Tytuł: Oddam serce w dobre ręce
Autor: Katarzyna Olszaniecka
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Nic nigdy nie dzieje się bez przyczyny. Nawet wówczas, kiedy złorzeczymy na okrutny, niesprawiedliwy los, to musimy zdać sobie sprawę, że każde doświadczenie (również bolesne) jest dla nas lekcją. Jest listem od Boga…
Rina, bohaterka niezwykle ciepłej powieści „Oddam serce w dobre ręce” Katarzyny Olszanieckiej również nie mogła zrozumieć, dlaczego jej ukochany maż Aleks zginął na Malediwach. Na dodatek obwinia siebie o jego śmierć, bowiem to telefon do domu zatrzymał go w hotelu, kiedy nadeszło tsunami. Od czterech lat tęskni za nim, zaszywając się w swoim majątku na wsi, gdzie w otoczeniu gromady zwierząt (w tym kóz) przygotowuje nalewki i dżemy na sprzedaż, pracuje jako tłumacz oraz pisze.
Autorka zaprasza nas do Riny w gościnę, bowiem tylko tu, w otoczeniu menażerii właścicielki, możemy pomilczeć wspólnie z jej szwagrem Karolem, a nawet … spróbować pysznej nalewki truskawkowej. To idealna sceneria, by poczytać książkę i to nie tylko latem, ale i jesienią, ciasno otulając się pledem. Oczywiście pod warunkiem, że lekturą tą będzie właśnie „Oddam serce w dobre ręce”.
Świat Riny nie kończy się jednak na wiejskim podwórku. Czasami przecież musi tankować samochód, co może zakończyć się zniszczeniem ulubionych butów albo … nową znajomością. I nawet, jeśli pokryte tatuażami ramiona Igora mogą budzić wątpliwości, podobnie jak i jego przeszłości – służył we francuskiej policji, był też w Legii Cudzoziemskiej – to jednak milo jest mieć przy sobie kogoś, kto obdarza kobietę taką troską i atencją.
Wkrótce po pierwszym spotkaniu będą mieli szansę za sobą zatęsknić, bowiem Rina wraz ze swoją zwariowaną przyjaciółką wybiera się do Grecji. Przy okazji pobytu na Thassos kobiety będą miały szansę nie tylko nabyć wspaniałej opalenizny, stać się wielbicielkami greckiej kuchni, ale też wdać się w potężną bójkę w barze i stać się żywą legendą szmaragdowej wyspy. Zresztą ten wakacyjny pobyt ma daleko idące konsekwencje – Matylda nie tylko otrzymuje wróżbę na przyszłość od czarownicy w sklepie z biżuterią, ale też zakochuje się w przystojnym komendancie miejscowej policji. Tyle tylko, że sama jest mężatką i choć od lat nie jest szczęśliwa w związku, to nigdy nie zdobyłaby się na zdradę. Czy zatem grecką miłość pozostawi na Thassos? A może los ma dla niej inny, zaskakujący scenariusz?
Kolejne tygodnie niosą niespodziankę również dla Riny, której znajomość z Igorem zaczyna się zacieśniać, scementowana dodatkowo przez dziecko, a właściwie małego wilczka, którego ocalił mężczyzna. Cieniem na tym romansie kładzie się niejasna przeszłość zawodowa Igora, choć tę uparcie zgłębia Karol wraz z przyjacielem rodziny, szwajcarskim marszandem Christianem. Na jaw wychodzą też inne sekrety w tym te dotyczące Aleksa, który jak się okazuje nie dość, że należał do pewnej tajnej organizacji, to jeszcze miał w jej ramach niecodzienne „hobby”…
W książce Katarzyny Olszanieckiej dużo się dzieje, a kolejne wydarzenia i przygody bohaterki wywołują zarówno salwy gromkiego śmiechu, jak i gorzkie refleksje na temat okrucieństwa ludzi. „Oddam serce w dobre ręce” to zdecydowanie powieść dla tych, którzy lubią przeżywać literaturę, nie sposób jest bowiem nie zaangażować się w historię Riny. Lekka, łatwa i przyjemna książka z nutką sensacyjnego wątku ma tylko jedną wadę – Rina pobudziła moje kubki smakowe swoimi nalewkami i konfiturami i teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko odkurzyć książkę kucharską i zabrać się za przygotowanie dżemu morelowego czy truskawkowo-waniliowego napitku. Rzeczy równie smakowitych, jak „Oddam serce w dobre ręce”.
Rina, bohaterka niezwykle ciepłej powieści „Oddam serce w dobre ręce” Katarzyny Olszanieckiej również nie mogła zrozumieć, dlaczego jej ukochany maż Aleks zginął na Malediwach. Na dodatek obwinia siebie o jego śmierć, bowiem to telefon do domu zatrzymał go w hotelu, kiedy nadeszło tsunami. Od czterech lat tęskni za nim, zaszywając się w swoim majątku na wsi, gdzie w otoczeniu gromady zwierząt (w tym kóz) przygotowuje nalewki i dżemy na sprzedaż, pracuje jako tłumacz oraz pisze.
Autorka zaprasza nas do Riny w gościnę, bowiem tylko tu, w otoczeniu menażerii właścicielki, możemy pomilczeć wspólnie z jej szwagrem Karolem, a nawet … spróbować pysznej nalewki truskawkowej. To idealna sceneria, by poczytać książkę i to nie tylko latem, ale i jesienią, ciasno otulając się pledem. Oczywiście pod warunkiem, że lekturą tą będzie właśnie „Oddam serce w dobre ręce”.
Świat Riny nie kończy się jednak na wiejskim podwórku. Czasami przecież musi tankować samochód, co może zakończyć się zniszczeniem ulubionych butów albo … nową znajomością. I nawet, jeśli pokryte tatuażami ramiona Igora mogą budzić wątpliwości, podobnie jak i jego przeszłości – służył we francuskiej policji, był też w Legii Cudzoziemskiej – to jednak milo jest mieć przy sobie kogoś, kto obdarza kobietę taką troską i atencją.
Wkrótce po pierwszym spotkaniu będą mieli szansę za sobą zatęsknić, bowiem Rina wraz ze swoją zwariowaną przyjaciółką wybiera się do Grecji. Przy okazji pobytu na Thassos kobiety będą miały szansę nie tylko nabyć wspaniałej opalenizny, stać się wielbicielkami greckiej kuchni, ale też wdać się w potężną bójkę w barze i stać się żywą legendą szmaragdowej wyspy. Zresztą ten wakacyjny pobyt ma daleko idące konsekwencje – Matylda nie tylko otrzymuje wróżbę na przyszłość od czarownicy w sklepie z biżuterią, ale też zakochuje się w przystojnym komendancie miejscowej policji. Tyle tylko, że sama jest mężatką i choć od lat nie jest szczęśliwa w związku, to nigdy nie zdobyłaby się na zdradę. Czy zatem grecką miłość pozostawi na Thassos? A może los ma dla niej inny, zaskakujący scenariusz?
Kolejne tygodnie niosą niespodziankę również dla Riny, której znajomość z Igorem zaczyna się zacieśniać, scementowana dodatkowo przez dziecko, a właściwie małego wilczka, którego ocalił mężczyzna. Cieniem na tym romansie kładzie się niejasna przeszłość zawodowa Igora, choć tę uparcie zgłębia Karol wraz z przyjacielem rodziny, szwajcarskim marszandem Christianem. Na jaw wychodzą też inne sekrety w tym te dotyczące Aleksa, który jak się okazuje nie dość, że należał do pewnej tajnej organizacji, to jeszcze miał w jej ramach niecodzienne „hobby”…
W książce Katarzyny Olszanieckiej dużo się dzieje, a kolejne wydarzenia i przygody bohaterki wywołują zarówno salwy gromkiego śmiechu, jak i gorzkie refleksje na temat okrucieństwa ludzi. „Oddam serce w dobre ręce” to zdecydowanie powieść dla tych, którzy lubią przeżywać literaturę, nie sposób jest bowiem nie zaangażować się w historię Riny. Lekka, łatwa i przyjemna książka z nutką sensacyjnego wątku ma tylko jedną wadę – Rina pobudziła moje kubki smakowe swoimi nalewkami i konfiturami i teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko odkurzyć książkę kucharską i zabrać się za przygotowanie dżemu morelowego czy truskawkowo-waniliowego napitku. Rzeczy równie smakowitych, jak „Oddam serce w dobre ręce”.
Recenzja zostala umieszczona również na stronach wortalu literackiego Granice.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz