czwartek, 28 lutego 2013

Mark McElroy "Świadome śnienie dla początkujących"


Tytuł: Świadome śnienie dla początkujących
Autor: Mark McElroy
Wydawnictwo: Illuminatio
We śnie możemy być, kim tylko zechcemy – rycerzem walczącym z groźnymi smokami o piękną białogłowę, księżniczką udającą się na bal, misjonarzem, czy podróżnikiem eksplorującym odległe rejony kuli ziemskiej. Te przyjemne marzenia senne pozwalają nam niejednokrotnie przetrwać złe chwile, dają nadzieję, że mogą się kiedyś ziścić. Sny to jednak nie tylko przyjemne, cukierkowe obrazki, ale i mocne sceny odbijające rzeczywistość w krzywym zwierciadle, przerażające nas i budzące niepokój. Zarówno koszmary jak i sny radosne rządza się niestety swoimi prawami, ciągnąć w nieskończoność, bądź też przeciwnie – kończąc się zbyt szybko. A gdyby tak móc sterować snami?

Z zagadnieniem świadomego śnienia zetknęłam się kilka lat temu na studiach i wówczas już dostrzegłam potencjał tkwiący w zachowaniu pewnej kontroli nad zawartością  i przebiegiem snu. Skomplikowana natura tej umiejętności oraz brak literatury na ten temat spowodowały ostatecznie porzucenie poszukiwań swego rodzaju klucza do snu. Teraz jednak, kiedy na rynku pojawił się poradnik „Świadome śnienie dla początkujących”, moja ciekawość wybuchła ze zdwojoną siłą. Opublikowana nakładem wydawnictwa Illuminatio książka autorstwa Marka McElroya to doskonałe studium nad snami, a właściwie nad świadomymi snami. Podtytuł książki brzmi „Proste techniki tworzenia interaktywnych snów” i jest on niezwykle adekwatny do zawartej w pozycji wiedzy, a także wielu cennych wskazówek mających na celu osiąganie wymiernych korzyści płynących ze świadomego śnienia.

Wprowadzanie McElroya do zagadnień związanych z kontrolowaniem snów to doskonała propozycja nie tylko dla osób, które chcą przejąć kontrolę nie tylko nad nocą, ale też nad dniem. Jak bowiem pokazuje praktyka, zwiększenie samoświadomości we śnie pociąga za sobą rozwój duchowy oraz siłę i moc, by rozwiązywać problemy codziennego życia. Sam autor jest doskonałym przykładem tego, jak wielkie zmiany są możliwe przy minimalnym nawet wzroście kontroli marzeń sennych.

Krok po kroku, w kolejnych rozdziałach, zgłębiać możemy naszą wiedzę i świadomość dotyczącą świadomego śnienia, a – za sprawą naturalnych zdolności bądź praktyki  – już wkrótce staniemy się „reżyserem, producentem i gwiazdą” własnego snu, dowolnie zmieniając scenariusz. To sprawi, że nieograniczone możliwości snu zaczną podlegać naszej świadomej kontroli, podobnie, jak zwiększy się nasza świadomość życia i tego, że marzenia nie muszą pozostać wyłącznie w marzeniami.

Autor przygląda się korzyściom płynącym ze świadomego śnienia, takim, jak możliwość zaspokojenia naszych pragnień, bowiem świadome śnienie – jak pisze autor – „jest czymś więcej niż tylko narzędziem służącym do dopasowania świata do własnych wyobrażeń”. Świadome śnienie otwiera nam drogę nie tylko do przekształcenia każdego snu w „teatr przyjemności”, ale i używania snu, jak swego rodzaju sali treningowej. Dzięki tej umiejętności możemy posłużyć się świadomymi snami przygotowując ważną prezentację czy przeprowadzając ważną rozmowę – własna kreacja pozwoli nam na wierne odwzorowanie otoczenia, dzięki czemu przećwiczymy swoje odpowiedzi czy wystąpienie w realistycznych warunkach.  
McElroya podpowiada jak zwiększyć jakość swojego snu, omawia cykle senne, które przechodzimy każdej nocy oraz wyjaśnia na przykładzie wstrząsającej historii nowojorskiego dyskdżokeja Petera Trippa, w jaki sposób niedobór snu wpływa … na sny (o zdrowiu już nie wspominając). Dzięki poradnikowi „Świadome śnienie dla początkujących” nauczymy się zarówno doceniać sen, jak i używać profilu świadomego śnienia – prostego narzędzia służącego ocenie potencjału do śnienia świadomych snów. Autor przekonuje, że świadome śnienie jest umiejętnością, którą dzięki oddaniu i dyscyplinie, wszyscy możemy nabyć i doskonalić. Przytacza również wyniki badań dotyczących świadomych snów oraz zabiera nas w podróż po snach – tym razem własnych świadomych snach.

Lekturze książki możemy oddawać się wybiórczo, przeskakując od rozdziału do rozdziału i wyszukując interesujących nas informacji, jak jednak namawiam do wnikliwej lektury i podążania drogą wytyczoną przez kolejne rozdziały. Tylko wówczas bowiem możemy spojrzeć na proces snu holistycznie i nabrać wewnętrznego przekonania, że „Świadome śnienie dla początkujących” jest tym, czego brakowało nam do satysfakcjonującego życia. A teraz – z racji tego, iż drzemka jest najlepszym przyjacielem śniącego świadomie – musicie mi wybaczyć. Zaraz przyłożę głowę do poduszki i poszybuje w przestworza z Tomem Cruisem o boku – wszak dzięki świadomemu śnieniu wszystko jest możliwe!

środa, 20 lutego 2013

Gerie Bauer "Numerologia dla początkujacych"

Tytuł: Numerologia dla początkujacych
Autor: Gerie Bauer
Wydawnictwo: Illuminatio
Liczbą przeznaczoną dla mojej daty urodzenia jest 2 co oznacza, że jestem idealną  towarzyszką życia. Liczba mojego osobistego roku to 8, zatem jeśli mam jakiś cel do którego dążę, to w tym roku zbiorę owoce moich starań. Na dodatek moje zdolności kierownicze wysuną się na pierwszy plan i przejmę inicjatywę we wszystkich przedsięwzięciach.  Z kolei liczba 2 określającą mój osobisty miesiąc pozwoli mi poznać wiele technik oraz przyswoić nowe idee …
Numerolodzy są przekonani, że życie każdego z nas jest zapisane w liczbach. Niektóre z nich są stałe, tak jak liczba urodzenia, inne zaś mogą zmieniać się wraz z nami – ze zmianą miejsca zamieszkania, nazwiska, wraz ze ślubem bądź rozwodem. Widoczne ślady numerologii można odszukać już w Biblii czy hinduskich Wedach, prowadzą one ludzkość od początku jej istnienia. Od niepamiętnych czasów numerologia była ona stosowana w każdej formie metafizycznych nauk, nawet Tarot - sztuka czytania z kart tkwi w niej głęboko.
O tym, w jak znacznym stopniu numerologia może wpłynąć na nasze życie pokazując ścieżkę, którą podążamy i którą podążać warto, możemy przekonać się podczas lektury niezwykłego podręcznika dla młodych adeptów tej sztuki czytania w liczbach. „Numerologia dla początkujących” opublikowana nakładem wydawnictwa Illuminatio, to doskonała propozycja dla czytelników pragnących odnaleźć drogowskaz prowadzący do szczęścia i spełnienia. Gerie Bauer – pisarka, producentka telewizyjna, redaktorka czasopism, wykładowczyni i konsultantka zainteresowana wykorzystaniem numerologii oraz wskazówkami z niej płynącymi, proponuje nam krótki kurs sterowania swoim życiem. Nie bez przyczyny podtytuł książki brzmi:  „Prosta droga do miłości, pieniędzy i przeznaczenia”, bowiem dzięki zaakceptowaniu nowego wzorca naszego życia i zmianie planów oraz postaw w taki sposób, aby do wzorca tego pasowały, energia zostanie spożytkowana we właściwy sposób pomnażając nasze dobra i gwarantując codzienność pełną harmonii i spokoju.
Numerologia stanowi nie tylko klucz do poznania siebie samego i swojej przyszłości, ale także dostarczy informacji o każdej osobie, z która chcemy wejść w interakcje, niezależnie od tego, czy będzie to spotkanie na stopie prywatnej czy biznesowej. Wystarczy szybka kalkulacja oparta choćby na literach składających się na nazwisko, aby poznać osobowość drugiego człowieka i określić, w jaki sposób się zachować na przykład w trakcie negocjacji czy … na randce.
Wiedza dotycząca numerologii – jak wskazuje tytuł – jest dostępna nawet dla tych, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z jej możliwościami i technikami. W przeciwieństwie do wielu podręczników czy poradników z którymi zetknęłam się już wcześniej, „Numerologia dla początkujących” w prosty i klarowny sposób wyjaśnia to, co potrafi być niekiedy bardzo zawiłe. Książka podzielona jest na rozdziały, zaś każdy kolejny, to krok w kierunku pogłębienia naszej wiedzy. Naukę zaczynamy zatem od określenia mocy uniwersalnego roku naszych narodzin, a także mocy osobistego przeznaczenia, by zagłębiając się w cechy przypisywane każdej liczbie móc określić, w jaki sposób mogą one na siebie oddziaływać – tym samym nauczymy się podejmować trafne decyzje!
Przekonamy się również, że jedna  liczba może wpływać na wibrację innej, w zależności od swojego położenia. Poznamy również metodę docierania do prawdziwej osobowości danego człowieka, bez masek które przybiera – służyć do tego może wibracja spółgłoskowa. Za sprawą dodawania wartości liczbowej samogłosek oraz spółgłosek składających się na dane imię dane nam będzie poznać nie tylko jego pełną ekspresję, ale również kierunek, w którym właściciel danego imienia podąża i którym podążać powinien, jeśli chce odnaleźć sukces i szczęście.
Jako że numerologia pozwala również określić harmonijność relacji z innymi ludźmi, przy pomocy prostych obliczeń możemy sprawdzić jakość współpracy biznesowej czy naszego związku z partnerem (partnerką).Wystarczy tylko ustalić liczby przeznaczenia oraz sprawdzić ich kompatybilność, by zapewnić sobie powodzenie we wszystkich sferach życia, dzięki odpowiedniemu postępowaniu, reagowaniu, bądź też unikaniu.
Gerie Bauer znakomicie wczuła się w sytuację początkujących uczniów, nie zalewając nas potokiem informacji, tylko umiejętnie dawkując wiedzę i tłumacząc na przykładach jak należy wyznaczać konkretne liczby i określać wibrację. Autorka unika kreowania atmosfery mistycyzmu, nie próbuje nas przekonać za wszelką cenę, że numerologia działa, że jest doskonałym rozwiązaniem właśnie dla nas. „Numerologia dla początkujących” jest raczej zaproszeniem w daleką podróż. Podróż, której celem jest poprawa jakości życia. Podróż, której wynikiem jest poznanie siebie.


sobota, 16 lutego 2013

Doreen Virtue "Zachcianki pod kontrolą. Jak opanować pokusę jedzenia?"

Tytuł:Zachcianki pod kontrolą
Autor: Doreen Virtue
Wydawnictwo: Illuminatio

Współczesny świat przypomina targowisko próżności, na którym przestały się liczyć takie wartości, jak lojalność, przyjaźń oraz szeroko pojmowane wnętrze człowieka. Teraz jako ludzie sukcesu warci naśladowania, jako idole i autorytety dla szerokiego grona społeczności, pojawili się celebryci obnoszący się ze swoimi wspaniałymi sylwetkami, odzianymi w markowe ubrania i epatujący bogactwem. Obecnie ciało stało się towarem na sprzedaż i co więcej, nikt nie lubi (a już szczególnie nie lubi kamera), kiedy tego ciała jest zbyt dużo. Dlatego też fotograficy, właściciele agencji modelek, a nawet biznesmeni wmawiają nam, że człowiek obdarzony kilkoma (czy kilkunastoma) kilogramami nadwagi, jest mniej przebojowy, mniej produktywny, zaś w konsekwencji – mniej warty. Katujemy się zatem dietami, od diety kapuścianej poczynając, a na diecie rozdzielnej kończąc i jedyne co zyskujemy to … kilka kilogramów dodatkowo. Zmagając się z permanentnym efektem jo-jo stajemy się coraz bardziej sfrustrowani, skoncentrowani wyłącznie na wadze z nadwagą. Tym samym wpadamy w pułapkę odchudzania, zaś cena jaka płacimy za tą sytuację jest niekiedy bardzo wysoka – psują się nie tylko stosunki z rodziną, ale i z przyjaciółkami (ile można słuchać o dietach?), również przełożeni zaczynają dostrzegać, że praca stała się ostatnim punktem na naszej liście priorytetów.

Co zatem zrobić, żeby nasze życie odzyskało sens, zaś ciało młodzieńczą sylwetkę? Nie, niekonieczne są tutaj operacje plastyczne, możemy zapomnieć o liposukcjach i innych makabrycznie (i kosztownie) brzmiących zabiegach. Na ratunek spieszy nam bowiem Doreen Virtue, nie tylko dzieląc się swoja własna historią walki z nadprogramowymi kilogramami, ale również oddając w nasze ręce broń przeciwko nadwadze. Mowa tu oczywiście o książce „Zachcianki pod kontrolą. Jak opanować pokusę jedzenia?”, opublikowanej przez wydawnictwo Illuminatio, jedną z niewielu pozycji, która proponuje walkę z kilogramami poprzez … dotarcie do źródła problemu, zrozumienie go i zaakceptowanie. Odzyskanie wewnętrznej równowagi szybko przełoży się na postępowanie z posiłkami, zaś waga zacznie spadać w dół. Niemożliwe! – powiesz, ale zanim zaczniesz wspominać ostatnią „rewelacyjną” i bezskuteczną teorie z której korzystałaś by stracić zbędne kilogramy, sięgnij jednak po książkę Virtue.  Chociażby po to, aby zyskać argumenty do polemiki…

Autorka powraca do podejścia znanego już od wieków, choć zapomnianego w dobie wielu ekspresowych diet w torebkach, prywatnych instruktorów czy operacji plastycznych. Chodzi tu o zaufanie do własnego organizmu. Doreen Virtue tłumaczy, że wszelkie zachcianki żywieniowe i nienasycony apetyt wcale nie oznaczają, iż coś jest z nami nie w porządku, nie są również dowodem słabej woli, ale znakiem, iż nasz apetyt jest dokładnie taki, jaki być powinien. Jednocześnie uświadamia nam, iż funkcjonowanie całego organizmu (w tym apetytu) stanowi odzwierciedlenie poziomu spokoju ducha. Jakiekolwiek problemy w życiu osobistym czy zawodowym, zadawnione krzywdy czy kumulowany gniew wywołują natychmiastowe pragnienie pochłonięcia określonego rodzaju pokarmu. Tu właśnie tkwi tajemnica sukcesu autorki – zdołała ona bowiem określić, co kryje się za poszczególnymi typami zachcianek dzięki czemu możliwe jest nie tylko analizowanie naszego stanu ducha, ale i kontrola apetytu.

Masz ochotę na płatki o smaku kakaowym? Zatem z pewnością jesteś przygnębiona z powodu nadmiaru obowiązków, pragniesz ucieczki od nich i odrobiny wolności. A może kuszą Cię kolorowe landrynki? W takim razie nosisz w sobie urazę, brak Ci również wiary w pomyślność przyszłych działań. Nocami śni Ci się chrupiący kurczak z grilla? To oznaka, że potrzebujesz relaksu i spędzania wolnego czasu ze znajomymi poza domem. W taki właśnie sposób autorka skatalogowała najczęściej występujące zachcianki przyporządkowując do nich emocje – najczęściej strach bądź jego manifestację w postaci gniewu, napięcia albo wstydu, a także pragnienia – miłości, relaksu czy towarzystwa.  Dołączona do książki tabela zawiera również afirmacje dotyczące wymienionych zachcianek – ich zapisywanie bądź powtarzanie napełni nasze serca i myśli spokojem oraz wzmocni nas w walce z zachciankami.

Zanim jednak uznasz, iż wystarczy wyłącznie lektura tabeli i odszukanie w niej swoich problemów, by stracić na wadze, to zatrzymaj się ma moment i odpowiedz na pytanie, czy nie warto jest dać sobie szansy na dotarcie do źródła problemu zamiast wyłącznie łagodzić jego objawy? Ja namawiam gorąco do tego pierwszego sposobu postępowania, czyli dokładnego przestudiowania informacji zebranych przez autorkę i do pracy nad sobą, do zwracania uwagi na głos płynący z własnej duszy. To bowiem skutkować będzie nie tylko utratą wagi, ale odzyskaniem ufności we własny talent, energię, inteligencję , a także potencjał niezbędny do spełniania marzeń. Ignorując wewnętrzne impulsy, głosy intuicji, pozwalasz tym samym, aby strach czy napięcie rosły w siłę i przejęły nad tobą kontrolę.

„Zachcianki pod kontrolą” Dereen Virtue to nie tylko odpowiedź na pytanie „Jak opanować pokusę jedzenia?”. To nie tylko solidne źródło wiedzy na temat typów osobowości, emocji oraz przyczyn otyłości i sposobów na pokonanie apetytu. To raczej drogowskaz prowadzący do nowego harmonijnego życia, w zgodzie z otoczeniem oraz … z samym sobą. „Jeżeli wiec masz już dość uczucia, że jesteś zniewolona przez swoje zachcianki żywieniowe, świetnie! Czas to zmienić” – pisze autorka. Zatem …Just do it!


poniedziałek, 11 lutego 2013

Gennifer Albin "Przędza"


Tytuł: Przędza
Autor: Gennifer Albin
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Kiedy powiem „idealny świat” o czym pomyślisz? O organach władzy, które podejmują wybory służące rzekomo wielu ludziom? O stałym dostępie do pożywienia dostarczanego przez specjalne organizacje? O kontroli pogody, dzięki czemu ludzi omijają problemy związane z klęskami żywiołowymi? A może o technologii łat odnowy, dzięki której można leczyć większość poważnych chorób i o możliwości zapewnienia ludziom godnego odejścia, eufemistycznie zwanego „łagodzeniem brzemion starych wieków”?
Świat ten, choć pozbawiony wszelkich trosk, usuwanych z horyzontu obywateli ma jednak pewną wadę, którą jest nieświadomość. Nieświadomość tego, że rzeczywistość jest wyłącznie iluzja. Nieświadomość tego, że życie każdej jednostki – od chwili narodzin, aż do śmierci – jest dokładnie zaplanowane, a wszelkie odstępstwa od normy, natychmiast „spruwane”. Wreszcie, nieświadomość tego, że wolność obywatela jest ułudą, a wyróżnienie  – największą karą.
Zanim jednak zrozumiemy, jak bardzo ograniczające i fałszywe mogą być ideały, zagłębimy się w fantastyczną powieść autorstwa Gennifer Albin, opublikowaną nakładem Wydawnictwa Literackiego. „Przędza” to pozycja, która oplata nas swoja fabułą niczym świetlista nicią przeznaczenia, wciągając w wir wydarzeń tak nieprawdopodobnych, a jednak niepokojąco realnych, że nie sposób oderwać się od lektury. Nie sposób też nie zatęsknić za kolejną częścią cyklu, bowiem autorka przygotowała dla nas prawdziwą wyprawę w świat Arrasu, zaś zadania stojące przed nami (i przed bohaterami powieści) są zdecydowanie zbyt poważne i niebezpieczne, żeby uchwycić je w ramy tylko jednego tomu. Nie dajcie sobie wmówić, że jest to powieść dla młodzieży, jestem bowiem przekonana, że urok tkanej przez autorkę historii przyciągnie do książki wszystkich miłośników powieści science fiction, choć nie tylko – wszak świat kontrolowany przez Gildię, sprawującą władzę absolutną, boleśnie przypomina „Rok 1984” Orwella.
Autorka przedstawia nam szesnastoletnią Adelice Lewys, urodzoną w Romenie, w Sektorze Zachodnim. Spotykamy ją w szczególnym dla niej momencie – otóż szesnasty rok życia oznacza dla dziewcząt czas niezwykłego sprawdzianu, mającego na celu odkrycie daru. „Nikt nie wie, dlaczego niektóre dziewczyny mają dar, a inne nie. Rzecz jasna, istnieją pewne teorie. Że dziedziczy się go w genach. Albo że dziewczyny o otwartych umysłach nieustannie wiedzą wokół siebie sploty życia. Niektórzy twierdzą nawet, że dar trafia się wyłącznie ludziom o czystych sercach. Ja tam wiem swoje. To nie żaden dar, tylko klątwa” – pisze autorka, zaś w przypadku Adelice słowa te są niezwykle prawdziwe. Jej umiejętność tkania splotów, nawet bez pomocy krosna, zwraca uwagę nauczycieli mimo iż dziewczyna za wszelką cenę stara się ukryć swój talent. Jej rodzice doskonale zdawali sobie sprawę co oznacza powołanie w szeregi Kądzielniczek i jakie konsekwencje są z tym związane. Dlatego też, chcąc za wszelką cenę chronić córkę, od lat uczyli ją ukrywać swoje umiejętności. Za zdradę zapłacili najwyższą cenę, zaś Adelice została siłą przymuszona do szkolenia.
Kądzielniczki pełnią w strukturach Arrasu bardzo ważną rolę  – utrwalają i upiększają tkaninę z której składa się świat. Doświadczone pracownice używają Przędzy, która stanowi formę manipulacji wzbogacającej rzeczywistość i gwarantującej funkcjonującym metropoliom przetrwanie, a nawet rozwój. Nad procesem tkania nadzór sprawuje Gildia Dwunastu, zaś ambasadorem jest Cormac Patton (zwany pierwszym przystojniakiem Strumienia), w rzeczywistości próżny, ale i bezwzględny mężczyzna, który zarówno dla władzy, jak i dla przyjemności, nie cofnie się przed niczym. Adelice szybko zwraca jego uwagę, nie tylko swoją niezwykłą urodą, podkreśloną jeszcze oryginalnym kolorem włosów, ale i wyjątkowymi zdolnościami. Ona jedna ze wszystkich powołanych do służby dziewcząt ma szansę objąć najwyższe stanowisko zostając Prządką i osiągając tym samym najwyższy stopień wtajemniczenia.
Tyle tylko, że Adelice daleka jest od spełnienia standardów Gildii jeśli chodzi o zachowanie – dziewczyna przoduje w niesubordynacji, zaś jej ciekawość świata i analityczny umysł szybko ściągają kłopoty. Przyszła Prządka odkrywa bowiem straszliwą prawdę o funkcjonowaniu istniejącej rzeczywistością, a właściwie jej … iluzji. Prawdziwe są jednak praktyki, dzięki którym władzy udaje się utrzymać tajemnicę oraz kontrowersyjne metody zarządzania – od przemapowania umysłów począwszy po kontrolę urodzin czy śmierci. Skoro ludzie są zaledwie splotami na tkaninie świata to nie ma nic prostszego, żeby eliminować „słabe ogniwa” tworząc społeczeństwo idealnych obywateli, ślepo podporządkowanych organom władzy.
Całe szczęście, że są jeszcze takie osoby, jak Adelice, Erik  –  asystent szkolnej instruktorki, czy buńczuczny kamerdyner Josten. Czy jednak są oni na tyle silni by stawić czoło Gildii? Czy bunt, który rodzi się na obrzeżach Arrasu, właśnie dotarł do pałacu zajmowanego przez Zakon? Czy Adelice odnajdzie swoją siostrę, której życie zostało wplecione w inną nić? Alternatywą dla buntu i ucieczki jest czyszczenie umysłu i ślub z Pattonem, co może stanowić nie lada motywację. Tylko, czy wystarczającą?
„Przędzę” Gennifer Albin śmiało można nazwać odkryciem bieżącego roku i gotowym scenariuszem na film. Klimat książki zbliżony jest do „Igrzysk śmierci” Suzanne Collins tyle tylko, że zamiast państwa Panem mamy Arras, zamiast Kapitolu  –   Gildię, zaś igrzyska zastępują egzaminy na Kądzielniczki i późniejsze szkolenia. Albin stworzyła przerażający świat powstały na gruzach Ziemi, zapełniając go kontrolowanymi na każdym kroku obywatelami oraz bohaterami obdarzonymi niezwykłymi cechami charakteru i temperamentem. To sprawia, że z niecierpliwością nie przystojącą Kądzielniczce oczekiwać będę na kolejny tom powieści, nucąc tylko cichutko „(…) U Prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki/ przędą sobie, przędą jedwabne niteczki (…)”mając nadzieję, że Gildia mnie nie obserwuje.



sobota, 9 lutego 2013

Katarzyna Berenika Miszczuk „Ja, anielica”


Tytuł: „Ja, anielica”
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo: W.A.B
Były już anioły i demony, były wizje Piekła i Nieba, była miłość pozornie niemożliwa do spełnienia – pomiędzy wampirami a istotami ludzkimi, pomiędzy ziemiankami a mieszkańcami innych wymiarów czy innych gatunków. Jednak, w miarę pojawiania się tych książek na rynku, zatraciła się gdzieś ich świeżość i wyjątkowość. Dlatego też tęsknie wypatrywałam książki, która z iście piekielną siłą poruszy moje serce, bądź też anielskim balsamem ukoi moje serce.

Najlepsze zadatki na lekarza (którym nota bene autorka zostanie), jest Katarzyna Berenika Miszczuk, która nie strasząc nas wiecznym potępieniem i nie skazując na pobyt w Czyśćcu, wytrąca nas z równowagi, fundując ostrą jazdę po biblijnych krainach, intrygując, szokując, ale przede wszystkim serwując dużą dawkę humoru. Jej powieść „Ja, anielica”, opublikowana przez wydawnictwo W.A.B, to kolejna już pozycja w dorobku autorki udowadniająca niezwykłe poczucie humoru autorki i sprawność we władaniu piórem.

Choć książce daleko do wybitnej, dialogi niekiedy przytłaczają (można powiedzieć nawet: nużą), to jednak oryginalność fabuły oraz kreacja świata stworzona przez Miszczuk, zasługuje na uznanie. „Ja, anielica” to druga już część trylogii, na którą składają się również powieści „Ja, diablica” oraz „Ja, potępiona”. Pewne jest zatem, że nikt, kto pozna skomplikowana historie i dość oryginalne podejście do kwestii Piekła i Nieba, nie pozostanie obojętny na kolejne tomy. Chociaż największym atutem książki, jest postać głównej bohaterki, Wiktorii, diablicy na usługach Szatana (a może Archanioła?), której serce rozdarte jest pomiędzy Piotrusiem, a pociągającym diabłem Belethem.

Wiki spotykamy w dość niewygodnym dla niej momencie życia, kiedy musi zmagać się z trywialnymi, ziemskimi problemami. Całe szczęście, że nie pamięta swoich poprzednich wcieleń i nie jest świadoma, jak proste są codzienne czynności, kiedy tylko możemy do ich realizacji użyć odrobiny magii. Tymczasem, zamiast pracować jako diablica w Urzędzie w Niższej Arkadii i spędzać czas na przekonywaniu śmiertelników, że pragną trafić do Piekła, zmaga się ze studiami, śliskimi drogami, czy … zdradami. Kiedy wreszcie udało jej się zdobyć serce Piotrusia, pazerna Monika wyciąga po niego swoje szpony, zaś on najwyraźniej nie potrafi jej się oprzeć.  Jako zwykła śmiertelniczka Wiki zapewne rzuciłaby mężczyznę, zemściła się na jego kochance, po czym poszukała szczęścia gdzie indziej. Tyle tylko, że Wiktoria wcale zwykłą śmiertelniczka nie jest, zaś jej dziedzictwo – wszak jest w prostej linii potomkinią Adama i Ewy – czyni z niej istotę wyjątkową, obdarzoną Iskrą Bożą.

Choć Wiki nie pamięta, iż Beleth, przystojny kusiciel, który sprowadził ją do Piekła, usiłował ją uwieść, a na koniec oświadczył, że ją kocha, to on nie może jej zapomnieć (a może jej mocy?). Zrobi zatem wszystko, by dziewczynie wróciła pamięć, co tak naprawdę nie jest wcale trudne – jabłko wręczone przez przystojnego nieznajomego na ulicy jest tak naprawdę owocem z Drzewa Poznania Dobra i Zła. Dzięki niemu, zarówno ona, jak i Piotrek odzyskują pamięć o minionych wydarzeniach.  

Jednak miłość miłością, a najważniejszy w tej całej zabawie jest wszak interes. I to interes nie byle kogo, bo samego Azazela, który zdążył porzucić już niefortunny pomysł obalenia Lucyfera.  Teraz, jego apetyt znacznie wzrósł – pragnie zostać Archaniołem. Zdolności negocjacyjne diabła zdołały już się ujawnić w sądzie – Azazel udowodnił, że cała sprawa z rewolucją Lucyfera była zaledwie nieporozumieniem. Tym samym przekonał Gabriela, że sprawa z potępieniem jest już dawno nieaktualna i w pełni zasługuje na Niebo. Tyle tylko, że władze postawiły twarde warunki i nie chcą wpuścić diabłów bez … skrzydeł. Te zaś może stworzyć wyłącznie Wiki.

Zanim oskarżymy istoty piekielne o interesowność, tudzież transakcje noszące znamiona korupcjogenności czy szantażu, przekonamy się, że mieszkańcom Arkadii, nawet aniołom, też daleko jest do świętości. Ta skomplikowana fabuła jest prawdziwie diabelską sprawką, istnym majstersztykiem, jednak – jak każdy przesyt  – ilość wątków i wydarzeń może lekko zemdlić. Mimo tego „Ja, diablica” jest bez wątpienia powieścią oryginalną, której powiew świeżości łagodzi wszelkie stany spowodowane jej lekturą. Absurdalne historie, groteska, plącząca się po korytarzach Kleopatra, rezydujący w Los Diablos – stolicy Niższej Arkadii Michael Jackson, a nawet sam papież ściskający diabła, to wszystko może oburzyć, przytłoczyć, ale na pewno zapisze się nam w pamięci. Podobnie, jak stwierdzenie Wiki: „Wbrew pozorom śmierć nie była taka zła. Oczywiście, o ile trafiło się do Nieba lub Piekła, miejsc dobrej zabawy (…)”. Zatem … do zobaczenia w Piekle…