Tytuł: Studnia bez dna
Autor: Katarzyna Enerlich
Wydawnictwo: MG
„Jedno przypadkowe zdarzenie, na przykład upuszczenie na podłogę dłuta, może pociągnąć całą lawinę kolejnych. To jest właśnie nieuchronność losu” – takie zdanie, choć zawarte w epilogu, równie dobrze mogłoby rozpoczynać pewną książkę. Książkę o zdumiewających zrządzeniach losu, a może i nawet o przeznaczeniu. Książkę o Toruniu, legendach i wyborach, jakich dokonujemy każdego dna. Książkę o tym, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje, a najbardziej zaskakują nas … najbliżsi ludzie.
Nie będzie to recenzja baśni, choć Toruń ma w sobie coś magicznego, podobnie jak powieść Katarzyny Enerlich, w której wspomnieniach gości nawet szeptucha. „Studnia bez dnia” to jednak książka głęboko osadzona w rzeczywistości – a właściwie szarej rzeczywistości, która za sprawą życzliwości może jednak przybrać barwy tęczy. Kolejna już w dorobku autorki pozycja nie traci nic ze wspaniałego stylu i klimatu, którymi Enerlich uwodzi nas już od momentu powstania „Prowincji pełnej marzeń”. Tym razem opuszczamy ukochane Mazury autorki i przenosimy się do miasta pełnego legend o flisakach i żabach, do miasta aniołów i kupców.
Główna bohaterka powieści, Marcelina, jest osobą, która wydaje się mieć wszystko – piękne mieszkanie, przystojnego męża, z którym seks gwarantuje niesamowite doznania i hobby przynoszące dochód. Los jednak okrutnie postanowił sobie z niej zakpić, bowiem kobieta w jednym dniu najpierw dowiaduje się o zdradzie męża, a chwile później staje się mimowolnym świadkiem jego wypadku. „On leżał całkiem nieprzytomny, a ona … całkiem przytomnie przestawała go kochać” – pisze Enerlich ukazując zobojętniałą Marcelinę. Na OIOM-ie poznajemy też tę drugą, kochankę męża, przeświadczoną o miłości i uczciwości ukochanego. Kiedy ten umiera, kobiety jakby zjednoczone wspólnymi przeżyciami stają się sobie bliskie, niczym przyjaciółki.
Śmierć męża oznacza jednak dla Marceliny koniec pewnego etapu w życiu. Aby utrzymać się ze skromnych dochodów, jakie przynoszą jej zlecenia na renowacje ram obrazów i mebli musi przeprowadzić się do mniejszego mieszkania, jest zmuszona stanąć też przed koniecznością znalezienia pracy, która pozwoliłaby jej przetrwać w Toruniu. Ścieżka przeznaczenia prowadzi ją do Tadeusza Zawiejskiego, lokalnego rzeźbiarza. Marcelina zaczyna u niego pracę na stoisku z pamiątkami, pomaga też w pracowni artysty, a w wolnych chwilach zaczytuje się w historii miasta. Ta, dzięki Annie Kot, sąsiadce i przewodniczce po Toruniu wydaje się niezwykle fascynująca szczególnie, że tworzą ją też legendy, takie jak opowieść o zaginionym pierścieniu z najpiękniejszym w Europie rubinem wydobytym w Górach Izerskich. Wykonany przez mistrza Jakuba Hermana dla handlarza modrzewiem Marthusa Teschnera klejnot zaginął przed laty w niewyjaśnionych okolicznościach wraz z jego właścicielem i do dnia dzisiejszego nie został odnaleziony. A przynajmniej do czasu, kiedy Marcelina, pod nieobecność swojego pracodawcy, rozpoczyna porządkowanie pracowni i przez nieuwagę upuszcza pamiątkowe dłuto. To uruchamia lawinę wydarzeń, które zmieniają nie tylko jej życie, ale i historię miasta.
„Studnia bez dnia” opublikowana przez Wydawnictwo MG to wspaniała podróż szlakiem toruńskich legend, pruskich zwyczajów i drogą przeznaczenia. Podczas lektury zyskujemy możliwość spaceru po uliczkach Torunia, a dzięki załączonym zdjęciom (wielka szkoda, że nie są one kolorowe) czujemy niezwykły klimat opisywanych miejsc. Jednak Katarzyna Enerlich odsłania przed czytelnikiem nie tylko tajemnice pięknego miasta, ale i tajemnice ludzkiej duszy przekonując nas, że życie jest pełne niespodzianek. I tych dobrych, i tych złych, jednak warto na nie czekać, bowiem los może odmienić się w każdym momencie. Wszak czeka na nas niejedna studnia bez dna, a Annuszka jeszcze nie raz rozleje swój olej…
Nie będzie to recenzja baśni, choć Toruń ma w sobie coś magicznego, podobnie jak powieść Katarzyny Enerlich, w której wspomnieniach gości nawet szeptucha. „Studnia bez dnia” to jednak książka głęboko osadzona w rzeczywistości – a właściwie szarej rzeczywistości, która za sprawą życzliwości może jednak przybrać barwy tęczy. Kolejna już w dorobku autorki pozycja nie traci nic ze wspaniałego stylu i klimatu, którymi Enerlich uwodzi nas już od momentu powstania „Prowincji pełnej marzeń”. Tym razem opuszczamy ukochane Mazury autorki i przenosimy się do miasta pełnego legend o flisakach i żabach, do miasta aniołów i kupców.
Główna bohaterka powieści, Marcelina, jest osobą, która wydaje się mieć wszystko – piękne mieszkanie, przystojnego męża, z którym seks gwarantuje niesamowite doznania i hobby przynoszące dochód. Los jednak okrutnie postanowił sobie z niej zakpić, bowiem kobieta w jednym dniu najpierw dowiaduje się o zdradzie męża, a chwile później staje się mimowolnym świadkiem jego wypadku. „On leżał całkiem nieprzytomny, a ona … całkiem przytomnie przestawała go kochać” – pisze Enerlich ukazując zobojętniałą Marcelinę. Na OIOM-ie poznajemy też tę drugą, kochankę męża, przeświadczoną o miłości i uczciwości ukochanego. Kiedy ten umiera, kobiety jakby zjednoczone wspólnymi przeżyciami stają się sobie bliskie, niczym przyjaciółki.
Śmierć męża oznacza jednak dla Marceliny koniec pewnego etapu w życiu. Aby utrzymać się ze skromnych dochodów, jakie przynoszą jej zlecenia na renowacje ram obrazów i mebli musi przeprowadzić się do mniejszego mieszkania, jest zmuszona stanąć też przed koniecznością znalezienia pracy, która pozwoliłaby jej przetrwać w Toruniu. Ścieżka przeznaczenia prowadzi ją do Tadeusza Zawiejskiego, lokalnego rzeźbiarza. Marcelina zaczyna u niego pracę na stoisku z pamiątkami, pomaga też w pracowni artysty, a w wolnych chwilach zaczytuje się w historii miasta. Ta, dzięki Annie Kot, sąsiadce i przewodniczce po Toruniu wydaje się niezwykle fascynująca szczególnie, że tworzą ją też legendy, takie jak opowieść o zaginionym pierścieniu z najpiękniejszym w Europie rubinem wydobytym w Górach Izerskich. Wykonany przez mistrza Jakuba Hermana dla handlarza modrzewiem Marthusa Teschnera klejnot zaginął przed laty w niewyjaśnionych okolicznościach wraz z jego właścicielem i do dnia dzisiejszego nie został odnaleziony. A przynajmniej do czasu, kiedy Marcelina, pod nieobecność swojego pracodawcy, rozpoczyna porządkowanie pracowni i przez nieuwagę upuszcza pamiątkowe dłuto. To uruchamia lawinę wydarzeń, które zmieniają nie tylko jej życie, ale i historię miasta.
„Studnia bez dnia” opublikowana przez Wydawnictwo MG to wspaniała podróż szlakiem toruńskich legend, pruskich zwyczajów i drogą przeznaczenia. Podczas lektury zyskujemy możliwość spaceru po uliczkach Torunia, a dzięki załączonym zdjęciom (wielka szkoda, że nie są one kolorowe) czujemy niezwykły klimat opisywanych miejsc. Jednak Katarzyna Enerlich odsłania przed czytelnikiem nie tylko tajemnice pięknego miasta, ale i tajemnice ludzkiej duszy przekonując nas, że życie jest pełne niespodzianek. I tych dobrych, i tych złych, jednak warto na nie czekać, bowiem los może odmienić się w każdym momencie. Wszak czeka na nas niejedna studnia bez dna, a Annuszka jeszcze nie raz rozleje swój olej…
Recenzja znajduje się także na stronach wortalu literackiego Granice.pl
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i również pozdrawiam:-)
UsuńBardzo ciekawie to zosatło opisane.
OdpowiedzUsuń