Autor: Hannah Richell
Tytuł: "Dom na szczycie klifu"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Pandora była pierwszą kobietą na Ziemi, którą Zeus zesłał jako karę dla ludzi za to, że Prometeusz wykradł z Olimpu ogień. W posagu otrzymała ona szczelnie zamkniętą beczkę, którą Epimeteusz i Pandora nierozważnie otworzyli wypuszczając tym samym na świat wszelkie nieszczęścia. Na dnie beczki pozostała jednak, zgodnie z wolą Zeusa, nadzieja i to ona niejednokrotnie trzyma przy życiu szczególnie wówczas, kiedy los wyjątkowo nas doświadcza.
Rodzinę Tide`ów poznajemy dzięki Hannah Richell, autorce opublikowanej przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka książki „Dom na szczycie klifu”. Powieść jest historią dwóch pokoleń, na których ciąży piętno tragedii, jaka rozegrała się w Dorset, w pobliżu ich posiadłości Clifftops, zaś czytelnik zostaje wciągnięty w wir wydarzeń i zbiegów okoliczności, prowadzących nieuchronnie do katastrofy. Dzięki Dorze Tide, dwudziestoparoletniej pracownicy agencji reklamowej, obecnie mieszkance Londynu, cofniemy się w przeszłość, aby odkryć przyczyny jej obecnego zachowania, niechęci do posiadania dziecka szukając w wypadku, jaki miał miejsce przed laty i w skomplikowanych relacjach rodzinnych.
W głębi duszy Dora nie wierzy, że zasługuje na szansę u boku rzeźbiarza Dana, nie wierzy, że może być dobrą matką. Wszak przed laty zaginął oddany pod jej opiekę młodszy brat Alfred, a jego śmierć stała się przyczyną rozpadu rodziny i wzajemnych oskarżeń oraz pretensji.
Powrót do przeszłości, jaki Dora odbywa, by ostatecznie zamknąć za sobą pewien rozdział w życiu, ujawnia wiele nowych faktów, niekiedy bolesnych, ale ich poznanie i pogodzenie się ze zmiennością losu jest konieczne, by znów zacząć oddychać pełną piersią.
Sceny sprzed lat napływają do Dory falami, a tym sposobem poznajemy historię domu w Clifftops i niechęci, jaka matka dziewczyny – Helen, żywiła do tego gmachu. Oderwana od środowiska intelektualistów (wykładała filologie klasyczną), nigdy nie zaakceptowana przez rodzinę męża, czuła się w wielkim, pełnym przepychu domostwie, niczym w więzieniu. Mimo, że urodzenie i wychowanie dzieci dało jej szczęście, to jednak nie zaspokajało jej aspiracji podobnie, jak wieloletnie małżeństwo nie miało w sobie tego żaru i uniesień, za którym tęskniła. Być może właśnie to było przyczyną romansu z artystą rezydentem przy Uniwersytecie Exter, na którym pracowała. Helen wmawiała sobie, że flirt z Tobiasem Grey`em to tylko element życia, służący dowartościowaniu jej jako kobiety, o którym nikt nie musiał wiedzieć. To właśnie spotkanie z kochankiem, a nie – jak powiedziała mężowi – konieczność konsultacji z dziekanem, była powodem, dla którego pozostawiła chłopca pod opieką córek. Po tragedii dojmujące poczucie straty i świadomość własnej winy sprawiła, że nie potrafiła wesprzeć Cassie i Dory, odwracając się od nich i od męża, i zamykając się w świecie swojego bólu. Także Cassie ma swój mroczny sekret, a po latach jej wersja wydarzeń znacząco różni się od tej, którą przedstawiła policji…
Czy rodzina rozrzucona niczym puzzle i pełna wzajemnych pretensji ma jeszcze szansę stanowić jedność? Czy Dora zdecyduje się urodzić dziecko i da sobie prawo do życia i szczęścia? „Wszyscy czworo przeżyliśmy zbyt wiele lat w poczuciu winy i żalu, nie sądzisz? Lecz cała nasza tęsknota, cały żal i cierpienie … żadne z tych uczuć nam go nie zwróci. Nie zmienią jednego jedynego momentu tamtego dnia (…)” – te słowa wkłada Hannah Richell w usta bohaterki uświadamiając nam, że nie nad wszystkim możemy mieć kontrolę, a pewne rzeczy stać się po prostu muszą.
„Dom na szczycie klifu” jest powieścią wypełnioną bólem i cierpieniem, powieścią, której oddech porusza nasze emocje. Dramat, jaki przeżyła rodzina Tide`ów nie dotyczy tylko ich, a postawy, jakie reprezentują, są nam niezwykle bliskie. Śmierć dziecka jest ciosem dla rodziców, nierzadko staje się powodem rozpadu związku, którego strony nie potrafią uporać się z własnym bólem, atakując partnera. Richell przekonuje nas, że o wiele lepszą drogą jest wsparcie i wybaczenie nawet wówczas, kiedy serce krwawi…
Rodzinę Tide`ów poznajemy dzięki Hannah Richell, autorce opublikowanej przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka książki „Dom na szczycie klifu”. Powieść jest historią dwóch pokoleń, na których ciąży piętno tragedii, jaka rozegrała się w Dorset, w pobliżu ich posiadłości Clifftops, zaś czytelnik zostaje wciągnięty w wir wydarzeń i zbiegów okoliczności, prowadzących nieuchronnie do katastrofy. Dzięki Dorze Tide, dwudziestoparoletniej pracownicy agencji reklamowej, obecnie mieszkance Londynu, cofniemy się w przeszłość, aby odkryć przyczyny jej obecnego zachowania, niechęci do posiadania dziecka szukając w wypadku, jaki miał miejsce przed laty i w skomplikowanych relacjach rodzinnych.
W głębi duszy Dora nie wierzy, że zasługuje na szansę u boku rzeźbiarza Dana, nie wierzy, że może być dobrą matką. Wszak przed laty zaginął oddany pod jej opiekę młodszy brat Alfred, a jego śmierć stała się przyczyną rozpadu rodziny i wzajemnych oskarżeń oraz pretensji.
Powrót do przeszłości, jaki Dora odbywa, by ostatecznie zamknąć za sobą pewien rozdział w życiu, ujawnia wiele nowych faktów, niekiedy bolesnych, ale ich poznanie i pogodzenie się ze zmiennością losu jest konieczne, by znów zacząć oddychać pełną piersią.
Sceny sprzed lat napływają do Dory falami, a tym sposobem poznajemy historię domu w Clifftops i niechęci, jaka matka dziewczyny – Helen, żywiła do tego gmachu. Oderwana od środowiska intelektualistów (wykładała filologie klasyczną), nigdy nie zaakceptowana przez rodzinę męża, czuła się w wielkim, pełnym przepychu domostwie, niczym w więzieniu. Mimo, że urodzenie i wychowanie dzieci dało jej szczęście, to jednak nie zaspokajało jej aspiracji podobnie, jak wieloletnie małżeństwo nie miało w sobie tego żaru i uniesień, za którym tęskniła. Być może właśnie to było przyczyną romansu z artystą rezydentem przy Uniwersytecie Exter, na którym pracowała. Helen wmawiała sobie, że flirt z Tobiasem Grey`em to tylko element życia, służący dowartościowaniu jej jako kobiety, o którym nikt nie musiał wiedzieć. To właśnie spotkanie z kochankiem, a nie – jak powiedziała mężowi – konieczność konsultacji z dziekanem, była powodem, dla którego pozostawiła chłopca pod opieką córek. Po tragedii dojmujące poczucie straty i świadomość własnej winy sprawiła, że nie potrafiła wesprzeć Cassie i Dory, odwracając się od nich i od męża, i zamykając się w świecie swojego bólu. Także Cassie ma swój mroczny sekret, a po latach jej wersja wydarzeń znacząco różni się od tej, którą przedstawiła policji…
Czy rodzina rozrzucona niczym puzzle i pełna wzajemnych pretensji ma jeszcze szansę stanowić jedność? Czy Dora zdecyduje się urodzić dziecko i da sobie prawo do życia i szczęścia? „Wszyscy czworo przeżyliśmy zbyt wiele lat w poczuciu winy i żalu, nie sądzisz? Lecz cała nasza tęsknota, cały żal i cierpienie … żadne z tych uczuć nam go nie zwróci. Nie zmienią jednego jedynego momentu tamtego dnia (…)” – te słowa wkłada Hannah Richell w usta bohaterki uświadamiając nam, że nie nad wszystkim możemy mieć kontrolę, a pewne rzeczy stać się po prostu muszą.
„Dom na szczycie klifu” jest powieścią wypełnioną bólem i cierpieniem, powieścią, której oddech porusza nasze emocje. Dramat, jaki przeżyła rodzina Tide`ów nie dotyczy tylko ich, a postawy, jakie reprezentują, są nam niezwykle bliskie. Śmierć dziecka jest ciosem dla rodziców, nierzadko staje się powodem rozpadu związku, którego strony nie potrafią uporać się z własnym bólem, atakując partnera. Richell przekonuje nas, że o wiele lepszą drogą jest wsparcie i wybaczenie nawet wówczas, kiedy serce krwawi…
Recenzja została także umieszczona na stronach wortalu literackiegi Granice.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz