
Wydawnictwo: MUZA
Handel narkotykami szerzy się na coraz większą skalę, a używki pojawiły się już nawet wśród gimnazjalistów. Narkotykowy biznes przynosi miliardowe zyski każdego dnia, zbiera również swoje żniwo śmierć. Setki heroinistów, morfinistów, a także wielbicieli innych środków odurzających umiera od zanieczyszczonych narkotyków, zbyt dużych dawek czy na skutek AIDS. Istnieje powszechne potępienie tych, którzy narkotyki biorą, ale również tych, którzy zajmują się handlem nimi, ich wytwarzaniem, a także przemycaniem. Jaka jednak ilość narkotyku jest potrzebna, by potępić drugą osobę? Jaką miarą mierzyć tych, co handlują i tych, którzy z niewielkimi dawkami dają się złapać na przejściu przez granicę – czy stosować według nich takie same zasady i równie surowe kary? Odpowiedzi wydają się być proste, zaś nasz sprzeciw słuszny, a przynajmniej do chwili, kiedy przed nami nie staje żywy człowiek, konkretna postać skazana na długie lata więzienia.
Czy niecałe dziewięćdziesiąt gramów heroiny jest warte dwudziestu pięciu lat spędzonych w więzieniu? Czy warte jest siermiężnych warunków, poniżania, ciężkiej pracy, znęcania się fizycznego i psychicznego? Czy warte jest tysiąca funtów, obiecanych za przewiezienie narkotyku z Bangkoku do Tokio? Czytając historię Angielki, Sandry Gregory, która została skazana za przemyt osiemdziesięciu dziewięciu gramów narkotyku, przekonujemy się, że nie tylko oferowana jej suma nie jest warta takiego cierpienia, ale żadne pieniądze nie są w stanie zrekompensować jej traumatycznych przeżyć.
Wbrew pozorom, oparta na faktach książka „Zapomnijcie o córce”, opublikowana nakładem wydawnictwa MUZA, nie jest wypełniona pretensjami z tytułu niesłusznej kary, autorka nie próbuje przekonywać o swojej niewinności czy obciążać sumienia mężczyzny, który popchnął ją do tego kroku. Zapis przeżyć Gregory stanowi ostrzeżenie przed pokusami łatwego zysku, przed pozornie błahym wykroczeniem, które tak naprawdę może przekreślić całe dotychczasowe życie, a także zniszczyć przyszłość. To także opis nieludzkich warunków panujących w tajlandzkich więzieniach, w których więźniowie stłoczeni są jak bydło i pozornie tylko lepszych warunków panujących w angielskich jednostkach penitencjarnych.
Autorkę poznajemy jako zbuntowaną nastolatkę, a następnie młodą kobietę wyrażającą jawny sprzeciw przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Wyjazd do Tajlandii miał być odskocznią, szansą na nowe życie, zgłębieniem nie tylko sekretów innego świata, ale i także szansą na sprawdzenie siebie. Egzotyczny kraj ją wciągnął, zauroczył na tyle, że postanowiła zagościć w nim na dłużej. Podjęła się nauczania języka angielskiego, poznawała Bangkok chłonąc jego atmosferę i stając się jego częścią. Tę sielankę przerwał zamach stanu w 1992 roku, kiedy to armia Królestwa Tajlandii, wraz ze swym naczelnym wodzem, w bezkrwawym zamachu obaliła rząd. Dwa miesiące po tych wydarzeniach, na czele rządu stanął generał Suchinda, a nominacja ta wywołała falę protestów społecznych, przybierających z każdym tygodniem na sile. Równocześnie Sandra straciła pracę, zaś jej stan zdrowia pogorszył się gwałtownie. Bez pracy, bez pieniędzy, znalazła się w patowej sytuacji – nie miała funduszy nawet na przelot do kraju. Była zbyt dumna, by zwrócić się o pomoc do rodziców, skorzystała zatem z propozycji poznanego kilka miesięcy wcześniej mężczyzny…
W 1993 roku, Sandra wraz z Robert Lockiem została aresztowana na lotnisku, kiedy próbowała odlecieć do Tokio, mając ukryte w swoim ciele prawie dziewięćdziesiąt gram heroiny. To miał być łatwy zarobek, łatwe pieniądze i bezproblemowy przerzut. Skończyło się aresztowaniem i skazaniem przez sąd w Bangkoku na … karę śmierci, zamienioną na dożywocie i obniżoną do dwudziestu pięciu lat. W oczekiwaniu na wyrok spędziła prawie dwa lata w tajlandzkim więzieniu Lard Yao, jako numer 228/36. Pobyt na kobiecym oddziale więzienia, nazwanego ironicznie „Hiltonem w Bangkoku”, przypominał piekło. Ponad sto kobiet stłoczonych na ośmiu metrach kwadratowych, podłe jedzenie, urągające ludzkiej godności warunki sanitarne, przejmujące gorąco i szerzące się choroby stanowiły codzienność Sandry. Nic dziwnego, że odliczała dni i tygodnie do czasu, kiedy zostanie podjęta decyzja o jej przeniesieniu do zakładu karnego w Anglii.
Po czterech latach, kiedy minął wymagany przepisami czas w tajlandzkim wiezieniu, została przeniesiona do wiezienia pod Londynem. Jednak brytyjskie zakłady karne, jak Holloway, Foston Hall w Derbyshire czy Durham, zakład najwyższego ryzyka w którym przebywali najokrutniejsi przestępcy, wcale nie okazały się być lepsze. W Tajlandii, w prymitywnych warunkach, czuła się przynajmniej jednostką zdolną o sobie choć w minimalnym stopniu decydować, natomiast w rodzimym kraju spotkała się z bezdusznych traktowaniem i powolnym odczłowieczeniem. Pogrążając się w depresji, nękana myślami samobójczymi, zdołała jednak wytrwać. Na skutek kampanii prowadzonej przez rodziców i znajomych, na mocy Królewskiego Przebaczenia, udzielonego przez króla Tajlandii, 21 lipca 2000 roku wyszła na wolność. W zamknięciu spędziła siedem i pół roku z dwudziestopięcioletniej kary – siedem i pół roku piekła.
„Zapomnijcie o córce” to nie tylko dramatyczna historia skazanej za przemyt narkotyków Brytyjki, ale także historia miłości i okrucieństwa. Sandra Gregory przybliża nam okoliczności, w których doszło do aresztowania, opisuje warunki panujące w więzieniach, relacje pomiędzy więźniarkami a strażnikami oraz osobiste tragedie osadzonych w więzieniu kobiet. Nierzadko były to morderczynie, które w bestialski sposób pozbawiały na wolności życia. Za kratami były jednak współwięźniarkami, kobietami takimi jak tysiące, mającymi swoją wrażliwość, poczucie humoru, potrzeby i słabości.
Nie da się czytać wyznań Sandry Gregory bez emocji, nie można nie przeżywać opisywanych sytuacji, nie dopingować jej staraniom o odzyskanie wolności i nie wzruszać się w ważnych dla niej momentach. Z uwagi na charakter książki trudno jest oceniać jej walory techniczne – wszak to tekst pisany emocjami, w którym przeżycia autorki i ona sama stają się nam bliskie. I właśnie nasza empatia jest miarą wielkości tej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz