Tytuł: Czary w małym miasteczku
Autor: Marta Stefaniak
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Nie ma chyba osoby, która w dzieciństwie nie słuchałaby bajek o wróżkach, elfach czy magicznych krainach. Niektórzy, tę wiarę w magię stracili w procesie dorastania, lecz są również osoby, które tęsknie wypatrują czarodziejek mogących spełniać ich pragnienia, szukają kwiatów paproci czy też wędrując drogą tęczy, próbują odnaleźć zakopane skarby. Ta wiara w nadnaturalną siłę, zbyt często sprowadzaną wyłącznie do bajek, jest czymś niewinnym i pięknym, jednak pod warunkiem, że nie przeszkadza w codziennym życiu. Jak wyglądałyby bowiem nasze miasteczka, gdybyśmy czekali na pojawienie się w nich wróżki? Jak funkcjonowałyby sklepy, banki, kina czy przychodnie, gdyby zależały od spełnienia życzeń złożonych w obliczu spadających gwiazd?
Zapewne miejsca te zamierałyby powoli, a ludzie, powoli straciliby nadzieje na to, że cokolwiek mogą zrobić, cokolwiek zmienić. Miejsca te wyglądałyby jak miasteczko z fascynującej powieści Marty Stefaniak, doprawionej słodkim lukrem, szczyptą magii i sporą dawką szarej rzeczywistości. „Czary w małym miasteczku” to urokliwa opowieść dla wszystkich, którzy wierzą zarówno w białą, jak i czarną magię, a także dla tych, którym trudno w szarości dnia codziennego odnaleźć na nowo kolory z dzieciństwa. To powieść dodająca otuchy, wlewająca w serca nadzieje i pokazująca, że niezależnie od pomocy dobrej wróżki, kluczem do sukcesu jest po prostu to, by „chciało się chcieć”.
Małe, prowincjonalne miasteczko opisane przez Stefaniak nie ma nazwy, ale właściwie może być nim każda miejscowość, po której ulicach wraz z górami śmieci hula wiatr, wystawy sklepowe straszą starymi plakatami i rdzewiejącymi kratami, zaś wskaźnik bezrobocia znacznie przekracza średnią krajową. Jedyna aktywność ma miejsce w parkach opanowanych przez nastolatków będących pod wpływem alkoholu bądź też wokół budek z piwem i barów. W takim właśnie miasteczku mieszka Maria, pracownica urzędu miejskiego, skrycie nienawidząca swojej pracy – jedynego źródła utrzymania czteroosobowej rodziny, frustracje wyładowująca podczas wypiekania pączków i innych delicji, którymi hojnie częstuje wszystkich dookoła. Tu także żyje Krysia, sklepowa, która drży przed mężem alkoholikiem, kiedy ten wraca z saksów w Niemczech oraz Artur, syn właścicieli miejscowego hotelu, których całe dnie upływają na robieniu sobie wzajemnie na złość oraz na kłótniach. W miasteczku mieszka także lekarka Łucja, zmagająca się ze swoją samotnością, czternastoletnia Joasia molestowana przez księdza czy skorumpowany burmistrz. Każdy z bohaterów obarczony jest problemami, każdy próbuje ułożyć sobie życie w dogorywającym miasteczku, choć udaje się to z trudem.
Wszystko się jednak zmienia (jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – chciałoby się powiedzieć), kiedy do tego szarego i smutnego miejsca przybywa urocza staruszka, Anna Kowalska. Wraz z nią w sercach mieszkańców zaczyna płonąć płomyk nadziei na lepsze jutro i wola walki o to, by coś zmienić. Drobne metamorfozy, przyjazne gesty i akty odwagi składają się na toczący się lawinowo proces przemiany sennego miasteczka w urokliwe miejsce pachnące pączkami Marii czy rozświetlone neonami reaktywowanego kina. Niestety, wkrótce po nowej mieszkance przybywa kolejny gość, który w dziwnych okolicznościach zajmuje piękną willę okolicznego hurtownika i jego żony, dentystki. Ów nowy rezydent, a właściwie rezydentka, to Edyta Nowacka, choć właściwie jedynym imieniem, jakie do niej pasuje, jest to właściwe – Mogiera. Jej czarna jak smoła dusza zrobi wszystko, by odwrócić proces wielkiej odbudowy, zaczyna zatem sączyć jad w dusze wszystkich mieszkańców, zatruwając ich swoją nienawiścią, czyniąc słabymi i mało podatnymi na ciosy czy pokusy. Anna, a właściwie Rosmonda, niestety nie może uchronić każdego…
„Czary w małym miasteczku” Marty Stefaniak, to powieść przepełniona świeżością i naturalnością, która dzięki domieszce magii zaskakuje czytelnika, kusi, ale i skłania do myślenia. Mimo, że książka należy do tych, które czyta się w sposób „lekki i przyjemny”, to poruszane w niej tematy bynajmniej do ważkich nie należą. Wręcz przeciwnie – autorka dotyka najgorszych bolączek małych (choć nie tylko tych zamkniętych w granicach miasteczek) społeczności dając nam okazję, byśmy zmobilizowali siły i stanęli do walki. Pokazuje, że choć magia się przydaje, to tak naprawdę prawdziwa siła tkwi w nas. Wystarczy tylko podjąć decyzję i wprowadzić ją w życie, a cały wszechświat zacznie nam sprzyjać. Nawet wróżka …
Recenzja znajduje się także na stronach wortalu literackiego Granice.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz