Tytuł: Tajemnica Starych Dunajczysk
Autor: Mariusz Jaksa Czoba
Wydawnictwo: Rovae Res
Nie ma chyba osoby, która choć raz nie słyszała o bursztynowej komnacie, czyli bursztynowym gabinecie zamówionym przez Fryderyka I Hohenzollerna do podberlińskiego pałacu Charlottenburg. Wykonana przez mistrza bursztyniarskiego z Gdańska, Andreasa Schűtera, została zrabowana przez Niemców w 1941 roku, zaś kilka miesięcy później przewieziona w kilkudziesięciu skrzyniach do Zamku Królewskiego. Tu kończą się fakty, a zaczynają domysły na temat miejsca przechowywania tego cudu wykonanego ludzką ręką - wiadomo, że została znów zapakowana w skrzynie i.. do dziś jej nie odnaleziono. Takich skarbów wywiezionych przez III Rzeszę i ukrytych w różnych rejonach kraju jest prawdopodobnie wiele, a wielbiciele zagadek historii czynnie włączają się w ich poszukiwanie.
Jednym z takich pasjonatów jest Łukasz Jaksa, dziennikarz nieustannie poszukujący dowodów z przeszłości i spędzający każde wakacje na odkrywczych wyprawach z mapą i książkami w ręku. Tym razem kierunek wakacyjnego wyjazdu zdeterminował post, umieszczony przez niejakiego Vikinga na jednym z forów internetowych, zaś w podróż do Starych Dunajczysk na Dolnym Śląsku zabiera nas Mariusz Jaksa Czoba. Jego debiut powieściowy „Tajemnica Starych Dunajczysk”, opublikowana przez Wydawnictwo Novae Res, to ekscytująca i pełna przygód książka, przesiąknięta duchem historii, łącząca w sobie elementy Indiany Jonesa i „Pana Samochodzika”.
Stara zasypana sztolnia, świadomość, że w kierunku Dolnego Śląska w latach 1943- 1945 wyruszały konwoje niemieckich ciężarówek z tajemniczymi ładunkami i specyficzne ukształtowanie terenu stwarzające możliwości aranżacji licznych kryjówek, przyciągają Łukasza niczym magnes, zaś identyfikacja miejsca opisanego przez Vikinga wzbudza ekscytację. Tyle tylko, że ktoś najwyraźniej nie podziela entuzjazmu ewentualnych odkrywców i robi wszystko, by przegonić turystów (w tym Łukasza) kręcących się wokół wejścia i to za pomocą broni palnej.
Mężczyzna znajduje towarzysza poszukiwań, nastoletniego Marcina Młynieckiego, zwanego Martim, który wraz z mamą spędza na wsi każde wakacje. Ta znajomość jest o tyle cenna, że nad okolicę nadciągają ulewne deszcze, a namiot nie stanowi wystarczającego zabezpieczenia przez strumieniami wody, zawsze zatem lepiej jest skryć się w domu Inki o roziskrzonych oczach. Poza tym ktoś bardzo interesuje się obozowiskiem dziennikarza i nie tylko go śledzi, ale też wywabiając z namiotu przetrząsa jego rzeczy.
Nic jednak nie powstrzyma takiej dwójki pasjonatów przygód szczególnie od chwili, kiedy w ich małe śledztwo włącza się też stary leśniczy. I choć „skarb” odnaleziony w zasypanej grocie daleki jest od bursztynowej komnaty, to jednak stanowi dowód na to, że Niemcy rzeczywiście na Dolnym Śląsku znaleźli niezwykle skuteczne kryjówki.
Kiedy już jesteśmy przekonani, że odkrycie wojskowych pojazdów z pełnym ładunkiem jest kolimacyjnym punktem powieści, Mariusz Jaksa Czoba znów wystawia naszą cierpliwość na próbę. Jego bohater ma jeszcze kilka dni urlopu, które spędzi nie tylko w towarzystwie pięknej matki Matiego, ale i chłopca… kontynuując wraz z nim poszukiwania skarbu - wszak na jednym odkryciu świat się nie kończy.
„Tajemnica Starych Dunajczysk” to prawdziwa kondensacja pomysłów i wydarzeń, nie dająca czytelnikowi nawet chwili na nudę czy refleksję, Obietnica skarbów, takich jak Piękna Madonna wywieziona w czasie wojny z Torunia, motywuje do działania (czytania) i w efekcie rozpoczynając lekturę wieczorem możemy zapomnieć o śnie. Choć niektóre wątki są zbędne bądź też nie mają zakończenia, to nawet nie mamy ochoty zwracać na to uwagi. Wszak zaraz możemy usłyszeć sygnał wykrywacza metali, trafić na tajemniczego strażnika groty bądź… dać się zamknąć w starej studni. Wszystko to rozbudza w nas ducha poszukiwacza przygód, działa na wyobraźnię i wyznacza kierunek następnych wakacji. Nie wiem jak Wy, ale ja wyruszam w kierunku Wrocławia i to w towarzystwie Jaksy. Ahoj przygodo!
Jednym z takich pasjonatów jest Łukasz Jaksa, dziennikarz nieustannie poszukujący dowodów z przeszłości i spędzający każde wakacje na odkrywczych wyprawach z mapą i książkami w ręku. Tym razem kierunek wakacyjnego wyjazdu zdeterminował post, umieszczony przez niejakiego Vikinga na jednym z forów internetowych, zaś w podróż do Starych Dunajczysk na Dolnym Śląsku zabiera nas Mariusz Jaksa Czoba. Jego debiut powieściowy „Tajemnica Starych Dunajczysk”, opublikowana przez Wydawnictwo Novae Res, to ekscytująca i pełna przygód książka, przesiąknięta duchem historii, łącząca w sobie elementy Indiany Jonesa i „Pana Samochodzika”.
Stara zasypana sztolnia, świadomość, że w kierunku Dolnego Śląska w latach 1943- 1945 wyruszały konwoje niemieckich ciężarówek z tajemniczymi ładunkami i specyficzne ukształtowanie terenu stwarzające możliwości aranżacji licznych kryjówek, przyciągają Łukasza niczym magnes, zaś identyfikacja miejsca opisanego przez Vikinga wzbudza ekscytację. Tyle tylko, że ktoś najwyraźniej nie podziela entuzjazmu ewentualnych odkrywców i robi wszystko, by przegonić turystów (w tym Łukasza) kręcących się wokół wejścia i to za pomocą broni palnej.
Mężczyzna znajduje towarzysza poszukiwań, nastoletniego Marcina Młynieckiego, zwanego Martim, który wraz z mamą spędza na wsi każde wakacje. Ta znajomość jest o tyle cenna, że nad okolicę nadciągają ulewne deszcze, a namiot nie stanowi wystarczającego zabezpieczenia przez strumieniami wody, zawsze zatem lepiej jest skryć się w domu Inki o roziskrzonych oczach. Poza tym ktoś bardzo interesuje się obozowiskiem dziennikarza i nie tylko go śledzi, ale też wywabiając z namiotu przetrząsa jego rzeczy.
Nic jednak nie powstrzyma takiej dwójki pasjonatów przygód szczególnie od chwili, kiedy w ich małe śledztwo włącza się też stary leśniczy. I choć „skarb” odnaleziony w zasypanej grocie daleki jest od bursztynowej komnaty, to jednak stanowi dowód na to, że Niemcy rzeczywiście na Dolnym Śląsku znaleźli niezwykle skuteczne kryjówki.
Kiedy już jesteśmy przekonani, że odkrycie wojskowych pojazdów z pełnym ładunkiem jest kolimacyjnym punktem powieści, Mariusz Jaksa Czoba znów wystawia naszą cierpliwość na próbę. Jego bohater ma jeszcze kilka dni urlopu, które spędzi nie tylko w towarzystwie pięknej matki Matiego, ale i chłopca… kontynuując wraz z nim poszukiwania skarbu - wszak na jednym odkryciu świat się nie kończy.
„Tajemnica Starych Dunajczysk” to prawdziwa kondensacja pomysłów i wydarzeń, nie dająca czytelnikowi nawet chwili na nudę czy refleksję, Obietnica skarbów, takich jak Piękna Madonna wywieziona w czasie wojny z Torunia, motywuje do działania (czytania) i w efekcie rozpoczynając lekturę wieczorem możemy zapomnieć o śnie. Choć niektóre wątki są zbędne bądź też nie mają zakończenia, to nawet nie mamy ochoty zwracać na to uwagi. Wszak zaraz możemy usłyszeć sygnał wykrywacza metali, trafić na tajemniczego strażnika groty bądź… dać się zamknąć w starej studni. Wszystko to rozbudza w nas ducha poszukiwacza przygód, działa na wyobraźnię i wyznacza kierunek następnych wakacji. Nie wiem jak Wy, ale ja wyruszam w kierunku Wrocławia i to w towarzystwie Jaksy. Ahoj przygodo!
Recenzja znajduje się także na stronach wortalu literackiego Granice.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz